• Strona główna
  • O mnie
  • Współpraca

Opowiadam historie o historiach. Recenzuję literaturę - bo życie jest sztuką.

W końcu naszedł dzień, do którego przygotowywałeś się długi czas. Ostrożnie wciskasz się do wąskiego zasobnika, w którym jest tylko tyle miejsca, by lekko unieść łokcie. Ledwo zdołałeś się w nim usadowić, a już z głośnym zgrzytem zatrzaskuje się nad Twoją głową pokrywa - niczym wieko żelaznej trumny. Chwilę później słyszysz ryk silników i czujesz gwałtowny wstrząs, co oznacza, że Twój pojazd wystartował z pokładu statku kosmicznego Prometeusz do stacji badawczej założonej na planecie Solaris. Przez wąski wizjer nie widzisz żadnych gwiazd, panuje za nim nieprzenikniona ciemność, nierozświetlona choćby najniklejszą iskierką światła. Wyraźnie czujesz tylko przyśpieszony rytm tętna i grube krople potu spływające za kołnierz szczelnie otulającego Cię skafandra. Jesteś nic nieznaczącym okruchem w ogromie kosmosu, przemierzającym jego bezlitosne czeluści w kruchej łupinie, którą najmniejsza awaria może zamienić w kolejny śmieć, znajdujący się w wieczystej drodze donikąd. Wkrótce dostrzegasz jednak zarys planety, ogromniejący z każdą sekundą lotu. Nadajesz sygnał, wywołując bez ustanku Solaris, jednak przez długi czas odpowiada Ci jedynie głucha cisza. Zaczynasz panikować, nie mając pojęcia, czy dasz radę samodzielnie wylądować. Na szczęście po chwili słyszysz upragniony głos, mechanicznie recytujący bez emocji tekst: „Stacja Solaris do przybysza...”, odliczający sekundy do chwili, kiedy lądownik osiądzie na polu startowym. Niepokoi Cię fakt, że masz do czynienia z automatem a nikt nie pofatygował się, aby Cię przywitać. Zazwyczaj kto żyw, biegnie na lądowisko, gdy przybywa ktoś nowy, zwłaszcza, jeśli pochodzi bezpośrednio ze starej matki Ziemi. Tymczasem tu nic takiego nie ma miejsca, co jest wielce zastanawiające.  

19:51:00 No comments

Myślę, że właśnie tego potrzebowałam na literackie zakończenie roku, które zbliża się dużymi krokami i domyka jeden z najbardziej ognistych okresów w całym moim życiu. Mam ostatnimi czasy niezwykłe szczęście do trafiania na rozrywkowe narracje, które przenoszą mnie w inny świat i bawią do imentu. Poprawiają humor w tak dużym stopniu, że aż Mąż co chwila dopytuje, czy wszystko w porządku, bo podejrzanie często się śmieję. To nie jest dla mnie naturalny stan rzeczy. 😉 Anna Wolf drugim tomem cyklu “Rodzina Marshall” przeniosła mnie do rzeczywistości wielkich fortun i rodowego dziedzictwa, jaka początkowo przywodziła mi na myśl kapitalny serial “Sukcesja” w powieściowej wersji. Tymczasem fabuła szybko skręciła w stronę komedii romantycznej z wyjątkową warstwą... relacji rodzinnych. Choć główni bohaterowie tej części serii to Poppy, Olivier i Asher, moje serce skradli zakochani w siostrze bracia kobiety (mężczyźni starej daty i niestety ginących wartości, bokser oraz dwaj wojskowi) a także rodzice dziedziców - mama z kapitalnym poczuciem humoru oraz ojciec gentleman, jakiego wielkie pieniądze nijak nie wyprały z człowieczeństwa. To niestandardowa kreacja narracji w “kobiecych” powieściach. Obecnie najczęściej zauważam inny trend, który wcale mi się nie podoba. Tata musi znęcać się nad swoją żoną co najmniej psychicznie a synów od małego zmuszać do uczestniczenia w biznesowych spotkaniach. Najlepiej także obarczać nadludzką ilością zajęć pozalekcyjnych i nakłaniać do przemocy. Matka następców nie ma nic do powiedzenia, w milczeniu znosi też wszelkie zdrady ślubnego. Sami dziedzice standardowo przejawiają wszystkie najgorsze cechy, jakie tylko można sobie wyobrazić. Cieszę się, że ta definitywnie zła moda z darków NIE transferuje na twórczość Wolf, która pozostaje uśmiechającą lekturą, z jaką nader miło spędza się czas. I co prawda Asher, u którego Poppy obecnie pracuje jako asystentka, po tym, jak jego ojciec ustąpił synowi, zmienia kobiety częściej niż bokserki, ale w tym tkwi całe clue... A może w tym, iż Olivier wespół z matką, mają pewien plan? 

