Gabriel van Robern - Heaven Arcane - recenzja
„Bez wątpienia było to miejsce pełne opowieści i przeszłości, które tylko czekały, by zostać odkryte.”
Na zaczarowanej polanie rosły tysiące wielobarwnych kwiatów pachnących cukierkami. Kojącą ciszę mącił jedynie trzepot tęczowych skrzydełek latających nad nimi wróżek i – od czasu do czasu – nucone przez nich wesołe piosenki o miłości. Nieco dalej pasły się jednorożce, przeżuwające leniwie źdźbła zaczarowanej trawy, odbijającej słoneczne refleksy. Zasłużona chwila odpoczynku, zanim wrócą do pobliskiego miasteczka, by spełniać życzenia szczęśliwie żyjących w nim ludzi. Wiecznie uśmiechnięci mieszkańcy żywili się puchatymi chmurkami waty cukrowej, a dnie upływały im na wspólnych zabawach i tańcach. Zewsząd dało się posłyszeć słowa: piękne, urocze, cudowne, wspaniałe, śliczne oraz słodkie. Do porz… zemdlenia brakowało jedynie zdrobnień. I jeszcze większej ilości różu – najlepiej posypanej bezmiarem brokatu. Brzmi jak wizja z horroru, prawda? Na szczęście to nie ten adres. Niech Cię nie zmyli okładka. Zapamiętaj: Gabriel van Robern, bo o tym Autorze będzie jeszcze głośno za sprawą finezji, fantazji i… zaskakująco przewrotnej konwencji. Któż bowiem za wielobarwną grafiką kryje bajkę przeradzającą się w koszmar? (Siebie nie wliczam. Wszakże to nie recenzja o mnie.)
„Zajrzyj pod łóżko. Za zasłonę. Za siebie. Zawsze tam jestem. Nie tylko ja. (…) Zgaś światło i spójrz…”
Żaden pozostający przy zdrowych zmysłach nastolatek (choć przeważnie nurzają się oni w odmętach większych lub mniejszych szaleństw) nie chciałby się przeprowadzić do Wygwizdowa Dolnego. Do Górnego raczej też nie. Podobnym brakiem zainteresowania cieszyć mogłyby się mniej parlamentarne nazwy, obrazujące, że ani nie pasują tam drażetki Tic-Tac, ani tym bardziej młodzi ludzie. Ale Heaven Arcane? To brzmi dumnie! Człon pierwszy można według preferencji zmienić na Hell albo Devil, za to drugi przystaje już do przed-zmarszczkowego wieku w pełni. Wszakże arkana to tajniki wiedzy, dostępne jedynie dla grupy wybrańców. I nie trzeba tu koniecznie mieć na myśli tego, jak wymknąć się na imprezę bez wiedzy rodziców czy namówić ich na najnowszy model telefonu. Mogą to być też jakże nęcące tajemnice… dotyczące miasteczka, w którym przyszło nam mieszkać. Szczególnie, jeśli te wiążą się z zaginięciami, zagadkami sprzed lat, przygodami w zaczarowanym lesie i… (przypadkowo) piękną, dopiero co poznaną, koleżanką. Czy jednak coś diabelskiego może się skrywać w niebiańskich arkanach? Sprawdźmy. (Nie, nie mam na myśli szkolnych mundurków.)
„Wszystko, co do tej pory wydawało się zwykłym badaniem zagadki, nagle nabrało innego sensu. Stało się wręcz nieprawdopodobne. Niemożliwe.”
Przeprowadzasz się z rodzicami do domu odziedziczonego po dziadkach. Zostawiasz zgiełk Nowego Jorku za sobą i próbujesz odnaleźć się w nowej szkole i małym miasteczku, w którym każdy każdego zna, a osiedlowy monitoring ma się więcej niż dobrze. Pierwszą znajomość zawierasz podczas wizyty w antykwariacie, w którym szukasz czegoś, co pozwoliłoby Ci lepiej poznać realia Heaven Arcane. Dobry research to podstawa sukcesu. (Pozdrawiam stalkerów.) Czarująca Emma nie tylko pomaga Ci w odkrywaniu uroków Arcane, ale i wprowadza w licealny świat. Czasem czujesz, jak gdybyś znał ją od lat… Bo może nawet faktycznie tak właśnie jest (lub to jedynie szalejące hormony). Udaje Ci się zaprzyjaźnić także z enigmatycznym Maxem – chłopakiem tak samo ciekawym świata jak Wasza dwójka. Choć mawiają, że troje to już tłok – wbrew temu twierdzeniu, dogadujecie się doskonale. Poza szkolnym znojem łączy Was jeszcze jedno… przypadkowo odkryta tajemnica, która nie daje Wam spokoju. Wiele lat temu w tym spokojnym miasteczku zaginęła dziewczyna – a sprawy nigdy nie wyjaśniono. Okazuje się, że podobne zjawiska miały miejsce w Heaven Arcane już wielokrotnie, a wszelkie tropy urywały się w… pobliskim lesie, który pomimo niegroźnego wyglądu owiany jest złą legendą. Szepty? A może tylko wiatr? Złowieszcze symbole wyryte na korze drzew czy tylko wygłupy okolicznych dzieciaków? Wahania pogody czy ciepło dziwnie zmieniające się w ziąb? No i dlaczego to tam prowadzą wszystkie znalezione przez Was zapiski o przeszłości miasteczka? Jest jeszcze zakopana pod wielkim drzewem magiczna skrzynka. I ta postać, która wysysa z otoczenia wszelkie barwy… Szarzejąca, przytłaczająca, jaśniejąca i… ta widziana tylko przez Ciebie. Dlaczego Ty? Dokąd ta zjawa Cię prowadzi? Ku zgubie czy zagubionemu przeznaczeniu?
