Magdalena Cień - Toksyczna chemia - recenzja
Mam złe wizje. We wszystkich jest Twoja krew... Ach, przejmuje mnie szkoda, iż nie mogę ich publicznie przedstawić, rozkoszując się każdym najmniejszym detalem. Umiliły mi wiele wieczorów - stworzone w milionie scenariuszy, rozgrywanych w najmniejszych szczegółach w plastycznych zakamarkach wyobraźni. Niektóre z nich odtwarzały się w nieskończoność do wtóru najweselszych melodii. Replay i jeszcze raz. Jeszcze, więcej i dłużej. Soczyściej. A gdyby tak... Oczy wpatrzone we mnie z nadzieją w poszukiwaniu tej ostatniej, mikrej cząstki człowieczeństwa, która ponoć tkwi w każdym. Na próżno. Za chwilę stracą kolor, spłowieją, pokryją cienistością szarości jak Twój świat. Puls jeszcze głucho walczy o ostatnie uderzenie, niemrawo i naiwnie. Właściwie też chętnie je usłyszę - będzie oznaczało, że wypłynie z Ciebie więcej skrzącej się szkarłatem krwi. Żyj kolejną sekundę, proszę. Chcę widzieć śmierć, znaleźć się w niej dzięki Tobie. Fragmentem w tej rzeczywistości, do jakiej nie przystaję, większością po drugiej stronie. Który z ludzi osiągnął moc tak wielką, by trwać jednocześnie i nie być wcale? Zmysłowo bieleje szlachetny odcień Twojej skóry, uwydatniając jeszcze bardziej błękit drobnych żyłek. Odziana w czerwieniejącą suknię, z włosami rozsypanymi wokół głowy niczym słoneczna aureola - zmysłowa w iście królewski sposób. Umierasz przede mną, rwany oddech po ostatnim drgnięciu szczupłego palca, scena po scenie i akt po akcie zgodnie ze sztuką. Pragnę wynieść ją na największy amfiteatr. Za najdroższą kurtyną skryć istotę wszechrzeczy. Śmierć. Śmierć. Śmierć. I prawdę objawioną: najpotężniejszym uczuciem, najwznioślejszym, niedoścignionym i wartym powielania w koło i wciąż jest równoczesne odbieranie życia oraz rodzenie się. To jedność; śmierć to narodziny. Błogo... Nie mogę się doczekać... Umieraj. Niech żywi mówią, że...
Wprowadzenie w klimat debiutu Magdaleny Cień, a może jednak prywatna halucynacja semantyczna, malowana, gdy dzień przeobraża się w piękno nocy? Cóż... 😉
“Nie wiem zupełnie, jak znowu mogę nad Tobą zapanować. W jaki sposób? Jestem czarodziejem, lubię spełniać marzenia. Spełniłem Twoje, a teraz Ty nie do końca chcesz mnie znać. Nieładnie. Tak się nie robi.”
Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. To praktycznie się nie zdarza - oto psychopata padł własną ofiarą, wplątując się w sidła obsesji. Zrodzony, a może stworzony z mroczności, masz umysł owładnięty jedną kobietą. Zmyślnie snując plany, od wielu lat rozkochujesz w sobie niewiasty, by te nie widziały poza Tobą świata i umierały, wciąż z miłością i roziskrzonym wzrokiem szepcząc Twoje imię. Zimny strateg i przebiegły planista o wystudiowanych ruchach i milionie ułożonych scenariuszy, których używasz według potrzeb - do tej pory nigdy nie poniosłeś porażki. Kiedy decydujesz, że właśnie dziś kostucha stanie za plecami Twojej ofiary i po raz ostatni uniesie kosę nad jej smukłą szyją, nareszcie odczuwasz pełne spełnienie. Jako zwyrodnialec, który przekroczył już absolutnie wszystkie bariery zła, czujesz się wszechwładny. Nie wówczas, gdy każda z wybranych pań jest gotowa zrobić dla Ciebie absolutnie wszystko. Wtedy, kiedy odbierasz wybrance jej ostatni oddech i obserwujesz, jak oczy szklą się odchodzeniem. Uwielbiasz łączyć akt morderstwa z tym cielesnym - bo to zupełnie, jak gdybyś był równocześnie po obu stronach rzeczywistości. Piekło i niebo. Niektóre z dziewczyn wiedziesz ku tej dwoistej drodze przez wiele miesięcy, oddając się przyjemności odzierania ich ze wszystkiego, na czele z człowieczeństwem. Ich zabójstwo planujesz niczym akt ostateczności - wzniośle, z uśmiechem na szyderczo wykrzywionych ustach. Inne, szczególnie w chwilach złości, gdy otumaniony niedozwolonymi substancjami umysł podpowiada złą pieśń, wybierasz losowo spośród kurtyzan, by jeszcze tej samej nocy w końcu poczuć pełnię mocy. Czujesz się piękny i zbyt idealny dla tego świata, toteż zdecydowałeś się wykreować własny. Kto raz przekroczy jego próg, nigdy go nie opuści - a już z pewnością nie taki sam. A potem ujrzałeś Maję. I oto obsesja zmanipulowała mistrza -albo manipulacja stworzyła obsesjonata...
