Witold Horwath - Seans - recenzja

by - 14:38:00

Czym jest prawdziwa miłość? Porywem serca i bezmiarem szczęścia? To na pewno, wszak poeci nie mogą się mylić. Ty jednak zaznałeś innego jej rodzaju. Twoje uczucie to wieczna tęsknota i ciągła pogoń za nieuchwytnym. Niedoścignionym i nieosiągalnym, choć upragnionym. Tym właśnie była dla Ciebie Milena. Miłość i sens Twojego życia, a zarazem największe przekleństwo. Posiadałeś ją, a jednocześnie nie byłeś w stanie zawładnąć nawet najmniejszym okruchem jej serca, choć ona zawojowała Twoje. I nigdy tej władzy się nie zrzekała ani jej nie oddała. Myślami sięgasz lat, kiedy ujrzałeś ją po raz pierwszy. 

„(...) w poniedziałek 22 września 1975 o godzinie 10.45 ujrzałem dziewczynę, która zakasowała i skasowała wszystkie, jakie kiedykolwiek przedtem i potem widziałem „w życiu, filmie, na okładkach pism oraz kilkudziesięciu kanałach TV” - to powiedział o niej ktoś inny, ważniejszy, a ja powtarzam za nim, wstawiając moją datę.” 

Miałeś wtedy 16 lat i właśnie wszedłeś do klasy liceum. Na jej widok zamarłeś, a potem wymieniliście spojrzenia. Nie wiedziałeś jeszcze, że niezależnie od woli Twój wzrok został uwięziony w jej oczach na zawsze. Na dobre i złe, choć po latach umiesz ocenić, że raczej to drugie. A jednak... niczego nie żałujesz. 

„Podszedłem bliżej, nawiązałem kontakt wzrokowy i było tak, jakbym zagrał w szachy z Bobbym Fischerem. Cóż, są ludzie, którzy mają piękne i wyraziste oczy, są aktorzy, którzy tylko samym wzrokiem umieją grać, i – jest ona, niewątpliwa liderka tego klubu.” 

Na drżących z emocji nogach podszedłeś i wydukałeś swoje imię, dodając, że masz strasznego kaca. Myślałeś, że jej zaimponujesz. Uśmiechasz się na wspomnienie tego szczeniackiego zachowania. Komu jak komu, ale jej nie mogłeś zaskoczyć niczym, a zwłaszcza czymś takim. Dopiero później zorientowałeś się, że jest w stanie wypić morze alkoholu. Gdy zapytałeś, skąd się wzięła, zaśmiała się, po czym wyjaśniła, że trafiła do Twojej szkoły, gdyż musiała przeprowadzić się z Krakowa do Warszawy. Jakoś udało Ci się nawiązać z nią kontakt, choć z Twoich ust wydobywały się w dalszym ciągu tylko „drewniane” pytania. Oddałbyś wiele, aby w tym momencie powrócił Twój dar wymowy, ale im bardziej się starłeś, tym szybciej odpływał na coraz większą odległość. W końcu jednak wziąłeś się w garść.  

„Już nie było tragicznie, ale ciągle nie potrafiłem znaleźć wyjścia z opresji i, co gorsza, wiedziałem, że ona wie. Wtedy zebrałem wszystkie siły i – jakby ruszając z posad bryłę świata – walnąłem komplement.” 

Nie na wiele się to zdało, ale na szczęście rozległ się dzwonek i musiałeś usiąść na swoim miejscu. Wtedy podeszła i zapytała, czy może zająć miejsce obok. Całą lekcję byłeś jak zaczarowany, a gdy zajęcia się skończyły, Twoje zjawisko zniknęło za rogiem najbliższego budynku. Przez parę dni zbierałeś się na odwagę i w końcu za nią pobiegłeś. Szybko Cię zauważyła i przystanęła, a wtedy zaprosiłeś ją do kina. Okazało się jednak, że nie trafiliście na seans, lecz do lokalu z wyszynkiem. Jak zwykle chciałeś się popisać, pijąc jednego drinka za drugim. I stało się to, co musiało – po kolejnym po prostu straciłeś świadomość. Obudziłeś się w swoim mieszkaniu na łóżku - Milena siedziała obok. Miałeś to szczęście, że matka była właśnie we Francji u kochanka, więc było puste. Tak jak i jej - tego wieczoru nigdy nie zapomnisz. Nie tylko z tego powodu, że to była pierwsza Twoja kobieta w życiu, ale przez to, jak zareagowała na Twoje wyznanie. Oszołomiony nowymi doznaniami, parę godzin później powiedziałeś, że ją kochasz.  

„Pomilczała z zakłopotaniem, pogłaskała mnie po głowie i poradziła żebym się ogarnął. Zorientowałem się, że coś jest nie tak, i bezradny spytałem wprost, co do mnie czuje. Lubię cię, dobrze mi z tobą i – pocałowała mnie lekko w policzek – tak trzymajmy.” 