19:27:00 No comments

Dźwięk telefonu dobiega niczym zza grubej zasłony. Długo go ignorujesz, jednak w końcu strząsasz resztki sennego koszmaru z powiek i leniwie sięgasz po słuchawkę. Odbierasz i słyszysz głos Leny, która informuje, że nieopodal mostu na Saskiej Kępie znaleziono ciało młodej kobiety. Szybko się ubierasz i ze wstrętem zanurzasz w ciepły kwietniowy poranek. Odpalasz samochód i po dłuższej jeździe już z daleka spostrzegasz tłumek techników w „kosmicznych” kombinezonach oraz kolegów po fachu uwijających się przy leżącym ciele. Gdy podchodzisz, informują Cię, że denatka miała około dwudziestu kilku lat. Zanim wrzucono ją do wody, została uduszona, o czym świadczą wyraźne ślady na szyi po zadzierzgnięciu cienkiej linki. W jej włosach znaleziono kosmyk długości kilku centymetrów, opleciony czerwono-czarną włóczką. To ostatnie bardzo Cię niepokoi, gdyż może świadczyć, że masz do czynienia z psychopatą, pozostawiającym przy ofierze sobie tylko znaną wiadomość dla policji. Tacy zawsze zwiastują kłopoty. Nierzadko są seryjnymi mordercami - jeśli tak właśnie jest, możesz się spodziewać kolejnych trupów. Przyglądasz się twarzy dziewczyny i uderza jej Cię posągowa uroda, której nie zatarł żaden grymas przerażenia czy bólu. Niestety, nie ma przy niej żadnych dokumentów, biżuterii czy innych artefaktów, na podstawie których można by stwierdzić jej tożsamość. Wiesz jednak, że Lena jest tak dobra, iż szybko to ustali. Wystarczy dać jej jakikolwiek trop, by jak po sznurku dotarła do pożądanych wiadomości. I wcale się nie mylisz, gdyż już po upływie kwadransa dzwoni i stwierdza, że zmarła to Karla Bielska, lat dwadzieścia trzy, zatrudniona ostatnio jako hostessa oraz modelka w Agencji Nova na Hożej. Masz więc jakiś niewielki ślad i czynności śledcze musisz zacząć właśnie od niego.    

