Mick Herron - Joe Country - recenzja
A więc ku swojemu przerażeniu stałeś się „kulawym koniem”. To określenie może mało dźwięczne, ale znakomicie oddające sytuację i przydatność grona, które w ten właśnie sposób się określa. Tak nazywani są bowiem nieudacznicy, jakim zdarzyło się zupełnie skompromitować w trakcie służby w wywiadzie. Nieprzydatni w pracy operacyjnej, są kierowani do specjalnego wydziału, z którego - wbrew żywionym nadziejom i rozpaczliwie podejmowanym staraniom - nie ma już powrotu. Mieści się on w budzącym grozę budynku Slough House - równie ponurym i bezwartościowym, co jego mieszkańcy. Wiecznie skrzypiące i zacinające się drzwi wejściowe wiodą do schodów, które grożą zawaleniem w każdej chwili. Ze ścian sypie się tynk. Naznaczone butwieniem ramy okienne przyprawiają o depresję. W środku mieści się szereg biur z wyposażeniem niczym z lat dziewięćdziesiątych. Po korytarzach snują się ci, których imienia nie wolno już głośno wymawiać w eleganckich przestrzeniach siedziby starego, dobrego MI 5. Ciche stuki w odrapanych kaloryferach bez ustanku niosą zwichrowane historie wyrzutków, jakich państwo usunęło poza nawias służby a wspomnienia ich kolejnych szeregów wsiąknęły na dobre w odrapane ściany, których barwa przybrała wyraz wyblakłych do cna oczekiwań i spopielałych marzeń, okraszonych totalną zawodową porażką. Całe to uniwersum zdaje się krzyczeć: „Porzućcie wszelką nadzieję, wy którzy tu wchodzicie” i rzeczywiście stanowi dziewiąty krąg piekieł dla wszystkich, którzy zostali do niego zesłani, gdyż zawiedli swoich przełożonych i opinię publiczną. W jego czeluściach wiodą życie starych, porzuconych mebli, bez żadnych szans na jakąkolwiek renowację. Od niedawna jest ono także udziałem Lecha Wicińskiego, czyli Twoim. Doskonale pamiętasz moment, w którym zawaliła się Twoja kariera, choć do teraz nie masz pojęcia, jakim cudem mogło to się stać. Wszystko spadło na Ciebie, jak grom z jasnego nieba.
„W ten sposób dowiedział się, że coś jest nie tak: przy jego stanowisku zjawiły się psy, na oczach wszystkich odłączyli jego sprzęt i przetrząsnęli biurko. Wszystko spakowali do takich plastikowych kuwet, jakich używa się na lotniskach. Myśleli, że co zrobił? Zdradził jakąś tajemnicę, ujawnił dane...? Dick Kutas musiał mu to wyjaśnić (…).”
Gdy wszedłeś do pokoju szefa, siedział rozparty za biurkiem i kaprawymi oczkami lustrował Twoją postać, jakby chciał z niej wyczytać wszelkie tajemnice, skrywane skrzętnie w otchłani umysłu. Jak przystało na przełożonego o tak wiele mówiącym przezwisku, władczo skinął w kierunku wolnego krzesła, a następnie, siląc się na ton pełen obłudnego współczucia, obwieścił, że w Twoim laptopie znaleziono filmy dla dorosłych z udziałem nieletnich, więc sam rozumiesz... Potem wręczył kartkę z wielce wymownym tekstem: „(…) dopóki dochodzenie nie zostanie zakończone w sposób zadawalający dla niniejszego departamentu, nie będzie pan kontaktować się kontaktować ze współpracownikami (…).” i poinformował, że od teraz Twoje miejsce pracy to Slough House - oczywiście tylko tymczasowo. Oboje zdawaliście sobie sprawę, że to nic nieznaczące zaklęcie, ale żaden z Was głośno tego nie powiedział. Wymowa faktów była porażająca - obrzydliwe filmy i fotki znajdowały się na przydzielonym Ci komputerze, za który w pełni odpowiadałeś. I nic nie było tego w stanie zmienić. Próbowałeś nieudolnie się bronić. Jąkałeś coś o tym, że to niemożliwe, że jesteś przecież zaręczony, wyraźnie czując równocześnie, jak żałosne są wszelkie próby tłumaczeń. Ich rezultat mógł być tylko jeden - zakazano Ci wstępu na teren agencji i wyprowadzono z budynku, skazując na faktyczną banicję. W ten sposób obiecujący analityk, zatrudniony w samej centrali, gdzie przyjmowano tylko najlepszych, który cieszył się opinią inteligentnego i pracowitego, trafił do obleśnego przytułku dla niewydarzonych agentów. A jednak nie sam budynek jest w tym wszystkim najgorszy. Jeszcze bardziej przerażający okazuje się jego szef - Jackson Lamb. Gdy wchodzisz do zajmowanego przez niego gabinetu, Twoim oczom ukazuje się mężczyzna odziany w niemiłosiernie pomięty płaszcz i otyły do tego stopnia, że wprost wylewa się z zajmowanego fotela, nosząc przy tym na twarzy ściśle przyklejoną maskę niczym niesprowokowanego, wrodzonego okrucieństwa oraz złośliwości. Gdyby choć raz w tygodniu mył resztkę pozostałych mu włosów, zapewne legitymowałyby się kolorem świńskiego blondu, mogącego z trudem uchodzić za wątpliwą ozdobę. Nieprzycinane od dawna paznokcie u stóp dumnie wystają przez dziury poczynione w sztywnych nieco skarpetkach, osadzonych na nogach nonszalancko opartych o krawędź biurka. Wygląd nowego przełożonego ściśle koresponduje z charakterem...
