Tomasz Harasimiuk - Vezuwia - recenzja

by - 20:26:00

Co zrobisz, jak nic nie zrobisz? - tego rodzaju dogłębnie filozoficzna ocena swoich możliwości prześladuje każdego z życiowych pechowców. Ludziom takim bowiem zawsze towarzyszy świadomość, że wobec zapadłych już dawno wyroków wszechmocnego losu wszelkie usiłowania nic nieznaczącego pyłu ludzkiego, zmierzające do zmiany istniejącego stanu rzeczy czy próby zbytniego wierzgania w nadziei, że jednak nastąpi bliżej nieokreślony cud ewoluujący zastaną rzeczywistość, są pozbawione wszelkiego sensu. Jako odwieczny nieszczęśnik, którego status wyznaczyły przed wiekami odpowiednia koniunkcja planet oraz złośliwość siedzącego sobie wygodnie wśród niebieskich obłoków Boga, z trapiącej Go nudy bawiącego się losami człowieczych pacynek, niejednokrotnie poddawałeś się odruchom buntu, które za każdym razem kończyły się spektakularnym kolapsem. Toteż w cichości umysłu powtarzasz sobie nieodmiennie: „Na początku Bóg stworzył świat, a potem było już tylko gorzej.”, co stanowi Twoje swoiste życiowe credo. Nie jest ono może budujące, ale przynajmniej nie próbuje fałszować Twojej przeszłości, teraźniejszości oraz - jak niestety wszystko na to wskazuje - także przyszłości. Ale czy można się dziwić, skoro dziać tak zaczęło się już od samego urodzenia? Rodzice, być może w chwili podświadomego natchnienia geniuszem przewrotności, nadali Ci pompatycznie brzmiące imię „Ter–Rarem”, czyli w języku ojczystym: „Ten szczęśliwy”. Opatrzność jednak błyskawicznie skontrowała ten podstępny pomysł, obdarzając Cię wadą wymowy, wskutek której nie jesteś w stanie wypowiedzieć literyR”. Dzięki temu wszem i wobec przedstawiałeś się jako „TeyLachem” - „To śmieszne”. Czyż to nie przepiękny paradoks, świadczący niezbicie o tym, że Najwyższy dysponuje niewyczerpanymi pokładami sarkazmu?  

„Jakby tego było mało, był piątym dzieckiem swoich rodziców, a to oznaczało, że nie miał prawa do dziedziczenia rodzinnego majątku. Nawet gdyby jego rodzeństwo zrzekło się dóbr, Ter jako piąty w rodzie nie otrzymywał nic. Był wyrzutkiem, niechcianym problemem, tym, który przyciągał kłopoty.” 

Oczywiście jako dziecko byłeś ciągłym przykładem, że w powiedzeniu „jak pech, to pech” istnieją wielkie pokłady prawdziwości. Kiedy więc jakimś dziwnym i niezrozumiałym zrządzeniem przeznaczenia osiągasz pełnoletność i kończysz lat dziewiętnaście i pół, postanawiasz spektakularnie zerwać kajdany ciążącego nad Tobą fatum i wdrażasz program, który nazywasz Planem Wielkiej Zmiany. Założenia  bardzo ambitne, co od samego początku tchnie Cię sporą dozą nieufności wobec własnych zamierzeń. Ale cóż, młodość ma swoje prawa, więc z energią rzucasz się w odmęty ich realizacji. Ustawiasz je na dwóch solidnych fundamentach. Pierwszy zasadza się na przyjęciu, iż należy zacząć, jak to mawiali starożytni Rzymianie „ab ovo”. Zmieniasz więc swoje miano na „Felix”, czyli: „Szczęśliwy”, zagradzając tym samym nieodwracalnie niefartowi drogę do swej niezbyt imponującej ziemskiej powłoki. Drugi jest nieco trudniejszy w wykonaniu i wymaga szczególnej determinacji, co jednak Cię nie zniechęca. Postanawiasz opuścić dom i rodzinne strony Sachelu. 