„Czy nasza przeszłość i ta dziwna teraźniejszość przeplatają się w spirali nieskończoności?”
Odkrycie niektórych tajemnic wiąże się ze śmiertelnym niebezpieczeństwem. Bajka kieruje do baśni, która to jednak przekształca się w najmroczniejszy koszmar. I, widzisz, nie zawsze należy podążać śladem tęczy. Jej drugi koniec może spłynąć krwią…
„Słyszałam szepty i widziałam cień ruchomych postaci. Myślałam, że to tylko moja wyobraźnia, ale potem zobaczyłam odciski stóp na podłodze.”
Książki debiutującego w tym roku Autora piszącego pod pseudonimem Gabriel van Robern z pewnością są czymś, czego jeszcze nie było. Okładki kuszące feerią barw i przyporządkowanie do kilku gatunków literackich sprawiają, że czytelnik nie jest pewien, czego się spodziewać. Tajemnicze tytuły i pewna cukierkowość to jednak takie małe chochliki, które podszeptują, że za chwilę przeczytasz urocze fantasy. Ba, to sugeruje również początek „Heaven Arcane”, od którego postanowiłam rozpocząć przygodę z twórczością Roberna. Nieco milutką, choć ciekawą fabułę, szybko naznacza jednak pewien niepokój, utrzymujący się już do ostatniej strony. Historia wygląda na młodzieżową – wszakże opowiada o nastolatku, który się przeprowadził i właśnie przybył do nowej szkoły. Nagle jednak narrację zaczynają dominować dziejące się w okolicy dziwy i odkrycia Alexa, które w nieszablonowy sposób prowadzą w coraz bardziej mroczne zakamarki. Realizm ustępuje miejsca części fantastycznej, a do akcji wkraczają motywy takie jak podróże w czasie, hipoteza wieloświatów, alternatywne rzeczywistości i linie czasowe oraz determinizm poczynań. Czytelnik nie może się doczekać, aby odkryć co tak naprawdę dzieje się w tym niezwykłym miasteczku i poznać odpowiedzi na mnożące się pytania, ale… zanim to nastąpi, do głosu dochodzą jeszcze krwawe zbrodnie. Czy to wszystko ma sens i wciąż się łączy? Jak najbardziej. Czy trzyma w zaciekawieniu i gwarantuje mnóstwo emocji? Jeszcze jak! Niewielkim minusem okazało się dla mnie powielanie zdań o tym, że nad miasteczkiem krążą okrutne tajemnice, których lepiej nie odkrywać (kwestia wypowiadana przez wielu bohaterów bez żadnych wyjaśnień), bardzo chaotyczny raport z pewnej autopsji (jak się okazało: zabieg celowy) oraz trochę powtórzeń i literówek (czytałam jednak wersję przed ostateczną korektą – w finalnej ponoć już ich nie ma). Jednak małe to niedogodności, jeśli weźmie się pod uwagę to, z czym od dawien dawna się nie spotkałam, to jest… To, co najlepsze! – kiedy na końcu czytający łapie w końcu chwilę oddechu i już myśli, że za chwilę wszystko się ułoży, a w lesie faktycznie wyrosną tęczowe kwiatki… Nie będę spojlerować, ale takiego zakończenia zdecydowanie nikt się nie spodziewał. Piękny to był gest Kozakiewicza, plot twist, jump scare i idyllicznie mroczne złamanie konwencji. Zdecydowanie tak to się robi – choć nie każdy ma odwagę. Gatunkowo historię z „Heaven Arcane” określiłabym mianem mrocznej baśni fantasy. Coś innego, zdecydowanie wartego uwagi. 8/10
PS Fakt, że podczas poznania zakończenia miałam uśmiech jak Phoenix w „Jokerze”
nie oznacza, że niektórych ono nie zasmuci. To, że finezja Autora w pewien
sposób skojarzyła mi się z serialowym „Dexterem” nie gwarantuje, że będziesz
się niezbyt poczytalnie śmiać na końcówce. Oklaski i wesołe podskoki pominę.
Wszakże nie wiadomo kto czyta, a trafienie do biały-kaftan-pokój-bez-klamek
Arcane nie jest szczytem moich aspiracji. Dziś przemieszczam się do „Wszyscy
jesteśmy mordercami” i… no cóż… jest w tym większy sens. 😉
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)