Magdalena Witkiewicz - Wiatr od morza - Sztorm - recenzja

by - 18:48:00

Wspomnienia są nie tylko błogosławieństwem. Niestety wiele przywołuje z otchłani pamięci także złe chwile, które chciałoby się z niej wyrugować. Są jak życie: słodko–gorzkie, jednak przecież takie smaki składają się na skomplikowaną mozaikę losów każdego człowieka. Twoja stanowi układankę wprawdzie pełną szczęścia, ale zarazem naznaczoną piętnem szczególnej tragedii. Jak to wszystko się zaczęło? Przed Twoimi oczyma ponownie rozpościera się jesienny krajobraz 1981 roku. Nie ten złocisty, mieniący się wieloma kolorami, jaki opiewają całe rzesze polskich literatów, ale szary i ponury, jak cała Polska Rzeczpospolita Ludowa. Skrzydła radości i ekscytacji niosą Cię do Twojego wyśnionego liceum – elitarnej gdańskiej Topolówki, będącej szkołą o ogromnych tradycjach. Jako pierwszoklasistka z wielką dumą nosisz na rękawie kurtki czerwoną tarczę - jej symbol. Gdy 1 września, nieco zagubiona, kręcisz się po korytarzu, szukając właściwej klasy, zaczepia Cię chłopak i oferuje swoją pomoc. To Władek. 

„Jak mi potem powiedział, to chyba nie była miłość od pierwszego wejrzenia. No, może od drugiego. (…) nie my pierwsi i nie ostatni zastanawialiśmy się nad tym, czy to jest jeszcze przyjaźń, czy to już kochanie... Najważniejsze, że wszechświat już to wiedział, choć my jeszcze nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy.”  

Od razu stajecie się nierozłączni, lgnąc do siebie jeszcze podświadomie, jednak z wielką siłą. Prędko też przeistaczacie się w zakochaną bez pamięci parę.  

„To była taka miłość, która może się zdarzyć tylko raz - gdy ma się kilkanaście lat i wierzy, że wszystko jest na zawsze.” 

Z rozrzewnieniem patrzysz na czarno-białe zdjęcie, na którym widać całą Waszą „paczkę”.  

„Siedzieliśmy na (…) ławce, upozowani w taki sposób, by wyjść najlepiej. Władek, obok niego z jednej strony Bożena, z drugiej ja. Trzymałam w dłoniach bukiet frezji. Obok mnie siedział Marek, za nim stali Krzysztof, Andrzej i Jarek.” 

Na jednej kliszy utrwaliły się cztery kamienie milowe Twojego życia – Władek – Twoja młodzieńcza miłość, bukiet, którego wręczenie zainicjowało decyzję, że na zawsze będziecie razem, Bożena – pseudo-przyjaciółka, istna femme fatale, robiąca wszystko, aby Was rozdzielić i Andrzej – Twój opiekuńczy duch w czasach bezmiernego nieszczęścia i zgryzoty. Ale to dopiero w przyszłości, która jednak już nadchodziła wielkimi krokami, choć zupełnie nie spodziewałaś się jej w takim właśnie kształcie. Ale czyż mogłaś w tych chwilach pełnych nieskrępowanej niczym radości przypuszczać, że wkrótce cały Twój świat i związane z nim nadzieje obrócą się w popiół? Właśnie, Andrzej – nie był Waszym rówieśnikiem, ale miał dwa lata więcej. 

„Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że był mi najbliższy, zaraz po Władku. Zawsze mogłam na niego liczyć, a życie pokazało, że kiedy nadeszły te najgorsze dni, to właśnie on najbardziej mi pomógł.”  

