Monika Michalik - Cynamonowe wzgórza - recenzja

by - 08:00:00

Wykonujesz pracę swoich marzeń, która jednocześnie jest Twoim przekleństwem. Zawsze kochałaś cyferki. To, co dla innych jest tylko niezrozumiałym ich ciągiem, w Twoim umyśle przemienia się w spójną i logiczną całość. Może to śmieszne, ale uważasz, że wyglądającą naprawdę pięknie. Taka już z Ciebie „dziwaczka”. Gdy więc po skończeniu studiów teatr zatrudnił Cię w dziale księgowości, poczułaś się tak, jakbyś złapała pana Boga za nogi. Pomyślałaś z radością, że będziesz robić to, co tak bardzo lubisz. I pod tym względem miałaś pełną raję. Jesteś idealnym pracownikiem – sumiennym, punktualnym i pełnym zapału, a po ośmiu latach na pełnionym stanowisku jeszcze bardziej udoskonaliłaś umiejętności.  

„W ciągu ośmiu lat pracy w księgowości opanowała do perfekcji możliwości Excela. Dla niewtajemniczonych te tabele były zbiorem zupełnie przypadkowych liczb, jej wystarczyło, że spojrzała w odpowiednią rubrykę i wiedziała o danym wydarzeniu niemal wszystko. Jaki był przychód z reklam, ze sprzedaży, ile było płatności gotówką, a ile pozostałymi formami zapłaty. Wiedziała, kto poprosił o fakturę i czy była ona uregulowana. A jeżeli nie, to ile dni pozostało na jej zapłacenie.  

A jednak... Myślisz gorzko, że minione 96 miesięcy było okresem prawdziwej gehenny. Przez jednego człowieka – Dorotę, która jest Twoim kierownikiem. Od samego początku upatrzyła sobie Ciebie na ofiarę. I metodycznie przystąpiła do niszczenia Twojej psychiki, nie cofając się przed niczym. Według niej wszystko, czego się nie dotknęłaś, zamieniało się w rzecz bezwartościową. Ciągle słyszałaś: źle, niestarannie, zbyt wolno. Bez ustanku wynajdowała preteksty, aby Cię zrugać. Potrafiła się przyczepić o krzywo wpiętą w segregatorze fakturę czy przystawioną pieczątkę na dokumentacji, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie dla jakości Twojej pracy. Urządzała awantury przy innych pracownikach, depcząc Twoją godność i wyraźnie sugerując, że byłoby znacznie lepiej, gdybyś się zwolniła z pracy.    

Nie było dnia, żeby Dorota nie skrytykowała mnie za coś, nie dogadywała. Obrażała mnie, nawet w obecności innych. Stopniowo dokładała mi obowiązków, jednocześnie wciąż była niezadowolona z mojej pracy. Nie ukrywała, że wolałaby mieć kogoś innego w zespole (…).” 

I w końcu osiągnęła swój cel – całkowicie straciłaś poczucie własnej wartości oraz, paradoksalnie, zaczęłaś przyznawać jej rację co do oceny Twojej osoby.  

Jeżeli każdego dnia słyszysz, że się do niczego nie nadajesz, że nawet faktury nie potrafisz właściwie zabezpieczyć, że wszystko czego się dotkniesz robisz źle, wolno, byle jak, że właściwie należałoby Cię zwolnić... W końcu zaczynasz w to wierzyć. (…) Aż wreszcie wydaje Ci się, że nie masz już mózgu, a w czaszce jest tylko pustka. Coraz mniej wiesz, coraz więcej wątpliwości wdziera ci się do głowy...” 

Najgorsze w tym wszystkim było to, że nikt nawet nie próbował Ci pomóc. Nie tylko inni pracownicy, którzy ograniczali się do wyszeptywanych ukradkiem słów pocieszenia bądź śmiali się z Ciebie za plecami, ale również dyrektor teatru, muszący przecież zdawać sobie sprawę z tego, co się dzieje. Byłaś ze swoim dramatem całkowicie sama, zdana na humory przełożonej. Nie znalazła się ani jedna osoba, która zaprotestowałaby przeciw tak oczywistemu mobbingowi. Ale cóż, Ty sama tylko raz próbowałaś się postawić. Poszłaś do Doroty i chciałaś z nią porozmawiać, informując, że jej zachowanie Cię rani, jednak spotkałaś się tylko z drwinami, zachowujesz się jak dziecko i masz po prostu lepiej wykonywać obowiązki, gdyż jesteś beznadziejna. Od tego czasu ataki się nawet nasiliły. Po kilku latach takiego traktowania z wesołej, pewnej siebie dziewczyny został strzęp człowieka. Bez poczucia własnej wartości i przekonany, że jest do niczego. Najgorsze jest to, że nie możesz spać, w snach widzisz ciągle swojego kierownika, a kilka godzin przed pracą, masz napady lękowe, przeradzające się w prawdziwą panikę. Schudłaś, zszarzałaś i wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście. Zaczęłaś marzyć, aby to wszystko się wreszcie skończyło, ale z drugiej strony boisz się stracić pracę. Kto bowiem zatrudni tak beznadziejną osobę, jak Ty?  

