Anna Olszewska - Uroczysko - recenzja

by - 17:29:00

Znowu wirujesz w tańcu, lekka jak piórko i wygięta w łuk niczym łabędź pląsający w swoim tajemniczym przedśmiertnym rytuale. Unosisz się nad ziemią, daleka od otaczającej Cię na co dzień szarej rzeczywistości. Każdy mięsień napięty jest do granic możliwości, podobnie jak umysł, który wprawia posłuszne mu ciało w pełen harmonii ruch, stapiający Cię w jedność z całym wszechświatem. Każda kolejna figura, którą przybierasz, każda arabeska czy passe uwypuklają Twój niezwykły talent i ogrom pracy, jaki włożyłaś w to, aby stać się doskonałą baletnicą. Od najmłodszych lat poddajesz się ciągłym, wielogodzinnym ćwiczeniom. Znasz wszystkie rodzaje bólu, mogącego dotknąć wycieńczony do granic możliwości organizm, łącznie z tym, który odbiera chęć życia i wywołuje łzy ściekające miarowo po twarzy. Gdy jeszcze mieszkałaś w Rosji, wiele lat spędziłaś w moskiewskiej Akademii Baletu Bolszoj – najlepszej szkole baletowej na świecie, stając się jej niekwestionowaną gwiazdą. Teraz, gdy przyjechałaś do Polski, musisz dołożyć wszelkich starań, aby zdobyć wyśnioną rolę Odetty w Jeziorze Łabędzim, jakie ma być wkrótce wystawione w budynku krakowskiej Opery. Uciekłyście z przybranej ojczyzny wraz z matką, będącą z pochodzenia Polką, przed Twoim ojcem – bezwzględnym i zbrodniczym oligarchą. Chciałyście zaznać choć trochę spokoju i odpocząć od stanu ciągłego zagrożenia oraz brudu jego uczynków, który oblepiał Was każdego dnia. Jeśli chcecie mieć w tym kraju jakąś przyszłość, musisz się postarać, aby reżyser podjął decyzję, żebyś to właśnie Ty była ozdobą szykowanego z tak wielkim pietyzmem przedstawienia. Ćwiczysz więc nieustannie, nie zwracając najmniejszej uwagi na poranione w twardych pointach stopy.  

„Na przemian zginała i prostowała kolana. Jej ruchy przyśpieszały z każdą chwilą. Musiały być idealnie wykończone. Jeżeli chciała otrzymać rolę Odetty, jej ciało powinno zamienić się w maszynę pełną gracji i jednocześnie napiętą do granic możliwości. (…) Wbiła wzrok w posiniaczone stopy. Mały palec u prawej był otarty do krwi. Kiedyś takie obrażenia sprawiały jej ból, teraz wydawały się jedynie nieestetyczne.”    

Gdy wieczorem wracasz do wynajmowanej kawalerki, Twoja jaźń znowu wytwarza zalew obrazów, ogarniających ją niepowstrzymanym poczuciem strachu i niepewności. Wszędzie widzisz rozmazane postacie, skradające się po cichu i wpatrujące się w Ciebie gorejącymi źrenicami.  

„Odnosiła wrażenie, że śledzi ją nie jedna para oczu, ale setki. Każda oceniająca. Każda czekająca na najmniejsze potknięcie. Ściany zdawały się wyginać i napierać na nią z każdej strony. (…) Szum w uszach narastał z każdą chwilą, gdy obserwowała, jak jej sylwetka zamienia się w chmurę dymu.” 

Wiesz, że drąży Cię ciężka choroba, jednak nie jesteś w stanie samodzielnie podjąć walki z tym, co toczy Cię od środka, wiodąc do granic szaleństwa, a nawet często je przekraczając. Już w Moskwie wdrożono w stosunku do Ciebie leczenie przeciwpsychotyczne, podając różne leki, jednak bez większego skutku. W Polsce przez miesiąc przebywałaś na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego. Również i to niewiele pomogło. Cały czas jesteś sama ze światem strasznych urojeń. Masz ciągłe poczucie, że ktoś Cię śledzi i szepcze o rzeczach, które musisz wykonać. Czasem wpadasz w nieustanny ciąg samookaleczeń czy tańców obdzierających Twoje stopy do żywego mięsa. Obracasz w palcach buteleczkę z klozapiną – lekiem „ostatniej szansy”. Przynosi Ci tylko chwilowe ukojenie, ale gdy uczucie błogości mija, jest jeszcze gorzej. Dlatego unikasz jego stosowania i popadasz w coraz większą otchłań, z której nie ma ratunku. Znajdujesz go jedynie na deskach teatru, w rzęsistych brawach publiczności, będących potwierdzeniem doskonałych umiejętności Twojego ciała, którego nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi popsuty mechanizm obolałego umysłu.   

Teraz, gdy ponownie przed nią stoisz, nie liczy się nic innego. Dostałaś wymarzony angaż i masz zamiar pokazać, że w tym co robisz, jesteś najlepsza. Patrzysz na zgromadzoną publiczność, na ginące w pomroce twarze, wpatrujące się z zachwytem w wykonywane z cudowną lekkością piruety i czujesz, jak wznosisz się ku gwiazdom. Jesteś tylko Ty i taniec, dzięki któremu możesz oddać cały ból i rozpacz trawiące Twoją duszę. Za chwilę staniesz się umierającym, pełnym majestatu ptakiem, pięknym symbolem nieuchronnie ginącej niewinności, którą nadal nosisz w głębi swego dziewiętnastoletniego serca. Wtedy w końcu będziesz mogła stać się sobą, bezbronną istotą, z której każdego dnia coraz bardziej ulatuje życie. Ale to za moment, gdyż właśnie rozpoczyna się antrakt. Schodząc ze sceny, nie przypuszczasz, że za opadającymi storami znajdziesz stokroć gorsze piekło niż to, którego dotychczas doświadczałaś w samotności. I tym razem wyrwanie się z niego nie będzie możliwe...  