Parę dni później zaprosiła Cię do lokalu, jaki wynajmowała od ciotki, gdyż jej matka została w Krakowie. Gdy do niego wszedłeś, uderzyło Cię, że było prawie nieumeblowane. Bez ogródek powiedziała, że pierwszy dzień jest w nim całkiem sama, gdyż Darek wyjechał. Nie miałeś odwagi spytać, kto to taki, ale przecież wiedziałeś... 

„Czy byłem zazdrosny? Nie wiem, pewnie między innymi. Bo o była cała tęcza uczuć, choć bez charakterystycznej dla prawdziwej tęczy harmonii; przeważały żal i ból, że ona jest winna. I ten ból z upływem czasu stanie się bólem pożywnym (…). Czy istotnie dawało się to sprowadzić do jej formuły, że potrzebowała przyjaciela, nie wiem i mam wrażenie, że przyjacielem bywał po prostu ten, kto przyjął reguły kontraktu i nie wnosił zastrzeżeń (...). 

I tak trwałeś przy niej, zakochany bez pamięci, przyjacielnie-przyjaciel. Blisko, a jednak tak bardzo daleko. Za każdą chwilę z nią oddałbyś diabłu całą duszę, gdybyś jeszcze miał ją na sprzedaż. Ale Ty już podpisałeś cyrograf, choć nie pieczętowałeś go krwią, a sercem.  

„Milena, rozmowy z Mileną, seanse z Mileną, alkohol w żyłach wzmocniony truksalem – to jej ulubiona mieszanka. Grudzień za oknem, w ciemności ona i jej słowa pod Black Sabbath, Epitafium Crimsonów; pod Dziecko w czasie (…) mieszkanko na Batorego jest kabiną statku kosmicznego; to nie światła wieżowca z naprzeciwka, lecz gwizdy ku którym lecimy.” 

Gdy przyszła do Twojego domu na Boże Narodzenie, byłeś szczęśliwy jak nigdy. Ubrana w schludną bluzkę, nie przypominała Mileny, którą znałeś. Z wampa przeistoczyła się w grzeczną dziewczynkę. Miałeś nadzieję, że to prawdziwa przemiana - jednak brutalnie wyprowadziła Cię z błędu. Na Sylwestra pojechała do swoich znajomych, jak to określiła. Zadzwoniła potem i złożyła Ci symptomatyczne życzenia: „żebyś dalej był dla mnie tym, kim jesteś teraz”. Wtedy nie rozumiałeś, co chce Ci powiedzieć, ale szybko to pojąłeś, gdy znalazłeś w jej mieszkaniu za łóżkiem męską koszulkę. Wiedziałeś, skąd się tam wzięła, ale nie miałeś odwagi o to zapytać. Po co? To i tak by niczego nie zmieniło.  

„Brakuje mu odwagi; albo jest zbyt taktowny, żeby zapytać. Raczej to pierwsze. Zrzygać się można. (…) Leży przy mnie jego chude, nieestetyczne ciało (…) które kocha mnie lirycznie i cierpiętniczo każdą swoją komórką (…) struny nerwów dźwięczą hymnem do świętej, świętej Milenki (…) dziesiątki ciał odpowiadają zgodnie, kornie, tak jak lubię, ale to, które leży obok najkorniej; albowiem ze wszystkich, na których dotąd grałam, najbardziej jest moje; bo przeze mnie i dla mnie stworzone; ptaszek idiota głupszy niż się zdaje.”  

Chwilę później była podróż do Zakopanego - szalone dni, płynące jak rozżarzone krople. I Twój pierwszy „odjazd”, kiedy wydawało Ci się, że byliście w Krakowie, w jej domu i rozmawiałeś z matką Mileny. Gdy zaprzeczyła, patrząc na Ciebie z zaniepokojeniem, pocieszałeś się, że widocznie miałeś taki właśnie sugestywny sen i za jawę uznałeś to, co było ułudą. Zupełnie jak Twoje wyobrażenie o tym, co Was łączyło. Aż w końcu przyszedł 11 marca 1976 roku i jej wizyta w Twoim mieszkaniu. W pewnym momencie zacząłeś mówić od rzeczy i zapadłeś w nicość. Potem dowiedziałeś, że wpadłeś w szał - ubliżałeś komuś zupełnie nieznanemu i chciałeś wyrzucić fotel przez okno. Ocknąłeś się dopiero, gdy pochylał się nad Tobą lekarz. Powiedział: „Miałeś, kolego, stan pomroczny. Musisz tu u nas przez kilka dni zostać i przejść badania.” Nie chciałeś tego, każdy dzień spędzony w szpitalu odbierał Ci ten, który mogłeś spędzić z nią. Ale nie miałeś wyjścia, bo zagrozili Ci zatrzymaniem siłą. Przychodziła do Ciebie, zostawała parę chwil i znowu znikała. W końcu w odwiedziny przybył Twój przyjaciel Michał i powiedział coś, co spopieliło Twoje nadzieje. Zabrał Cię wcześniej do stołówki na ciastko, aby osłodzić nieco zgryzotę, po czym wypalił, że z Mileną mieszka jakiś chłopak - Zamszyc. Gdy zeszliście do tej samej kawiarni następnego dnia myślałeś, że będzie zaprzeczać, ale nawet tego nie próbowała. 

