Mariusz Kanios - Nieboskłon - recenzja
Przeżyłaś siedem dni gehenny. To o wiele więcej niż może wytrzymać człowiek. Przez cały ten czas byłaś więziona, bita, gwałcona oraz pozbawiana choć kropli wody czy okrucha pożywienia. W siatkówce Twoich oczu, jak na kliszy starego zdjęcia, utrwaliła się jedynie czarno–biała twarz oprawcy. Przyklękał nad Twoim umęczonym i skrępowanym ciałem, aby wciąż znęcać się nad bezwładnym ochłapem, który jeszcze z niego pozostał. Kolory już nie miały dostępu do Twojego wzroku, bo czy można pokryć barwami nieustanny ból i zwierzęcy strach? Twój umysł przestał cokolwiek rejestrować - poza tym strasznym obliczem, będącym symbolem skrajnego upodlenia. Jedynym jego pragnieniem było zaznanie spokoju. I wkrótce go osiągnie, bo oto Twoje nagie ciało z impetem uderzy o pawiment, będący wybawieniem od cierpienia a krzyk łamanych kości oskarży niemo bestię, która jest za to wszystko odpowiedzialna. Dziewięć pięter - dziewięć kroków do świata, w jakim nic Ci już nie zagraża. Było warto.
„Leżała naga na szarym chodniku niczym wyrzucona na śmietnik szmaciana lalka. Zlepione krwią, potem i łzami rude loki przysłaniały smukły tułów (…). Jedynie zielone, szeroko otwarte oczy odbijały się w kałuży jak w lustrze.”
Tym razem wezwano Cię do nietypowej sprawy, choć z punktu widzenia Twoich wieloletnich, prokuratorskich doświadczeń, coś takiego nie istnieje. Widziałeś już wszystko - nawet to, czego inni nawet sobie nie wyobrażają w najstraszniejszych wizjach. Jesteś świetnym prokuratorem, do bólu analitycznym i zaciekłym jak buldog. Jednak tym razem musisz przyznać, że faktycznie masz ciężki orzech do zgryzienia. Podchodzisz do policjantów wpatrujących się w ciało przykryte ciemną płachtą. Od razu Cię poznają, wszak współpracują z Tobą już tak długo.
„Komisarz się odwrócił, a kiedy zobaczył zbliżającą się postać, zaklął w myślach, bo rozpoznał nadchodzącego. Potężnie zbudowany, prawie dwumetrowy mężczyzna po pięćdziesiątce podszedł do nich i wyciągnął wielką jak bochen dłoń na przywitanie. - Michał Stróż, prokuratura rejonowa.”
Odchylasz okrycie i patrzysz na bezwładne ciało trzydziestoletniej nagiej kobiety. Jest zmasakrowane, wszak upadek z wieżowca nie mógł pozostawić innego rezultatu. Nie ma żadnych dokumentów, więc ciężko będzie ustalić jej tożsamość. Szybko wydajesz polecenie, aby powypytywać mieszkańców bloku w nadziei, że może ją rozpoznają. Nie wiesz, czy masz do czynienia z samobójstwem, czy też kobieta padłą ofiarą jakiegoś zboczeńca. Raczej stawiasz na to drugie i tym razem nos Cię nie myli. Nie przewidziałeś natomiast, że to tylko jedna z wielu ofiar tego samego, nieuchwytnego człowieka, którego mroczne wnętrze przerazi nawet Ciebie...
„Siedział na betonowym kwietniku pod drzewem i palił papierosa. (…) Od godziny obserwował oddalone o kilkadziesiąt metrów drzwi akademika. I czekał.”
Mógłbyś im tak wiele zaoferować. Całą swoją tkliwość, troskę i czułość. Wszystkie te uczucia wylewają się z Ciebie, gdy patrzysz na nie pożądliwym wzrokiem, który płynnie obiega każdy powabny kształt, zapobiegliwie skryty pod warstwą ubrań. Chciałbyś je zedrzeć, by napawać się widokiem nagich ciał oraz karmić strachem, gdy nie będą mogły od Ciebie uciec. Kiedy będą zdane na Twoją łaskę i niełaskę w płonnej nadziei, że po wszystkim pozwolisz im odejść. Zachwycające, młode istoty, nieosiągalne dla Ciebie jak wierzchołek Olimpu. Równie jak on wyniosłe i niezwracające uwagi na niepozornego i nic nieznaczącego śmiertelnika. Boginie, które chciałbyś ściągnąć z niebios i rzucić na podłogę, by ich przerażone oczy w końcu pojęły, z kim mają do czynienia. I doceniły, jakim jesteś mężczyzną. Ale na razie nie masz na to odwagi.
