Marcin Szymański - Afghan narcos - recenzja

by - 16:19:00

„Dla nich nie było już nadziei, jedyną ich misją było zadbanie o rodzinę i przetrwanie kolejnego dnia.”

 Zdaniem Krasickiego można uczyć bawiąc i bawiąc uczyć – z kolei Marcin Szymański, były żołnierz, którego służba trwała dwie i pół dekady, w swojej książce „Afghan narcos” udowadnia, że da się sprezentować czytelnikowi mnóstwo wiedzy, dodając do tego odpowiednią dawkę rozrywki. Oficer na stanowisku szefa sztabu Wojsk Specjalnych, uczestniczący w misjach w Afganistanie z pewnością wie, jak przedstawić niebezpieczne realia azjatyckich krain rządzonych przez Talibów w otoczeniu właściwej dawki faktów historycznych, geograficznych oraz ekonomicznych i jaką ilością literackiej fikcji wypada ją okrasić. Czy jest to jednak przepis na udaną lekturę?

 

„Zło w Afganistanie panowało niepodzielnie, należało z nim współpracować lub oczekiwać kary.”

Wielość motywów. Nadrzędny: czy można kiedykolwiek przestać być żołnierzem? Wyjść na zawsze z tego specyficznego trybu życia, pełnego adrenaliny i zadań, których skutki mogą przynieść życie lub śmierć wielu ludziom. Zapomnieć o misjach, nieprzespanych nocach, kolegach przy broni i operacjach specjalnych. Powrócić do normalnego trybu rodzinnego – lub tego, co z niego pozostało. Możesz opuścić wojnę, lecz czy wojna opuści Ciebie? Artur wie o tym doskonale. Dziś jest już jedynie (lub aż) emerytowanym pułkownikiem i próbuje wieść spokojną egzystencję w Polsce. Po latach w Afganistanie nie potrafi się w niej jednak odnaleźć. Jego małżeństwo od dawna jest bytem nieistniejącym: żona nie mogła znieść tego, że ciągle wyjeżdża na skrajnie niebezpieczne misje, z których pewnego dnia może po prostu nie wrócić. Smutki i niepokoje topiła alkoholu, w końcu oddając mu się bez reszty. Choć udało jej się uporać z nałogiem, nie potrafi już dłużej żyć w tej niepewności. Odchodzi. Jedynym światełkiem w tunelu jest Dobrusia – za chwilę pełnoletnia córka, która to z kolei, pozbawiona rodzicielskiego nadzoru, popada w problemy z narkotykami. Artura czeka najważniejsza operacja specjalna – odbić pierworodną z meliny i pomóc jej wrócić na właściwe tory. Może to najwyższy czas na to, aby zadbać o to, co pozostało z rodziny. Nauczyć się żyć „normalnie”. Wtedy jednak były pułkownik dostaje propozycję nie do odrzucenia… Czy przyzywający zew niebezpieczeństwa zwycięży?

„Niepewność jest najbrutalniejszym więzieniem dla ludzkiej godności – a oni byli na nią skazani.”

Tymczasem w Afganistanie Isaad robi wszystko, aby wciąż być przydatnym reżimowi. Pielęgnuje dawne rosyjskie kontakty i obecne kandaharskie znajomości, aby jego rodzina była bezpieczna i mogła żyć na godnym poziomie. W tych trudnych czasach, kiedy większość nie ma czego do garnka włożyć i z rozpaczy pogrąża się w najtańszych używkach, każda możliwość przetrwania jest na wagę złota. A moralność… Czy jeśli Twoi najbliżsi mogą za chwilę umrzeć, jest ona jeszcze jakkolwiek istotna?

„(…) tęsknił za chaosem, w którym nadzwyczaj dobrze się czuł.”

