JP Kulak - Jeden facet na rok - recenzja

by - 18:16:00

Szokująca informacja, jakiej możesz o mnie nie znać. Chwilę po wejściu w dorosłość zaczytywałam się w serii o Crossie, Grey’u czy Morfeuszu i podobnych. Opuściwszy na chwilę świat literatury pięknej i liryki na skutek ówczesnych życiowych okoliczności, doszłam do wniosku, że poznam każdy gatunek prozatorski - na tyle, by móc swobodnie prowadzić ulubione dyskusje. Skoro zresztą w dziedzinie klasycznych romansów przebywało mi się dobrze, w tych nasączonych mafią - doskonale, dlaczego by nie spróbować tak zwanych powieści dla dorosłych? Temat zgłębiłam na tyle szczegółowo, iż doświadczyłam chwilowego przewartościowania jaźni tudzież kilkumiesięcznych zakłóceń w połączeniach międzykomórkowych, kiedy to doszłam do wniosku, że odnajdę w rzeczywistości osobnika podobnego temu, który wykreowała EL James. Rezultaty pominę milczeniem. Jeśli jednak pamiętasz z jednej z poprzednich recenzji gadzinę od wykładu o owadzich zarazkach - to był ten przypadek. A raczej wypadek, stricte kliniczny, na jakim dla kontrastu mucha siada. Wspominam o tym dlatego, że “Jeden facet na rok” J.P. Kulak to narracja, która bez wątpienia przypadnie do gustu miłośnikom wyżej wspomnianych historii. W wersji ostrzejszej, częścią rozdziałów przystającą raczej do darków niźli romansów. Przepiękna okładka, na której niestety brakuje ostrzeżenia 18 plus, przywołała mnie do siebie elegancką czcionką i ulotną symboliką uciekającego czasu. Opis przeważył szalę, zasugerowawszy oryginalny pomysł na opowieść. Aż sama zaczęłam się zastanawiać, cóż robiłabym, gdybym miała do dyspozycji tylko jeden dzień w roku. Świetna koncepcja! Pierwsze rozdziały fabuły urzekły dodatkowo dobrą warstwą językową. Na nieszczęście, potem nadeszło ogromne rozczarowanie. Czy może skrajne zniesmaczenie, ukazujące, iż nie pasuję już do tego świata, kiedy okazało się, że zapowiadana niecodzienna propozycja, złożona przez mężczyznę bohaterce to... wytresowanie jej na osobistą SUKĘ. I niestety nie mam tu na myśli jedynie kwestii łóżkowych. Oburzenie? Szok? Smutek... Tak nie wyglądają relacje, nawet te zepsute. Mam nadzieję... 

