Iza Maciejewska - Noc pachnąca samotnością - recenzja

by - 12:01:00

Nęcąca mrokiem okładka nie zwiastuje tego, jak będziesz czuć się po lekturze “Nocy pachnącej samotnością” - wstrząśnięty, zmrożony i wzruszony tym rzadkim odcieniem konfundującego przerażenia, jakiego próżno szukać w większości powieści. Najnowsza książka Izy Maciejewskiej określana jest mianem dark romansu. Ja zaś wskazałabym, że to plastyczny oraz zatrważający dramat obyczajowy, obrazujący jak tak naprawdę wygląda życie z osobą uzależnioną. Fragment opisu zapowiada, że ta propozycja literacka przeczołga czytelnika i trwale zapisze się w jego pamięci. Nauczona wieloletnim doświadczeniem oraz niezliczoną liczbą zwichrowanych przygód; nie poznawszy wcześniej pióra Autorki - sądziłam, że może się to okazać jedynie zacnie namalowaną słowami zachętą, przyciągającą miłośników nietuzinkowych lektur. O tym, jak bardzo się pomyliłam, miałam okazję przekonać się już po pochłonięciu kilka pierwszych stron. Te ostatnie przerzucałam w kompletnym milczeniu, ze skórą pokrytą ciarkami i szklącymi się, szeroko otwartymi oczami... Niczego nie kocham bardziej niż nurzania się w na wskroś tragicznych narracjach, pozostawiających moją diabelską duszę jeszcze czarniejszą niż wcześniej. Choć nie wypuściłam “Nocy...” z zimniejących dłoni przed poznaniem zakończenia i podejrzewałam, że cała narracja jest pozbawiona nadziei, nie mogłam się spodziewać aż takiego bezmiaru smutku, wylewającego się na mnie z kolejnych kartek. Jako kochanka wyklętej poezji, kalania fraz radosnych ciemnością i pozbawiania oddechów bohaterów poznawanych tekstów, muszę to przyznać - wciąż pozostając odpowiednio szaloną na umyśle: jakże to było fatalistycznie piękne... Stalówka ostrego jak brzytwa pióra Maciejewskiej ma wydźwięk wręcz dramatyczny. Warto dać się nią zranić i zapisać trwożące słowa na skórze... bo tak, one zostaną z czytelnikiem na dłużej, zupełnie jak nocna samotność. 

“Gdzie Ty byłeś? Co robiłeś? Z kim byłeś? Zdradziłeś mnie?” 

Ile razy można stanąć w szranki z bezlitosnym losem i walczyć o ukochaną osobę - tę, bez której nie wyobraża się sobie życia? Pozwalać się okłamywać albo świadomie oszukiwać swoje oczy w lustrze, że przecież na pewno nie zawiodłaby Twojego zaufania ponownie – nie po tym wszystkim? Najczarniejszy scenariusz nie spełni się po raz wtóry, powtarzasz, przygotowując sześcioletniej córce kolorowe kanapki. Pamiętasz o tym, aby nałożyć na twarz maskę i rozciągnąć usta w uśmiechu. Dzieci dostrzegają więcej niż się wydaje, a Ty możesz nie znaleźć sił, by odpowiedzieć Poli na pytanie o to, dlaczego mama jest smutna. Dziś nie jest – gra doskonale. Należałaby się jej za to statuetka Oscara, konstatujesz gorzko. Sześć miesięcy terapii dla par. Niezliczona ilość przeprowadzonych na poważnie rozmów, tulących prawdziwością obietnic i zapewnień o miłości. W głębi spękanego i niezbyt posklejanego serca wiesz zresztą, że Sebastian jest świetnym ojcem i mężczyzną, który kocha Cię najbardziej na świecie. Równocześnie to jednak ucieleśniony potwór o diabelskich podszeptach uzależnienia, jakie wciąż i wciąż i raz jeszcze okazują się silniejsze niż wszystko inne. Nawet żona i córeczka... A może przede wszystkim one. 

“Właśnie to ze mnie uczyniłeś. Ja już nigdy nikomu nie zaufam. Zawsze będę w drugim człowieku widziała tylko zło, kłamstwo i obłudę. Zawsze będę się bała, że na mojej drodze stanie kolejny taki szaleniec jak Ty.” 

Nigdy nie sądziłaś, że to powiesz, a jednak - wolałabyś, aby Twój mąż walczył z pasją do zbyt częstego sięgania po butelki wysokoprocentowych trunków. Ba, z pewnością prostszy do zwalczenia byłby pociąg do nielegalnych substancji o różnych konsystencjach. Doświadcza Cię jednak najtrudniejsze, co mogło; temat tabu. Pomimo żywionych względem Ciebie uczuć, Sebastian jest seksoholikiem. Tego samego dnia może znaleźć się z Tobą w łóżku, a potem zabrać do niego przypadkowo spotkaną niewiastę i wieczorem udać się na swingerską imprezę. Nie potrafisz zaakceptować ani zrozumieć jego nienasycenia. Raz za razem przegrywasz w nierównej walce o niepodzielność ciała męża. Co jeszcze zniesiesz? 

Tak naprawdę te zabawy nie kręciły jej od początku, jednak żeby on był zadowolony i nie znalazł sobie kogoś innego, zgadzała się na wszystko. (...) ileż można robić coś wbrew sobie?” 