„To akurat przyszło mu dość łatwo. Jego rodzina nie była zła, a przynajmniej Felix jej za taką nie uważał. (…) W Sachel (…) od dawna wierzono, że cyfra pięć jest jakby przeklęta. Skutkiem tego Felix nierzadko stawał się ofiarą bezpodstawnej agresji i niesprawiedliwości. (…) Doszło do tego, że chłopak naprawdę zaczynał myśleć, że jest przeklęty. Stąd plan o opuszczeniu domu.” 

W związku z tym stajesz wobec dylematu nieustannie drążącego odwiecznych wędrowców i wszelkie zbuntowane wobec Absolutu duchy – where się udać? 😉 Wybór nie jest duży. Z powodu braku środków nie może sięgać zbyt daleko, a stosunkowo bliska północ odstrasza temperaturą i wiecznie zalegającym ją śniegiem. Pozostaje więc tylko jedno miejsce: 

Vezuwia – miasto na wulkanie. - Teraz będzie inaczej – mruknął pod nosem Fel, stojąc u podnóża wulkanu i podziwiając miasto ukryte w jego wnętrzu jak orzech w skorupie.” 

Bardzo naiwnie, trzeba dodać, zważywszy na przyszłe wydarzenia. Tak, czy inaczej, pokonanie drogi do wyśnionego Elizjum zajmuje Ci całe dwa tygodnie. 

„W normalnych okolicznościach podróż powinna trwać nie dłużej niż tydzień, ale dla skończonego pechowca jakim był Felix, niemożliwe było przeżycie takiej wędrówki bez jakiejkolwiek wpadki.” 

Już drugiego dnia napotykasz dwóch nieszczęśliwców próbujących rozpaczliwie naprawić przednią oś ciągniętego z mozołem wozu. Ponieważ nieco się na tym znasz, łacno dajesz sobie radę z trapiącym ich problemem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle się nie okazało, że to rozbójnicy próbujący uciec ze swoim łupem. Rezultat? 

„(...) ci w podzięce obili mu gębę i obrobili go z pieniędzy. Od tego czasu musiał więc spać w szałasach i znajdować jedzenie, gdzie się dało.” 

W końcu jednak docierasz do miejsca swojego przeznaczenia, wpatrując się w nie gorejącymi od nadmiaru płonnej nadziei oczyma. Widok jest wielce imponujący. 

Vezuwia była stosunkowo młodym miastem, liczyła sobie bowiem raptem około dwustu – trzystu lat. (…) Po jego prawej i lewej stronie rozciągało się miasto wgryzające się uporczywie w skalną ścianę. Zabudowania zarówno wspinały się ku górze, jak i schodziły. Te wspinające się były jednak zauważalnie okazalsze, a blisko szczytów jawiły się – ledwie widoczne – pałace i zamki.” 

Zdajesz sobie sprawę, że to nie okazałe budowle stanowią o niezwykłości tego miejsca. Przesądza o tym rzecz zupełnie innej natury – nieograniczona dostępność „energii”, będącej siłą zasilającą nie tylko mechaniczne urządzenia, ale też ludzi. Odpowiednio pobrana i skumulowana w człowieku, daje mu ogromną siłę i wytrzymałość - jest więc mrocznym przedmiotem pożądania. U innych ludów to rzadkość - ale nie dla mieszkańców Vezuwii 

„(...) w (…) Sachel, energii zawsze jest mało wysysa się więc każdą, nawet najmniejszą drobinkę i nie marnuje niczego. Tutaj zaś, jak podają opowieści, energia nie jest traktowana jako coś mistycznego lub trudno dostępnego, a raczej jako naturalny dodatek do życia, niewiele różniący się od powietrza, którym się oddycha.” 

Skąd płynie takie bogactwo? Gorączkowo wypatrujesz najważniejszego gmachu na terenie miasta – słynnej Elektrowni. I bingo - jest!  