20:18:00 No comments

Gdybym mogła na trzy miesiące przenieść się w dowolne miejsce na Ziemi, wybrałabym jedno z najpiękniejszych miast, jakie istnieją, czyli Petersburg. Drugą, równie kuszącą opcją jest dla mnie Norylsk, choć nie jestem pewna, czy z uwagi na arktyczne temperatury przetrwałabym w tej nęcąco mrocznej i depresyjnej krainie więcej niż dobę. Znając własną upartość, owszem. Moje całkowite pogodowe przeciwieństwo w postaci Męża... z pewnością wolałoby się skusić na pobyt w lokalizacji, jaką dla głównej bohaterki powieści “Rzym na chwilę” wyznaczyła Weronika Jaczewska. Nie przeczę, ją też chciałabym kiedyś odwiedzić osobiście, nie tylko literacko - zobaczyć Koloseum, Panteon, Fontannę di Trevi czy Forum Romanum. Pooddychać przez chwilę starożytnością, nawet, jeśli sporo musiałaby w tym dopomóc wyobraźnia. Gwarne włoskie uliczki, pełne ferworu kawiarnie i otwarte do późna w nocy, przepełnione ludźmi bary to z kolei zupełnie nie moja bajka. Wolałabym zgubić się w wąskich przesmykach i nie podążać utartymi ścieżkami, a odkryć to niesamowite miasto na własną rękę. Śladami nikogo znaleźć coś, co nietuzinkowe. Podziwiać skrawki architektury i krajobraz z nieoczywistych miejsc. Kto wie, co kiedyś się wydarzy, skoro należy spodziewać się niespodziewanego? 😉 Tego samego zdania jest książkowa Victoria - cóż, kilka dni po tym, kiedy postanawia przystać na propozycję nie do odrzucenia, zgodnie z którą trzy najbliższe miesiące spędzi w opłaconym apartamencie w samym centrum Rzymu. Nie musi niczym się martwić, ma jedynie pozwolić sobie odetchnąć. Przewietrzyć głowę i spróbować na nowo żyć po zawodzie miłosnym, jaki spotkał ją prawie rok temu. Zwiedzać, bawić się, odpoczywać i zapomnieć o warszawskiej rzeczywistości, w jakiej wciąż jest ktoś, o kim nie chce się pamiętać. Brzmi cudownie, prawda? Cóż... istnieje pewien haczyk. Kobieta musi również napisać w tym kwartale przynajmniej połowę książki. Wcześniej zaś pozbyć się literackiej blokady, która męczy ją, odkąd odszedł wieloletni narzeczony... Czy to może się udać? 

17:01:00 No comments

I oto, zdecydowanie wbrew własnej woli, zostałeś delegatem na Ósmy Kongres Futurologiczny, choć jako żywo nie masz najmniejszego pojęcia o tej dziedzinie nauki. Dla Ciebie jest ona w stanie prorokować przyszłość ludzkości z równym prawdopodobieństwem, co wróżka z kryształową kulą czy wieszczka, wpatrująca się z uwagą w kurze wnętrzności. Ale profesor Tarantoga nie pozostawił Ci najmniejszego wyboru, stwierdzając, że na razie koniec z preferowanymi przez Ciebie podróżami kosmicznymi. Dodał przy tym autorytatywnie, iż astronautyka jest jedynie formą ucieczki od spraw tego świata i dowodzi słabości charakteru oraz samolubstwa, gdyż każdy, kto wyrusza w Galaktykę, kieruje się jedynie nadzieją, że wszystkie możliwe złe wydarzenia na tym padole zajdą pod jego nieobecność. Początkowo żachnąłeś się na takie dictum, ale szybko przypomniałeś sobie, jak niejednokrotnie podczas powrotów z otchłani wszechświata wpatrywałeś się w iluminator, sprawdzając co chwilę, czy błękitna planeta nie przekształciła się w bury, pieczony kartofel, na skutek radosnego okładania się przez bliźnich ładunkami nuklearnymi. Przystajesz więc na propozycję bez wyboru, pakujesz podręczne rzeczy i wsiadasz do samolotu, po paru godzinach wysiadając w Nounas, stolicy południowoamerykańskiego państwa Costaricany. Od razu rzuca Ci się w oczy napięta sytuacja polityczno-społeczna. Wszędzie jest pełno niezbyt miłych funkcjonariuszy wojska i policji, a i podminowani autochtoni nie wyglądają zbyt przyjaźnie. Na szczęście wszyscy uczestnicy zjazdu kwaterowani są w luksusowym hotelu Hilton, dumnie wznoszącym się na wysokość ponad stu pięter w centrum miasta, rzucającym wyzwanie okolicznym favelom, w których całe rodziny gnieżdżą się w domostwach mniejszych od wanny w przydzielonym Ci apartamencie. Gdy się rozglądasz, zauważasz tajemnicze przedmioty - trzymetrowy żelazny drąg, pomalowaną barwami ochronnymi pelerynę maskującą, worek z sucharami oraz gruby zwój liny wysokogórskiej. Wówczas przypominasz sobie niedawną rozmowę... 

