Heather Redmond - Opowieść o dwóch morderstwach - recenzja

by - 16:34:00

„(…) zawsze szukamy ciekawej historii.”

Kolacja w towarzystwie Charlesa Dickensa może zakończyć się na wiele sposobów – któż jednak podejrzewałby, że ucztujący wraz z zaciekawionymi czytelnikami dostąpią zaszczytu próby rozwikłania zagadki kryminalnej wespół z tą barwną personą? Nawet Ebenezer by się uśmiechnął! Choć może nieco krzywo…

„(…) możesz dostrzegać powiązania i intrygi tam, gdzie żadnych w rzeczywistości nie ma.”

Panie już dawno pozbyły się bonetów, służba odebrała od Ciebie płaszcz i nieodłączny kapelusz, w kominku buzuje dopiero co rozpalony ogień – można zasiadać do odświętnie przystrojonego stołu, oświetlonego przez rozstawione tu i ówdzie świece. Wykwintna uczta u rodziny szefa gazety, dla której tworzysz coraz to bardziej fantazyjne artykuły, jest dużym wyróżnieniem – szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że czujesz się coraz częściej jak jego przyjaciel, nie zaś podwładny. A na dodatek… jego piękna córka wykazuje Tobą coraz większe zainteresowanie. Nie zamierzasz jednak wychodzić ze śmiałą propozycją ożenku, zanim nie będziesz w stanie zapewnić tej młodej damie życia na odpowiednio godnym poziomie – pamiętając biedę, którą „klepałeś” podczas chudych lat z własną rodziną, na skutek nieodpowiedzialnych decyzji ojca. Elegancką zastawę po serwowanej chwilę temu mistrzowskiej wołowinie na zimno, dawno zebrali już służący. Rozmowy toczą się w najlepsze, tu i ówdzie rzucone zostają ukradkowe spojrzenia… Świętowanie dnia Objawienia Pańskiego nagle przerywa krzyk. Na szczęście nie dobywa się on z gardła niewiasty, którą masz nadzieję w bliskiej przyszłości uszczęśliwić zaręczynami – można przetrzeć czoło z potu chusteczką z monogramem. Ktoś jednak wydaje się nieludzko cierpieć, na co Twój szósty zmysł młodego dziennikarza absolutnie nie może pozwolić, nie ustaliwszy co takiego się dzieje. Hałasy prowadzą Was przez ogród prosto do sąsiedniej posesji, w której na podłodze leży młoda niewiasta. Kilka innych kobiet, rozstawionych w strategicznych miejscach bawialni, przygląda się jej z coraz większą trwogą. Kim są te wszystkie szacowne damy i co, na Scrooge’a, się tu wyprawia?

 

„- Kiedy znów pana zobaczymy, panie Dickens? – zapytała dziewczyna.

- Jak zawsze – odparł – wcześniej, niż którekolwiek z nas zapewne się spodziewa.”

Okazała posiadłość okazuje się należeć do owdowiałej niedawno baronowej. Dziewczyna, która zasłabła przed kominkiem to jej córka – zaledwie siedemnastoletnia młódka, która nie została jeszcze nawet wprowadzona na salony, celem poznania odpowiednio sytuowanej drugiej połowy. Pomoc sąsiedzka okazuje się na wagę złota – szczególnie, jeśli powodowana jest szczerymi chęciami, nie zaś wściubianiem nosa w nie swoje sprawy. Wraz z matką panny Lugoson i córką swojego pracodawcy odprowadzacie słabującą dziewczynę do jej sypialni. Zagadkowy, gwałtowanie pogarszający się stan jej zdrowia jest co najmniej niepokojący – i to nie tylko dla laików. Wezwani doktorzy załamują ręce. No, może poza tym, który zaleca znane i nielubiane pijawki; ten po upuszczeniu krwi i przygaszeniu pacjentki jeszcze bardziej, zostaje odesłany „na kopach”. Jako że zawsze cechowałeś się ogromną dozą empatii, wraz z domownikami czuwasz przy łóżku Christiany. I kiedy wszystko wydaje się zmierzać ku dobremu, a panienka posila się nawet pożywnym bulionem… dziewczynę nagle zabiera kostucha. Coś ewidentnie jest tu nie w porządku. Od kiedy to zdrowe siedemnastolatki tak nagle umierają? Czyżby dama się czymś zatruła? Ale hej, chwila, przecież wszyscy jedli to samo i nikt nie wygląda, jakby miał za chwilę wyzionąć ducha. Czy… czy to możliwe? Otrucie? Zabójstwo w tak szacownym gronie?

„Moje myśli krążyły wokół morderstwa.” (To jest mi doskonale znane, gdyż przydarza mi się bez mała kilkanaście razy dziennie. Szczególnie gdy budzik odzywa się rano.) 😉

Nie byłbyś prawdziwym dżentelmenem, jeśli pozostawiłbyś zrozpaczoną wdowę po baronie samą sobie. Nie jawiłbyś się jako dobrze wróżący na przyszłość dziennikarz, jeżeli odpuściłbyś wyjaśnienie tej sprawy. Choć poszlak jest niewiele, stawiasz przed sobą ambitne zadanie: dowiesz się, co tak naprawdę stało się z panną Christianą Lugoson. Ze śledztwa płyną zresztą dodatkowe apanaże… Wszakże towarzyszy Ci w nim córka pana Hogharta, którą coraz bardziej pragniesz pojąć za żonę. Czy to jednak tak wypada damie – brać udział w prywatnym dochodzeniu, miast haftować i podziwiać kwiatki? Nieistotne niesnaski. Przy tej piękności nawet spacer z przyzwoitką może ewoluować się w ekscytującą przygodę – szczególnie, kiedy wiedzie przez XIX-wieczne angielskie uliczki wprost… na deski teatru. Być może kwestia: „choć, opowiem Ci historię o dwóch morderstwach” przemieni się magicznie w: „czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?”.

„Zreferuję Ci teraz opowieść o dwóch morderstwach oraz smutnej śmierci obiecującego młodzieńca…”

Elegancko wydaną „Opowieść o dwóch morderstwach” mogłabym mianować… uroczym kryminałem. Owszem, jak się okazuje, zdecydowanie istnieje coś takiego, co stuprocentowo udowadnia powieść Heather Redmond. Bogata w zagadki kryminalne, niejednokrotnie powoduje u czytelnika uśmiech – rozmarzony, stęskniony i na wskroś szczery. Oprócz naczelnego motywu zagadkowej śmierci znajduje się w niej bowiem również absolutnie czarujący wątek miłosny – uczucie kiełkujące pomiędzy Dickensem a młodą córką jego pracodawcy rozkocha w sobie każdego czytelnika. Wymiana korespondencji, oficjalne spotkania rodzinne przy herbatce, wieczerze przy kominku, niebędące randkami spacery w towarzystwie przyzwoitki… Wszystko to otoczone dawną modą ze zdobnymi sukniami na czele i to w absolutnie porywającej, XIX-wiecznej Anglii… Uczta. Uczta dla konesera sztuki. Autorka ma ogromny talent do malowania rzeczywistości zgrabnymi słowy – każdy kolejny rozdział widziałam przed oczyma, zupełnie jak gdybym nagle zyskała zdolność przemieszczania się w czasie i przestrzeni (och, jakże bym chciała...!). Wręcz wymuskane, pięknie podane dialogi pomiędzy bohaterami dopełniają tła epoki, czyniąc je niepowtarzalnie nęcącym. Pomimo początkowych skojarzeń, powieść na szczęście nie ma nic wspólnego z kryminałami Christie, które mnie zwyczajnie… nudzą i nużą. Jej klimat kojarzy mi się za to nieco z kochanym przeze mnie filmem Allena – „O północy w Paryżu”. 8/10 – za kawałek bardzo dobrego „cosy crime”, choć… cóż, dla mnie każda zbrodnia jest „cosy”, więc może po prostu za bardzo dobrą opowieść; historię o dwóch morderstwach i (nie)jednej miłości.

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)