Konrad Gontarczyk - Navi - recenzja

by - 16:17:00

Nęcąca enigmatycznością okładka z twarzą karmelowoskórej kobiety, skrytą za dwiema niepokojącymi, złotymi maskami osłania niezwykłą powieść. Bez dwóch zdań nie spodziewałam się bowiem tego, co znajdę na jej stronicach. Pierwsze sto pięćdziesiąt zmaterializowało w mojej głowie cały sztafaż skojarzeń i przyporządkowało historię do nasączonej magią literatury pięknej. Poznając kolejne, miałam wrażenie, że oto zostałam przetransportowana do świata szaleńczo pędzącego fantasy przez Autora, jakiemu nie brakuje finezjo-fantazji i inteligentnego poczucia humoru. Przystający do osobistych preferencji finał okazał się zaś świetnym domknięciem - mrocznie ironicznym i zahaczającym o mój ulubiony motyw pętli czasowej. A może raczej przeznaczenia, które zawsze się ziści?  

Navi” Konrada Gontarczyka przypadnie do gustu każdemu miłośnikowi baśni spod ciemnej gwiazdy, oniryzmu, profetyzmu, mitu o Hadesie i Persefonie czy... gawędy o Jasiu i Małgosi. Narrację tę docenią także osoby kochające rzucanie złych uroków, wodzenie na pokuszenie, niedoścignioną serię “Caraval” z całym zestawem jej mylących iluzji, film “Woda dla słoni” i opowieści demoniczne, z uwagą na tę o powstaniu Lilit. Utrzymujący się w lekturze klimat miasta sprzed kilku wieków, w którym można spotkać niezwykłego znachora – przewodnika pomiędzy światami i... byłego legionistę w postaci człowieka-homara sprawi, że przeniesiesz się w czasoprzestrzeni. Poznawszy analogiczną wersję legendy o Roszpunce, zrozumiesz, że złota klatka to dalej więzienie - a zamiana wszystkiego w ten metal wcale nie oznacza szczęścia, o czym przekonał się już sam Midas. 

Może jednak te wszystkie nawiązania do sztuki i literatury zmaterializowały się tylko w mojej zwichrowanej jaźni i to zupełnie inna opowieść. Ale przecież i ją każdy może mieć własną. 😉 Dla mnie “Navi” to... martwa natura jako literatura.  

Ich bogactwo, relaks (...) i wszystko inne, to tylko maska. W ten sposób ukrywają swoje prawdziwe, zgorzkniałe uczucia. Ukrywają strach, ból, gniew... Piją i bawią się, żeby o tym nie myśleć. Nie mają empatii i nie znają litości, zwłaszcza wobec słabości.” 

Czarnowłosy Dracon i przepiękna Navi. Sprzedający niekiedy dzieła spod swojego pędzla, utalentowany malarz oraz jego najcenniejsza pani domu. W rozpadającej się chacie, ulokowanej gdzieś pośrodku malowniczych pól, choć nie tak daleko od miasta - najszczęśliwsi. Do czasu. Już którąś noc z rzędu budzi Cię ten sam sen. Jest tak realistyczny, że aż obawiasz się, iż to wcale nie jest najzwyczajniejsza w świecie mara. Nie wiesz, skąd, lecz jesteś tego pewien - śmiertelnie niebezpieczna, okutana w czerń postać, pochyla się nad łóżkiem Twojej kobiety i usiłuje ją porwać. Szamoczesz się, ale nie możesz nawet drgnąć. Widmo chwyta najcenniejszą Ci osobę w swoje szpony i odchodzi z nim w dal; dosłownie rozmywa się w powietrzu. A Ty zostajesz sam – bezbronny, bezradny, pozbawiony jakiegokolwiek sensu i skrajnie zrozpaczony. Czujesz pieczenie w okolicy serca, jak gdyby nocna wiedźma rozorała Ci pierś pazurami. Obudź się, myślisz sobie. Zaczynasz krzyczeć, gdy w końcu się udaje i natychmiast milkniesz, kiedy okazuje się, że Twoja wybranka spokojnie śni obok. Jej też coś właśnie wizualizuje się pod zamkniętymi powiekami; dostrzegasz, jak lekko drgają. Masz nadzieję, że to coś przyjemniejszego, bo Ty z pewnością nie zmrużysz już dzisiaj oczu. Wstajesz i zmierzasz w kierunku paleniska, aby podsycić ogień. Będzie Wam cieplej, a Ty dodatkowo dłużej będziesz mógł obserwować, jak ciepłe światło, które od niego bije, gra na skórze Twojej ukochanej. Jest taka zjawiskowa, idealna. I w końcu prawdziwie spełniona pod tą marną strzechą. Jak to możliwe? Łączy Was wielkie uczucie, o jakie zamierzasz zawsze dbać i wiecznie walczyć. A ten zły sen, próbujesz siebie przekonać, to tylko sen. Sen. Nic takiego się nie wydarzy. Nikt nie odbierze Ci Navi. A jeśli się na to poważy, znajdziesz ją i dotkliwie się zemścisz na oprawcy. Nawet na krańcu świata. Albo w jego podziemiach... Niedługo będziesz miał okazję to udowodnić, bo kolejnej nocy z koszmaru obudzisz się w izbie sam. 

Nie miała w tym domu żadnych obowiązków, była tylko laleczką do zabawy i przestawało jej się to podobać. Nie mogła być sobą. A zresztą nie do końca wiedziała nawet, kim jest.” 

