Andrzej Juliusz Sarwa - Cień władcy sabatu - recenzja
Głód wiedzy i snucie snów o coraz większej władzy. Wieczne dążenie do tego, by: szybciej, goręcej, doskonalej. Pęd ku niedoścignionym ideałom, zaprojektowanym gdzieś w odmętach świadomości podczas bezsennych nocy. Zawsze trzeba zmierzać do lepszego i pożądać poszerzania umiejętności. Stojąc w miejscu, tylko się cofasz. Nie będziesz jednak piął się w górę ani szedł do przodu, jeśli nie włożysz we wszystko, co czynisz, chęci, możliwości, silnej woli, samozaparcia i nie poświęcisz temu mnóstwa czasu oraz ciężkiej pracy. Takie są fakty, choć... jak wiele razy kusi, by pójść na skróty? Kto właściwie odpowiedzialny jest za te podszepty, które twierdzą, że przecież można pominąć jakiś etap, oszukać, nieuczciwie zająć czyjeś miejsce? Jest duże prawdopodobieństwo, że znane z młodszych lat wizualizacje nieszczęśnika, niemogącego się zdecydować czy słuchać siedzącego na prawym ramieniu, białego aniołka czy jednak tkwiącego na prawym, czarnego diabełka, odzwierciedlają sporo prawdy. Tylko który tak właściwie sączy do uszu zło? Co nim jest? Aby umieć to stwierdzić, trzeba posiadać odpowiedni zasób informacji oraz nabyć wiele życiowego doświadczenia. Nie tylko – bo to książkowe jest równie cenne. Właśnie dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok nęcącej mrokiem powieści demonologicznej, świętującej ostatnio 36. urodziny. Nowe, pełne ilustracji z ognistych czeluści wydanie propozycji literackiej “Cień władcy sabatu”, za którego powstanie odpowiedzialny jest Wydawca Arkadiusz Siejda, twórca kolekcji literatury okultystycznej Ars Diavoli - Biblioteka Demonologiczna, Księgarnia Ksiąg Zakazanych Ars Diavoli, przypomina czytelnikom ważną narrację i - oprócz cieszenia oczu limitowanym egzemplarzem – pozwala na poznanie świadectwa o mistycyzmie, w którym aż roi się od istotnych przekazów. Dostrzegając je i próbując zrozumieć, odbiorca będzie również mógł lepiej identyfikować postaci zła. Te bowiem, niekoniecznie materialne, uwodzą go całkowicie podprogowo – pozornie niewinne, udanie przemieniają piękne sny w koszmary. Trudno się z nich obudzić.
“Poczułem się silny. Potężny. I ważny. Pojąłem, na czym polega rozkosz, czerpana ze świadomości własnej mocy. Zachłysnąłem się sobą i sam sobą zadziwiłem. Oddałem się samouwielbieniu.”
Woda sodowa uderzająca do głowy. Obezwładniające uczucie bycia wszechwładnym i niepotrzebującym do szczęścia nikogo ani niczego. Wiara w abstrakt, podążanie za aberracją oraz brak duszy. A może wreszcie widząca? To jeszcze nie teraz. W tej chwili niepostrzeżenie znów wkradasz się do zazwyczaj zamykanego na cztery spusty gabinetu ojca. Ciekawi Cię pomieszczenie pełne starych woluminów, mebli pamiętających tchnienie minionych lat i noszących ślady dawnej codzienności. Najbardziej przyzywa Cię stara mapa, pod którą widnieje niezrozumiała dla Ciebie sentencja. Niejako włamujesz się tam, kiedy tylko masz ku temu sposobność, bo nie możesz przestać się w nią wpatrywać. Uznajesz to za dziwne, lecz nie za niebezpieczne – wszak co może zrobić Ci zwykły obiekt pracy kartografa? Przecież to tak, jakby spieszno Ci było poznać następny rozdział w jednej z zaczytywanych powieści. Co wydarzy się za moment? Jaka przygoda czeka bohatera? Kogo spotka na pokonywanej drodze? Znajome drżenie niepewności. Choć może ten pergamin oddziałuje na Ciebie silniej, bo miewasz wrażenie, że gdy ukradkiem na niego spoglądasz, on również patrzy na Ciebie. Woła, abyś go dotknął i wodził palcami po konturach. Namawia, żebyś odkrył jego tajemnicę. Musisz się dowiedzieć. Poznać. Co oznacza to zapisane dziwnym pismem zdanie? W końcu pytasz ojca i ustalasz, że to jeden z wersów Apokalipsy świętego Jana. “I ujrzałem księgę zapieczętowaną siedmioma pieczęciami” - mówi tata. I odmawia dalszych wyjaśnień. Ale Ty słyszysz w głowie naglący prikaz: złam pieczęcie, jedną po drugiej, ignoruj ostrzeżenia. Gdybyś był starszy i niechowany pod kloszem, może przejąłbyś się, że oto opętała Cię zła mara lub w szpony pochwyciła klątwa. Albo gdyby ktoś zechciał Ci wyjaśnić rodowe dziedzictwo, gdy jeszcze była ku temu okazja. Choć czy przeznaczenia można uniknąć? Wyruszasz w nieznane, by spłacić największy dług... czy kiedykolwiek wrócisz?