„(...) był on co prawda ledwie widoczny, lecz jego ogrom przyćmiewał wszystko inne dookoła. (…) Otaczały go bardzo wysokie mury, zza których wystrzeliwały wieże przypominające ogromne kominy. Z ich szczytów buchał biały dym. Ponad murami wiły się metalowe węże (…) w rzeczywistości musiały być przynajmniej tak szerokie, jak kilka wozów złączonych ze sobą jednocześnie. (…) najwyższe budynki spokojnie sięgały na kilka pięter do góry.” 

Gdy wkraczasz do grodu, Twoją uwagę od razu zwraca nadzwyczajna estyma, którą cieszą się przemykający wszędzie elektrycy, odziani w znoszone, robocze stroje. Na odgłos zawołania: „Elektryk!” tłumy rozstępują się w wyrazie niekłamanego szacunku. Drugą rzeczą, jaka napełnia Cię zdumieniem ... lampy uliczne. Co pewien czas przechodnie pociągają z nich odpowiednią dawkę energii, która przywraca raźność nawet tym, już na pierwszy rzut oka zmęczonych trudami życia. Kontemplowanie tego widoku zakłóca Ci silne uderzenie w plecy, na jakie reagujesz, jakbyś był rdzennym mieszkańcem pewnego kraju położonego na własne nieszczęście nad Wisłą.  

„Co jest, kuchrwa?! - krzyknął młodzieniec odruchowo. Podniósł wzrok, by spojrzeć na tego, który go popchnął. A raczej na tę.” 

Widok, jaki przyobleka się w, nomen omen, ciało wzbudza w Tobie mieszane uczucia. 

„Była wyższa od niego o pół głowy, dość mocno zbudowana. (…) włosy ciemne i proste, usta ściśnięte, po skroni spływała jej krew. Oczy duże, niemal czarne i ewidentnie wkur*wione. Sytuacja nie napawała optymizmem (…) postanowił więc skorzystać z pierwszej sztuczki, której nauczył się w mieście. - Elektryk! - zakrzyknął tak władczo, jak tylko umiał.” 

Opierasz się przy tym nieopatrznie o pobliską lampę, pobierając z niej niekontrolowaną ilość energii. I staje się to, co musiało - w ułamku sekundy Twoje ciało rozgrzewa się niebezpiecznie, krew uderza do głowy a Ty osuwasz się w nicość, rejestrując jeszcze ostatnią myśl, że chyba tak właśnie wygląda w praktyce zjawisko sprzężenia zwrotnego dwóch przeciwstawnych energii. 

Nie wiesz jeszcze, że w tak efektowny sposób „zaliczyłeś” spotkanie ze słynną kapitan Virael, dowodzącą grupą uderzeniową „Veto”, używaną przez magistrat Vezuwii do specjalnych poruczeń. Zwyciężywszy w pojedynku z kapitanem straży miejskiej, przy użyciu nielegalnych źródeł siły, uciekała przed nieuchronnie grożącym jej aresztowaniem, które musiało spotykać każdego, kto ośmielił się złamać ustanowione w tym względzie surowe zakazy. Twoje wrodzone „szczęście” zdecydowało o tym, że przypadkowo znalazłeś się na jej drodze. A to uruchamia cała lawinę brzemiennych w skutki wydarzeń. Przesądza też o tym, że zostajesz uznany za wysoce wykwalifikowanego fachowca od źródeł prądu i skierowany do pracy w Elektrowni, gdzie pakujesz się nieodmiennie w towarzyszące całej Twojej egzystencji, potężne tarapaty. W charakterze pionka trafiasz w sam środek brutalnej rozgrywki sił, ścierających się w ukrytej przed oczyma maluczkich bezlitosnej walce o władzę nad Vezuwią i kształt jej przyszłości, próbując przy tym także wykuć w pocie czoła własną...  

