Jacek Chlewicki - Rostoły - recenzja

by - 01:15:00

TO ISTNIEJE! 🔥 Tak oto na koniec iście ognistego roku zmaterializował się Święty Graal. Przed Tobą najlepsza, najbardziej niewtórna i bawiąca do łez postać detektywa w polskiej literaturze! Zapomnij o gnuśnych śledczych z tragiczną przeszłością i byłą żoną na koncie. Puść w niepamięć niechlujnych alkoholików, którzy nieestetycznie nadużywają wszelkich nielegalnych substancji, lecz wciąż mają umysł ostry niczym brzytwa. W kapitalnej opowieści (która ma sporą szansę zyskać tytuł DEBIUTU ROKU w moim prywatnym rankingu) Jacek Chlewicki zdecydował się na krok ryzykowny - i sprezentował czytelnikom coś, czego jeszcze nie było. Kreację ex-policjanta... toczonego nerwicą natręctw ze skrajnym pedantyzmem oraz byciem skończonym narcyzem na czele. Nie potrafisz sobie tego wyobrazić? Ja również początkowo byłam do tego pomysłu sceptycznie nastawiona (gdzie tam na miejsce zbrodni w lakierkach od Armaniego, szytym na miarę garniturze i z kremem do rąk)... zanim ustaliłam, że to MAKSYMALNIE PRZEWROTNA koncepcja dla inteligentnych czytelników. Przekomiczna, tym bardziej że kiedyś miałam nieszczęście znać podobnego jegomościa. Wyobraź sobie bowiem pierwszą randkę. Wystrojona niczym stróż w Boże Ciało, wpatruję się w GADZINĘ i zrażona chwilowym milczeniem chcę sięgnąć po filiżankę z resztką kawy. Trunku drogiego, jako że restauracja wyższej klasy. Zanim jednak zdążę ją unieść, na skraju naczynia siada mucha. Spoglądam na towarzysza, na którego twarzy maluje się przerażenie. Skrajne. Slow motion... Otwiera usta, ręka zawisa mi w powietrzu. Co słyszę? Cytuję. Niezapomniane!!! “Pani Julio, chyba nie zamierza pani tego pić? Czy pani wie, ile mucha przenosi zarazków?!”�Jeśli nawet nie wiedziałam, po otrzymanym wykładzie zapamiętam to do końca życia... Podobnie jak fakt, że z idiotami się nie dyskutuje. Kawy nie dopiłam. Z owym psychopatą przestawałam z kolei, powodowana stanem niewytłumaczalnym, stanowczo zbyt długo. Toteż owszem, Rostoły” zabrały mnie w literacką podróż po wspomnieniach. I ubawiły do imentu, mimo że to historia z dreszczykiem. Mucha, nomen omen, nie siada! 

“Świat dzieli się na ten, który widzimy i ten, który istnieje tylko w naszych głowach.” 

Masz przepiękne mieszkanie. Zmywarka do naczyń wyróżnia się szklanym frontem, w jakim z przyjemnością możesz podziwiać odbicie swoich stóp oraz kolan. W myślach nazywasz się manekinem - i nader trafne to określenie. Jesteś zjawiskowy, niewzruszony i wyglądasz kapitalnie w każdych okolicznościach. Jesteś, więc wyglądasz. Proste. Od ludzi wolisz towarzystwo roślin, wszak nigdy nie mówią głupot i możesz je wyrzucić, gdy tylko Ci się znudzą. Hobbystycznie układasz puzzle, przemieniając rzekomy chaos w porządek. Ten ostatni musi panować wszędzie dookoła - dla pewności w promieniu co najmniej kilku kilometrów. Co prawda, jak Gad wspomniany powyżej, w Twoim lokum nie ma “magicznej, niewidocznej, choć istniejącej linii, za którą należy zdjąć obuwie i zdezynfekować ręce” (nie kłamię, naprawdę ją miał! 😂) - ale nawet test białej rękawiczki nie pokazałby nigdzie drobinki kurzu. Ani drobnoustrojów, bakterii, czegokolwiek, co żyje. Oglądasz właśnie kolekcję szklanek i dostrzegłszy zaciek na jednej z nich, zmywasz wszystkie. Hurtem, bo może coś groźnego dla zdrowotności jeszcze przeoczyłeś! Z zaciekłego transu dezynfekcyjnego wyrywa Cię dźwięk telefonu komórkowego. Czyżby nowy klient? Warto sprawdzić, jako że żyjesz na zbyt wysokim, to znaczy godnym swej boskości, poziomie a po zakończeniu kariery w policji trudnisz się pracą dorywczą w postaci bycia detektywem do zadań specjalnych. Duchy (nie przenoszą bakcyli!), zjawy (brak zagrożeń!), przywidzenia (nawet pozwalają ćwiczyć umysł!) i tym podobne. Słowem: nic, co może Cię skalać zarazkami. Ideał. A jednak nie - na wyświetlaczu widzisz imię pierwszej i jedynej miłości poza sobą - Ewy. Choć dziś, siedemnaście lat później, uważasz, że była to raczej choroba psychiczna o wyjątkowo ciężkim przebiegu. Nie, żebyś dziś jakieś miał, co to, to nie! Jak się okazuje, kobieta słyszała o wyprzedzającej Cię sławie pogromcy wszystkiego, co niedotykalne i postanowiła poprosić o pomoc. Jej siedemnastoletnia córka zaginęła - jakoby rozpływając się w lesie. Nie jest to Twoja branża, ale była wybranka doskonale wie, czym Cię poza odpowiednią gażą skusić. Tylko jest pewien problem: mieszka w dziczy. Małej wsi z dwudziestoma domami, pośrodku niczego. Wśród pyłków, zwierząt i mieszkańców bez bieżącej wody!!! ZARAZKÓW, BAKTERII i innych morderczych niebezpieczeństw, którym tylko się marzy, aby Cię zabić. Udajesz, że słowa Ewy wcale Cię nie poruszają, choć wiesz już, że to może być ta jedna misja, z jakiej nie powrócisz...