18:52:00 No comments

Opowiedz na głos swój amerykański sen. Opraw go w detale z marzeń, okraś szczyptą inteligentnego humoru i otocz życzeniem z sennych bajań. Opisz, wykorzystując cały literacki talent. Korzystaj tylko z celnych słów, ozdobniki są zbędne, by ktoś tak biegle władający zdaniami przykrywał posiadany kunszt. A potem, przez całe dekady, obserwuj pilnie, lecz coraz mniej trwożnie, jak mistyk przemienia się w cynika, Twój amerykański sen w koszmar - a amerykański koszmar w amerykańskiego kaca. Nie wykrzywiaj twarzy, gdy dostrzeżesz wszystkie te amerykanizmy i amerykańskości, marne - choć dawniej jawiły Ci się wielkie i wzniosłe. To te małe rozczarowania, gnuśności, zawody i żale stworzyły Twoją twórczość. Ciebie. Odrzutka i outsidera. Poetę brudu i alkoholu. Prozaika kreślącego na znalezionych, porwanych kartkach raporty z samego dna. Zbuntowanego przeciw społeczeństwu i innym pisarzom. Tego, który stał się ikoną Beat Generation, awangardowego ruchu literacko-kulturowego, propagującego indywidualizm o anarchistycznych nutach. To Ty frustracje potrafiłeś przekuć w coś, co przetrwa dłużej niż Ty sam - nurt, określany mianem brudnego realizmu bez upiększeń oraz literackiego marginesu. Treści o kurtyzanach, życiowych nieudacznikach z nieogolonymi twarzami wciąż zanurzonymi w alkoholu, fetorze niewietrzonych mieszkań, spoconych ciał, przegranych zawodowo robotnikach i najtańszych nalewkach. Charles Bukowski - ten, który obnaża ohydę i porażkę jako to, co w człowieku jest stanem naturalnym. Próżno to nazwać fatalizmem, wszak spostrzegawczy wezmą tę tezę za światły realizm. Ty także dysponowałeś niezwykłym darem obserwacji, dzięki jakiej Twoje zapiski okazywały się wstrząsająco trafne - choć często okraszone dozą sarkastycznego humoru, rozbrajającego banał codzienności podanej w krzywym zwierciadle. Czasem prawdy o świecie głosiło Twoje alter ego - hazardzista, cyniczny pisarz i pijak w jednym. Maska? A może najlepszy z autoportretów? Jaką prawdę odsłania zbiór wyjątkowych opowiadań “Dzwon nie bije nikomu”? 