Właśnie patrzysz na jedną z nich. Kłóci się ze swoim chłopakiem niemal szeptem – tak, aby nikt ze stojących w wagonie tramwaju niczego nie dostrzegł. Ale Twoje uszy czujnie rejestrują każdy dźwięk. W końcu, gdy ten wzburzony wysiada na najbliższym przystanku, ustępujesz jej miejsca, z czego w otępieniu korzysta, nie bacząc na to, że jesteś znacznie starszy. Wbija wzrok w dal, widocznie nadal przeżywając w umyśle piekące słowa, jakie zostały w stosunku do niej wypowiedziane. Piękna, siedemnastoletnia kobieta u progu dorosłości z twarzą przypominającą tę z obrazu Fragonarda - „Dziewczyna czytająca książkę”. Zachwycająca, niewinna i tak świeża, jak niezerwany jeszcze owoc, pyszniący się w słonecznym blasku. Oblana pąsowym rumieńcem wzburzenia na lśniącej, miękkiej skórze. Ogarnia Cię pragnienie, aby otoczyć ją ramionami; by napawać się zapachem i jedwabiem jej ciała. Czujesz wściekłość, że nie możesz robić z nią tego, co jest dostępne chłopakowi wyglądającemu przecież w wyciągniętej bluzie i postrzępionych spodniach jak kloszard, ale szybko tłumisz ją z najwyższym trudem. Ty zawsze jesteś porządnie i nienagannie ubrany. Ale cóż z tego, że jesteś od niego lepszy, skoro nigdy nie zaznasz tego, co on ma na wyciągnięcie ręki...
„(...) była naprawdę śliczna. Piękne oczy i lśniące włosy. Miała takie różowe usta. Mógłby je całować bez przerwy. Wargi, szyję, piersi. Poczuł lekkie uderzenie gorąca i przemożną chęć przytulenia jej. Ale ona nie należała do niego. No i dlaczego? Przecież mógł jej tak wiele ofiarować.”
Opuszczasz pojazd na następnym przystanku i po kilkunastu krokach orientujesz się, że pod siedzeniem pozostawiłeś dzisiejsze zakupy. Chcesz do niego wrócić, ale widzisz tylko światła znikające w oddali. Obracasz się więc na pięcie i zmierzasz do osiedlowego sklepu. Pieczywa już nie ma, zatem kupujesz piwo w butelce na ukojenie nerwów. Wkraczasz do ciemnego parku, wciągając ustami mroźne powietrze, które wygoniło z niego nawet tych, którzy na co dzień szukają w nim mocnych wrażeń. Z zamyślenia wybudza Cię głos rozlegający się za plecami. To dziewczyna z tramwaju biegnie, trzymając w ręku Twoją reklamówkę i woła, żebyś na nią poczekał. Oddaje Ci znalezisko i pyta, czy może Ci towarzyszyć. Sama boi się iść przez to owiane złą sławą miejsce. Zadziwia Cię jej ufność, ale wyrażasz zgodę. Kroczy przodem, dzięki czemu masz możliwość obserwowania jej pośladków. Nagle ślizga się na lodzie i chwyta rękaw Twojej kurtki. Uznajesz to za sygnał i ją przyciągasz, jednocześnie przywierając do ust. Wyrywa się gwałtownie, pytając z wyraźną wściekłością, co robisz. Czujesz wzbierającą złość - przecież chciałeś ją tylko uchronić przed upadkiem. Nie uczyniłeś nic złego. Chwytasz ją, a ona, coraz bardziej przerażona, tłucze Cię po twarzy, jednocześnie głośnym krzykiem wzywając ratunek. Wiesz, że musisz uciszyć ją za wszelką cenę i wpadasz w panikę. Sięgasz do kieszeni po butelkę i wymierzasz mocny cios w głowę. Ciągniesz jej bezwładne ciało w krzaki, pozostawiając wyżłobione ślady w zalegającym śniegu. Siadasz na niej okrakiem, próbując zatamować krew. Wtedy nagle otwiera oczy, a Ty zaciskasz jej z całej siły dłonie na szyi - tak aby nie mogła wrzeszczeć. Wypręża się i wierzga przez dłuższą chwilę, ale jesteś znacznie silniejszy, więc w końcu jej ciało się poddaje i zastyga w pośmiertnym skurczu.