„Procesy myślowe człowieka, który relaksuje się bez butów na nogach, ale w płaszczu, były dla Lecha obcym terytorium. Z drugiej jednak strony procesy myślowe Lamba, które chwilę później ujawniła ich rozmowa, stanowiły prawdopodobnie terra incognita dla wszystkich przedstawicieli zawodu psychiatry.”
Słowom, które słyszysz jako pierwsze nie sposób odmówić specyficznego wdzięku i porywającej lapidarności: „No, kurwa, wspaniale, po prostu wspaniale (…). Świeże mięsko.” Po nich rozlega się przenikający do szpiku kości rechot, gdy wspominasz, że zostałeś przydzielony pod jego zwierzchnictwo jedynie tymczasowo - do momentu, kiedy zakończy się dochodzenie prowadzone w Twojej sprawie, które jest oczywistym nieporozumieniem i omyłką. Nie bacząc na Twoją konfuzję, Lamb informuje Cię, że od tej chwili Twoim zadaniem jest grzebanie w papierach, które raczy Ci przekazać, a jeśli Ci się to nie podoba, możesz skorzystać z okazji i rzucić się pod najbliższy autobus. Dodaje także, że w Slough House, podobnie jak w każdym więzieniu, znajdują się sami niewinni, po czym każe Ci spierdalać. Wychodzisz przekonany, że rada dotycząca autobusu nie jest może taka zła i być może ją rozważysz. Powstrzymuje Cię tylko jedno: musisz wyjaśnić, w jaki sposób zakazane materiały znalazły się na Twoim sprzęcie. Zaczynasz łączyć kropki, zmuszając umysł do eksploracji mglistych wspomnień. Twoją uwagę przykuwa zwłaszcza jedna rzecz. John Bechelor, który odszedł już ze służby, poprosił Cię jakiś czas temu o wyświadczenie specyficznej przysługi. Miałeś sprawdzić w aktach MI5, czy figuruje w nich pewne nazwisko. Okazało się, że pozostaje ono w kręgu ich zainteresowania, co z kolei oznaczało, że Twoje działanie było oczywistym przekroczeniem uprawnień. Wtedy w panice przerwałeś poszukiwania i czekałeś na nieuchronne kłopoty, które nie nastąpiły. Skupiasz uwagę na tej właśnie sytuacji - stanowi jedyne wydarzenie, jakie w Twoim uładzonym życiu zawodowym było bardzo nietypowe i miało miejsce niedługo przed nieszczęsną wpadką. Być może będziesz miał okazję wyjaśnić, czy stała się zaczątkiem Twoich kłopotów, choć zupełnie nie wiesz, jak się do tego zabrać. Tymczasem na pogrzebie emerytowanego wywiadowcy pojawia się człowiek odpowiedzialny za morderstwo jednego z „kulawych koni”. Wychynął z ukrycia po długim czasie, a Lamb nie należy do tych, którzy zapominają o tego rodzaju zniewagach. Zostajesz przyłączony do zespołu, jaki ma wyrównać dawne rachunki, co być może pozwoli na rehabilitację i zmycie niedokonanych win. Jeśli oczywiście powrócisz żywy...
„Był podwójnie skończony jako zboczeniec i kulawy koń i wszędzie, gdzie się obejrzał, zamykały się przed nim drzwi. Gdyby dalej chciał drążyć sprawę, potrzebowałby kurzych wnętrzności i różdżki.”
„Joe country” to powieść szpiegowska, którą napisał uznany brytyjski pisarz Mick Herron i zarazem szósta część cyklu o wydziale mieszczącym się w upiornym budynku Slough House, skupiającym wyrzutków, skompromitowanych dotychczasową służbą w MI5. Tym razem trafia do niego Lech Wiciński, z pochodzenia Polak, na którego komputerze wykryto zakazane nagrania dla dorosłych. Nowy adept musi zmierzyć się nie tylko z obciążającym go materiałem, ale także z nową, niebezpieczną misją, w czasie której nikt nie będzie brał jeńców. Początkowo książka jest dość trudna w odbiorze, gdyż Autor prowadzi narrację nieco chaotycznie - manierą przypominającą strumień świadomości. Pierwsze rozdziały nie zawierają wielu dialogów. Sporo w nich natomiast skomplikowanych i nieuładzonych przemyśleń bohaterów, które wydają się traktować na zupełnie niepowiązane z fabułą tematy i zmieniać losowo, niczym światełko w kalejdoskopie. Towarzyszy temu mnogość zagmatwanych wątków i postaci, jaka potrafi znacząco zdezorientować odbiorcę - i to takiego, który gustuje w złożonych historiach. Owszem, to szósta część serii, na podstawie jakiej powstał zresztą serial, ale uważam, iż przydałaby się jej odrobina mniej niejasnego wprowadzenia. “Joe...” wymaga sporej dawki cierpliwości i uwagi, jednak w ostatecznym rozrachunku ów wysiłek się opłaca. Czytelnik otrzymuje bowiem rasową historię szpiegowską, w najlepszym brytyjskim stylu - zimną, wielką dozą dystansu, a jednocześnie ze sporą dawką czarnego humoru. Akcja rozwija się powolnie i nieuporządkowanie, by w pewnym momencie zyskać stosownego tempa. Dodałabym, iż to lektura raczej w męskim stylu, acz okraszona elegancką warstwą językową - choć ta w stosownych momentach nie stroni od ostrości. Kocham opowieści sensacyjne, szczególnie te cenione przez panów, lecz nie do końca w podobnym kształcie. Może zabrakło mi... prawa i porządku. 😉 Z uwagi na stopień skomplikowania historii uważam, że serię warto poznać w adekwatnej kolejności, czyli od tomu pierwszego. Szósty opatruję notą 6/10 z plusem.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)