W końcu stało się coś, co przeważyło szalę. Po kolejnej awanturze, w której zostałaś zrugana za błąd w rozliczeniach, jaki popełniła Dorota, a nie Ty, coś w Tobie pękło. Koleżanki z pracy, widząc Twój stan, zaczęły Cię namawiać, żebyś poszła na dłuższy urlop. Gdy sam dyrektor, któremu w końcu poskarżyłaś się na mobbing, zasugerował podobne rozwiązanie, zdecydowałaś się właśnie tak uczynić i złożyłaś odpowiedni wniosek - i to na całe 17 dni. O dziwo kierownik wyraził na to zgodę, ograniczając się tylko do kilku jadowitych uwag. Jednak na koniec rozmowy wręczyła Ci gruby Leksykon podatkowy” i wydała polecenie, abyś przeczytała go wolnym czasie. Tego było już za wiele. Trzasnęłaś książką o jej biurko i oświadczyłaś, że się zwalniasz, po czym wyszłaś z budynku. 

“Odwróciła się i spojrzała na przeszklony budynek, który już nie był jej miejscem pracy. Pomyślała, że właściwie teatr przysporzył jej w ciągu ostatnich ośmiu lat więcej łez i uśmiechu. (…) kąciki jej ust wygięły się do góry. Była szczęśliwa. I wolna!” 

Postanowiłaś, że nie będziesz siedzieć zamknięta w mieszkaniu, ale wyjedziesz na Wyspy Kanaryjskie, a dokładnie na Fuerteventurę. Kupiłaś więc bilet na samolot i już następnego dnia siedziałaś w fotelu na jego pokładzie. W czasie lotu zamieniłaś parę słów ze starszym Polakiem, który zdradził, że na będącej Twoim celem wyspie spędził w młodości sporo czasu. Gdy wylądowaliście, autokar zawiózł Was do hotelu. Gdy się w nim rozgościłaś, poszłaś na plażę. Próbowałaś wejść do Oceanu, lecz jego wzburzone fale jakoś Cię odstraszały. W nocy nie mogłaś spać, zastanawiając się, czy dostaniesz nową pracę i myśląc o piekle, jakie zgotowano Ci w poprzedniej. Wszystko było nie tak... Jednak wkrótce piękna wyspa zaczęła otulać Cię swoim urokliwym klimatem. Zanurzyłaś się w końcu w Atlantyku i odkryłaś, że bardzo to lubisz. Zwłaszcza szum fal i falowanie wody na Twoim ciele. Zaprzyjaźniłaś się też z mężczyzną poznanym w samolocie. Nazywa się Jan i przyjechał, by odnaleźć swoją miłość sprzed wielu lat. To bardzo romantyczna historia. Kiedyś tu pracował i poznał dziewczynę o imieniu Carmen. Zakochali się w sobie, jednak po upływie pewnego czasu musiał wyjechać do Polski. Teraz, będąc u progu życia, postanowił ją odnaleźć. Wzruszyłaś się jego opowiadaniem i mocno trzymasz kciuki, żeby mu się udało. Sprowadziło też na Ciebie refleksję, każąc zastanowić się, czego tak naprawdę szukasz w życiu. Może właśnie miłości? Wieczorami schodzisz do pobliskiej restauracji. Siadasz w kącie, nie chcąc rzucać się w oczy, gdyż brak Ci pewności siebie, którą całkowicie straciłaś. Ale w końcu i tam zaczynasz się odnajdować, zwłaszcza, że wyraźnie zwrócił na Ciebie uwagę hiszpański barman, obsługujący gości. Zaczął stawiać Ci wymyślne drinki, a w końcu po paru dniach zdobył się na odwagę i przysiadł do Twojego stolika. Nawiązaliście bardzo przyjemną rozmowę i umówiliście na następny dzień na zwiedzanie wyspy. Juan okazał się niezwykle sympatycznym mężczyzną, pełnym urokliwych pomysłów. Jednym z nich było pokazanie Ci Cynamonowych wzgórz Betancurii, które zauroczyły Cię swoim pięknem.   

“(...) dostrzegła, że pejzaż przed jej oczami sprawiał wrażenie, jakby ktoś wysypał na niego całe tony cynamonu. A może właśnie tak było? - pomyślała. 

Z wdzięcznością dziękujesz losowi, że skierował Twoje kroki na Fuerteventurę. Wyraźnie czujesz, że zaczynasz odzyskiwać radość życia. Zmienił się nawet Twój wygląd – oczy nabrały blasku, a skóra wręcz zaczęła jaśnieć. Odkrywasz także, że zaczyna Cię łączyć z Juanem coś więcej niż przyjaźń. Z jednej strony obawiasz się, że padniesz ofiarą miejscowego podrywacza, z drugiej – widzisz, że bardzo mu na Tobie zależy. Boisz się otworzyć swoje serce, ale wiesz, że byłoby to dla Ciebie błogosławieństwem. Nie zdajesz sobie sprawy, że przeznaczenie już dawno zdecydowało za Ciebie, a pobyt na wyspie stanie początkiem Twojego nowego życia, w którym poznasz smak prawdziwej miłości i szczęścia....  

Gdzieś pod skórą czułą, że gdyby tylko Juan ją pocałował, sama poprosiłaby o więcej. Zasypiając pomyślała, że tak wygląda szczęście.” 

Cynamonowe wzgórza” Moniki Michalik to urokliwy romans z elementami obyczajowymi. Opisuje historię dziewczyny, która stała się ofiarą mobbingu ze strony swojej przełożonej. Doprowadzona do ostateczności okropnym traktowaniem, rzuca pracę i wyjeżdża na parę tygodni na Fuerteventurę, jedną z wysp kanaryjskich. Banalny urlop zamienia się w czas, w którym przyjdzie jej podejmować decyzje, jakie zdecydują o jej dalszym losie, a sama wyspa stanie się miejscem, w którym Magda zacznie nowe życie. Cała historia podana jest w otulający sposób, choć nie brakuje w niej także emocji. Szczególnie skrajne targają czytelnikiem obserwującym traktowanie, z jakim Magda spotkała się w pracy w teatrze. Autorka bez ogródek ukazała rozpaczliwą sytuację dziewczyny, poddanej brutalnemu i bezlitosnemu mobbingowi. Nie stroni też od postawienia ważnego pytania: dlaczego nikt nie próbował jej pomóc czy chociaż zaprotestować przeciwko tak okropnemu postępowaniu Doroty. Jak to się mogło stać, że przez całe osiem lat główną bohaterkę pozbawiano publicznie godności, bez jakiejkolwiek reakcji ze strony dyrekcji czy innych pracowników. Niestety odpowiedź jest bardzo gorzka – dyrektor cenił psychopatycznego kierownika, który żelazną ręką trzymał swój dział w ryzach, zaś inni zatrudnieni po prostu bali się narazić na utratę pracy. W efekcie pozwalano na jawną niesprawiedliwość, w imię świętego spokoju. Jak to często bywa, unormowania prawne, zakazujące podobnego zachowania, nie znajdują odpowiedniego zastosowania w realnym świecie.  

Bóg jeden wie, ile podobnych dramatów rozgrywa się codziennie w Polsce. Pisarka zamieściła także przejmujący apel, który mam nadzieję wywrze jakiś skutek i jakiego część przytaczam: 

„Jeśli jesteś lub byłeś świadkiem nękania kogoś w pracy, znajdź w sobie odwagę, by pomóc ofierze. Bardzo Cię proszę nie przyglądaj się wszystkiemu biernie. Ktoś, kto doświadcza mobbingu, często nie jest w stanie pomóc sobie sam.” 

Znajduje się on na końcu książki, zawierając także numer całodobowej infolinii oraz strony internetowej, na które można zgłaszać podobne przypadki.  

Autorka z dużym wyczuciem przedstawiła również przemianę, jaką przechodzi główna bohaterka na Fuerteventurze. Znalazłszy życzliwe otoczenie, otulona rajskimi widokami, szumiącym, turkusowym oceanem, pięknymi wschodami i zachodami słońca oraz tytułowymi cynamonowymi wzgórzami, odzyskuje pewność siebie i zapomina wreszcie o strasznych chwilach. Z zalęknionego brzydkiego kaczątka przemienia się rychło w pięknego łabędzia. Odnajduje miłość i jest w stanie pchnąć życie wreszcie we właściwym kierunku. Wielbiciele romantycznych nastrojów znajdą tu niejedną chwilę, by poddać się wzruszeniu, w czym zasłuży się także wątek Jana, który poszukuje dawnej miłości. “Cynamonowym wzgórzom” nie można też odmówić inspirującego wydźwięku dla wszystkich tłamszonych. Myślę, że to taka lekka książka, która porusza ważny temat, ale przy tym nie traci na zwiewności, przez co dobrze sprawdzi się jako towarzysz wakacyjnych wojaży. 7/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)