Jak w wyjątkowych sytuacjach mam w zwyczaju, pozwól, iż tym razem nie uczynię Cię bohaterem recenzji. Nawet nie wiem, jak miałabym to uczynić, byś nie poczuł się obrażony. Wątpię, czy to wykonalne - sama skończyłam czytać “Jednego...” w minionym tygodniu i nie przystąpiłam do recenzji jak zawsze po lekturze. Musiałam ochłonąć, co finalnie chyba mi się udało, chociaż nie było łatwe. Pozostało ogromne rozżalenie, iż książka, jaką reklamuje się jako opowieść romantyczną” w istocie pozostaje zapisem degrengolady więzi damsko-męskich, przyjaźni, moralności, obyczajności i człowieczeństwa. A przynajmniej w takich kształtach, w jakich chciałby je widzieć czujący, myślący, ludzki osobnik. Wciąż z chęcią zanurzam się w narracjach o miłości, które bywają różne. Niekiedy przejmująco smutne, narodzone w bólu, naznaczone tragediami czy mające zaczątek w obsesji. Kulak odpowiada jednak za pewne novum, które nie tylko feministkom, do jakich przecież nijak się nie zaliczam, powinno zapalić czerwoną lampkę w głowie. Już pomijając fakt, że książka nie jest opatrzona informacją o tym, iż jest przeznaczona dla czytelników dorosłych, co w mojej ocenie pozostaje zwyczajnie niebezpieczne. Jeśli skuszona piękną oprawą graficzną czy nęcącym opisem nastolatka po nią sięgnie i uzna jej treść za zapis normalnej relacji między mężczyzną a kobietą, może wyrobić sobie bardzo szkodliwe (!) wzorce. W XXI wieku, kiedy tak wiele pisze się i mówi o tym, by chronić dzieci i nastolatków przed najróżniejszymi krzywdami, uważam, iż brak odpowiedniego ostrzeżenia przed niepożądanymi treściami w literaturze jest po prostu złyPoniżej możliwe spojlery - konieczne. Skupmy się na fabule “Jednego faceta na rok”. Uważam, iż pomysł na jej złożenie jest kapitalny, dlatego tym bardziej przykro mi, że został stuprocentowo zaprzepaszczony. Cóż za zmyślna idea - ofiarować bohaterce tylko jeden dzień w każdym roku, by mogła oddychać pełną piersią, żyć i robić wszystko, czego czynić nie mogła, pozostając przez pozostałe doby w śpiączce! Jak wykorzystałbyś te 24h? Uzupełniając informacje o świecie, na spotkaniach z bliskimi, imprezowych szaleństwach, czytając kilka książek, smakując kulinarne cuda...? Tyle opcji do wyboru. Lepszych i gorszych. Tymczasem rokrocznie Katie myśli tylko o tym, kogo, jak i gdzie przelecieć.  

Rozumiem, przez pozostałe 364 dni jest niewybudzona i kiedy tylko się ocknie, chciałaby zażyć życia. Czy ono naprawdę ma się sprowadzać tylko do jednego? Przez ponad 500 stron książki Kulak utwierdza w tym przekonaniu, bowiem inne chęci nie przychodzą Katie do głowy. Co równie złe, gdy tkwi w śpiączce, jej świadomość funkcjonuje - zatem naczelna postać snuje rozległe rozważania erotyczne. Wspomina spotkania z poprzednio wytypowanymi kochankami, roztrząsa ich detale, planuje kolejne wariacje, niczym łóżkowy strateg z bajki za czerwoną kotarą. Cóż... Jedyna osoba, która co roku towarzyszy jej podczas dobowego wybudzania, jest zresztą częścią spisku. Jej przyjaciółka Martha ma zadanie cokolwiek wzniosłe: znajdować nowe ofiary na jednodniową randkę, a gdy towarzyszka śpi, utrzymywać ich zainteresowanie, udając Katie. Przesyła mężczyznom jej wyuzdane zdjęcia, toczy z nimi monotematyczne konwersacje, naraja “randki” na piętnastego marca, czyli datę, w trakcie jakiej ciało naczelnej postaci ożywa. Początkowo sądziłam zresztą, że oprócz niezłej szaty graficznej i dobrej warstwy językowej, będę mogła pochwalić książkowe zaserwowanie motywu przyjaźni, jednak i to zostało zniszczone we wręcz godny podziwu sposób. O tym na deser. Tymczasem pozwolę przemówić opatrzonym komentarzami cytatom, które najlepiej oddają charakter recenzowanej powieści. Sam przebieg jej wydarzeń, nim pojawi się męskie przeciwieństwo rycerza na białym koniu czy kowboja - w postaci zaopatrzonego między innymi w skórzany pas (którym pierze tylną część ciała do krwi), szpicrutę, packę i przekręcane zaciski na różne miejsca, oczywiście nie na swoje, można by zaprezentować krótko. 364 dni ważkich rozważań o tym, z kim, jak, gdzie wdać się w akt cielesny, wybudzenie, szybka rozmowa z przyjaciółką i zaprogramowanie jej instrukcji odnośnie poszukiwań następnych kilkunastu centymetrów wkładki na za rok, wyuzdane spotkanie, zrelacjonowanie go odprowadzającej do szpitala koleżance i dobranoc. Niestety nie na stałe. I tak w koło, błędne koło. Przez prawie dekadę - tyle bowiem infekuje czytelnika fabuła “Jednego...”. Trochę mniej, jeśli się weźmie pod uwagę, iż około połowy treści ów jeden niefortunnie się pojawia. Kiedyś był książę z bajki, bywało, że z koszmaru. Dziś pojawia się TRESER SUK. Tak, chodzi o kobiety, nie psy... 