“Czy potrzeba było aż takiej męki, by móc pojąć, do końca zrozumieć, że człowiek sam w sobie jest wielki, jest kimś ważnym, czymś niepowtarzalnym w całej niezmierzonej przestrzeni Kosmosu? Jego bieg za czymś lub za kimś co mu się wydaje barwniejsze, ciekawsze, ważniejsze od tego, do czego został powołany to nic innego tylko pęd za mrzonką, ułudą i cieniem?”
Powieści demonologiczne nie mają na celu szerzenia zła - ich naczelną funkcją jest przybliżenie jego istoty i pokazanie mnóstwa odcieni, z których czerń składa się w istocie. Ten podgatunek literacki ma za zadanie, nomen omen, poszerzyć wiedzę czytelników o demonach czy upadłych aniołach w najróżniejszych kulturach. W toku fabuł diabelskie sylwetki wchodzą w interakcje z całą kawalkadą ludzkich bohaterów, dzięki czemu odbiorca ma szansę poznać mechanizmy ich działania czy najważniejsze cechy, których można próbować się wystrzegać. Czuję się w obowiązku to wyjaśnić, bo widziałam już absurdalne w swojej istocie zarzuty, że tego rodzaju proza namawia do wyznawania kultu szatana. Absolutnie. “Cień władcy sabatu” ukazuje wydarzenia z pogranicza mistycyzmu i realnego świata oraz trwożącą przemianę głównej postaci po to, by czytający sam mógł ocenić jej postępowanie oraz dokonane wybory, mając przy okazji dane o podstępności bytów spod ciemnej gwiazdy. Powieść podana jest eleganckim, mającym starodawny urok językiem utrzymanym w otoczce historii grozy sprzed wielu lat. Jest on jednak w pełni zrozumiały i wielokrotnie uśmiechający, bo niektóre z wyrazów widziałam ostatnio zbyt dawno temu... we własnych tekstach. Ciekawostka - kiedyś hobbystycznie zaczytywałam się w słownikach archaizmów. 😉 Andrzej Juliusz Sarwa udanie składa demoniczną narrację z fragmentów fantastycznych i realistycznych, budując klimat rodem z wiktoriańskiego horroru. Tragikomizm niektórych fabularnych wydarzeń bawi, pechowością przypominając moje własne losy, choć najczęściej jednak uczy. Próżno tu szukać uwodzenia złem czy mającym podwójne dno słowem - to raczej otulanie płaszczem mroczności, który z czasem przylega do ciała jak druga skóra. Czy przeszkadza i jest lepsza od tej posiadanej uprzednio? Zrzucić ją, a może nosić z jeszcze większą dumą wyjątkowości? Jak wiele warto było dla niej poświęcić? To ocenisz już sam, wybierając się w tę finezyjną wyprawę. 7/10 - bardzo ciekawie mroczna literacka przygoda, jaką chętnie powtórzę.
“Czy rzeczywistością, dziwną i niesamowitą, czy raczej tworem jakiejś chorej wyobraźni?”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)