Cały czas wszyscy się na mnie gapili. Byłem jak aktor występujący na deskach teatru przed widownią, która tylko czeka na to, bym zapomniał swojej roli, a najlepiej się potknął i złamał sobie nogę. Nie robiło to na mnie wrażenia. Byłem do tego przyzwyczajony.” 

Wypachnionego, wykąpanego i odkażonego kilkukrotnie na zapas mikrob strzeże, zatem po odpowiednim przygotowaniu wyruszasz w drogę. Markowe czółenka, białe koszule, marynarki i najdroższy zegarek - a niech widzi, co straciła. Może by i zobaczyła, odgoniwszy od siebie chmurę kosmetycznych woni, jaka zawsze się nad Tobą unosi, gdybyś po drodze nie rozbił się na drzewie. W BRUDNYM lesie. Choć stłuczka była niegroźna, czujesz się, jak gdybyś ledwo uszedł z życiem. Przemierzając UTYTŁANĄ wieś, zmierzasz do domu kobiety. Znalazłszy go, natychmiast powiadamiasz Ewę o horrorze, który Cię spotkał. Po kilku godzinach zabiegów pielęgnacyjnych i polaniu się obficie perfumami określanymi przez znawców jako zapach młodego kurwiarza, to jest Diorem Sauvage, postanawiasz porozmawiać ze zleceniodawczynią. Zasiadłszy do stołu, kilkukrotnie poprawiasz mankiety koszuli, upewniając się, iż zauważyła zegarek, po czym nonszalanckim ruchem wyjmujesz z kieszeni marynarki flagowy model telefonu. Dla pewności, by spostrzegła, że jest większy od jej komórkikładziesz go na miejsce obok niejPotem zamaszystym ruchem wsuwasz go do klapy odzienia, mając nadzieję, że pani jest tym pokazem zachwycona. Ach, musi być! Gdy przedzierałeś się przez leśne gąszcze, nawet nie było komu tego podziwiać - trzeba sobie odbić stratę! Utwierdzasz się, że układana godzinę grzywka imponuje jak zawsze i wgryzasz idealnie białymi zębami w kanapkę. Z przerażeniem spoglądasz na pomidora, który zdezerterował z niej na powierzchnię blatu. ZGROZA!!! Z obrzydzeniem na przystojnej twarzy przenosisz go czubkiem widelca na skraj talerza. Twoja towarzyszka co prawda coś mówi, jednak Ty możesz myśleć tylko o jednym. BO CO, CO JEŻELI na powierzchni czerwonego plasterka tańczy teraz milion roztoczy i drobnoustrojów, które TYLKO CZYHAJĄ NA TO, by ZAATAKOWAĆ i zainfekować Twoją kanapkę?! Mdlejesz. 

“Patrzyłem na nich jak na idiotów. Żyłem jak w parku rozrywki, w którym wszystkie urządzenia i atrakcje były dla mnie zbyt nudne lub zbyt dziecinne.” 

