Magdalena Niedźwiedzka - Tumi - recenzja
Właśnie w dniu wyjazdu musiał zdarzyć się taki pech. Twoja siostra Regina zachorowała na tyfus. Zaczyna gorączkować, dostaje wysypki na całym ciele a na koniec pogrąża się w malignie. Rodzice wpadają w rozpacz - przecież dopiero co ojciec kupił bilety na statek z Batumi w Gruzji do Polski. Próbujecie się na niego dostać, niosąc cierpiącą na kocu, jednak kapitan kategorycznie zakazuje Wam wstępu. Jak się okazało - na szczęście, gdyż na Waszych oczach, gdy zmalał już do wielkości kropki na horyzoncie, nagle rozbłysnął, po czym złamał się w pół i zniknął pod taflą wody wraz z pasażerami.
„Do Tumi dotarło, że gdyby nie przypadek, jej martwe ciało leżałoby już na dnie ukochanego morza razem ze wszystkimi jej planami i marzeniami.”
Ze strachem zastanawiacie się, co będzie, gdy Bolszewicy zdobędą miasto. Przecież wiadomo, że wszędzie tam, gdzie wkraczają ich wojska, dochodzi do zbrodni i masakr. A te są już bardzo blisko. Na szczęście Gruzini powstrzymują je u bram. Spędzacie tam jeszcze całe sześć miesięcy, zanim wyruszacie w końcu w upragnioną podróż, która trwa kilka tygodni. Nie jest to łatwy czas, gdyż musisz spędzać go z rodziną, za jaką, mówiąc oględnie, nie przepadasz.
„Rodzice wydawali się Tumi dziwną parą: ojciec łagodny i powolny, z łatwością ulegający wpływom, matka choleryczna o silnej, dominującej osobowości. Nieraz się zastanawiała, czy kiedykolwiek wodzili za sobą wzrokiem, czy też połączyło ich wyłącznie poczucie obowiązku i rozsądek.”
Obydwoje są raczej obojętni wobec swoich dzieci, ograniczając się do sumiennego wykonywania obowiązków przy trojgu synach i takiej samej liczbie córek w nastoletnim wieku. Waszego rodzeństwa też nie łączy szczególnie silna więź. Nieprzezwyciężalnym ciężarem kładzie się na rodzinnych stosunkach incydent z Batumi. Kiedy byłaś mała, zmarł Twój braciszek. Gdy jego ciało spoczywało na katafalku, nagle się przestraszyłaś i wpadłaś na trumnę, przewracając nie tylko ją, ale także stojące wokół świece. Wywołało to pożar, z którego cała rodzina ledwo uszła z życiem. Ani Ty, ani Twoi bliscy nigdy o tym nie zapomnieliście. Podczas wędrówki trzymacie się jednak razem. Polska jest dla Was wielką niewiadomą. Rodzina Wagnerów już od trzech pokoleń mieszka w Gruzji, więc zupełnie nie znacie miejsca, do którego zmierzacie.
„Urodziła się w Batumi, tu była jej ojczyzna. Odkąd pamiętała, ojciec pracował dla Rosjan i za ich pieniądze żywił rodzinę. (...) Dziadek Tumi służył jako szeregowiec w armii carskiej. Ojciec poszedł w jego ślady.”
Ostatecznie trafiacie do Białegostoku. Na dworcu odbiera Was kuzyn, który umawia ojca na rozmowę z właścicielem czteropokojowego mieszkania na wynajem. Na szczęście udaje mu się go przekonać, że jest bezdzietny, więc wyraża zgodę na zajęcie lokum.
„Uczciwość Izydora przybrała w Polsce nową formę, dopasowała się do beznadziejnej sytuacji rodziny. Wagnerowi pozostało łgarstwo i wieczne wyrzuty sumienia czy odpowiedzialność za dzieci rozgrzesza go z prostackich kłamstw.”
Wprowadzacie się więc „po cichu”, unikając wścibskich spojrzeń sąsiadów. Staracie się nie rzucać w oczy, dlatego, gdy słyszysz natarczywe pukanie do drzwi, serce zamiera Ci w piersi. Gdy otwierasz, widzisz na progu nastoletnią dziewczynę - rudowłosą, piegowatą i wyraźnie zaciągającą wschodnim, śpiewnym akcentem. Przedstawia się jako Hania i wręcza talerz z ciastem drożdżowym, oświadczając jednocześnie, że chce poznać nowych lokatorów kamienicy. Zapraszasz ją do środka i nawiązujecie żywiołową rozmowę. Gdy mówisz, że przybyliście z Gruzji, reaguje wielkim zaciekawieniem. Potęguje się ono, gdy stwierdzasz nieprawdziwie, że byłaś naocznym świadkiem komunistycznych mordów w Batumi.
„Oczy Hanki rozbłysły z zachwytu, co utwierdziło Tumi w przekonaniu, że prawda jest nieciekawa i nudna, inaczej niż zgrabne kłamstwo, ono zawsze burzy krew w żyłach. (…) Przekonała się, że prościej coś zmyślić od początku do końca, ulepić na nowo i uznać za swoje, niż biedzić się z zakłamywaniem fragmentów rzeczywistości i pamiętać potem, który jest prawdziwy, który nie. (…) Wszystko było kwestią wprawy.”
Od czasu tej niespodziewanej wizyty jesteście nierozłączne, a Hania staje się Twoją najbliższą i jedyną przyjaciółką. Na śmierć i życie. Przy niej możesz być sobą i niczego nie ukrywać. Zupełnie inaczej niż przed rodziną, która zresztą mocno się uszczupliła. Twoja siostra Julka złamała nogę. Wdała się gangrena, więc odeszła z tego świata. Bracia i druga z sióstr – Regina wyprowadzili się z domu.
„Regina wyprowadziła się do męża, co z perspektywy Tumi niewiele różniło się od odejścia Julki. (…) Bracia wynajęli sobie mieszkania, zapewne by móc sprowadzać dzi*wki. (…) pomiędzy Tumi i jej matką nic się nie zmieniło. Nie znalazły wspólnego języka, gdy dziewczynka miała kilka lat, nie znalazły go tym bardziej teraz, gdy zbliżała się do pełnoletności i w duchu podsumowywała wątpliwe życiowe osiągnięcia rodzicielki, kpiła z jej niemodnego kapelusza oraz smętnie zwisającej chustki, którą matka osłaniała włosy przed deszczem.”
Masz żal do rodziców, że nie przykładają należytej uwagi do tego, aby Cię wykształcić. Twoje rodzeństwo zrobiło matury, ale Ty uczęszczasz jedynie do seminarium nauczycielskiego, które cieszy się złą sławą przybytku dla biedaków. Ale nawet tu nie osiągasz oszałamiających wyników, lecz to przecież nie Twoja wina – ponoszą ją rodzice.
„Wagnerom (…) zabrakło pomysłu na jej przyszłość.”
Nie szanujesz ich i uważasz, że nie zrobili niczego, za co powinnaś być im wdzięczna. Tak naprawdę darzysz ich głównie pogardą i niechęcią. I nie zamierzasz ulegać społecznym wymogom, które nakazują przeciwną postawę; w końcu najważniejsze w życiu, to być sobą i realizować własne marzenia.
„Ofiarowali jej dar życia, wychowanie i koneksje, za co powinna ich szanować, okazywać im wdzięczność, schlebiać ich próżności, a także zapewniać, że są niezastąpieni. Może dlatego Tumi , kiedy tylko się dało, uciekała od teraźniejszości, za którą odpowiadali rodzice, w przyszłość zależną, jak mniemała, wyłącznie od niej.”