Jego rodzice należeli do czerwonej burżuazji, a brat był nawet funkcjonariuszem znienawidzonego przez całe społeczeństwo ZOMO. Z tego powodu Władek nie do końca mu ufał, choć sam Andrzej był w pełni lojalny wobec wszystkich Was. I za parę miesięcy będzie mógł to udowodnić ponad wszelką wątpliwość. Na razie jednak funkcjonujesz jak w pięknym śnie. Często przesiadujecie na ławce czy łące, podczas gdy Władek kreśli swoje szkice. Jest doskonałym rysownikiem i z wielką pasją oddaje się temu hobby. Jak zaczarowana patrzysz na wychodzące spod jego ręki pejzaże, kwiaty, portrety oraz karykatury. Przeciwnie do Ciebie, pochodzi z robotniczej rodziny. Twoi rodzice są lekarzami, a jego pracują jako robotnicy w Stoczni Gdańskiej. Jest pierwszą osobą w rodzinie, która podjęła naukę w liceum. Zdecydował się na to pod naciskiem sąsiadki - pani Marii, emerytowanej nauczycielki „Topolówki”. Na szczęście jest bardzo zdolny, więc nauka nie sprawia mu żadnego kłopotu, choć nie poświęca jej zbyt wiele czasu.  

„(...) cały swój wolny czas poświęcał rysowaniu. Oczywiście do momentu, gdy poznał mnie. Potem swój czas dzielił pomiędzy pasję i dziewczynę. I jeszcze trochę czasu zajmowała mu szkoła. A potem? Potem jeszcze doszła działalność przeciw tym, których szczerze nienawidził.”  

Szybko przekonujesz się, że poza Tobą i rysunkami, trzecią namiętnością Waldka jest działalność opozycyjna wobec komunistycznej władzy. Nie do końca to rozumiesz, sama nie interesujesz się polityką. Jest czymś odległym, nieingerującym bezpośrednio w życie ludzi. Odwracasz od niej głowę, mając nadzieję, że skoro jej nie dostrzegasz, to da Ci święty spokój. Bardzo się mylisz, a ona błyskawicznie staje się nieodłączną częścią Twojego losu. Wszystko za sprawą Twojego chłopaka, który nade wszystko kochał ojczyznę, a narzuconą sowieckimi bagnetami klikę uważał za bandę zwykłych oprychów, z których w istocie się składała. Przykład czerpie z domu, gdyż ojciec jest działaczem Solidarności. Władek od razu angażuje się w uczniowski parlament, który powstał w liceum, a także uczestniczy w tworzeniu dwóch niezależnych gazetek, dla których rysuje swoje niezrównane karykatury. Chwilowo czas temu sprzyja.   

„Robiliśmy fajne rzeczy. Ja chyba z nienawiści do ówczesnej władzy, generała i z przekonań, jakie serwowano mi cały czas w domu. A może z chęci przeżycia czegoś fantastycznego. W każdym razie nie było nudy. Była wiara w to, że będzie lepiej.” 

Na fali porumień sierpniowych z 1980 roku przyszła odwilż i zbrodniczy reżim poluzował nieco kajdany, jakimi skuwał cały naród. Oficjalnie zostało uznane istnienie związków zawodowych, na czele z Solidarnością, a w ludzi wstąpiła nadzieja, że da się Polskę po czerwonym kataklizmie ułożyć na nowo. Ten radosny nastrój nie omija także uczniów „Topolówki”. Wszyscy zachłystują się wolnością, gdy tymczasem niedostrzegalnie nadciąga jedna z najczarniejszych nocy w historii Polski. Prawie nikt nie spodziewał się tego, co nieuchronnie nadchodziło. Momentu, w którym komunistyczni degeneraci wypowiedzą wojnę własnemu narodowi, wprowadzając 13 grudnia 1981 roku stan wojenny.  

Pamiętasz doskonale ten straszny, ponury czas.  

„Okazało się, że czasem wystarczy jedna noc, by świat posmutniał, poszarzał i stał się bardzo nieprzyjazny. Jakby ktoś zmył z obrazu wszystkie kolory świata. Na ulicach pojawiły się uzbrojone patrole. Czuło się wszechogarniający strach.” 