Jedyna i najbardziej lukratywna możliwość zarobku: uwikłanie się w handel bronią i narkotykami. W tak trudnym klimacie produkcja tych drugich jest najczęściej niemożliwa. Pozostaje znana od wieków substancja – tworzone z maku opium. Choć zażywanie tego rodzaju specyfiku jest niezgodne z tutejszą religią, jego sprzedaż okazuje się bardzo często jedyną opcją jakiegokolwiek zarobku. Nie jest jednak tak, że możesz po prostu siać rośliny, tworzyć z nich produkty psychoaktywne i na tym zarabiać – wówczas powstałaby znienawidzona przez Afgańczyków „wolna amerykanka”. Możesz jedynie stać się trybikiem wielkiej, bezlitosnej maszyny. Jeśli nie będziesz pracował zgodnie z mechanizmem, bardzo szybko znajdziesz się w śmiertelnym niebezpieczeństwie…

„Zamknęli się w przeklętym kole gniewu i winy.”

Kandahar. Kabul. Szczecin. Warszawa. Petersburg. Tadżykistan. Gdziekolwiek zawieje Cię przeznaczenie, ostatecznie i tak zawsze staniesz przed takim samym wyborem: zrobić wszystko, aby przetrwać czy pozostać wiernym swoim przekonaniom?

„Co przegapiłem? Kiedy nastąpiło przesilenie, moment, od którego powinienem był postępować inaczej?”

Marcin Szymański stworzył taką propozycję political fiction, którą można by określić przede wszystkim mianem wielobarwnej. Rozlokowana w różnych zakątkach świata akcja wciąga swoją niebezpieczną orientalnością, odsłaniając przed czytelnikiem kuluary zupełnie innych rzeczywistości. Początkowe rozdziały książki przywiodły mi na myśl ceniony za doskonale dynamiczną akcję serial „Fauda”, traktujący o izraelskich agentach i palestyńskich bojownikach, który oglądałam z wypiekami na twarzy. Tematyka „Afghan narcos” okazuje się jednak nieco inna: skupiająca się przede wszystkim na tym, czy bycie żołnierzem może się skończyć, tym, jakie spustoszenie w osobowości i życiu prywatnym sieje pełnienie tego zawodu oraz kulisach działalności największych ogólnoświatowych karteli narkotykowych. Przyznam szczerze, że spodziewałam się nieco większej dynamiki oraz mnogości burzących krew w żyłach akcji. Co zaskakujące, każdy z fragmentów fabuły toczył się zaś niespiesznie, momentami nieco mnie nużąc. Konstrukcji książki nie można jednak wiele zarzucić – jest wielowymiarowa, ciekawa i obfituje w ogromną ilość treści merytorycznych. Językowo „Afghan narcos” wypada nader realistycznie, stanowiąc ciekawy przykład soczyście „męskiej” lektury, choć bez zbędnej ilości przekleństw czy kolokwializmów. Mam jednak zastrzeżenie: Autor namiętnie posługuje się zwrotem: „w Ukrainie”, co mnie osobiście (subiektywne!) doprowadza do szewskiej pasji. Cel tej (za) daleko posuniętej poprawności językowej jest niejasny. W pełni zbędny, nowy twór. Dobrze, że w książce nie występują obok tego: „na Petersburgu”, „na Tadżykistanie” czy „w Białorusi”. Sens podobny – przynajmniej dla takiego książkowego czepiaczo-dłubacza jak ja. 😉 Abstrahując od tej językowej niesnaski, myślę, że ta propozycja spodoba się wszystkim osobom zaciekawionym działalnością karteli, siatkami niebezpiecznych ogólnoświatowych powiązań biznesowych, prawdziwym życiem wyjeżdżających na misje, tajnymi operacjami wojskowymi i wszystkim tym, co może się wydarzyć… a może się już wydarzyło pod osłoną nocy. 7/10 (choć z dużym minusem).

„Jest taki świt, który przychodzi w najlepszym dla duszy momencie – świt, którego potrzebujesz jak nowego życia.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)