„Zdradzeni chcą wierzyć, że nimi nie są, więc i ja chętnie uwierzyłbym (…) Milena widzi, że trzęsą mi się łapy, że mam ruchy nieskoordynowane i dwa papierosy w popielniczce.”   

Wtedy zapytała, czy ma jeszcze przychodzić - jeśli Cię drażni jej obecność, nie będzie tego robić. 

„Dotarło do mnie: jej dalsze odwiedziny możliwe były tylko pod warunkiem, że nigdy nie wspomnę o Zamszycu ani o innych sprawach, o których ewentualnie poinformuje mnie Michał, więc choć jak życia pragnąłem, by przychodziła, musiałem powiedzieć „nie!” 

Oczywiście miałeś nadzieję, że jakoś nią wstrząśniesz i zmieni swoje postępowanie, ale ona zareagowała tylko krótkim: „w porządku, trzymaj się ciepło”. Poczułeś wtedy, jak pod naporem tych słów Twój cały świat zapada się w nicość a Ty razem z nim. Zrozumiałeś, że tak naprawdę chciała, abyście się rozstali. Nie planowała być z wariatem - a na takiego właśnie wyglądałeś, choć nie z powodów, o których myślała. To ona była Twoim szaleństwem, które ogarnęło Twój umysł już na stałe.   

„Pewnie miłość mogłaby to zrównoważyć, ale przecież Milena nie kochała mnie.”  

Cierpiałeś każdą cząstką ciała, jednak nie wiedziałeś, że to dopiero wstęp do tego, aby Twoje przeznaczenie się wypełniło do końca. Będziesz spotykał się z nią jeszcze wielokrotnie, kontynuując ten szaleńczy seans pełen miłości i zgryzoty, za każdym razem mając coraz bardziej opalone ćmie skrzydła, którymi rozpaczliwie i tak nieostrożnie łopotałeś zbyt blisko płomienia. Ale czyż motyl może odpowiadać za swoją naturę? Wszak ginie nad świecą, przekonany, że dostąpił w końcu sensu swojego istnienia...  

„Pode mną ciało tysięcy dni i zdarzeń (…) zmartwychwstaną dni twoje i jak po symultanicznej scenie będziemy wędrować po twoim życiu (…) Razem, razem przeżyjemy wszystko, albowiem wypełnia się seans.” 

  

„Seans” Witolda Horwatha to intrygująca powieść obyczajowa, będąca tak naprawdę hymnem o miłości. Niespełnionej, niechcianej, zniewalającej. Szczęśliwej – nieszczęśliwej, gdyż Witek, zakochany bez pamięci w Milenie, przyjmuje raz za razem z jej ręki kolejny kielich goryczy, nie żałując niczego, co go spotkało. Z każdej karty książki krzyczy tęsknota za kobietą, która równocześnie jest zbawieniem i przekleństwem, od jakiego nie można się uwolnić. Główny bohater próbuje tego wielokrotnie. Czyni rozpaczliwe wysiłki, by zamknąć ten rozdział swojego życia, ale za każdym razem wraca myślami i ciałem do obiektu uczuć. Nie zmienią tego nawet dwa małżeństwa, w których szukał ucieczki od cierpienia, mając próżną nadzieję na zapomnienie. Spotkał tylko to, co zawsze – bezdenną tęsknotę za utraconym. Jego miłości nie da się zakrzyczeć ani zwieść na manowce, ona zawsze będzie się tlić na dnie serca niewygasłym żarem. Aż do jego spalenia. Czytelnik może się jedynie zastanawiać, czy tego rodzaju skłonność nie ma chorobliwego charakteru, ze zdumieniem obserwując nieustanny korowód zdrad i podłych zachowań Mileny, które Witek przyjmuje prawie bez słowa skargi. Dla niego to prawdziwa Lilith, pożeraczka dusz, którą albo się akceptuje w całości, albo jest się skazanym na jej utratę. Postawiony przed takim właśnie wyborem, aprobuje go w pełni, z nieodłącznymi konsekwencjami. Nieodmiennie tragicznymi dla niego i jego losu, jednak ożywczymi dla uczucia, z którego nie chce, a przede wszystkim nie może zrezygnować. Całokształt ów rzucony jest na szeroką panoramę wydarzeń społeczno-politycznych zachodzących w Polsce od lat siedemdziesiątych do dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Przedstawione są one w sugestywny i obrazowy sposób, dzięki czemu odbiorca może się w nich zanurzyć niemal dotykalnieJęzyk sprawia z początku wrażenie nieco chaotycznego, chropowatego i rwanego. Jednak czytający szybko wdraża się w tę konwencję, oswajając się z nią i smakując z przyjemnością obecną w nim czasem poetyckośćCiekawa, wcześniejsza odsłona twórczości Autora, znanego mi już ze złożonych fabuł kryminalnych. Dobry seans literacki. 7/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)