Philip K Dick - Teraz czekaj na zeszły rok - recenzja
Wizja podróży w czasie od zawsze pobudza wyobraźnię. Stanowi też kanwę niezliczonych powieści oraz filmów science fiction. Nic w tym dziwnego, gdyż taka możliwość niewątpliwie byłaby przełomem w historii ludzkości. Wielu twierdzi, że wreszcie dałoby się naprawić błędy przeszłości i stworzyć w ten sposób nowy świat, wolny od makabrycznych zdarzeń, dzięki którym wygląda tak, a nie inaczej. Inni jednak wskazują, iż nie byłoby to błogosławieństwo, ale przekleństwo wiszące nad ziemskim uniwersum. Dowodzą, że wszelkie, nawet najmniejsze zmiany przeszłości korygowałyby przyszłość w nieznanym kierunku, tworząc niepowstrzymany proces, nad którym nie byłoby żadnej kontroli. Tak na padole mogłaby pojawić się rzeczywistość jeszcze gorsza od tej, którą znamy z autopsji. Myślę, iż tego rodzaju ostrzeżenia nie odniosłyby skutku - jak znam ludzkość, ta radośnie zapakowałaby się do wehikułów czasu i ruszyła na podbój zamierzchłych czasów, nie bacząc na ewentualne opłakane skutki takiego postępowania. W końcu rady, aby nie uwalniać z niewoli atomu, również nie powstrzymały rozwoju broni nuklearnej.
Dla teorii dopuszczających możliwość podróży w czasie największe zasługi położył Albert Einstein. Już w 1905 roku wykazał, że przestrzeń i czas nie są niezależne, lecz ściśle ze sobą powiązane. Dziesięć lat później dowiódł, iż dla obiektu poruszającego się z prędkością zbliżoną do pędu światła czas biegnie wolniej. Im ona większa, tym spowolnienie tego ostatniego sięga dalej. Tym samym, ktoś, kto znalazłby się w obiekcie poddanym takiej szybkości i powróciłby na naszą poczciwą ziemię, zastałby ją w stanie przyszłości, gdyż na niej czas biegłby według standardowych reguł. Naukowiec udowodnił więc, iż takie podróże są przynajmniej teoretycznie możliwe, oczywiście pod warunkiem opracowania odpowiednio mocnego napędu. Z wyprawami w przeszłość sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Większość uczonych twierdzi, że są one wykluczone. Być może na szczęście mają rację, gdyż sposób wykorzystania przez naszą cywilizację wielkich wynalazków raczej nie napawa optymizmem...
„(...) obecność doradców z Lilistaru nie zwracała niczyjej uwagi; pod względem umysłowym Staryjczycy przypominali glony, lecz pod względem morfologicznym nie sposób było odróżnić ich od Terran.”
Przyszło Ci żyć w ciężkich i ponurych czasach. Jest rok 2055 i od wielu lat Terra - planeta, na jakiej mieszkasz, znajduje się w stanie wojny z owadopodobnymi Rigami, rozumnymi i potężnymi przybyszami z kosmosu. Została w nią wciągnięta przez podstępnych sojuszników z Lilistaryjskiego Imperium, którego obywatele zwani są Staryjczykami. Obejmuje ono wielką liczbę planet i jest odwiecznym wrogiem Rigów. Jego przedstawiciele obiecywali łatwe zwycięstwo i ogromne korzyści, jednak z biegiem czasu coraz wyraźniej było widać, że to jedynie czcze zapewnienia. Obecnie sytuacja na froncie staje się coraz cięższa i Rigowie zdobywają wyraźną przewagę. A to dla błękitnego globu nie oznacza nic dobrego. Terra jest wyeksploatowana do granic możliwości. Ponosi ogromne ofiary w ludziach i wyprodukowanym sprzęcie. Co gorsza, sprzymierzeńcy stawiają coraz dalej idące żądania, dopingując do zwiększonych wysiłków, bez oglądania się na koszty. Wszyscy wiedzą, że pod względem potęgi i technologicznego zaawansowania ogromnie przewyższają Terran, więc w razie nieposłuszeństwa są w stanie błyskawicznie zająć całą planetę, degradując jej mieszkańców do roli niewolników. Już teraz posuwają się do jawnych gróźb, a ich agenci prowadzą działania w największych aglomeracjach. Przywódca Terry - Gino Molinari, pełniący obowiązki sekretarza ONZ próbuje lawirować, aby oszczędzić swoim ziomkom tak strasznego losu, jednak naciski ze strony Staryjczyków są coraz mocniejsze. Nieuchronnie nadchodzi kres rozpaczliwych uników, więc będzie trzeba podjąć jakąś decyzję. Sytuacja „międzyplanetarna” nie stanowi Twojego największego kłopotu. Tym najbardziej ważkim są żona i życie osobiste, będące wielkim utrapieniem.
