Camilla Way - Złe dziecko - recenzja

by - 16:29:00

„Naprawdę się uśmiechała. A kiedy zauważyła, że to widzę, jakby pstryknęła przełącznik.”

Dwa warkoczyki. Rozkloszowana sukienka z kołnierzykiem. Kolanówki. Z malutkiej dłoni zwisa pluszowy miś. Druga – niczym u cyrkowego klauna – porusza się przed twarzą w górę i w dół, odsłaniając co rusz inną minę. Kolejno: pełna powaga, makiaweliczny uśmiech, smutek na chwilę przed uronieniem kilku wymuszonych łez. Żadna z nich nie sięga jednak kącików oczu. Bynajmniej nie dziecięca buzia zmienia się niczym aktorska maska. Przerażający spektakl na użytek postronnych. Czy dziecko naprawdę może być do imentu złe? Wyrachowane i całkowicie wyprane z uczuć?

„(…) chyba zawsze wiedziałam, że moja córka jest naprawdę szczęśliwa, tylko kiedy krzywdzi innych.”

Wcale nie chciałam odciąć głowy Twojej ukochanej papużce, mamusiu. Nie podpaliłam pokoju kolegi, mając na celu pozbawienie go życia – po prostu mnie zdenerwował. Nie zrzuciłam braciszka ze schodów, by znowu być jedynaczką… tak jakoś wyszło. A tak w ogóle – to wcale nie ja. Przecież jestem Twoją upragnioną, wyczekaną córeczką. Tak długo nie mogliście z tatusiem mieć dzieci i oto pojawiłam się ja – Wasz skarbuś. Jakoś samo tak wychodzi, że dookoła mnie dzieją się złe rzeczy. Kilkulatka nie może być potworem, zresztą tata nic nie widział, tatuś mi wierzy. Sama zobacz jaka jestem słodka… no, dopóki ktoś patrzy…

„Myślałam, że mam już wszystko, że moje marzenia nareszcie się spełniły.”

Mały, choć zadbany domek i kochające się małżeństwo. Ona – pielęgniarka, na co dzień dbająca o życia i pomagająca maluchom przyjść na świat. Otaczająca pacjentów opieką. On – piszący artykuły naukowe i wpierający żonę ponad wszystko. Czy mogą być lepsi rodzice dla dziecka? Niestety, los bywa przewrotny. Problemy z zajściem w ciążę. Poronienie. I nagle, zupełnie niespodziewanie, szansa jedna na milion. Malutka Hannah szybko zostaje Waszym oczkiem w głowie. Zachowuje się jednak dziwnie beznamiętnie. Nie garnie się do Was i nie oczekuje czułości. Nie nawiązuje pierwszych, dziecięcych przyjaźni. Nie przywiązuje do zabawek, ani smakołyków. Co rusz testuje za to granice, narażając siebie i innych na kolejne niebezpieczeństwa. Nie skutkują nagrody, prośby, ni groźby. Aż pewnego dnia dochodzi do tego, że… boisz się własnego dziecka. Irracjonalne? Być może, choć czasem, jak pokazuje film „Omen”, całkiem zasadne. Do czego zdolny jest jeszcze ten potwór ulokowany w skórze uroczej kilkulatki?

„Wydawało się to fascynujące i zarazem mroziło mi krew w żyłach.”

Trzydzieści lat później. Twój chłopak nie wrócił na noc do domu. Niby nic wielkiego, wziąwszy pod uwagę fakt, że zdarza mu się dać ponieść przez melanż. Zaczynasz się jednak niepokoić, kiedy nie stawia się na ważne spotkanie w pracy, jego komórkę znajdujesz w Waszym mieszkaniu, a żaden znajomy nie wie nic na temat miejsca jego pobytu. Niespełna trzydziestoletni mężczyzna dosłownie zapadł się pod ziemię - zamiast niego wychodzą spod niej kolejne demony. Oszustwa. Kłamstwa. Zdrady. Matactwa. Przeszłe potworności. Rzeczy, o które nigdy byś go nie podejrzewała, rzucające bardzo długie cienie na tego, kogo myślałaś, że kochasz. Szybko okazuje się, że zupełnie nie wiesz kim jest ten, z którym chciałaś spędzić przyszłe życie. Czy potrzeba było tragedii, abyś przekonała się, kim tak naprawdę jest Twoja druga połowa? Czy dowiedziawszy się prawdy i tak postanowisz zrobić wszystko, aby odnaleźć niedoszłego narzeczonego i być może ocalić mu życie?