Oddaję głos treści książki.  

“Gwarantuję silne emocje i adrenalinę. Naturalnie dominuję. Wywrócę Twój świat do góry nogami.” Tak oto Julien reklamuje się na portalu randkowym. I byłoby to całkiem nęcące, gdyby nie fakt, że - jak się okaże - rozumie przez to przypięcie kobiety do drzewa i okładanie jej skórzanym pasem po tyłku, mocno i bez pamięci. Dla przykładu! Przekręcanie klamerek na sutkach czy w innym miejscu dołączy później. 

“Zostaniesz moją osobistą suką. Twoim jedynym celem będzie zaspokajanie moich potrzeb. Pełna uległość i brak wolnej woli. To będzie wymagało od Ciebie sporo treningu, ale widzę w Tobie potencjał.” Tak, герой szybko odsłania prawdziwe oblicze. Nie, niestety nie mówi właśnie o psach płci żeńskiej. I choć każda kobieta w tym momencie ucieka... powieściowa ma inne poglądy: “Zrób ze mnie sukę. Pokaż mi, na czym to polega.” Otóż: “Musisz mnie najpierw zadowolić suko. Tu nie chodzi o Twoją przyjemność. (...) Nie obchodzi mnie to, czy masz siły, czy nie. Rolą takiej suki jak Ty jest mi służyć.” Feministki, dlaczego nie krzyczycie? 

“Zastanawiam się, jak mnie ukarzesz za moje zachowanie. Być może specjalnie złamałam wszystkie zasady bycia dobrą suką. Byłbyś wtedy zły? Chciałbyś mnie naprostować?” Niestety, bohaterka już po pierwszym, jednodniowym, nader bolesnym spotkaniu odkrywa w sobie śmierć reszty szarych komórek. Po propozycji nie do odrzucenia postanawia zostać suką. Chwilę po tym, jak jej przyjaciółka stwierdza, iż Katie po randce chodzi jak kaczka. To nic, rozmiar osprzętu się zgadzał, powód do dumy. 

Na moment przed ponownym zapadnięciem w śpiączkę, naczelna żeńska postać przygotowuje sztafaż wiadomości głosowych, którymi przyjaciółka ma przebłagać Juliena za jej niepokorne zachowanie. Ba, nawet zdobywa się na pewną prowokację: “Chyba dawno nie prowadziłeś żadnego treningu suki i wyszedłeś z wprawy.” Well. Panie, czy tylko ja nie myślę o sobie, jak o wiernopoddańczej suce?  

Kiedy już Katie na powrót oddaje się Morfeuszowi, zaczyna miewać niepokojące sny. To pewien postęp, bo już nie tylko układa scenariusz kolejnych, nazwijmy to, randek. Tym razem ma obawy, że podczas pierwszej z Julienem nie sprawiła się odpowiednio. Męczy ją, choć też rozochoca, koszmar, w jakim mężczyzna prowadzi CASTING NA SUKĘ. Dobrze czytasz: “Kandydatka na sukę numer siedem, wystąp do przodu. (...) Spojrzałam na swoje ręce, na lewym przedramieniu miałam napisaną cyfrę 7. (...) Wypnij się tutaj, na dywanie. (...) Patrzcie i uczcie się od koleżanki, jak robi to prawdziwa suka.” A mnie wciąż z tyłu głowy majaczą rycerskie boje o rękę bogdanki... Nierozsądna ja. 

