Ewa Wilczyńska - Miss. Zabójstwo Agnieszki Kotlarskiej - recenzja
Agnieszka Kotlarska. Dziewczyna niezwykła i zwyczajnie nieprzystająca ani do swoich czasów, ani do świata, w jakim przyszło jej funkcjonować. Uniwersum modelingu, pełne zwodniczego blichtru, szybkich romansów, tanich, płytkich uniesień i wszechobecnego kiczu, było całkowicie obce zarówno jej pragnieniom, jak i osobowości. Okres, w którym Polacy masowo zachłysnęli się urokami Zachodu i jego obyczajami, przez wielu postrzeganymi jako oaza wolności bez zobowiązań, pełna uroków wynikających z tak zwanej rewolucji sek*sualnej i świeżo odkrytej porn*ografii, również był dla niej całkowicie obojętny. A przecież z obydwu mogła czerpać bez ustanku całymi garściami, pławiąc się w luksusie i podziwie tysięcy adoratorów. Wybrała miłość - i wówczas to bardzo źle postrzeganą. Już w liceum zakochała się w jednym z organizatorów wyborów miss - Jarosławie Świątku i była swojemu uczuciu wierna aż do śmierci. Nagłej i przedwczesnej. Przyszły mąż, będący zaledwie drugim chłopakiem, był o trzynaście lat starszy i doprawdy trzeba było wielkiej odwagi i determinacji, aby zdecydować się na taki związek, który w Polsce lat dziewięćdziesiątych spotykał się tylko z wyklinaniem, wytykaniem palcami i ostracyzmem, stosowanymi przez wszystkich „bogobojnych” i „wiedzących lepiej”. Jak to się stało, że ta skromna, piękna dziewczyna zawędrowała pod sam dach świata, by w jednej strasznej chwili stracić wszystko za sprawą czynu jednego szaleńca? Gdy dorosła, urodą szybko zaczęła zwracać powszechną uwagę, choć nic tego nie zwiastowało. Należała bowiem do dziewczynek przeraźliwie chudych, o raczej chłopięcej urodzie. Idealnie pasuje do niej morał ze znanej baśni autorstwa duńskiego czarodzieja słów i nauczyciela życia - Hansa Christiana Andersena, „Brzydkie kaczątko”.
„(...) zwracała uwagę. Ktoś zaczepiał na ulicy, padały kolejne propozycje. Show-biznes czasem wypacza charakter. Ona była oszołomiona tym sukcesem, ale wiedziała, co chce robić, miała cel, była na nim skupiona. Ale przede wszystkim była dobrym, wrażliwym człowiekiem.”
Pod naciskiem matki, już w wieku 16 lat zaczęła karierę modelki, uczestnicząc w pokazach mody i pracując jako hostessa. W 1990 roku stała się osiemnastolatką i mogła wziąć udział w konkursie Miss Wrocławia, który wygrała z łatwością, budząc zachwyt delikatną aparycją. Potem przyszedł triumf w wyborach Miss Dolnego Śląska, jakiego jednym z organizatorów był przyszły mąż. Towarzyszył jej w zasadzie bez ustanku, wożąc na castingi i ćwiczenia. Zbliżyli się do siebie tak bardzo, że wkrótce zostali parą, choć na razie w ukryciu, w obawie o reakcję otoczenia, a zwłaszcza rodzicielki dziewczyny. W 1991 roku zdobyła szturmem serca męskiego jury i razem z nimi wyśnioną koronę Miss Polski. Upragniony tytuł otworzył przed nią wrota wiodące wprost do wielkiej kariery. Była szczęśliwa, ale daleka od tego, by woda sodowa uderzyła jej do głowy. Główna nagroda nie tyle ją zachwyciła, co wprawiła w konfuzję. Stanowił ją bowiem... piękny, błyszczący i oczywiście krwiście czerwony... ciągnik marki Ursus. 😉 Po sesji zdjęciowej na jego tle, nie bardzo wiedząc co z nim zrobić, odstąpiła go sprzedawcy za 95 tysięcy złotych, choć wart był 15 więcej. Przyznam w tym miejscu, że dawnego czasu mój osobisty stalkero-chłopak (to drugie według niego), którego rodzice posiadali spore gospodarstwo rolne, nieopatrznie oddał w me wysublimowane dłonie kierownicę podobnego potwora, co skończyło się szaleńczym rajdem po ściernisku, któremu towarzyszyła zasłaniająca niebo chmura ździebeł rozjechanych bezlitośnie snopków. Ups! 😉 Bardzo chwalę sobie to wspomnienie, a najsilniej widok dziwnie pozieleniałej z emocji twarzy siedzącego obok pasażera, kurczowo trzymającego się fotela zbielałymi palcami. Już nigdy nie był sobą... Well! 😉 Tymczasem samej siebie nie utraciła świeżo upieczona Miss, która zmuszona została do zanurzenia się w dorosłe życie, opuszczając z hukiem rodzinne mieszkanie z powodu postawy matki. Ich stosunki nigdy nie były serdeczne. Wszystko wskazuje na to, że kobieta od samego początku wyznaczyła cel w postaci wykorzystania urody córki do zdobycia pieniędzy, zapewniających wygodne i zasobne życie. We wczesnych latach pilnowała, aby dziewczyna codziennie polewała biust naprzemiennie zimną i ciepłą wodą, żeby był odpowiednio jędrny... Potem wysyłała ją z wielkim uporem na wszystkie możliwe castingi i ogłoszenia o chęci zatrudnienia modelki. Gdy córka zaczęła dorywczo pracować, skłaniała ją do przekazywania zarobionych gorszy na koszty utrzymania. Później bez żadnej żenady przystąpiła do szukania dla córki odpowiednio zasobnego „sponsora”.