„Jej celem było zniszczenie życia jak największej liczby osób z wykorzystaniem wszelkich możliwych środków, więc kara należała do najmniejszych z jej zmartwień.”

Wyścig z czasem. Po przeciwnej stronie barykady zakłamany mężczyzna, który pozostawił za sobą sznur skrzywdzonych kobiet i dziewczynka z piekła rodem. Porcelanowa laleczka – tym groźniejsza, że teraz już przecież dorosła kobieta. Powiązani za sprawą zabawki, swego rodzaju laleczki Chucky, a może tylko jednego błędu starszych pokoleń, który splótł ich losy w zupełnie nieoczekiwany sposób. Cukierek czy psikus, mamusiu? Za kogo się przebrałam? Och, tylko za siebie. To wystarczające, nie sądzisz?

„ A jednak wiedziałam. W jakimś sensie już wtedy wiedziałam (…).”

Jako kilkulatka obejrzałam na wypożyczonych kasetach WHS wszystkie trzy części filmu „Omen” – byłam zafascynowana i nieco przerażona tym majstersztykiem. Po latach w dalszym ciągu jestem pod jego wrażeniem, lecz nie straszy już tak bardzo. Motyw diabelskich dzieci ma jednak w sobie coś pociągającego, choć w książkach niestety nie występuje zbyt często. „Moja siostra Rosa” Larbalestier smuci i momentami odbiera oddech. „Idealne dziecko” Berry szokuje i paraliżuje, ale momentami okazuje się opowieścią zbyt przerysowaną. „Złe dziecko” Stage jest absolutnym klejnotem, jeśli chodzi o tę niszę tematyczną. Jak na ich tle wypada „Złe dziecko” Way? Pomimo ogromnego medialnego szumu… dość średnio. Wszystko to z jednej prostej przyczyny: posiada dwie warstwy fabularne, spośród których ta dotycząca diabelskiej Hannah jest o wiele mniej rozbudowana niż ta dotycząca zaginięcia mężczyzny. Okładka, opis z tyłu książki i każda z recenzji sugeruje zaś coś innego. Przez to spodziewałam się, że będzie to thriller psychologiczny dotyczący tylko i wyłącznie socjopatycznej dziewczynki, a okazało się, że jest to „mniejszy” wątek. Poprowadzony świetnie, jednak moim zdaniem – zbyt mało rozbudowany. Na plan pierwszy wysuwa się porwanie, które… chwilami nuży. Choć finalnie obie linie narracyjne wiążą się w jedną historię, tworząc realistyczne rozwiązanie, nieco się zawiodłam: otrzymując nie to, czego się spodziewałam. Poziom jest stagnacyjnie równy przez całą powieść – zabrakło mi szokujących plot twistów czy wirowania czytelniczych emocji względem bohaterów. Zakończenie zaskoczyło w niewielkim stopniu. Myślę, że gdyby Autorka skupiła się w większym stopniu na diabolicznych poczynaniach Hannah, zamiast na szykowaniu wielopiętrowej, rodzinnej, tragicznej intrygi, thriller ten budziłby więcej emocji. Obiecywanego trzymania w napięciu nie odczułam wcale… no chyba że chodzi o takie: „dalej, mała diabolino, zrób jeszcze coś strasznego, no dajcie ją tutaj, no!”. Nie dali. Pomysł bardzo dobry, wykonanie do dopracowania. Plus za to za zakończenie z nutką niepokoju. 6/10

PS Mnie – jako koneserkę gatunku – trudno jest już czymś zaskoczyć. Poza tym, w zestawieniu w moim dziecięcymi (i nie tylko) wyczynami blednie nawet sam Omen. Potrzeba czegoś więcej niż założenia skarpetek w dwóch różnych kolorach, aby się z moim diabolizmem mierzyć. Może spotkamy się jeszcze na wycieczce krajoznawczej do Amityville. 😉

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)