Na szczęście po kolejnym odzyskaniu świadomości, przyjaciółka odtwarza Katie jedną z wiadomości Juliena, która kończy się słowami: “Uwierz mi, że jeszcze będziesz dobrą suką.” Mimo przewinień w postaci wydania dźwięku podczas zbliżenia i ucieczki, gdy pan nie chciał przestać sprawiać jej bólu, wykorzystując sek*sualnie (!), jest zatem dla bohaterki szansa na happy end. 

Najpierw jednak kara. Las, teren uroczy, brzoza. Katie do drzewa przypięta, niczym, nomen omen, suka. Pora na odpłatę za nieposłuszeństwo i kolejny etap treningu. Podczas akcji ze skórzanym pasem: “Siła, jakiej użył i kilka ciosów z rzędu (...) Każda chwila była dla mnie cierpieniem.”, myśli bohaterka. Na szczęście na koniec Julien ją całuje i mówi, że dzielnie zniosła zasłużoną karę. Kobieta pyta więc z iskierkami w oczach: “Czy zniosłam to jak suka?”. Chwała świętym na niebiesiach, łaskawca mówi: “Tak. Zniosłaś to jak suka.”. Pannę zaś ogarnia na te słowa... SATYSFAKCJA. Pozostawiam bez komentarza. Lekarze byli dopiero na sali szpitalnej, gdzie женщина powróciła do stanu śpiączki, a szkoda. Gdyby byli świadkiem tej sceny... Też tak sądzę. 

Naturalnie Julien, wcale pewnego sympatycznego lemura nieprzypominający, nie ma pojęcia, dlaczego Katie spotyka się z nim ledwie jeden dzień w roku. Nie jest to spowodowane nieposiadanym przecież rozsądkiem ani chęcią niechodzenia jak drób w pozostałe. Dama wżenia mu bajkę o opiece nad rodziną, ale on, oj on już wie, że “suka” kłamie. Denerwuje się: “Nie chcę już żadnych wyjaśnień. Byłem dla Ciebie za dobry, ale pora naprawić ten błąd. Kiedy odpuszcza się takiej suce, staje się niewdzięczna.” Moment fabularny potem brutalnie ową “sukę” dławi. Kurtyna - nie muszę wyjaśniać, czym. Na szczęście nijak jej to nie przeszkadza. Mam wrażenie, że nic właściwie nie przeszkadza, z każdym upodleniem na czele. “Jest Ci dobrze? Twoja suka spisuje się tak jak sobie życzysz? Czy zasłużyła na małą nagrodę?” Miałabym kilka idei na tę ostatnią, choć chyba lobotomia, mimo wygrywu, jest zbędna - wszak już dokonana. 

Kilka lat, to jest brutalnych spotkań później, Katie pyta: “A co sprawia, że jestem taką dobrą suką?” Wiesz, coś z rodzaju: za co mnie kochasz?, tylko w odmiennej wersji. Otóż: “Twój wyraz twarzy, gesty, wypowiadane owa, to, jak obsługujesz mojego penisa. Jesteś posłuszna (...)” - no kto by nie chciał takiego wyznania miłości? Wiadomo, co u kobiety jest najważniejsze! Jest i jego kontynuacja wynurzeń odnośnie drobnych wyrazów buntu bohaterki, to jest przejawów charakteru: “Tu właśnie jest przestrzeń na szkolenie takiej SZMATY jak Ty. Możesz być pewna, że przekroczę Twoje najdalsze granice. Bez względu na to, czy będziesz protestować, a może właśnie dlatego...” Po raz kolejny pytam: drogie feministki, przeszkadzało Wam pełne klasy pocałowanie w dłoń przez mężczyznę, otworzenie drzwi czy zdjęcie ciężkiego bagażu z półki, a w takich wypadkach nie macie nic do powiedzenia? 