Ta zaś postawi przed Tobą wiele wyzwań. Wkrótce przeprowadzisz się do siostry, aby zająć się jej dziećmi - w zasadzie w charakterze służącej. Poznasz mężczyznę, którego zechcesz poślubić, jednak podstępna intryga Ci to uniemożliwi. Będziesz za nim tęsknić przez całe dorosłe życie, tak jak za choć odrobiną czułości i akceptacji ze strony Reginy, która nigdy nie poda Ci pomocnej ręki, choć będzie miała do tego wiele okazji. Twoim mężem zostanie człowiek, do jakiego niewiele poczujesz, przyjdzie Ci też przeżyć w okropnych warunkach drugą wojnę światową oraz ponure czasy komunizmu. Z panienki zmienisz się w dojrzałą, pięćdziesięcioletnią kobietę - zgorzkniałą oraz na wiecznym rauszu. Przez cały ten czas będziesz starała się funkcjonować na własnych warunkach, zgodnie z wykrzyczanym kiedyś manifestem, że: „(...) nie jesteśmy tylko brzuchami na dzieci, dłońmi do przyrządzania mięsa, wgłębieniem między udami, cyc*kami, akceptacją i potakiwaniem, siłą, miotłą krokodylimi łzami, brudem za paznokciami.”. Twoje życie ewoluuje w smutną karykaturę tych słów, a przeciwności przed którymi staniesz dogłębnie zweryfikują, jakim tak naprawdę jesteś człowiekiem, kobietą, żoną i matką. Żadnego z tych egzaminów nie zdasz, a Twoja wyśniona wizja zamieni się w żałosną egzystencję, pełną demonów przeszłości, które nie dadzą o sobie zapomnieć i zabiorą spokój ducha, którego tak bardzo przez całe życie pragniesz.
„Tumi” Magdaleny Niedźwiedzkiej to interesująca powieść obyczajowa. Opisuje koleje życia kobiety urodzonej w gruzińskim Batumi, która wraz z całą rodziną w 1920 roku przenosi się do wolnej od dwóch lat Polski, uciekając przed bolszewickim zagrożeniem. Osiadają w Białymstoku, starając się wieść spokojne życie. Czytelnik strona po stronie towarzyszy głównej bohaterce w jej życiowych perypetiach, które wiodą przez czasy II RP, potem II wojny światowej, aż do objęcia władzy przez komunistów i gierkowskich lat siedemdziesiątych. Całość jej losów naznaczona jest cierpieniem oraz zawodami, wywoływanymi jednak głównie przez nierealistyczne oczekiwania i postawę naznaczoną okropnymi wadami charakteru. Postać Tumi jest głęboko odpychająca. Przekonana zupełnie bezpodstawnie o własnej wyjątkowości, zauroczona siłą kłamstwa i zdolnościami do manipulowania bliźnimi, nie sprawdza się w żadnej życiowej roli. Z kart powieści od samego początku wyzierają jej pogarda i niechęć do rodziców, który przecież poświęcili wiele, aby zapewnić jej w miarę dostatnie życie. Brak jej nawet elementarnego szacunku czy jakiejkolwiek wdzięczności, o czym wymownie świadczą cytowane wyżej fragmenty. Nie lepiej traktuje własną dwójkę dzieci, które odpłacają jej szczerą nienawiścią za brak okazywania choć odrobiny miłości. Przykłady? Odnośnie syna Marcina:
„Gotowa popełnić każde szaleństwo, byle uwolnić się od nudy, zbulwersować najbliższych i zająć się sobą – nie dzieckiem i jego przyszłością, tylko sobą.”
„Syn z kolei zabierał Tumi czas, który wolałaby poświęcić choćby na książkę. Z chęcią sprzątnęłaby dom, wymyła okna lub przekopała ogród, byleby nie skakać nad tą denerwującą karykaturą człowieka, która nie wiedziała jeszcze, że się urodziła, a już posiadała sztukę manipulacji.”
„Właściwie wcale nie o to chodziło, Tumi nie zależało na chronieniu syna, po prostu przeszkadzał, był natrętny, ciągle za nią łaził. Poza miliardem kłopotów, z którymi sobie nie radziła, miała i jego – małą, upierdliwą wesz, która działała jej na nerwy.”
Gdy dopiero co urodzona córka zapada na zapalenie płuc i znajduje się w ciężkim stanie: „Tumi przeszywał dreszcz na samą myśl, że mogłaby otoczyć dziecko ramieniem, usztywniała się i patrzyła w pustkę.”
„(...) pomimo to płakała więcej niż ktokolwiek mógłby znieść. Tumi zasłaniała głowę, czasem wymykała się na spacer, kiedy jednak wracała od progu witało ją złośliwe postękiwanie córki. Dałaby sobie uciąć rękę, że Anula robiła to z rozmysłem. Rozglądała się wokoło w poszukiwaniu matki, a ujrzawszy ją, rozpoczynała koncert.”
Dziećmi tak naprawdę zajmowała się teściowa Zofia.
„Owszem troszczyła się o Anulę i Marcina i bywała dla nich miła, niemniej ograniczała kontakty z dziećmi do minimum, wdzięczna Zofii, że im matkuje.”
„Odkąd Roberta wywieziono do Rosji, Tumi opuszczała dom na czas Wielkiejnocy lub Bożego Narodzenia, pozostawiając swoje pociechy – cóż za idiota wymyślił to określenie? - z teściową, wolała bowiem kuligi, wycieczki rowerowe i zakrapiane alkoholem kolacje z przyjaciółmi – sama myśl o tym wywoływała na jej twarzy uśmiech.”
„(...) mogą się spodziewać wizyty bezpieki i kłopotów o jakich się nie śniło tej parze pękających z dumy, ograniczonych ulubieńców Tatusia (…). Nie rozumiała swoich dzieci, ale też nie starała się ich pojąć, sama myśl, że wyrosły na durniów, doprowadzała ją do furii.” - takie są konstatacje matki sprowokowane wywieszeniem przez dzieci nieświadome zagrożenia ze strony UB przedwojennej, polskiej flagi.
Nie inny jest jej stosunek do teściowej, która przyjęła ją pod swój dach, zapewniła wikt i opierunek - w czasie, gdy los męża Roberta pozostawał nieznany. Mężczyzna zaginął na długi czas, po tym, gdy powołano go w 1939 roku do wojska. Jaka jest reakcja Tumi?
„Ani myślała żyć pod dyktando teściowej. Nie odpowiadała jej zakonna reguła. Zamierzała odwiedzać kolegów Roberta i ich żony, karmić Marcina słodkościami i modnie się ubierać.”
I to wszystko w czasie, gdy trwa wojenna zawierucha, dzieci wymagają opieki, a warunki życia pogarszają się z dnia na dzień! Później, już po wojnie, Zofia idzie do najgorzej płatnej pracy, aby utrzymywać synową i jej dzieci... podczas gdy ta oczywiście ani myśli podjąć się jakiegokolwiek zatrudnienia i rano po prostu wyleguje się w łóżku.
Równie okrutny jest jej stosunek do męża, który przeszedł wojenne piekło, a zwłaszcza baraki Gułagu, skąd wrócił złamany moralnie i odmieniony jako człowiek.
„Obóz zrobił z Roberta choleryka, co drażniło Tumi, najbardziej jednak irytowało ją to, że będzie zmuszona znosić usposobienie męża do końca swoich dni. (…) Małżeństwa są koszmarne, ich „na zawsze” jest jak lodowaty powiew styczniowego jeziora, oddech dla kogoś bez płuc, spetryfikowany uśmiech maski.”
Gdy ma okazję spotkać się z byłym kochankiem: „Wyparła się Roberta bez cienia wyrzutów sumienia!”
Wcześniej, trzy miesiące po urodzeniu syna, zdradza męża z jego przełożonym w pijanym widzie i we własnym domu, tłumacząc siostrze, że: „szefowie są wymagający.”
Co myśli o miłości? Cóż:
„Miłość nie jest zresztą stanem, który uszczęśliwia – wiecznie czegoś żąda, wciąż jest niezadowolona, ciągle pragnie zmian i kompromisów, częstych oznak przywiązania, słów uznania, wspólnego spędzania czasu i podobnych marzeń albo identycznych snów. Miłość bywa absurdalna, oznacza wyrzeczenia na rzecz ukochanej osoby, tymczasem Tumi nie wiedziała nawet, kto właściwie jest tą ukochaną osobą, a co za tym szło, czego pragnie, a co za tym szło, komu chciałaby to dać... I tak w nieskończoność.”
Rzekomo dozgonna przyjaźń z Hanką kończy się tak, że choć wie o jej chorobie nowotworowej, o jej śmierci dowiaduje się od swojej siostry. Nie stać jej nawet na to, aby towarzyszyć zmarłej w końcówce życia, pomimo tego, że ponoć kochała ją bez pamięci.
Musze przyznać, że postać Tumi jest jedną z najbardziej odrażających, z jakimi miałam okazję zetknąć się w literaturze. Pozostaje mi tylko w pełni zgodzić się z jej przemyśleniami: „Widzą w tobie wyłącznie głupią, tępą, lekkomyślną, zadufaną w sobie flirciarę”. Nic dodać, nic ująć! To podła, samolubna, pozbawiona choć najmniejszego szacunku do bliźnich i bliskich osóbka, której wydaje się, że należy jej się coś więcej niż innym, choć nie ma do takich oczekiwań najmniejszych podstaw. Bez zdolności do prawdziwej miłości czy odrobiny empatii; nigdy nie okazuje nikomu ni odrobiny serca ani wdzięczności za okazane dobro. Nienawidzi własnych rodziców, dzieci i męża. Zawala z hukiem wszystkie życiowe egzaminy; przekonana, że wszystko to wina niesprawiedliwego świata oraz ludzi, którzy ją otaczają. Kończy tak, jak powinna – zapijaczona, zgorzkniała, darzona niechęcią przez własne dzieci i odarta z jakichkolwiek nadziei oraz poczucia sensu życia. Ostatnim aktem jej podłości stanie się zmuszenie męża do współpracy z bezpieką w charakterze donosiciela... aby mógł objąć posadę dyrektora banku. Co zresztą jadowicie i gorliwie mu później wypomina, niepomna na rolę, jaką w tym odegrała. Oczywiście całe postępowanie Tumi usprawiedliwia nieszczęśliwym dzieciństwem i brakiem okazywania miłości przez rodziców. Moim zdaniem zresztą bezpodstawnie, gdyż Ci, choć nie byli wylewni, zapewnili jej jednak w pocie czoła podstawy egzystencji. Raz tylko zdobywa się na swoisty rozrachunek ze swoją postawą, ale niestety nie wpływa to w najmniejszym stopniu na jej dalsze zachowanie.
„Musiałaby podsumować życie, a tego się bała, lękała się spojrzeć prawdzie w oczy, przede wszystkim jednak ujrzeć własną arogancję, porażki i błędy, dwulicowość, może nawet hipokryzję.”
Dla mnie powieść Niedźwieckiej, choć nie wiem, czy takie właśnie jest literackie przesłanie, to przejmująca przestroga przed prowadzeniem życia pozbawionego poczucia obowiązku oraz pełnego nierealistycznych oczekiwań wobec świata i jego samego. Przed inwalidztwem uczuciowym wiodącym na manowce i postrzeganiem osobistych potrzeb jako centrum uniwersum. Książka pokazuje we wstrząsający sposób, jak nie powinno się żyć, aby nie obudzić się ze świadomością, że wszystko, czego się pragnęło, obróciło się w pył, a własny los może być jedynie ostrzeżeniem dla innych ludzi... 6/10 - ciekawie podana narracja z bohaterem skrajnie negatywnym.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)