„Możliwe, myślał (…) że do tego sprowadzają się moje kłopoty z Kathy. Nie pamiętam naszej wspólnej przeszłości: nie mogę już sobie przypomnieć czasów, kiedy żyliśmy ze sobą dobrowolnie... Teraz nasze życie pozostało przymusowym układem, Bóg wie w jaki sposób oderwanym od przeszłości.”
Kathy – Twoja połowica z piekła rodem. Kobieta doskonała w swojej jawnie demonstrowanej nienawiści oraz bezwzględności, z jaką wykorzystuje słabości, by skutecznie zatruć Ci życie. I uczynić Wasze małżeństwo stanem nie do wytrzymania. Od dawna nie czujesz do niej nic poza wszechogarniającą pogardą. Ze zgrozą konstatujesz, że tkwisz w układzie, w którym przypominasz szczura zagonionego w kąt pomieszczenia. Sytuacja odrażająca, jednak bez wyjścia. Najprostsze rozwiązanie – rozwód - nie wchodzi w grę. Od Kathy zależy bowiem Twoja kariera. Po ślubie załatwiła Ci pracę w wielkiej Korporacji, będącej najważniejszym i, co za tym idzie, także najbogatszym przedsiębiorstwem Terry. Jej prezes Virgil Ackerman darzył i nadal darzy Twoją małżonkę wielkim sentymentem – jest jego ulubionym pracownikiem. Wynajduje dla niego różnego rodzaju starocie, które przypominają mu dawno minioną epokę dzieciństwa i lat młodzieńczych. Dzięki temu jest w stanie tworzyć na Marsie sentymentalną krainę, jaką odwiedza przy każdej okazji, wspominając przeszłe lata. A tych ma naprawdę dużo. Jako człowiek w zgrzybiałym już wieku potrzebuje co rusz nowych organów do przeszczepienia i tu właśnie rozpoczyna się Twoja rola. Będąc uznanym specjalistą od tego rodzaju zabiegów, stałeś się jego osobistym lekarzem, oczywiście za uprzednim podszeptem żony. Wymieniłeś w nim już prawie wszystko, ale wygląda na to, że jeszcze przez długi czas będziesz miał zatrudnienie, gdyż Virgil najwyraźniej nie zamierza się żegnać z życiem. Zajmowałeś tę ciepłą i bardzo lukratywną posadkę, ciesząc się błogim spokojem chociaż w pracy, gdy nagle sprawy znacząco się skomplikowały. Podczas spotkania na Marsie z Gino Molinarim prezes korporacji wyraził zgodę, byś zajął stanowisko podręcznego medyka przywódcy Terry. Radośnie wyraziłeś zgodę; w końcu oznacza to, że będziesz z dala od drugiej połówki. Jednak nie okazuje się to takie łatwe.
Wkrótce bowiem dowiadujesz się, że ta brała udział w imprezie, na której zażyła nowy narkotyk JJ-180. To specyfik wyprodukowany przez Twoją korporację jako ściśle tajna broń biologiczna, więc nawet Ty nie miałeś świadomości jego istnienia. Posiada nie tylko niezwykle silne oddziaływanie uzależniające już po pierwszym użyciu, ale także właściwości, których nikt się nie spodziewał. Umożliwia bowiem podróżowanie w czasie. Osoba, która go zażywa, jest w stanie wykonywać skoki nie tylko w przyszłość, ale także w przeszłość, a nawet do światów istniejących w czasoprzestrzeni równolegle obok siebie. Niestety każdy, kto z niego korzysta, umiera w ciągu paru miesięcy. Wprawdzie tego rodzaju perspektywa u odniesieniu do Kathy początkowo Cię nie martwi, jednak bieg wypadków wkrótce zmusi Cię do podjęcia kroków zmierzających do jej ratowania...