„Opadła na ziemię, a on poczuł przyjemny dreszcz. Jeszcze przez chwilę ściskał szyję martwej dziewczyny. W końcu jego ciało zalała fala ciepła, wyprężył się i zastygł w bezruchu na kilka sekund. (…) opadł na nią bezwładnie, zatapiając twarz w jej włosach.”
Przerażony tym, co uczyniłeś, biegniesz do domu i czekasz przez kilka dni na nieuchronną wizytę policji. Ale nikt się nie zjawia, więc wiesz, że nie zostanie Ci wymierzona żadna kara. Zamknięte w Twojej czaszce wspomnienia, ukryte przez ten czas w zakamarkach umysłu, napływają szeroką falą. Przywołujesz w myślach przerażoną twarz umierającej dziewczyny, co każdorazowo Cię ekscytuje. Uzmysławiasz też sobie, że to Ci nie wystarczy. Że będziesz musiał spróbować przeżyć to ponownie, zabierając się jednak do tego znacznie bardziej metodycznie i z zimną krwią. Pewnego wieczora opuszczasz więc mieszkanie i udajesz się na poszukiwania następnej ofiary. Postanowiłeś, że zostaniesz łowcą i będziesz to robił, póki nikt Cię nie powstrzyma...
„Nieboskłon” Mariusza Kaniosa to brawurowy kryminał, którego odłożenie przychodzi z najwyższym trudem. Opisuje przebieg śledztwa, wszczętego po znalezieniu ciała młodej kobiety u stóp wieżowca. Sprawą zajmuje się doświadczony prokurator Michał Stróż, jakiego dociekliwość pozwoli na powiązanie wypadku ze sprawami zaginionych dziewczyn, które wcześniej zostały całkowicie zlekceważone przez organy ścigania. A także z przypadkiem zamordowanej w parku nastolatki. Nieuchronne starcie oskarżyciela z seryjnym mordercą zostało przedstawione przez Autora w porywający sposób. Znakomicie stopniowane napięcie nie pozwala oderwać się czytającemu od treści, jaką przebiega się wzrokiem w coraz szybszym tempie, by poznać to, co ukryte na następnej stronie. Książka jest także przykładem znakomitej wiwisekcji umysłu psychopaty, który nie jest w stanie powstrzymać się od kolejnych zbrodni. Pokrętne meandry jego jaźni, spokój, z jakim podchodzi do swoich odrażających czynów, planując je z zimną krwią, przyprawiają o gęsią skórkę (jeśli chodzi o mnie, jest to oczywiście dreszcz przyjemności i fascynacji 😉). Złoczyńca nie jest postacią jednowymiarową i bezduszną maszyną zdolną tylko do zabijania - stać go na odruchy serca, które jednak przedstawiane są przez Pisarza w sposób, jaki nie budzi w stosunku do bohatera odruchów sympatii. Czytający nie ma wątpliwości, że to bestia w ludzkim ciele, która nie może i nie chce powściągnąć chorych pragnień oraz namiętności. I jaką trzeba unieszkodliwić za wszelką cenę. Prowadzone śledztwo ukazane jest także z perspektywy uczestniczących w nim policjantów, tworzących niezwykle barwny zespół. Kanios zręcznie uchwycił przemianę jednego z nich - który ze skrajnie lekceważącego swoje obowiązki, zblazowanego stróża sprawa pod wpływem zachodzących wydarzeń staje się zaciekłym tropicielem mordercy, uzmysławiając sobie, o jak wielką stawkę toczy się gra. Autor po raz kolejny cieszy też okładką oczy piromana w mojej skromnej osobie i urzeka pięknym językiem. Podtrzymuję tezę, że właśnie tak powinno pisać się kryminały. 8/10
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)