Nie? Przedstawiam zatem prezent urodzinowy z najskrytszych snów: “Suka zasłużyła na srogie, urodzinowe nięcie.” Okraszone podarkami! Knebel, metalowa obroża na (psiej) smyczy oraz akty rozkoszy: “Julien dokręcił zaciski na moich sutkach, tym razem zabolało (...). ciągnął za łańcuch (...). dokręcił klamry na sutkach i łechtaczce, tym razem wywołując trudny do zniesienia ból.” Ech, a mnie Mąż zabiera na ulubioną strzelnicę, do klasycznej restauracji z rodzaju tych opatrzonych gwiazdką Michelin i kupuje upragnioną biżuterię i bukiet kwiatów. Niedzisiejszy. A przy okazji, jak szkodliwy to wzorzec dla każdego mężczyzny, który stwierdziłby, że podobny pomysł jest wart rozważenia, gdyby trafił w młodości na tę książkę? 

Po scenie, jaką mogę określić jedynie mianem gwałtu analnego (“Taka suka musi wiedzieć, jak to jest pieprzyć się na dwie dziurki.”), na szczęście Julien łagodzi obyczaje. Przygotowuje bowiem sponiewieranej damie danie: “Pieczeń rzymską z mięsa wołowo-wieprzowego z jajkiem i musztardowo-miodowym sosem, podaną z ziemniakami z masłem i koperkiem, do tego surówka z czerwonej kapusty i pomarańczy z orzechami.” Tak... Można by pomyśleć, że oto przenieśliśmy się do lokalu Gordona Raymsay’a i poznajemy jego popisową potrawę. Bynajmniej. Autorka łagodzi akcję, za jaką powinno wsadzać się mężczyzn za kratki na wiele lat, serwując odbiorcy spaczony gest, który ma uchodzić za romantyczny. Wygładza coś nienormalnego, opisem kuchennych wariacji... Niestety, zmyślny czytelnik ma w pamięci poprzedni obraz. A przynajmniej pozostaje mieć taką nadzieję, że zanurzone w ambrozjach mięso nie przysłania mu zdrowego rozsądku. Brakowało jeszcze wzdychania Katie, kiedy bohater podał jej na tacy wspomniane cudo tuż po wielu bezwzględnościach. A nie, jest: “Mniam! Rozpieszczasz mnie!” YupSzczęśliwie, wniosek nie jest z tego taki, że skoro sama postać kobieca się na ów chory układ godzi i nie ma nic przeciwko niemu, należy go uważać za godny powielania i normalny. Takie żywię pobożne życzenie. Katie natomiast twierdzi, że tą gotującą rewoltą: “Znów pokazał mi, że jestem dla niego ważna i jest gotów zrobić dla mnie więcej niż dla innych.” Tu sprawdzi się za komentarz już tylko moje rosyjskie: ооооооой. Oj. 

Po licznych wydarzeniach z naruszaniem kobiecości, godności i człowieczeństwa, przynajmniej w moim odbiorze, Julien dowiaduje się o chorobie Katie. Klasycznie zaś ofiara wiktymizuje się sama: “Był w agonii. Zniszczyłam go i zniszczyłam nasz związek.” Cóż. Na szczęście wszystko, poza zwichrowańcami, którzy nie powinni chodzić po tej planecie, da się naprostować. Śpiączka. Przyjaciółka Martha tak zaś w jej czasie pocieszała mężczyznę po okrutnych kłamstwach towarzyszki, że aż się z nim przespała. Opowiada o tym później Katie, na jej życzenie. Tragiczne zwierzenia kobieta przerywa jedynie słowami: “Mówiłam! Sądziłaś, że przesadzam?”, kiedy cieszy się, że przyjaciółka nareszcie dowiedziała się dosadnie i dogłębnie, co Julien takiego naprawdę wielkiego, groźnego i brutalnego; bestię nieokrzesaną, w spodniach ma. Zdradę wybacza, wszak tegoż potwora mu nie ubędzie. Po przyjęciu oświadczyn mężczyzny, prosi nawet Marthę, by została jej... druhną. Dobrze widziszCo w rodzinie... Nadmienię też, że pojawia się tu kolejna rzecz rodem ze (spaczonych) marzeń. Pierścionek podarowany na huśtawce dla dorosłych! I potem danie numer dwa, tym razem tygrysie krewetki. Się nauczył, skubany, dobry mąż zeń będzie.  