„Anna obserwowała drobną kobietę z zapartym tchem. Włosy ściągnięte w ciasny kok odsłaniały jej długą szyję. (…) Wyróżniała się na tle innych baletnic (…). Wybijała się wdzięcznie w górę (…) w locie zmieniała pozycję stóp (…). Anna mimowolnie napięła mięśnie, gdy tancerka zawisła ponownie w powietrzu (…). Wszystko dookoła zniknęło (…). Istniały tylko one dwie. Anna i Nadia Volkova (...)." 

Z niemym zachwytem patrzysz na wirującą przed Twoimi oczyma baletnicę. Lekka niczym ptak, wykonuje poszczególne figury taneczne z niezwykłą precyzją. Jak byt nie z tego świata, pełnego ołowianej ciężkości, unosi się nad sceną, frunąc w przestrzeń nieznającą ograniczeń ludzkiego ciała. Wkrótce zasłony oddzielają Cię od estrady, a Ty czujesz jedynie pragnienie, by ten niezwykły spektakl rozpoczął się na nowo. Gdy mija czas przerwy, cała publiczność z niecierpliwością czeka na pojawienie się pierwszej solistki. Wkrada się w nią coraz większa nerwowość, podczas gdy inni występujący rozglądają się w jej poszukiwaniu, przy dźwiękach muzyki płynącej z orkiestrionu. Nadia jednak nie wychodzi na deski, a z odrętwienia wyrywa Cię głośny dźwięk alarmu przeciwpożarowego. Łapiesz za rękę towarzyszącego Ci Igora Schutta i szybko opuszczacie budynek krakowskiej Opery, nie przypuszczając, że byliście świadkami zniknięcia dziewczyny występującej w roli Odetty w Jeziorze Łabędzim, która przepadła w tajemniczy sposób, niemalże rozpływając się w powietrzu. Wkrótce utworzycie tandem, którego zdaniem będzie wyjaśnienie, w jaki sposób mogło się to zdarzyć. Ty – jako obiecująca policjantka będziesz prowadzić w tej sprawie śledztwo, podczas gdy Igor podąży tropami swojego równoległego dziennikarskiego dochodzenia. Spotkacie się w punkcie, który rzuci nowe światło na okoliczności, w jakich doszło do tego dramatycznego wydarzenia i zetkniecie ze złem w najczystszej postaci... 

„To, co do tej pory było nierealne, stało się rzeczywistością. Zastygła w przerażającym grymasie twarz Nadii Volkovej sprawiła, że Anna zgięła się w pół (...).”    

„Uroczysko” Anny Olszewskiej jest niesztampowym kryminałem, pełnym zaskakujących zwrotów akcji. Opisuje śledztwo, prowadzone przez policjantkę Annę Zdrojewską po tajemniczym zniknięciu Nadii Volkowej – rosyjskiej baletnicy polskiego pochodzenia, występującej w roli Odetty w przedstawieniu Jeziora Łabędziego. W dochodzeniu do prawdy pomaga jej życiowy partner - Igor Schutta, będący dziennikarzem poczytnego krakowskiego czasopisma. Autorka umiejętnie gubi tropy, co rusz wydobywając na światło dzienne nowe okoliczności, składające się na skomplikowaną mozaikę losów zaginionej dziewczyny, których meandry giną w dalekiej przeszłości, sięgającej lat dwudziestych minionego wieku. Całość wykreowana jest w intrygujący sposób, dzięki czemu czytelnik z rosnącym zainteresowaniem śledzi odkrywanie kolejnych warstw wydarzeń, nieuchronnie zmierzających do niespodziewanego i pełnego dramatyzmu finału. Do minusów zaliczyć trzeba pewne logiczne mielizny, wpływające na ostateczny odbiór powieści. Trudno mi wyobrazić sobie, w jaki sposób mogło dojść do niezauważalnego zniknięcia głównej bohaterki, śledzonej przecież przez setki oczu i udającej się jedynie na odpoczynek w czasie przerwy w spektaklu. Jedyne, co mi przychodzi na myśl, to zastosowanie magicznej peleryny lub czapki niewidki. Za niepotrzebny uważam rozbudowany wątek związany z ojcem Nadii i rosyjską mafią oraz służbami specjalnymi, które hulają po Polsce bez żadnych przeszkód, dopuszczając się czynów z piekła rodem. Z kart książki wyziera przekonanie o ich wszechmocy, wobec jakiej polskie służby są zupełnie bezradne, będąc w dodatku infiltrowane do samej głębi. Nie wnoszą one niczego istotnego do fabuły, a przy tym są bardzo nierealistyczne. Podobnie zresztą jak chorobliwa siła napędowa sprawcy, odpowiedzialnego za powstanie głównej zagadki kryminalnej. Choć nie wszystkie wątki (z uwagą na nieprawdopodobną kreację rosyjską) połączyły mi się w zmyślną całość, Annie Olszewskiej nie można odmówić stworzenia dobrej powieści rozrywkowej, odpowiednio zamykającej cykl “Zbrodni czorsztyńskich”. Po stosunkowo udanym pierwszym literackim spotkaniu z Pisarką, z pewnością sprawdzę, jaką zbrodnię namaluje ona słowem dla czytelników kolejnym razem. 6/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)