Zlecenie. Kiedyś trafił Ci się na przykład mąż, który spał z osinowym kołkiem pod poduszką. Był przekonany, że jego żona skrywa bardzo mroczne oblicze. Tymczasem Ewa, zamiast chwalić Twoje perfumy i zapach kremu, jakim właśnie po raz trzeci w ciągu kwadransa traktujesz dłonie, opowiada o zaginięciu nastoletniej córki. Po obejrzeniu jej fotografii szybko ustalasz jedną rzecz. Widziałeś w życiu mnóstwo grobów, które wyglądały, jakby miały więcej energii. No cóż, klient nasz pan. Dowiedziawszy się wszystkiego, co rzekomo wiedzieć musisz, czyli niczego, wyruszasz, wyposażony w rękawiczki, środki dezynfekcyjne i inne niezbędne przybory, na obchód wsi. Mijasz kobietę, która szuka w lesie córki od połowy dekady i poznawszy kilku obrzydliwie niedomytych, okolicznych typów trafiasz do gospody. Otwarłszy drzwi opancerzonym łokciem, zebrawszy na sobie wszystkie spojrzenia zapijaczonych wiejskich panów, prosisz barmana o odpowiednio szlachetną wodę. Ustaliwszy, że jest tylko piwo, płacisz za nie, sądząc, iż podczas udawania, że je sączysz, podsłuchasz, o czym się tu rozmawia. Może o zaginionej Anastazji? Najpierw jednak poszukujesz serwetek. Sprzedawca wręcza Ci rolkę papieru toaletowego, którym wykładasz stół i ławkę, nim posadzisz swoje szlachetne cztery litery. Ostatnie, co pamiętasz, nim upadasz twarzą w ohydnie nieczyste błoto, są rozeźlone twarze mieszkańców Rostołów i kończyny ich ciał, które spuszczają przybyłemu pięknisiowi sążnisty wpierdol. Budzisz się, czując usilną potrzebę przejścia deratyzacji i pokonany zarazkami, które właśnie pewnie Cię toczą, wracasz do domu Ewy. Nad zniszczoną wsią gęstnieje zaś mgła, jaka wydaje się nieść widmo śmierci. Twojej na pewno, wszak przed chwilą usiadła na Tobie mucha, przebierając przy tym lepkimi kończynami. Wyczuwasz jednak, że poza ulatniającym się zapachem gogusia, unosi się tu coś nadnaturalnego... Złego do imentu niczym nieodkażone biurko. W zaściankowym powietrzu jest zgubna woń - trupów w szafie, pełnych pasożytów. Och, gdyby to był tylko zły sen... że nie myłeś dłoni JUŻ OD JAKICHŚ PIĘCIU MINUT! Niestety, szepczesz do mijanej właśnie motanki. Piekło jest puste, wszystkie ZARAZKI SĄ TU! 

“Nienawidzę tej wioski, ale mam wrażenie, że właśnie tutaj jest mój dom. Moje miejsce na ziemi. Jedyne miejsce, gdzie mogę być wyjątkowa. Czasami wydaje mi się, jakby ktoś mnie zaczarował.” 

Zwichrowana, przewrotna, unikatowa. Zabawna, pełna nieprzewidywalnych plot twistów i nasączona niezwykłą dozą inteligentnego sarkazmu. Wyważenie komiczna oraz mroczna; zaserwowana w krzywym zwierciadle. Taka właśnie jest pierwsza (!) książka Jacka Chlewickiego, dla której kunsztu mam ochotę zaklaskać do wtóru szatańskiego śmiechu. Takie to było wspaniałe! Reklamowana jako historia z dreszczykiem, dla mnie okazała się przede wszystkim komedią pomyłek, złożoną z onirycznych zdarzeń. Autor bawi się odbiorcą i czyni to na mistrzowskim poziomie. Hipnotyzuje i wciąga narracją tak, że zapominasz o całym świecie. Słusznie zresztą, bo już po chwili znajdujesz się w całkowicie innym. Z pogranicza jawy i snu - a może piekielnej wsi, w jakiej mieszkają czarownice i złe duchy. Ów leśny koniec świata i bytujące w nim postaci odmalowane są zresztą tak barwnie, że aż komicznie. Tą przypominającą spiralę z “dnia świstaka” opowieścią Autor dał się poznać jako ktoś o nieograniczonej wyobraźni, talencie do słowa pisanego, finezji i fantazji - tak potrzebnych w polskiej literaturze, w jakiej kalki są zbyt często obecne. Jeżeli widziałeś genialny film “Kołysanka” w reżyserii Machulskiego, zdradzę Ci, że “Rostoły” prezentują podobny poziom humoru i... szaleństwa. Pozostaję pod wielkim wrażeniem tej historii, w jakiej ostatecznie okazuje się, że nawet pozornie niepasująca, nasączona krwią firana na okładce ma ogromne znaczenie. Niedościgniony poziom dbałości o detale, szanowny Pisarzu! Proszę, byś szybko porwał mnie podobną narracją. Tę oceniam jako absolutny must read i jedną z najlepszych tegorocznych rodzimych propozycji literackich. MAJSTERSZTYK - 10/10! A może i jedenaście, z uwagi na ruralny pastisz i udatne zestawienie komedii najwyższych lotów z akordami grozy. Dodałabym hasło reklamowe kampanii Media Markt, jednak słyszałam, że owady lgną do barw jego logo, a te... No właśnie. 😉  

“Otóż wszystkie Twoje sny łączy jeden element. Wszędzie jesteś kimś innym niż w rzeczywistości. W Twoim odczuciu kimś lepszym, wyjątkowym, obdarzonym przenikliwym umysłem.” 


(Książka ukazała się na platformie Empik Selfpublishing dla niezależnych autorów. Poza tym, zdobyła główną nagrodę w konkursie Powieść z Dreszczykiem! Znajdziesz ją w sklepie empik.com w formie papierowej, audiobooka lub e-booka.) 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)