Uru Chan - unOrdinary - recenzja

by - 14:07:00

„Zanim tu przyszedłem, postanowiłem, że będę żył tak, jak mi się podoba.”

Szkoła średnia – piekło, w którym z godnym podziwu zapamiętaniem niszczy się wszystko, co oryginalne, niepokorne i piękne. Jeżeli nie ubierasz tego, co aktualnie nosi każdy – zostajesz wykluczony. Jeśli nie staniesz się członkiem kliki lub umiejętnie nie wtopisz się w licealne ściany – będziesz gnębiony. Otrzymywanie złych ocen sprawi, że zostaniesz uznany za idiotę. Nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, że budzące moją grozę do dziś pytanie: „co autor miał na myśli” i zabijające jakąkolwiek kreatywność pisanie pod klucz niszczy wszelką pomysłowość. Ocenią Cię bez mrugnięcia okiem, a raz przylgnięta łatka pozostanie z Tobą na wieki. Dostawanie samych bardzo dobrych poskutkuje z kolei tym, że jeśli raz powinie Ci się noga – zawiedziesz. Ale jak to, wzorowa uczennica dostała pięć minus? Co się z nią dzieje? Tak źle… i tak niedobrze. Albo jeszcze gorzej. Przez jakąkolwiek nietypowość – nie pasujesz. Choć tyle mówi się o tolerancji, krzyczy, że inny wcale nie znaczy gorszy, praktyka pokazuje, że to jedynie puste hasła. Rzekomo elitarne licea stanowią zamtuzy, w których jest to widoczne najbardziej. Przykryte pod płaszczykiem wzniosłych haseł o najlepszości szkoły morze ohydy, które jest w stanie utopić każdą choć odrobinę wyjątkową jednostkę. Oblepić ją swoim brudem, stłamsić i próbować utopić na niezliczoną ilość sposobów. A jeśli ta jakimś cudem wciąż będzie próbowała niepokornie wynurzyć się na powierzchnię, by zaczerpnąć choć mały oddech – przytrzymać jej głowę pod pełną szlamu wodą tak długo… jak będzie to potrzebne. Wydostanie się z niej martwa lub wyprana ze wszystkich barw. Coś o tym wiem. Dokładnie trzy lata byłam zmuszona spędzić w takim miejscu. Pozostanie sobą po tym codziennym horrorze uważam za jeden ze swoich największych wyczynów. Temat ten zna doskonale również John – główny bohater świetnie skrojonej powieści graficznej „unOrdinary”, na wkroś oryginalny uczeń elitarnego liceum Wellston.

„Słabeusz nieznający strachu. Gdzie jest jego miejsce?”

Jak Ty wszystkich denerwujesz! Jak bardzo Cię nienawidzą! Jak pragną Cię zniszczyć, stłamsić, pognębić! Najlepiej byłoby, gdybyś zniknął – bo co właściwie śmiesz tutaj robić?! Ty?! Takie zero?! Nikt?! Kompletny wyrzutek społeczny, którego miejsce jest… No właśnie, gdzie? Na pewno nie tutaj, w elitarnej szkole, w której odziani w nieskazitelne mundurki uczniowie posiadają magiczne moce. Ty nie posiadasz żadnej, poza jedyną unikatową: niewzruszenie pozostajesz sobą. I właśnie to doprowadza ich do szału najbardziej: mogą Cię wyzywać, mogą popychać na ściany, mogą obmawiać teatralnym szeptem i wykluczać z absolutnie wszystkiego. Mogą Cię bić i uprzykrzać Ci życie na milion sposobów. Twoją największą siłą pozostaje fakt, że… nawet nie drgniesz. Zarzucasz jakąkolwiek próbę obrony. Nie wysuwasz kontrargumentów. Nie próbujesz na siłę dostać się do tego owczego towarzystwa, grającego dokładnie tak, jak im szkolny przywódca zagra. Czasem pobłażliwie uniesiesz brew, niekiedy milcząco wykrzywisz jeden kącik ust w zawadiackim uśmiechu. Słuchasz i przyglądasz się im wszystkim z politowaniem. Barany. Niech tkwią dalej w przekonaniu o własnej nieomylności, wyjątkowości i lepszości nad Tobą. Niech szydzą, łechtając tym samym własne ego. Niech trwają w przekonaniu, że są cokolwiek warci. Niech nie lubią Cię dalej za to, że miałeś odwagę trwać przy swoim – niezłomnie pozostawszy sobą. Niech tak naprawdę… nienawidzą siebie – widząc w rzadkich przebłyskach świadomości odbicie swojej miałkości w Twoich pięknych oczach. A pewnego dnia, och tak, pewnego dnia, jeszcze pokażesz im wszystkim, na co Cię stać. Choć być może wcale nie warto – ukryty w poczwarce motyl kiedyś wypięknieje, lecz osioł zawsze pozostanie tylko osłem.