„Teraz czekaj na zeszły rok” Philipa K. Dicka jest zajmującą powieścią science fiction. Wprawdzie wykorzystuje ona „oklepany” motyw podróży w czasie, jednak czyni to z wielką oryginalnością i w niebanalnym ujęciu. Zamiast skomplikowanej maszynerii, rodem z książki H. G. Wellsa czy innych klasyków tego rodzaju literatury, czasonauci korzystają z narkotyku, którego zażycie umożliwia zmianę czasoprzestrzeni. Zaiste trzeba wielce pokręconego umysłu Autora, żeby wpaść na taki koncept. A ten faktycznie osiągnął wyżyny zwichrowania. Dość wspomnieć, że swego czasu oskarżył Stanisława Lema o wielopostaciowość. Dowodził, że stanowi on tak naprawdę konstrukt składający się z wielu osób, mających na celu opanowanie rynku powieści science fiction w USA i zaprowadzenie tam komunistycznych porządków. Wystosował nawet w tej sprawie sążnisty donos do agencji CIA, która jednak ku jego rozpaczy całkowicie go zlekceważyła. Sam Dick zmagał się z uzależnieniem od substancji psychotropowych oraz najpewniej jakąś formą schizofrenii, a problemy jakie go dotknęły, odcisnęły niezatarte piętno na jego twórczości. Tak jest i w przypadku tej książki. Jej atmosfera przypomina nieco zwidy chorego umysłu, który postrzega świat w nie do końca jasno określonych konturach. Jest gęsta, przesycona brudem, ziarnistością, cierpieniem i dużą dozą beznadziei. Mam przy tym nieodparte wrażenie, że konwencja powieści science fiction stała się dla Pisarza jedynie pretekstem; zasłoną, za jaką opowiada on przede wszystkim o małżeńskim dramacie głównego bohatera. Doktor Eric Sweetscent, którego losy rozgrywają się na tle wielkiej, międzyplanetarnej wojny i starcia kosmicznych imperiów, w których decyduje się los wszechświata, jest przede wszystkim… nieszczęśliwym mężem, a jego związek z Kathy stanowi tak naprawdę oś narracji. Z propozycji literackiej Autor uczynił de facto traktat o nieszczęśliwej miłości i związanym z nią zagubieniu. A także o tym, jak niegdyś najbliżsi sobie i kochający się ludzie potrafią zamienić się w bezduszne potwory, które łączą jedynie wspólne mieszkanie i radośnie dzielona nienawiść. Zdolnych tylko do zadawania na każdym kroku z sadystyczną przyjemnością ran, jakich nie da się zaleczyć. I trwających w związku tylko po to. Małżeństwo Sweetscentów jest przykładem wspięcia się na najwyższy szczyt w tego rodzaju rywalizacji, będąc niezwykle przygnębiającym, wręcz namacalnie bolesnym, obrazem dla każdego, kto zachował w głębi siebie choć trochę wrażliwości. Język powieści nie jest łatwy - cechuje się sporym stopniem chaotyczności, pełnym nieco urwanych myśli i wtrętów zaburzających odbiór narracji. Ale właśnie dzięki temu czytelnik może w pełni zagłębić się i wczuć w świat, w którym wszystko zmierza do wielkiej katastrofy i przesiąknięte jest lepkim mułem szarej oraz wręcz kaleczącej rzeczywistości. Na plus zaliczam również piękne wydanie - przy czym zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się imponujący projekt okładki. Niestety skrywa się ona pod obwolutą, która moim zdaniem jest całkowicie zbędna. Bez niej książka prezentowałaby się znacznie lepiej, choć i tak to wizualny perfect match. Dla miłośników SF rzecz trudna, acz fascynująca – 7/10.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)