Choć ponoć takie samo światło powinien dostrzegać każdy, częstokroć niektórzy widzą je zupełnie inaczej. Ludzie skąpani w mroku zauważają je za późno lub wcale - a przecież bez ciemności nie byłoby jasnych promieni; należy się nauczyć z nią współgrać. Tragiczne wydarzenia jawią się, niczym złożone z samych odcieni czerni, nieprzeniknionych niczym dusza z odmętów piekieł. Jeśli składają się w całą, następującą po sobie passę, próżno wierzyć w to, że pewnego dnia otworzy się oczy i zobaczy słońce - jasny, pogodny uśmiech na kolejny czas. A jednak zdarza się i tak. Jak ponoć o północy karta się odmienia, tak przeznaczenie potrafi zaskoczyć. Przekuć klęski w zwycięstwa i smutki w obietnicę radości. Wielokrotne odrzucenia oraz porażki transferować w miłość, a przynajmniej możliwość jej odczuwania. Światło. Pojawia się rzekomo na końcu tunelu w sekundzie napawającego przerażeniem przejścia na drugą stronę, do cienistej krainy wieczności. Jestem zdania, iż to jedna z ciekawszych przenośni - wszak przecież odbija się także w tęczówkach oczu, gdy po burzy rozpogadza się niebo, a Ty nareszcie myślisz: od teraz będzie już tylko lepiej i dobrze. Stąd właśnie światło jest metaforą i życiowego przejaśnienia, tak często wykorzystywaną w literaturze. Zdecydowali się jej użyć także Jolanta Holzer i Samuel Milewski - Autorzy poruszającej powieści “Test”, którą uznałam za piękny w poetyckości przykład literatury pięknej. Ich najnowsza książka pod tytułem “Takie samo światło” przedstawia kontynuację losów czwórki bohaterów, których życia, choć dojrzalsze, wciąż borykają się ze wspomnieniami trosk i nieszczęść oraz niepowetowanych strat dawnych dni. Obie propozycje literackie można czytać oddzielnie, ale z uwagi na ich liryczny i unikatowy charakter, zaleca się poznać obie części po kolei. Czy druga okazała się tak samo urzekającą semantyczną podróżą co pierwsza?