Konrad Gontarczyk - Navi - recenzja
Nęcąca enigmatycznością okładka z twarzą karmelowoskórej kobiety, skrytą za dwiema niepokojącymi, złotymi maskami osłania niezwykłą powieść. Bez dwóch zdań nie spodziewałam się bowiem tego, co znajdę na jej stronicach. Pierwsze sto pięćdziesiąt zmaterializowało w mojej głowie cały sztafaż skojarzeń i przyporządkowało historię do nasączonej magią literatury pięknej. Poznając kolejne, miałam wrażenie, że oto zostałam przetransportowana do świata szaleńczo pędzącego fantasy przez Autora, jakiemu nie brakuje finezjo-fantazji i inteligentnego poczucia humoru. Przystający do osobistych preferencji finał okazał się zaś świetnym domknięciem - mrocznie ironicznym i zahaczającym o mój ulubiony motyw pętli czasowej. A może raczej przeznaczenia, które zawsze się ziści?
“Navi” Konrada Gontarczyka przypadnie do gustu każdemu miłośnikowi baśni spod ciemnej gwiazdy, oniryzmu, profetyzmu, mitu o Hadesie i Persefonie czy... gawędy o Jasiu i Małgosi. Narrację tę docenią także osoby kochające rzucanie złych uroków, wodzenie na pokuszenie, niedoścignioną serię “Caraval” z całym zestawem jej mylących iluzji, film “Woda dla słoni” i opowieści demoniczne, z uwagą na tę o powstaniu Lilit. Utrzymujący się w lekturze klimat miasta sprzed kilku wieków, w którym można spotkać niezwykłego znachora – przewodnika pomiędzy światami i... byłego legionistę w postaci człowieka-homara sprawi, że przeniesiesz się w czasoprzestrzeni. Poznawszy analogiczną wersję legendy o Roszpunce, zrozumiesz, że złota klatka to dalej więzienie - a zamiana wszystkiego w ten metal wcale nie oznacza szczęścia, o czym przekonał się już sam Midas.
Może jednak te wszystkie nawiązania do sztuki i literatury zmaterializowały się tylko w mojej zwichrowanej jaźni i to zupełnie inna opowieść. Ale przecież i ją każdy może mieć własną. 😉 Dla mnie “Navi” to... martwa natura jako literatura.
“Ich bogactwo, relaks (...) i wszystko inne, to tylko maska. W ten sposób ukrywają swoje prawdziwe, zgorzkniałe uczucia. Ukrywają strach, ból, gniew... Piją i bawią się, żeby o tym nie myśleć. Nie mają empatii i nie znają litości, zwłaszcza wobec słabości.”
Czarnowłosy Dracon i przepiękna Navi. Sprzedający niekiedy dzieła spod swojego pędzla, utalentowany malarz oraz jego najcenniejsza pani domu. W rozpadającej się chacie, ulokowanej gdzieś pośrodku malowniczych pól, choć nie tak daleko od miasta - najszczęśliwsi. Do czasu. Już którąś noc z rzędu budzi Cię ten sam sen. Jest tak realistyczny, że aż obawiasz się, iż to wcale nie jest najzwyczajniejsza w świecie mara. Nie wiesz, skąd, lecz jesteś tego pewien - śmiertelnie niebezpieczna, okutana w czerń postać, pochyla się nad łóżkiem Twojej kobiety i usiłuje ją porwać. Szamoczesz się, ale nie możesz nawet drgnąć. Widmo chwyta najcenniejszą Ci osobę w swoje szpony i odchodzi z nim w dal; dosłownie rozmywa się w powietrzu. A Ty zostajesz sam – bezbronny, bezradny, pozbawiony jakiegokolwiek sensu i skrajnie zrozpaczony. Czujesz pieczenie w okolicy serca, jak gdyby nocna wiedźma rozorała Ci pierś pazurami. Obudź się, myślisz sobie. Zaczynasz krzyczeć, gdy w końcu się udaje i natychmiast milkniesz, kiedy okazuje się, że Twoja wybranka spokojnie śni obok. Jej też coś właśnie wizualizuje się pod zamkniętymi powiekami; dostrzegasz, jak lekko drgają. Masz nadzieję, że to coś przyjemniejszego, bo Ty z pewnością nie zmrużysz już dzisiaj oczu. Wstajesz i zmierzasz w kierunku paleniska, aby podsycić ogień. Będzie Wam cieplej, a Ty dodatkowo dłużej będziesz mógł obserwować, jak ciepłe światło, które od niego bije, gra na skórze Twojej ukochanej. Jest taka zjawiskowa, idealna. I w końcu prawdziwie spełniona pod tą marną strzechą. Jak to możliwe? Łączy Was wielkie uczucie, o jakie zamierzasz zawsze dbać i wiecznie walczyć. A ten zły sen, próbujesz siebie przekonać, to tylko sen. Sen. Nic takiego się nie wydarzy. Nikt nie odbierze Ci Navi. A jeśli się na to poważy, znajdziesz ją i dotkliwie się zemścisz na oprawcy. Nawet na krańcu świata. Albo w jego podziemiach... Niedługo będziesz miał okazję to udowodnić, bo kolejnej nocy z koszmaru obudzisz się w izbie sam.
“Nie miała w tym domu żadnych obowiązków, była tylko laleczką do zabawy i przestawało jej się to podobać. Nie mogła być sobą. A zresztą nie do końca wiedziała nawet, kim jest.”