„Ja potrafiłem tylko wysłać faks z napisem: Kocham Cię i czekam. A ona pisała dwie strony o drobnym druczkiem naszej miłości. Coś cudownego. Miała taką piękną duszę, a ja, facet, jak to facet: kocham Cię i już. No bo ciężko coś więcej wymyślić.”
Początkowe próby wtrącenia dziewczyny w ramiona upatrzonych kandydatów nie odniosły sukcesu z różnych przyczyn - przede wszystkim wskutek stanowczej odmowy Agnieszki. Jednak, kiedy ta została Miss Polski, matka postawiła sprawę jasno. Wynalazła mężczyznę z Gdyni, żonatego i z dzieckiem, oferującego prywatny apartament na własność wraz z utrzymaniem i to nie tylko dla obiektu swojego pożądania, ale także rodzicielki i młodszej siostry. Kusiła i zapewniała, że wszystkie będą ustawione do końca życia, a gdy nie odniosło to żadnego skutku, posunęła się do jawnych żądań, a w końcu gróźb. Nie widząc innego wyjścia, zrozpaczona piękność uciekła i schroniła się w mieszkaniu swojego przyszłego męża. Mamusia wydzwaniała z awanturami, posunęła się nawet do nasłania policji, twierdząc, że jej córka została przez niego porwana. Na szczęście z uwagi na jej pełnoletniość - próby okazały się bezskuteczne. Wkrótce jednak ogromny tryumf skutecznie przykrył żółć tamtych dni. W 1991 roku Agnieszka została Miss International jako pierwsza z Polek. To zaś oznaczało, że jej kariera modelki nabierze ogromnego przyśpieszenia. I tak właśnie się stało. W następnym roku podpisała kontrakt z agencją modelek Paris - USA. Zaczęła także współpracę z takimi sławami jak Ralph Lauren, Calvin Klein, Versace, Giorgio Armani, Dolce & Gabbana, Donna Karan i Max Mara. Jej twarz zdobiła okładki opiniotwórczych magazynów modowych „Vogue Germany” i „Details”. Pomimo tego wszystkiego pozostała wierna sobie i swoim zasadom, nie pozwalając na to, by świat, który wypatroszając moralnie, zniszczył tak wiele młodych, pięknych dziewczyn, zrobił to również z nią samą. Nad wszystko, co oferował w swoim złudnym blasku, ceniła uczucie i lojalność. 18 czerwca 1993 poślubiła Jarosława Świątka, a pół roku później przyszła na świat ich córka Patrycja. Wydawało się, że to życie, jak w bajce - będzie jeszcze lepsze i bardziej ekscytujące. W końcu opatrzność dała wyraźny znak, że ma ją w szczególnej opiece. W lipcu 1996 roku zrezygnowała z lotu samolotem, który rozbił się niedaleko Long Island w USA. Wszyscy, którzy znajdowali się na jego pokładzie, zginęli na miejscu, w tym najważniejszy fotograf Miss. Jednak ta oczywista, wydawałoby się, opoka okazała się tylko złudzeniem, bo przecież przeznaczenia nie da się oszukać. 27 sierpnia opóźniona na krótko śmierć dopadła ją przez własnym domem. Jerzy Lisiewski, wzgardzony wielbiciel i wieloletni stalker, systematycznie i bez ustanku nękający Agnieszkę od licealnych czasów, tym razem zdobył się na odwagę i przyszedł rozmówić się z obiektem chorych westchnień. Gdy mąż próbował go wyprosić, sięgnął po nóż i zranił go w udo. Jego żona, pomimo błagalnych ostrzeżeń, aby została w środku, wybiegła ratować zagrożone życie. Otrzymała pięć pchnięć ostrzem w klatkę piersiową i w wieku 24 lat zmarła na stole operacyjnym, osieracając córeczkę. A sprawca? Otrzymał wyrok 15 lat więzienia i wyszedł na wolność w sierpniu 2011 roku. Po dziś dzień Patrycja Kotlarska ukrywa się poza granicami Polski, obawiając się spełnienia gróźb śmierci, jakie wyraźnie wyartykułował dewiant, który zamordował jej matkę... Nie posiada oficjalnego konta w mediach społecznościowych, a nawet to, które prowadzi pod pseudonimem, jest dostępne tylko dla bliskich znajomych. Stara się także o azyl w Kanadzie. Chroni wizerunek i unika zdjęć, więc ostatnie zrobiono jej, gdy miała 2 lata. W czasie nielicznych pobytów w Polsce przemyka pod ścianami, ubrana w workowate, niechlujne rzeczy, aby zmylić prześladowcę... W ten sposób straszny czyn sprzed wielu lat cały czas wywiera wpływ na potomka ofiary, podczas, gdy ten, który się go dopuścił, cieszy się swobodą i nigdy nie przejawił najmniejszych wyrzutów sumienia. Oto jak wygląda w praktyce sprawiedliwość...