Wybacz spojlery, ale bywają sytuacje, w jakich są nieuniknione. Nie chciałabym Cię narazić, byś doświadczył ich sam. Szanuję Cię. Całość historii wieńczy scena ślubu, jakiej opisów nie powstydziłby się żaden reżyser komedii romantycznych. Przystrojony bielą, zbytkowy kościół, porośnięty bluszczem, którego nawa tonie w białych kwiatach. Cudowna suknia, przepiękny utwór w tle, rzekoma przyjaciółka u boku. On w smokingu, przez szkła witraży do wnętrza, póki co, budynku wdziera się światło... Pięknie, prawda? Tylko to jest w całej książce NAJGORSZE. Ów cringe’owy teatr szkodliwych złudzeń sugeruje bowiem, że tak kończy się bajka kobiety i mężczyzny. Szczęśliwym ślubem wśród latających dookoła jednorożców, które zrzucają ze skrzydeł tęczowe kwiatki o zapachu waty cukrowej. Czy raczej baśń o suce i treserze suk... oraz romantyzowaniu każdego możliwego odcienia przemocy. Nie ma na to mojej zgody.  

Galeria głupców, jak się wydaje: Orfeusz i Eurydyka - miłość, która przegrywa z odruchem serca i ukochany, zmierzający w czeluści piekielne po tę jedyną kobietę. Tristan i Izolda - uczucie potężniejsze niż wola, lojalność i królestwoŚmierć jako ostatni list dwojga nieszczęśliwych kochanków - Romeo i Julia. Abelard i Heloiza, jakich korespondencja to właściwie zapis bólu przymusowej rozłąki. Rycerskość, niemożność spełnienia i hańba, jeśli się wspomni Lancelota oraz Ginewrę. Dydona, która umiera na stosie, wybierając siebie i monarchię - a po jej śmierci, z przeznaczeniem przysiadłym na ramieniu, Eneasz wciąż niesie jej cień (“Eneida”, Wergiliusz)Hero, Leander (Muzajos, poeta grecki) i gasnące ostatecznie niczym uczucie światło. Pyram oraz Thisbe (“Metamorfozy” Owidiusza) i ich wspólna śmierć pod drzewem morwy. Pablo i Francesca z “Boskiej komedii”, których połączyły lektury o miłości, a zdradził pocałunek. Kto wie, może wciąż wirują w tańcu w piekle, trzymając się za ręce? Absolutna miłość, którą dzielili Layla i Majnun - taka, co miała moc, by rozum owładnąć obłędem. Tragiczna - on umiera na pustyni, recytując jej imię. Ona - gdy dowiaduje się o jego śmierci (Nizami Ganjavi, poeta perski). Sigurd i Brunhilda z “Pieśni o Nibelungach”, o uczuciu oszukanym magią, zakończonym zbrodnią i wspólnym pogrzebem. Aż po grób... Hades i Persefona, historia bezśmiertna, a wiecznego podziału na połowę roku w świetle i drugą w mroku. Jedni z moich faworytów: Anna Karenina i Wroński (Tołstoj). Miłość jak petersburski zmierzch nad Newą: olśniewająca, zimna, nieodwołalna. Pełna złudzeń - choć równocześnie zamykająca w ciszy salonów, spojrzeń i własnej samotności, aż pozostaje już tylko stukot kół i noc, która nie potrafi współczuć...  