Sprawdziwszy całą okolicę, biegniesz wprost w kierunku miasta, nawołując prywatną carycę. Z impetem zmierzasz do wyszynku, który - jak to najczęściej bywa – nigdy nie śpi. Zauważywszy przed nim przyjaciela, prosisz go o pomoc w poszukiwaniach Navi. To zaledwie początek Twojej pełnej niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych wydarzeń wyprawy. Masz podążać w kierunku Góry Ursus, by zejść w dosłowne podziemia, być może nawet przekraczając wymiar. Z lichą szansą na to, że Twoja misja się powiedzie, bo ponoć nikt nie opuścił demonicy Lilit żywy, a ustalasz, że to właśnie ona zahipnotyzowała, oczarowała i skradła Twoją lubą. Bez niej jednak życie i tak nie ma dla Ciebie najmniejszego sensu, więc z uniesioną wysoko głową, przebierając jak najszybciej nogami, zmierzasz tam, gdzie kobieta jest więziona. Po drodze napotykasz mnóstwo trudności, lecz i magiczne sylwetki, które za dobry uczynek podarują Ci coś, co może przydać się w dalszej walce. Nie wszystkie stwory są jednak pozytywnie nastawione. Będziesz musiał pokonać mnóstwo bestii, nie dać odciągnąć własnej uwagi od celu i przejść przez dosłowne piekło, aby jeszcze choć na moment ujrzeć Navi. Tyle Cię czeka... Pochłonięte wieczną zabawą i zasiedlone przez lekkoduchów, chowających pod powłoczką szaleństwa liczne troski miasto Noctusgród, w którym wszystko aż kapie od złota. Dwójka wędrujących od dawna dzieci, wodzących napotkane osoby na pokuszenie zapomnienia. Znachor, który pełni funkcję przewodnika pomiędzy podziemiami a światem rzeczywistym lub może bardzo zmyślonym. Mroczny książę i tragiczna historia powstania demonicy Lilit, jaka kiedyś wcale nie była najgorszym istniejącym bytem. Zatracona w braku odebranego jej ukochanego, walczy z pustką jak tylko potrafi, przywdziewając pancerz niezwyciężonej, woal najmroczniejszej i krwiożerczość najniebezpieczniejszej, choć chce tylko... nie być już dłużej tak bardzo samotna. W połowie człowiek, w drugiej homar o imieniu... Homer, opowiadający smutną bajkę o wyginięciu Aquaryjczyków, swoich podwodnych niegdyś braci. Wisiorek z zaczarowaną klepsydrą. Jakie niestworzone stworzenia spotkasz jeszcze na niekończącej się drodze? A może, może to tylko kolejny sen lub czasowa pętla? 

Wyglądała jak piękna demonica, przerażająco i niepokojąco, jak postać nie z tego świata. Szła sama na całą bandę oprychów (...). nadal dokładnie okryta czernią, stopy stawiała z gracją, jakby szła po wodzie. (...) Była czarną śmiercią. Miała w sobie coś takiego, że aż chciało się umrzeć z jej ręki.” 

Przeczytawszy ponad połowę “Navi”, poczułam się rozczarowana, że z tej tęsknej i eleganckiej, nasączonej magią oraz oniryzmem narracji rodem z “Caravalu” Autor zdecydował się na przekonwertowanie powieści w fantasy. Z każdą kolejną przewróconą stroną zaczęłam jednak coraz bardziej dostrzegać i ów magiczny kunszt. Choć bez dwóch zdań odchudziłabym książkę o wiele opisów starć z potworami przy użyciu czarodziejskich broni, muszę przyznać, że Konrad Gontarczyk to osoba o nieograniczonej niczym wyobraźni. Finezyjno-fantazyjne kreacje postaci i światów naprawdę mnie urzekły. Znacznie bardziej uczyniła to jednak zabawa słowami. Homar Homer, karczma “Wybij Zęba” czy karykaturalnie wręcz zabawna, mordercza Lilitsceny sytuacyjne bawią do imentu. Poznawszy zakończenie, podtrzymuję początkowe twierdzenie. DEBIUT Gontarczyka to baśń utrzymana w mrocznej konwencji - zahaczająca o wiele znanych czytelnikom opowieści, lecz wciąż przedstawiająca je w odmiennym kształcie i z innej strony. Wciągająca, nieszablonowa, oryginalna. Gdyby nie nadmiar podziemnych walk, pozostawiłabym ją z oceną aż 9 punktów, co rzadko mam przyjemność uczynić w przypadku pierwszych pisarskich razów. Nie przesadzę, stwierdzając, iż już nie mogę się doczekać, jaką marę Konrad Gontarczyk roztoczy przed odbiorcami kolejnym razem. Z chęcią, odrzucając na chwilę Morfeusza, dam się jej zauroczyć. Wszak to te złe zaklęcia nęcą najmocniej. Może ten świat nie jest miejscem klasycznych baśni, ale tych urzekających czernią - owszem. Może nie wszystko należy przemieniać w złoto, ale... niczym Dracon, niezłomnie zawsze trzeba próbować, z wiernością własnym przekonaniom, bo może TO akurat warto. 8/10. 

“Jeśli klepsydra skończy przesypywać piasek, można ją zawsze odwrócić i zacząć wszystko od nowa. (...) Takie właśnie jest życie. Wszystko można naprawić, jeśli się tego bardzo chce.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)