Wielu ludzi popada w rozpacz i całkowite zobojętnienie, inni zamieniają się w gorliwych wielbicieli władzy; często szpicli oraz donosicieli. Mniejsza część próbuje stawiać opór. Wśród nich jest Władek. Przychodzi do Ciebie kilka dni po powstaniu junty Jaruzelskiego, bezwstydnie kalającego mundur polskiego generała i informuje, że w nocy zabrano jego ojca. Wtedy po raz pierwszy i ostatni widzisz, jak płacze. To wydarzenie nie tylko nie odbiera mu sił i determinacji, ale wprost je zwielokrotnia. Rzuca się w wir działalności opozycyjnej, drukując nielegalne gazetki i roznosząc ulotki. Bardzo się o niego boisz i próbujesz powstrzymać. Przecież wszyscy widzą co się wokół dzieje – na ulicach pojawiają się pojazdy pancerne, w kopalni Wujek dochodzi do odrażającej zbrodni, w czasie której strzela się do robotników, tak aby z premedytacją zabić, ma też miejsce pacyfikacja Stoczni Gdańskiej z użyciem czołgów. Zaczynają się również pobicia i skryte mordy, popełniane na działaczach Solidarności. Nie chcesz, żeby spotkało to także Twojego chłopaka. Ale on nie ma zamiaru słuchać Twoich obaw i podporządkować się prośbom.  

„Każdego dnia bałam się o niego. Bałam się, że pewnego razu nie wróci. Że kiedyś, czekając na jego kroki na schodach, usłyszę łomot do drzwi i to nie będzie on.” 

Zresztą niewiele Ci mówi, starając chronić - po prostu znika, po czym znowu się pojawia w Twoim mieszkaniu. Nie chce odpuścić, poczytuje sobie za niezłomny obowiązek walkę o wolny kraj i w młodzieńczym zapamiętaniu jest gotów dla tego celu poświęcić wszystko, także samego siebie. Aż w końcu przychodzą Twoje osiemnaste urodziny i wraz z wejściem w dorosłe życie osuwasz się w otchłań bezdennej przepaści, na końcu której już nic nie jest takie samo... 

„Nie wiedziałam o wielu rzeczach. Nie chciałam wiedzieć. A może tylko tak sobie wmawiałam. Może podświadomie czułam, że Władek stąpa po kruchym lodzie, że każdy krok może skończyć się upadkiem, że pewnego dnia może po prostu zniknąć i nikt mi nie powie, gdzie jest. Nie byłam częścią tego świata, ale ten świat i tak mnie pochłonął.”           