I może to galeria głupców - i co właściwie miałabym wiedzieć o miłości i romantycznych opowieściach... Pozwolę sobie jednak w niej trwać, jako że dla mnie oto galeria miłości. “Jednego facet na rok” Kulak odbieram jako jej przeciwieństwo. Szkodliwe społecznie, nieodpowiednio oznaczone i prezentujące negatywne wzorce, których nigdy nie powinno się brać za normalność. Potwarz dla każdej kobiety, sprowadzająca jej rolę do usłużnej “suki”. 2/10 - za estetyczną warstwę wizualną i pozbawioną błędów językową. Szkoda, że nawet motyw tajemniczej choroby nie został właściwie rozwikłany ni rozwinięty. Jak mniemam, był po prostu punktem wyjścia, przykrywką dla krzywdzącego świadomość... erotyku? Dark romansu? Pasowałby tu hashtag: czytam, abyś Ty nie musiał, nad czym boleję z uwagi na ogromny, całkowicie zmarnowany potencjał. Coś negatywnie wpływającego na psychikę, o czym niestety nie da się szybko zapomnieć. Chyba, że chce się zostać treserem suk. Lub rzeczoną suką. 

Dla kontrastu, z galerii miłości, jaka może jest i Twoim snem. Baśnią normalności, pieśnią wyższych uczuć: 

„Widział, że była całą miłością.” Lew Tołstoj, Anna Karenina 

„Moja hojność jest bezkresna jak morze, a miłość moja tak głęboka; im więcej Ci jej daję, tym więcej jej mam, bo obie są nieskończone.” William Shakespeare, Romeo i Julia 

„Miłość zawładnęła nimi tak całkowicie, że nie należeli już do siebie ani do świata.” Gottfried z Strasburga, Tristan 

„Miłość, co serce szlachetne porywa natychmiast, porwała i jego dla piękna, które mi odebrano.” Dante Alighieri, Boska komedia, Piekło, pieśń V 

„Długo trwali razem w jednej jaskini, a ziemia i niebo były świadkami ich miłości.” Wergiliusz, Eneida 

„I stała się jego małżonką, królową u jego boku.” Hymn homerycki do Demeter (A nie suką u stóp, chciałoby się zapytać rozpaczliwie?) 

„Miłość dała mu odwagę silniejszą niż morze.” Musajos, Hero i Leander 

„Nigdy serce nie było tak posłuszne miłości, jak jego serce było posłuszne jej imieniu.” Chrétien de Troyes, Lancelot, czyli Rycerz z wozu 

„Była piękna i straszna zarazem, a miłość do niej była warta każdej ceny.” Pieśń o Nibelungach  

„Jedna noc związała ich losem, którego nie rozdzieliła nawet śmierć.” Owidiusz, Metamorfozy 

„A on uczynił ją panią swego królestwa i nie zasiadał na tronie bez niej.” Hymn homerycki do Demeter 

Gdy literatura traci wartości i na wartości, warto zapytać: jakimi słowami chcesz się otaczać? Co nimi przekazywać? Czy kiedy wszystko inne zniknie, wciąż tak samo, może naiwnie, lecz z uczuciem, marzy Ci się trzymać kogoś za rękę? Może to ja, jako recenzent i człowiek, nie przystaję do obecnych czasów, ale jeśli mają one wiązać się z zostaniem treserem suk, przemocą, potwarzą wszystkiego i wszystkich oraz innymi ohydztwamczy byciem tresowaną suką bez prawa do głosu, nawet gorzej niż psem - to ja dziękuję, postoję. Kolejkę, dwie; tyle, ile będzie trzeba. Bez brudu, gdy, niczym w pewnej profetycznej piosence, upadają obyczaje. Nie bez powodu moją rękę zdobią słowa: faithful to her beliefswierna swoim przekonaniom. Poczekam. We własnej galerii miłości.  

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)