16:15:00 No comments

THRILLER ROKU? Z pewnością jeden z najlepszych, jakie miałam okazję przeczytać. A przy tym najsilniej klaustrofobiczna atmosfera, potęgowana eskalującym napięciem, z którą się zetknęłam. “W głębinie” szczyci się także oryginalnie zaserwowaną konstrukcją tykającego zegara. Uwięzieni w ciasnej komorze ciśnieniowej nurkowie głębinowi mają bowiem świadomość, że niezależnie od tego, co dzieje się w jej środku, nie będą mogli jej opuścić przed dekompresją. Kiedy po tragicznych wydarzeniach, jakich byli świadkami, pozostaje do niej już tylko kilka godzin... okazuje się, że z dużą dozą prawdopodobieństwa nikt nie wynurzy się na powierzchnię żywy. Nie wiadomo również, skąd napływa nieuchwytne zagrożenie. Majstersztyk pod każdym względem! Pomysł niewtórny i sprezentowany czytelnikowi w widowiskowy sposób. Podtrzymuję tezę, na której postawienie poważyłam się w jednej z przeszłych recenzji. Brytyjczycy są niekwestionowanymi mistrzami malowania słowami thrillerów, od jakich nie można się oderwać. Nieznany mi wcześniej Will Dean jest zaś artystą emocji. Choć czytam niezliczoną ilość mrocznych książek, dawno nie czułam się tak... pięknie zagrożona podczas lektury. Nie tylko dlatego, że nie umiem pływać, odczuwam lęk niewielkich przestrzeni zamkniętych a wodne stworzenia, które w większości pozostają niezbadane, napawają mnie przerażeniem. Przede wszystkim z uwagi na klimat oddany narracją tak, że poznawana rzeczywistość odmalowuje się przed oczyma i wciąga głęboko pod wodę - tak że walka o nabranie oddechu konkuruje z chęcią poznania dalszej części fabuły. Ciemność, groza i morskie kipiele chwytają w objęcia fal a później próbują porwać na samo dno. Sto metrów pod powierzchnią toni, gdzie nie dociera światło, budzą się zaś najgorsze z demonów. Te, które czają się w Twojej głowie... Pamiętaj, że gdy zaatakują, nie zjawi się nikt, kto mógłby Ci pomóc. Sześcioro nurków - pięciu mężczyzn i jedna kobieta - stłoczonych na zabójczo niewielkiej przestrzeni. Jej przedwczesne otwarcie to pewna śmierć. Lecz ta może się kryć także w środku... 

17:12:00 No comments

To uczucie, kiedy wsiąkniesz w jeden z literackich światów tak bardzo, że zanim zdążysz się zorientować, okazuje się, że to już VII tom opowieści - bezcenne! A właściwie tym droższe, iż dzięki wieloczęściowej przygodzie masz przyjemność obserwować, jak Autor rozwija narrację, zwichrowaną rzeczywistość bohaterów z pogranicza baśni i koszmarów oraz własny warsztat pisarski. To bez wątpienia jedno z najbardziej ważkich doświadczeń, które towarzyszą recenzentom.  

Mam też dla Ciebie doskonałą wiadomość. Choć Adam Ciesielski rozpoczął twórczą przygodę na platformie Wattpad, każdą z powieści w cyklu “Szach i krew” możesz już znaleźć w Empiku - zarówno w formie e-booka, jak i audiobooka. 7. czeka na Ciebie pod linkiem: https://www.empik.com/szach-i-krew-vii-ciesielski-adam,p1687087889,ebooki-i-mp3-p 🔥 

Zanim jednak zajrzysz na stronę internetową, przekonaj się, jakie przygody spotkają Cię tym razem za dwoistą okładką. Jeśli się weźmie pod uwagę to, iż główna bohaterka wciąż nie może pozbyć się na dobre mrocznego alter ego, myślę, iż pomysł na ten projekt graficzny zdecydowanie zasługuje na pochwałę. Świetnie oddaje charakter historii Ciesielskiego, ale w mojej optyce ma także bardziej uniwersalne przesłanie. Całkiem wiernie obrazuje również ludzką naturę. Tę, w jakiej na jednym z ramion człowieka przysiada białoskrzydły anioł, podszeptując prawe wybory. Na drugie zaś, często nieproszony, zakrada się odziany w czerń i cienie jegomość, który nieustannie kusi i namawia do złego. Zdarza się, że zdradliwe byty wdają się w bijatykę. Czasem najistotniejszą - o duszę i tę jedną, jedyną rzecz, jaka przesądzi o jej dalszym losie. Rozważania czysto teoretyczne i takież dywagacje spod ciemnej gwiazdy - moja już od dawna ma właściciela. 😉 Aczkolwiek w fabularne pojedynki szachowe nadal wdaję się z równie wielką przyjemnością... Czy “Szach i krew VII” będzie oznaczało sławetne “szach i mat”? 