Jak bardzo wyniszczający i toksyczny to układ? Przeczesujesz w daremnej próbie pojęcia jego problemu kolejne mądre książki, których lektura nie przynosi Ci ani metod na poprawę, ani żadnego ukojenia. Terapia małżeńska, na którą Sebastian się zgodził, próbując na Twoje życzenie ratować ten tonący od dawna okręt, również nie przynosi rezultatów. Żyjesz jak na tykającej bombie – tyle tylko, iż kwestią nie jest to, czy wybuchnie, a kiedy to nastąpi. Najgorsza świadomość tkwi w Tobie bowiem od dawna, choć jeszcze próbujesz przykrywać ją motywacyjnymi mantrami i uśmiechającymi słowy: można zwalczyć każde uzależnienie, ale jedynie pod warunkiem, że się tego chce – i dokłada do tego wszelkich starań. Twojemu mężowi zaś doskonale z tym, kim jest. Osobą odurzającą się krótkotrwałymi przyjemnościami i szokującym poziomem zbereźności spotkań, na jakich jest stałym bywalcem. Uwikłaną w więcej, szybciej, mocniej; następne ciała i twarze, najlepiej, jeżeli bezimienne, zapominane po kolejnym maratonie. Żadnych zobowiązań i stałości, wszak to ma przecież we własnym domu. Ścianach nienęcących już nowością; tchnących nudnym bezpieczeństwem, grzechoczących kajdanami ograniczeń. Walczyłaś każdą z przetargowych kat i osiągnęłaś zmianę niczego. Brzydząc się sobą, choć to nie Ty powinnaś to czynić, uciekłaś się nawet do niewybaczalnego szantażu. Wszystko jak w piach, w jakim wciąż nie chcesz zakopać wyniszczającej prawdy: kochasz tego mężczyznę. Znikającego na kilka dni, cuchnącego obcymi kobietami po powrocie, ze śladem trzech kolorów szminek na kołnierzu pozbawionej guzików koszuli. Trwoniącego majątek na udział w kolejnych Bachanaliach, niechcącego o Was walczyć człowieka, mówiącego Ci wprost w załamane oczy, że szuka jedynie uniesień i gwałtownych znajomości na jeden wieczór. Miłość bywa obsesją i największym, zgubnym przekleństwem. Czym jest ten naznaczony cierpieniem uzależnienia byt, niszczący trzy istnienia jednocześnie? Czy aż tak się w nim zatraciłaś, by spopielić świat? 

Żadna z Twoich nocy nie pachnie samotnością (...).” 

Wiele pustych frazesów i czczych komunałów wygłasza się na temat całej plejady uzależnień. Przestrzegają przed nimi eksperci, zarabiają na nich terapeuci, grzmią o nich z ambony specjaliści. Przemilczane najczęściej zostaje uzależnienie od pełnych adrenaliny doznań czy cielesnych uniesień. Sięgnąwszy po “Noc pachnącą samotnością”, zaczniesz zastanawiać się, w jak wielu domach rozgrywa się przedstawiony niezwykle obrazowo dzięki dwutorowej narracji trzecioosobowego narratora koszmar, podobny temu będącemu udziałem Hanny. Niewyobrażalne emocje muszą targać osobą, która oczekuje w czterech ścianach na powrót małżonka tak uzależnionego od seksu, że mogącego w tym samym czasie zdradzać z kilkoma innymi. I jednocześnie twierdzącego, że kocha żonę... W najnowszej powieści Izy Maciejewskiej problematyka ta została przedstawiona niesamowicie realistycznie – z całą brzydotą i szpetotą, na jaką zasługuje. Po odłożeniu książki (co w swoim zwichrowaniu bardzo lubię) miałam nazbyt materialne wrażenie spływającego po mnie brudu. Tych obłych barw uzależnień, o jakich tylko się milczy – ze wstydu, bólu albo zatracenia powodującego wypaczony obraz rzeczywistości. Degrengolada głównego bohatera i wpływ jego zachowania na całą rodzinę są podane z zatrważającą pieczołowitością. Uznanie budzą też sceny mogące być zaczątkiem tragicznej sztuki teatralnej – takich jak ta, kiedy żona widzi za oknem spadającą gwiazdę i prosi ją o to, by Sebastian wrócił do domu, niczego nie wywinąwszy. Równocześnie w nieco innym miejscu na ten sam, z założenia krzepiąco-marzycielski przecież widok, spogląda najnowsza zdobycz męża, będąca krótką jak ten blask jednonocną przygodą. Ciarki... Zobaczenie tego przedstawienia na zakurzonych deskach z pewnością byłoby równie miażdżąco-mrożące, co auto-wizualizacja podczas lektury. Urzeka w nim również brak naiwności i realizm, bo choć Hanna wielokrotnie uderza w magiczny damski przycisk “zmienię go!”, w końcu i ona ledwie dryfuje w odbierającym jej dech zbrodniczym nurcie. Bardzo mocne 9/10 za fatalistycznie, pięknie beznadziejnie podaną opowieść o największych zbrodniach małżeńskich, jakie tylko można sobie wyobrazić. 

“No, ale najłatwiej jest mówić komuś, co może, a czego nie. Najłatwiej jest żyć życiem innych ludzi, nie mając świadomości, co tak naprawdę siedzi im w głowach. Jakie to proste.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)