„Dlaczego wszystkim muszę imponować? Dlaczego nie mogę robić tego, czego chcę?”

Komiksy czytam właściwie tylko wówczas, kiedy namówi mnie na to starszy z moich młodszych Braci. Czasami jednak odkrywam je na własną rękę – poszukując ciekawych nowinek, przedstawiających na różne sposoby tematy z mojej obszernej „guilty pleasure list”. Tak stało się właśnie w przypadku unOrdinary – hitu platformy Webtoon, który z jakiegoś powodu krzyczał do mnie: sprawdź mnie. Zgodziłam się, w końcu: „a ja lubię ciszę, gdzie usłyszę – tam idę” (yup, przywitajmy się znowu z Avim). Motywy z „unOrdinary” powinnam jednak zamieścić na „masochist”, miast „guilty pleasures” list. Swoją szkołę średnią najchętniej obserwowałabym z miną, z którą Neron musiał patrzeć na płonące miasto. Uparcie wciąż jednak znajduję się w niej literacko, szukając skrawków siebie – i w tym przypadku znalazłam. Niedający się stłamsić, pełen skrywanych wartości John, którego nie sposób było sprowokować do reakcji na nic niewarte zaczepki, stał mi się bardzo bliski. Jego niezłomność mogłaby być wzorem dla wszystkich, dla których szkoła średnia jest próbą przetrwania. „unOrdinary” to niezwykła opowieść o sile charakteru, nieszablonowo podanej walce z wykluczeniem oraz obronie własnego, prawdziwego „ja”. To historia dla tych potrzebujących wsparcia i niezwykle ważnych słów: Twoja oryginalność ma znaczenie. Ty masz znaczenie. Nigdy, ale to przenigdy, się nie poddawaj – bo pewnego dnia to Ty staniesz na zgliszczach tego niszczejącego świata, w którym to właśnie takie niepokorne jednostki zatriumfują. Nie pozwól im wygrać. Nie musisz nadstawiać drugiego policzka. Wystarczy, że dumnie uniesiesz głowę – zwykły, a więc magicznie nie-zwykły KTOŚ.

Mam nadzieję, że rychło doczekamy się kolejnego tomu „unOrdinary” z barwnymi ilustracjami, uczynionymi pewną kreską – historii o tym, że o wartościowość oryginalności zawsze warto walczyć. 9/10

„Jednak gdy ciągle jesteś idealna, perfekcja przestaje być wyczynem. Staje się oczekiwaniem.”

Na koniec recenzji tego wartego uwagi komiksu, pozwolę sobie przytoczyć słowa utworu, którego fragment widnieje na moim tatuażu, cenionego przeze mnie rapera Aviego: „Płakałem zamknięty w łazience, a tamte demony krążą do dzisiaj. Potem wziąłem los w swoje ręce - no bo przecież on i tak wam wisiał. Nawet mi nie jest ich szkoda… byli tak pewni, że nie dojdę nigdzie. (…) Nie ranią pociski, omijają naboje – gdy jest po wszystkim, wychodzi na moje!”.

„Ludzie obserwują każdy jej ruch, ponieważ jest Królową… Przed oceną tłumu nie ucieknie.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)