Sprawdziwszy całą okolicę, biegniesz wprost w kierunku miasta, nawołując prywatną carycę. Z impetem zmierzasz do wyszynku, który - jak to najczęściej bywa – nigdy nie śpi. Zauważywszy przed nim przyjaciela, prosisz go o pomoc w poszukiwaniach Navi. To zaledwie początek Twojej pełnej niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych wydarzeń wyprawy. Masz podążać w kierunku Góry Ursus, by zejść w dosłowne podziemia, być może nawet przekraczając wymiar. Z lichą szansą na to, że Twoja misja się powiedzie, bo ponoć nikt nie opuścił demonicy Lilit żywy, a ustalasz, że to właśnie ona zahipnotyzowała, oczarowała i skradła Twoją lubą. Bez niej jednak życie i tak nie ma dla Ciebie najmniejszego sensu, więc z uniesioną wysoko głową, przebierając jak najszybciej nogami, zmierzasz tam, gdzie kobieta jest więziona. Po drodze napotykasz mnóstwo trudności, lecz i magiczne sylwetki, które za dobry uczynek podarują Ci coś, co może przydać się w dalszej walce. Nie wszystkie stwory są jednak pozytywnie nastawione. Będziesz musiał pokonać mnóstwo bestii, nie dać odciągnąć własnej uwagi od celu i przejść przez dosłowne piekło, aby jeszcze choć na moment ujrzeć Navi. Tyle Cię czeka... Pochłonięte wieczną zabawą i zasiedlone przez lekkoduchów, chowających pod powłoczką szaleństwa liczne troski miasto Noctusgród, w którym wszystko aż kapie od złota. Dwójka wędrujących od dawna dzieci, wodzących napotkane osoby na pokuszenie zapomnienia. Znachor, który pełni funkcję przewodnika pomiędzy podziemiami a światem rzeczywistym lub może bardzo zmyślonym. Mroczny książę i tragiczna historia powstania demonicy Lilit, jaka kiedyś wcale nie była najgorszym istniejącym bytem. Zatracona w braku odebranego jej ukochanego, walczy z pustką jak tylko potrafi, przywdziewając pancerz niezwyciężonej, woal najmroczniejszej i krwiożerczość najniebezpieczniejszej, choć chce tylko... nie być już dłużej tak bardzo samotna. W połowie człowiek, w drugiej homar o imieniu... Homer, opowiadający smutną bajkę o wyginięciu Aquaryjczyków, swoich podwodnych niegdyś braci. Wisiorek z zaczarowaną klepsydrą. Jakie niestworzone stworzenia spotkasz jeszcze na niekończącej się drodze? A może, może to tylko kolejny sen lub czasowa pętla?
“Wyglądała jak piękna demonica, przerażająco i niepokojąco, jak postać nie z tego świata. Szła sama na całą bandę oprychów (...). nadal dokładnie okryta czernią, stopy stawiała z gracją, jakby szła po wodzie. (...) Była czarną śmiercią. Miała w sobie coś takiego, że aż chciało się umrzeć z jej ręki.”
Przeczytawszy ponad połowę “Navi”, poczułam się rozczarowana, że z tej tęsknej i eleganckiej, nasączonej magią oraz oniryzmem narracji rodem z “Caravalu” Autor zdecydował się na przekonwertowanie powieści w fantasy. Z każdą kolejną przewróconą stroną zaczęłam jednak coraz bardziej dostrzegać i ów magiczny kunszt. Choć bez dwóch zdań odchudziłabym książkę o wiele opisów starć z potworami przy użyciu czarodziejskich broni, muszę przyznać, że Konrad Gontarczyk to osoba o nieograniczonej niczym wyobraźni. Finezyjno-fantazyjne kreacje postaci i światów naprawdę mnie urzekły. Znacznie bardziej uczyniła to jednak zabawa słowami. Homar Homer, karczma “Wybij Zęba” czy karykaturalnie wręcz zabawna, mordercza Lilit – sceny sytuacyjne bawią do imentu. Poznawszy zakończenie, podtrzymuję początkowe twierdzenie. DEBIUT Gontarczyka to baśń utrzymana w mrocznej konwencji - zahaczająca o wiele znanych czytelnikom opowieści, lecz wciąż przedstawiająca je w odmiennym kształcie i z innej strony. Wciągająca, nieszablonowa, oryginalna. Gdyby nie nadmiar podziemnych walk, pozostawiłabym ją z oceną aż 9 punktów, co rzadko mam przyjemność uczynić w przypadku pierwszych pisarskich razów. Nie przesadzę, stwierdzając, iż już nie mogę się doczekać, jaką marę Konrad Gontarczyk roztoczy przed odbiorcami kolejnym razem. Z chęcią, odrzucając na chwilę Morfeusza, dam się jej zauroczyć. Wszak to te złe zaklęcia nęcą najmocniej. Może ten świat nie jest miejscem klasycznych baśni, ale tych urzekających czernią - owszem. Może nie wszystko należy przemieniać w złoto, ale... niczym Dracon, niezłomnie zawsze trzeba próbować, z wiernością własnym przekonaniom, bo może TO akurat warto. 8/10.
“Jeśli klepsydra skończy przesypywać piasek, można ją zawsze odwrócić i zacząć wszystko od nowa. (...) Takie właśnie jest życie. Wszystko można naprawić, jeśli się tego bardzo chce.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)