Vezuwia. Preludium” Tomasza Harasimiuka to napisana z przymrużeniem oka powieść fantasy, skrzyżowana z efektowną historią o zabarwieniu awanturniczo–przygodowym. Inspirowana niebanalnym pomysłem Twórcy, opisuje dzieje Felixa – nieszczęśnika prześladowanego bez ustanku przez wiszący nad nim jak miecz Damoklesa pech. W odruchu buntu wobec wyroków losu, młodzieniec postanawia opuścić rodzinny dom i udać się do Vezuwii – słynnego i bogatego w energię miasta, położonego na zboczu niewygasłego wulkanu. Jego źródłem jest ogromna elektrownia – jedyny taki przybytek w znanym świecie, gwarantujący jej powszechną dostępność, przede wszystkim za pośrednictwem wzniesionych w tym celu ulicznych lamp. Wskutek zrządzenia losu oraz wcześniej podjętych działań przez jedną z sił działających skrycie w celu objęcia władzy w systemie politycznym miasta, chłopak trafia jako spec - elektryk do pracy w tym właśnie zakładzie, stając się emisariuszem, mającym do wykonania na jego terenie tajną misję. Akcja książki pełna jest malowniczych intryg, spisków oraz karkołomnych zdarzeń, związanych z walką o przyszły kształt miasta, w którym narasta nieuchronny bunt społecznych dołów wobec opresji rządzącej mniejszości zamieszkującej najwyższe piętra wulkanicznej góry. Czerpią one pełnymi garściami z luksusowych i - jak to zwykle bywa - niczym nieuzasadnionych przywilejów, gardząc w głębi ducha gnieżdżącymi się w jej dolnych partiach i żyjącymi w biedzie „Prolami”, którym jednak de facto zawdzięczają sprawowanie władzy. Narastający konflikt próbują wykorzystać liczne siły wewnętrzne i zewnętrzne, dążąc do zmian wywracających dotychczasowy kształt ustroju polis. Pionkiem w tej grze staje się Felix, prześladowany na każdym kroku przez nieodmiennie towarzyszący mu brak szczęścia. Znaczną część narracji dominują przygody kapitan Virael, która dla odkupienia win, związanych z nielegalnym wykorzystaniem mocy w czasie pojedynku z kapitanem wpływowej straży miejskiej, zostaje wysłana w sekretnej misji „w teren”. Jej celem jest miasteczko Harten, położone na styku szlaków handlowych wrogich sobie królestw. Powieść utrzymana jest w żartobliwym tonie - co rusz skrzy się niebanalnym humorem. Muszę przyznać, że uśmiechnęła mnie szczerze wiele razy, co uznaję za jej niewątpliwą zaletę. Za minus uważam umieszczenie większości akcji w nieco klaustrofobicznym świecie elektrowni oraz ciasnych pomieszczeniach zabudowań Vezuwii, co niejako odbiera tej propozycji literackiej powiew świeżego powietrza - czyni ja nieco ociężałą w wyrazie. Trudne do przebrnięcia są też skomplikowane wywody Autora, które tłumaczą zasady działania energii elektrycznej, zamienianej w życiodajną moc oraz skomplikowanych urządzeń wprawiających ją w nieustanny ruch. Bez uprzedniego zaznajomienia się przez czytelnika z napisanym w przystępny sposób podręcznikiem dla początkujących elektryków oraz powtórzenia sobie podstawowych zasad fizyki czy termodynamiki ani rusz, co niestety odbiera nieco przyjemności z przestawaniem z tak dowcipną pozycją. Za dość zawiłą można uznać także samą strukturę społeczną oraz tajne mechanizmy, które rządzą systemem politycznym miasta. Mnogość, kształt i pokrętność spisków to nie lada zagadka do rozszyfrowania. Podobnie jak umiejscowienie w nich wprowadzanych nagle bohaterów. Ta wyjątkowa historia zdecydowanie wymaga skupienia. 7/10 - udana powieść, napisana z polotem i ciekawym pomysłem na fabułę. 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)