„Jarek już się nie odzywa. Po powrocie kładzie się w małżeńskim łóżku i wyje. Mija tak kilka godzin. Wychodzi dopiero wieczorem. Siada na krawężniku i patrzy na te plamy krwi, które zostały przed domem, jakby potrzebował dowodu, że to się wydarzyło naprawdę. (…) zaczyna padać deszcz (…) Krew Agnieszki ścieka razem z wodą do studzienki.”
Powyższy opis stanowi jedynie niewielki i bardzo pobieżny wycinek niezwykłych losów Agnieszki Kotlarskiej. Jego dokładny, wstrząsający opis znajdziesz w recenzowanej książce.
„Miss. Zabójstwo Agnieszki Kotlarskiej” autorstwa Ewy Wilczyńskiej to świetnie napisany, fabularyzowany reportaż, który opisuje ze szczegółami krótkie, lecz burzliwe życie Miss International. Wbrew tytułowi, Pisarka nie skupia się jedynie na ostatnich chwilach życia bohaterki, goniąc za tanią sensacją czy epatując makabrycznym opisem samego morderstwa. Traktuje naczelną postać z dozą szacunku i delikatności, dzięki czemu odbiorca otrzymuje książkę tak o kolejach jej losu, jak o złożonej osobowości. Z historii wyłania się zaś portret osoby niezwykłej. Delikatnej, skromnej, inteligentnej, pełnej wrażliwości oraz po prostu dobrej. Wiernej swoim zasadom i przekonaniom, a także bardzo odważnej. Ciepłej i szczerze kochającej człowieka znacznie starszego od siebie - i niezwracającej uwagi na wywoływane tym jadowite uśmieszki czy kąśliwe uwagi. Przesłodzona laurka? Absolutnie nie, gdyż wszystko to potwierdzają świadkowie epoki. Wilczyńska niewątpliwie wykonała ogromną pracę, docierając do wszelkich możliwych osób, które miały z Kotlarską jakikolwiek kontakt. Z benedyktyńską pedanterią odnotowała i zebrała ich wspomnienia w spójną, logiczną, a przede wszystkim tchnącą realizmem całość. Na uznanie zasługuje także zabieg polegający na obleczeniu w formę reportażu jedynie wątków, które wiążą się z przedstawianiem kolei życia Agnieszki Kotlarskiej. Co ciekawe, znaczna część propozycji literackiej, poświęcona postaci stalkera, czyli Jerzego Lisiewskiego, została ubrana w powieściowy, świetnie poprowadzony sznyt. Taki rodem z najlepszych thrillerów. Stan jaźni zbrodniarza, jak zresztą cały przebieg jego życia, są odmalowane dokładnie, bez zbędnych upiększeń czy snucia bajek o trudnym dzieciństwie. Wilczyńska bez ogródek, krok po kroku opisuje „korkociąg” szaleństwa, w jaki wpadł jego umysł już w latach chłopięcych, gdyż nawet wtedy przejawiał dziwaczne i niepokojące skłonności. Autorka nie oskarża przy tym, jak to się często zdarza, rodziców o jego wykolejenie. Jasno wskazuje, że to on sam wykuł swój los własnymi rękoma i uległ jawnie dewiacyjnym inklinacjom. Z kart książki przebija jedynie żal, że ofiara tak długo lekceważyła oczywiste znaki, iż jej życiu zagraża niebezpieczeństwo - wszak miała do czynienia ze zdolnym do wszystkiego wariatem, a mimo tego nie podjęła żadnych działań, aby zapobiec nieszczęściu. Smutna opowieść, jakiej cennym dodatkiem są liczne anegdoty wtrącane przez Autorkę do fabuły. O czasach, w których rozgrywały się opisywane wydarzenia, aferze imperium Bagsika spółki Art.B i kulisach organizacji, przebiegu wyborów miss czy plotkach ze świata mody. Całą propozycję literacką, ubarwioną zresztą wkładką kolorowych zdjęć Agnieszki Kotlarskiej, uważam za kawał dobrej literatury. Oto skrzyżowany z thrillerem reportaż w najlepszym stylu. 9/10
„Przez całe życie nie myślałam za dużo o mamie, dla mnie to było normalne, że jej nie ma. Tak naprawdę nigdy nie przeszłam żałoby.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)