„Sztorm” Magdaleny Witkiewicz to pierwsza część cyklu „Wiatr od morza” opowiadającego o życiu Anny – sześćdziesięcioletniej nauczycielki gdańskiego liceum. Fabuła rozpoczyna się wraz z otrzymaniem przez nią zaproszenia na planowany zjazd absolwentów jej dawnej szkoły średniej – słynnej „Topolówki”, które staje się zapalnikiem wyzwalającym falę wspomnień z młodzieńczych lat. Zarówno tych pięknych, jak i bolesnych, nierozłącznie wiążących się z pierwszą miłością narratorki, która połączyła ją z Władkiem, będącym kolegą z pierwszej klasy. Bardzo wrażliwy chłopak, pochodzący z robotniczej rodziny, zdolny uczeń, znakomity rysownik i jednocześnie zdeterminowany, bohaterski opozycjonista, szczerze nienawidzący narzuconej i obcej narodowi czerwonej władzy, szybko zwraca uwagę Anny, która zakochuje się w nim całą siłą tego uczucia. Z wzajemnością. Gorzko można napisać, że to jeden z tak wielu pięknych, młodych ludzi, pełnych talentów i marzeń o wolnej Polsce, którzy zostali bezwzględnie zdeptani podkutymi buciorami oprawców, będących pomagierami bezwzględnego reżimu. Młodzieniec stanie się jedną z jego ofiar, o jakich pamięć już niestety w zasadzie zanikła. W pomroce giną nazwiska tych, którzy byli nadzieją swojej ojczyzny, a którym ówczesny rząd odpłacił za to ubeckimi katowniami, „chłostą śmiechu/zabójstwem na śmietniku.” Nieopatrznie zastosowali się do szlachetnego wezwania Zbigniewa Herberta zawartego w „Przesłaniu Pana Cogito”: „Idź wyprostowany wśród tych co na kolanach/wśród odwróconych plecami i obalonych w proch (…) niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda/dla szpiclów katów tchórzy – oni wygrają/pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę/a kornik napisze twój uładzony życiorys/ i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy/przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie.”, za co zapłacili najwyższą cenę. Pragnęli życia pełną piersią, we wszystkich jego przejawach, a otrzymali jedynie dojmujący posmak krwi i upokorzeń, jak wiele pokoleń przed nimi, spopielonych w narodowych powstaniach. Wspominają ich już tylko bliscy, których zbrodnicza komunistyczna tyrania naznaczyła swoim niezatartym piętnem. Wśród nich jest także Anna, jaką opadają okropne obrazy przeszłości, wyzwolone przez powracające mimowolnie reminiscencje, wizualizując czytelnikowi krok po kroku drogę wiodącą ją i jej młodzieńczą miłość do nieuchronnej tragedii. Pierwsze sercowe uniesienia bohaterów rzucone są na szeroką panoramę sytuacji społeczno–politycznych, jakie zachodziły w 1981 roku w nieodmiennie szarym i ponurym PRL. Ich losy są z nimi ściśle związane, a Autorka uwypukla całą gamę postaw, jakie zajmowali jej rodacy wobec zachodzących wydarzeń, zwłaszcza tych z czasów stanu wojennego. Wśród nich są nie tylko niezłomni, ale także ci, którzy woleli nie widzieć i nie słyszeć, dostosowując się do otaczającej rzeczywistości. Nie braknie również tych, którzy zdecydowali się służyć despotii, jak chociażby brat Andrzeja – gorliwy funkcjonariusz ZOMO. Autorce należą się wielkie wyrazy uznania za przypomnienie, czym był w swojej istocie PRL – komunistyczną satrapią, pełną przemocy, biedy i braku nadziei. Bezwzględnie zwalczającą patriotyczne nurty i pogrążającą cały kraj w bezprecedensowej katastrofie. Warto o tym pamiętać, aby już nigdy się to nie powtórzyło. 

Istotna dla kreacji fabularnej jest jednak również przeszłość głównej bohaterki i jej najbliższych. Kryje ona w sobie rodzinne tajemnice, których ujawnienie musi wyzwolić proces rozrachunku, jakiego nikt, kierując się zasadą świętego spokoju, tak naprawdę nie chce. Po raz kolejny okaże się jednak, że nie da się uciec przed minionymi latami, a stare grzechy mają niezwykle długie cienie. Bez ich uprzedniego rozliczenia nie jest możliwe osiągnięcie spokojnej, harmonijnej przyszłości bez ciągłych wyrzutów sumienia. Te zostaną odkryte dopiero w drugim tomie cyklu. Gdybym miała wskazać wadę, nieznacznym minusem pozostaje z pewnością pewna egzaltacja w malowaniu nastrojów i pozytywnych uczuć, często okraszona tak zwanymi złotymi bon motami. Ciekawym zabiegiem jest natomiast jeszcze prowadzenie narracji nie tylko przez naczelną postać, ale także przez jej sympatię - Władka, dzięki czemu czytający może poznać tajniki jego jaźni, sposobu postrzegania świata oraz motywów, jakie kierowały jego życiową postawą. Niewątpliwie wzbogaca to odbiór tej propozycji literackiej. Wisienka na torcie dla estetów: wydanie opatrzone barwionymi brzegami w ulatujące, kolorowe balony - wymowna kontra dla szarej, PRL-owskiej treści. 7/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)