01:43:00 No comments

Pora na drugi i najpewniej ostatni tegoroczny test jakości Grincha, który zdecydował się sprawdzić poziom wybranych świątecznych powieści. 😉 

Nastał dzień, na który tak długo czekałaś. Choć przygotowywałaś się do niego od dawna, masz tremę. W końcu otwarcie pierwszej cukierni w miasteczku to nie lada wyzwanie i zarazem wielkie wydarzenie. Na szczęście poznałaś już wszystkich mieszkańców i wiesz, że są bardzo życzliwi, więc na pewno nie sprawią Ci przykrości. Nie było to trudne, gdyż jest ich zaledwie sześćdziesięciu - a każdy z nich jest dumny ze swojego zakątka na Ziemi o dźwięcznej nazwie Niedźwiedzia Łapa. Powstał zaledwie wiek temu, choć pierwsi osadnicy, jacy do niego przybyli, zostali zaatakowani przez wielkiego, wściekłego niedźwiedzia, który próbował ich przegonić. Odważnie zdecydowali się jednak wrócić i wybudować domy. Kolejne pokolenia żyją tu w pełnej harmonii, chociaż do teraz pomiędzy osiadłymi krąży legenda o olbrzymim misiu, jaki mieszka w pobliskiej kniei i tylko czeka na okazję, by powtórzyć dawny wyczyn. Tak, czy inaczej, całkiem niedawno i Ty stałaś się mieszkanką tej uroczej osady. Przywiały Cię do niej wiatry dość burzliwej życiowej drogi. Nikt nie wie o jej szczegółach, a Ty nie zamierzasz ujawniać pilnie strzeżonego sekretu. Przynajmniej na razie - może kiedyś przyjdzie na to pora. Na pewien czas, dopóki nie staniesz na własne nogi i nie będzie Cię stać na wynajęcie lub kupno własnego mieszkania, zatrzymałaś się u Zdzisi. To mama trzech pełnoletnich córek: Zosi, Basi i Kasi, a także dobra dusza miasteczka. Uwielbia udzielać porad, i choć często ingeruje w cudze losy, to jednak czyni to z takim wdziękiem, że nikt nie ma o to pretensji. Z wyjątkiem Oliwiera, samotnika w średnim wieku, którego zresztą nie lubi i uważa za aroganta oraz prostaka. Twoje zdanie o tym człowieku jest zupełnie inne, lecz spostrzeżenia zatrzymujesz dla siebie, aby nie narazić się gospodyni. 

18:36:00 No comments
Nowsze posty
Strasze posty

O autorce

O autorce
Żona, kociara, maniaczka thrillerów, wielki ogarniacz życia. Recenzuję literaturę - bo życie jest sztuką. Opowiadam historie o historiach. Mail: kierownikoperacyjny.sp@gmail.com 💥