“Poza tym okazało się, że nie dasz mi tego, czego oczekuję od wielu dziewcząt, z którymi się zabawiam. Nie dasz mi swojej śmierci. (...) Patrzę w lustro na swoje odbicie. Odbicie Boga na Ziemi...”
Umawiasz się z przyjaciółką Twojej ikony jedynie po to, aby mieć okazję znowu spotkać to objawienie. Zmieniasz dotychczas preferowane strategie, wymyślasz ich setki, mnożysz... a kiedy nareszcie możesz zrealizować wybraną, okazuje się, iż wszystko toczy się zupełnie przeciwnie niż założyłeś. Opętanie. Wyżywanie się ponad miarę nad każdym, kto nieopatrznie pojawi się w Twoim otoczeniu w złym momencie. Jeszcze więcej substancji psychoaktywnych. Nóż. Broń. Strzał. Krew. Co się z Tobą dzieje? Gdzie podział się ten bóg, za jakiego do niedawna się miałeś? Jakim cudem nie potrafisz wyplątać się z tej sieci niejasnego szaleństwa? Wyobrażasz sobie, jak niszczysz każdy skrawek Mai, kawałek po kawałku. Brutalne zbliżenie po jeszcze bardziej spopielającym. Odbieranie oddechu prawie do tego ostatniego, choć zatrzymasz się chwilę przed nim po to tylko, by powtórzyć sytuację ponownie. Krew, krew, morze krwi, jej słodki szkarłat obmywa Cię w najmniejszym nawet skrawku, aż masz ochotę jej skosztować, aby ani kropla nie umknęła. A kobieta znowu uchodzi śmierci, wymyka się, musisz obrać inną drogę, by ją dogonić. Śmierć czy Maję? Maję czy Śmierć? Głosy szepczą Ci, by to było dzisiaj, że teraz powinieneś ją zabić. Niczego tak nie pragniesz, choć... Co wtedy z Tobą będzie? Gdy zniknie Twój tak długo pożądany cel? Najwyższa ofiara; co Ty wtedy ze sobą poczniesz? Psychopata owładnął się psychopatią. Obsesjonat dał podejść obsesji. To Ty nią kalałeś, umierałeś i bawiłeś, niczym ulubioną maskotką. A teraz... Masz wizje. W każdej z nich jest jej krew. A może Twoja? Śmierci czy Mai? Mai czy... Śmierć. I krew. Zaciemnienie. Zaczerwienienie.
“Mówiłem o obłędzie, w którym człowiek jest w stanie zrobić wszystko. W którym odczuwa ból tak silny, że jedynym pragnieniem jest odebranie sobie życia. Chciałem zobaczyć, jak umrzesz z miłości do mnie, ale nie chciałaś umrzeć.”
Narracje o psychopatach poznaję z nader, nomen omen, psychopatycznym uśmiechem. Podczas oglądania po raz setny wielbionego serialu “Dexter” chrupię przekąski i ubarwiam własne, pojawiające się nocą wizję. Książki o krwawych szaleńcach nie są moim guilty pleasure - a odstresowującą odskocznią, jaką teraz określa się mianem “cosy” czy “comfort books”. Gdy podczas lektury diabelsko się śmieję, Mąż (współczucia, wiem!) pyta, komu i co w malowniczy sposób urżnięto. Mimo tego wszystkiego, uważam, iż “Toksyczna chemia” Magdaleny Cień to powieść tylko dla osób o mocnych nerwach. Nie jest to w żadnym razie mroczny thriller, a fabuła w stylu dark... tak bardzo, jak dark może być. Owładnięty obsesją bohater snuje gawędę o zwichrowanych pragnieniach nader obrazowo, co zapewne uznałabym za zaletę, gdyby... nie nasączał jej niezliczoną ilością przekleństw. Te nierzadko łączą się w zdania, przez co na każdej stronie wędrują ich całe familie. Męczy to odbiorcę i to niestety bardzo - jeżeli do całości doda się fakt, iż opowieść jest pierwszoosobowa i chaotycznością przypomina strumień świadomości (manierą tą napisane są 624 strony). Poznałam już literacko niezliczone rzesze inspiracji, tfu, psychopatów - także tych nadużywających różnych zakazanych substancji. Myślę, iż szaleństwo ich jaźni można przekazać w inny sposób - niekoniecznie tak agresywną warstwą językową. Wada ta utrudnia odbiór czarnej historii z piekielnych odmętów, a szkoda. Uważam bowiem, że debiut Magdaleny Cień ma ogromny potencjał i liczę na to, że zostanie on niebawem udowodniony. Jestem pewna, iż fanom najmocniejszych wrażeń tak wysoki poziom najwyższych mroczności przypadnie do gustu. Kto wie, może nawet stanie się inspiracją. 😉 W sferze wizji oczywiście... albo literackich doznań, lirycznych może - z ostrzem w smukłej dłoni. 5/10 - z ukłonem w kierunku 6 za poziom zwichrowania, jakiego nie powstydziłby się i mój Lucyfer.
“Bo odczuwam chorą, pieprzoną satysfakcję, kiedy ludzie nie mogą beze mnie żyć. (...) Chcę Cię mieć przy sobie i co dzień podziwiać, jak coraz bardziej upadasz. Jestem ciekaw, ile jesteś w stanie znieść.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)