Kategorie

  • książki

Jestem tutaj

Statystyka odwiedzin

Stali czytelnicy

Archiwum

  • ▼  2025 (293)
    • ▼  gru (17)
      • Stanisław Lem - Solaris - recenzja
      • Anna Wolf - Więzy miłości - recenzja
      • Grzegorz Karwowski - Odcienie przemocy - recenzja
      • Weronika Jaczewska - Rzym na chwilę - recenzja
      • Stanisław Lem - Kongres futurologiczny - recenzja
      • Charles Bukowski - Dzwon nie bije nikomu - recenzja
      • Will Dean - W głębinie - recenzja
      • Adam Ciesielski - Szach i krew VII - recenzja
      • Katarzyna T Nowak - Świąteczne cuda - recenzja
      • MM Perr - Godziny gniewu - recenzja
      • Jacek Chlewicki - Rostoły - recenzja
      • Patrycja Balcerzak - Trupi oddech - recenzja
      • Natasza Socha - Zanim odlecą anioły - recenzja
      • Magdalena Cień - Toksyczna chemia - recenzja
      • Sarah Jones - Kiedy się pojawiłeś - recenzja
      • Mick Herron - Joe Country - recenzja
      • Jolanta Holzer & Samuel Milewski - Takie samo świa...
    • ►  lis (19)
    • ►  paź (30)
    • ►  wrz (25)
    • ►  sie (16)
    • ►  lip (22)
    • ►  cze (19)
    • ►  maj (38)
    • ►  kwi (24)
    • ►  mar (36)
    • ►  lut (24)
    • ►  sty (23)
  • ►  2024 (292)
    • ►  gru (18)
    • ►  lis (30)
    • ►  paź (30)
    • ►  wrz (27)
    • ►  sie (28)
    • ►  lip (25)
    • ►  cze (20)
    • ►  maj (21)
    • ►  kwi (22)
    • ►  mar (24)
    • ►  lut (29)
    • ►  sty (18)
  • ►  2023 (143)
    • ►  gru (17)
    • ►  lis (20)
    • ►  paź (15)
    • ►  wrz (14)
    • ►  sie (14)
    • ►  lip (15)
    • ►  cze (8)
    • ►  maj (10)
    • ►  kwi (9)
    • ►  mar (9)
    • ►  lut (7)
    • ►  sty (5)
  • ►  2022 (31)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (2)
    • ►  wrz (2)
    • ►  sie (5)
    • ►  lip (2)
    • ►  cze (2)
    • ►  maj (2)
    • ►  kwi (3)
    • ►  mar (3)
    • ►  lut (4)
    • ►  sty (3)
  • ►  2021 (60)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (5)
    • ►  sie (5)
    • ►  lip (13)
    • ►  cze (9)
    • ►  maj (6)
    • ►  kwi (9)
    • ►  mar (4)
    • ►  lut (1)
  • ►  2020 (55)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (6)
    • ►  paź (5)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (3)
    • ►  lip (5)
    • ►  cze (6)
    • ►  maj (6)
    • ►  kwi (8)
    • ►  mar (6)
    • ►  lut (2)
    • ►  sty (4)
  • ►  2019 (40)
    • ►  gru (4)
    • ►  lis (4)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (4)
    • ►  lip (5)
    • ►  cze (1)
    • ►  maj (5)
    • ►  kwi (2)
    • ►  lut (7)
    • ►  sty (1)
  • ►  2018 (96)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (5)
    • ►  sie (8)
    • ►  cze (8)
    • ►  maj (12)
    • ►  kwi (11)
    • ►  mar (13)
    • ►  lut (14)
    • ►  sty (17)
  • ►  2017 (197)
    • ►  gru (6)
    • ►  lis (11)
    • ►  paź (9)
    • ►  wrz (16)
    • ►  sie (24)
    • ►  lip (20)
    • ►  cze (17)
    • ►  maj (19)
    • ►  kwi (16)
    • ►  mar (18)
    • ►  lut (8)
    • ►  sty (33)
  • ►  2016 (81)
    • ►  gru (15)
    • ►  lis (23)
    • ►  paź (17)
    • ►  wrz (11)
    • ►  sie (11)
    • ►  cze (2)
    • ►  lut (2)
  • ►  2015 (8)
    • ►  lis (1)
    • ►  cze (1)
    • ►  maj (1)
    • ►  mar (1)
    • ►  lut (2)
    • ►  sty (2)
  • ►  2014 (18)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (1)
    • ►  paź (1)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (1)
    • ►  kwi (4)
    • ►  mar (4)
    • ►  lut (1)
    • ►  sty (2)
  • ►  2013 (18)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (4)
    • ►  wrz (1)
    • ►  sie (2)
    • ►  lip (1)
    • ►  cze (3)
    • ►  lut (3)
    • ►  sty (2)
  • ►  2012 (14)
    • ►  gru (1)
    • ►  paź (5)
    • ►  cze (2)
    • ►  kwi (1)
    • ►  mar (3)
    • ►  lut (2)
  • ►  2011 (12)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (2)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (1)
    • ►  lip (1)
    • ►  mar (1)

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates