Sarah Pinborough - 13 minut - recenzja
Trzynaście minut... byłaś martwa przez prawie kwadrans, a teraz musisz na nowo poskładać życie. Niemalże utonęłaś w lodowatej rzece, co przecież nie przydarza się dziewczynom takim jak Ty – najpopularniejszym w szkole, nadającym rytm wyselekcjonowanej ekipie, zawsze modnie ubranym i trwoniącym pieniądze na zachcianki. Młode kobiety, zawiadujące elitą trójcy Barbie, nie łapią chciwie powietrza w ciągu nocy, przypominając sobie jak gałęzie raniły ich ciało, a rwący nurt próbował porwać je w swoje objęcia na zawsze. Co poszło nie tak? Co pamiętasz? Co naprawdę pamiętasz?! Dlaczego inteligentny strateg i śmiała towarzyska planistka znalazła się porzucona w wodzie niemalże bez życia w samym środku nocy?
“Możemy się od siebie różnić - my, trzy przyjaciółki - ale wszystkie kochamy teatr, w życiu i na scenie. Uwielbiamy szkolne przedstawienia. Tam się spełniamy.”
Natasha, Jenny i Hayley. Elitarna świta - królowa szkoły i jej dwie przyboczne. Jesteś tą pierwszą, warunkiem sine qua non, przywódcą wciąż wyznaczającym trendy i podejmującym decyzje, choć przez trzynaście minut nie byłaś niczym. Wyłowiona z rzeki w ostatnim momencie, próbujesz przypomnieć sobie, jak w ogóle się tam znalazłaś. Żadnych panicznych kroków - wszak nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za doprowadzenie do niedoszłej zbrodni. Czy w ogóle jakaś była zamierzona? Licealny zamach stanu na kogoś, komu można jedynie zazdrościć? Choć... czy aby na pewno? Będąc zawsze na świeczniku; stojąc nieprzerwanie w świetle reflektorów, obnażającym wszystkie blaski i cienie, wklęśnięcia i wypukłości, piękno oraz brzydotę... również można poczuć się zmęczonym. Zmaltretowanym wieczną grą, ułudą i dostosowywaniem entej wersji siebie do tego co wypada, wolno i ludzie powiedzą. Współczuć nie można zaś komuś, kto sam wybrał a przy tym w znacznej części wykreował swój los... popełniwszy przy tym tylko jeden błąd. Trzynaście minut...
“Piękny granat, ale czerń mnie przerażała. Zamknęłam oczy. Ta czerń była jeszcze gorsza - znajdowała się we mnie. W mojej głowie. Zjadała mnie. Trzynaście zakrętów na drodze. Trzynaście minut śmierci.”
Pewnego dnia zniknęły Twoje piękne ciemne włosy, rozjaśnione na sztucznie platynowy blond. Wyćwiczyłaś nadprogramowe kilogramy, a posiłki przemieniły się w skubanie sałaty i przesuwanie dawniej lubianego jedzenia po talerzu. Perfekcyjna. Musisz być idealna. W końcu bez Ciebie... szkoła może i dalej by istniała, ale nie miałby kto nadawać jej rytmu i lśnić szczerozłoto jak król. Wszyscy rozstępują się przed trójką Barbie na korytarzu, zupełnie niczym woda przed pewnym biblijnym – o tak, dokładnie tak miało to wyglądać. Na to pracowałaś. Przewodzisz orszakowi, idąc po środku i o krok przed nim. Z tyłu po lewej wizualna kopia numer jeden, Jenny. Trzpiotka chichotka, mentalna idiotka, definitywnie wydymka. Idealny potakiwacz o niezaprzeczalnych walorach aparycyjnych. Cóż, każdy ma choć małą zaletę. Po prawej kroczy druga kalka imieniem Hayley – wybitne osiągnięcia w sporcie, dobre wyniki w nauce, kawałek jeszcze niezepsutego serca. Przeciwwaga tej pierwszej, bo... jako ktoś ponadprzeciętny nie lubisz się nudzić. Świat, nawet twój Barbie-świat, pełna blichtru i plastiku rzeczywistość, nie zniósłby obok siebie dwóch Jenny. Nie zawsze zresztą złożone przez Ciebie trio wyglądało w ten sposób. Dawniej zamiast prawej przybocznej na Twojej orbicie majaczyła jedynie Rebecca – pierwsza prawdziwa przyjaciółka. Taka od piaskownicy, dorastania, blasków z cieniami oraz radościo-słabości. Ta, której pozbyłaś się, jak tylko przestała wizualnie i intelektualnie pasować do kreowanego przez Ciebie obrazka; picture perfect. Becca kochająca jedzenie, swój emo-styl, niewyparzony język, czerń na głowie i niemodny makijaż do bezmetkowej odzieży. Bex, której... postanawiasz w przypływie chwili powierzyć pewną misję. A może tylko ustawić ją znów na szachownicy dokładnie tam, gdzie chciałaś.
“Zawsze. To słowo ją prześladowało. Przyjaciółki na zawsze. Zawsze będę Cię kochać. Zawsze okazało się bardzo nietrwałe.”
Trzynaście minut... co pamiętasz? Co tak naprawdę pamiętasz z tego czasu, kiedy mokry materiał oblepiał Twoje ciało, a spacerujący z psem mężczyzna cudem na nie natrafił i w ostatniej chwili wezwał odpowiednie służby? Kto wysłał do Ciebie wiadomość o tajemniczym spotkaniu w środku mroźnej nocy i po co to uczynił? Odmawiasz poddania się hipnozie, która mogłaby to wyjaśnić - za bardzo przypomina niedawne tonięcie. Przesłuchania dociekliwej policjantki nie rozjaśniają zaciemnionych zakamarków pamięci. Nie pomagają również sesje u psychologa, jakich wynikiem są jedynie coraz większa irytacja oraz fakt, że zaczynasz prowadzić pamiętnik. Przelewasz swoje uczucia i myśli na papier, próbując uwierzyć, że w ten sposób przypomnisz sobie wszystkie kawałki strzaskanej i prawie na wskroś tragicznej układanki. Uciekałaś przed kimś i wpadłaś do rzeki? Jakaś osoba odurzyła Cię i próbowała zamordować? Przecież dziewczyna taka jak Ty nigdy sama nie chciałby odebrać sobie życia i to w tak mało widowiskowy sposób. Kolejne strony dziennika zapisane eleganckim pismem. Artykuły w gazetach, próbujące dociec, co przydarzyło się złotej Barbie. Przyboczne – z jednej strony pomagające Ci wrócić do codzienności, lecz z drugiej zachowujące się coraz bardziej tajemniczo oraz nerwowo. Czyżby te dwie stworzone przez Ciebie istotki próbowały wybić się na niepodległość? A może to wszystko to ich sprawka? Nie ufasz już absolutnie nikomu, ze sobą samą na czele. Została Ci jedynie wiara w Rebeccę - most łączący przeszłość z teraźniejszością, po którym nigdy nie planowałaś już przejść. Niemy wyrzut sumienia; szkolny odludek, jakiego sama skazałaś na towarzyskie nieistnienie. Czy zwrócenie się do niej z pomocą jest jakkolwiek rozsądne?
“Słońce świeciło jasno i (...) po raz pierwszy i ostatni w swoim krótkim, niespełnionym życiu znalazła się w jego blasku jak w świetle reflektora.”
Co innego Ci pozostało? Dzienny teatr szkolny; nocny teatr cieni. Trzynaście minut śmierci. Trzynaście małych śmierci. Trzynaście wielkich ciemności zestawionych z ułudą życia. Trzynaście nieszczęsnych szczęść.
“Lubię plany. Lubię szczegóły. Nie przepadam za improwizacją. Ale obie gramy w szachy. Jeśli ktoś potrafi zastawić skuteczną pułapkę, to tylko my.”
Gdybym miała wskazać jednego autora, będącego moim personalnym guru, ikoną kreacji nieodkładalnych thrillerów, bez ani sekundy wahania wskazałabym pochodzącą z Anglii Sarah Pinborough - pisarkę, która nie ma na koncie ani jednej niewidowiskowej czy nieidealnej książki. Po “Co kryją jej oczy” do dziś zbieram przysłowiową szczękę z podłogi, a klepki z sufitu (piątej dalej brak), choć czytałam ją dwa lata temu. “Insomnia” w minionych 366 dniach otrzymała ode mnie ponadskalowe 12/10 punktów, łącząc w sobie niesamowity klimat, element nadnaturalności i kaskadową piramidę emocjonalną, jaką w thrillerach cenię najbardziej. Recenzowane tym razem “13 minut” rozpoczęło się wręcz zwodniczo spokojnie, zapowiadając opowieść o zbrodni, dotykającej popularną nastolatkę, która przez niespełna kwadrans pozostawała martwa. Podejrzenia względem najbliższego otoczenia, ukazanie perspektywy jej odrzuconej przyjaciółki, wstawki z przesłuchań oraz konsultacji psychologicznych... Próżno znaleźć moment, w jakim Pinborough wrzuca każdy z elementów fabuły do miksera i nastawia go na takie obroty, że po chwili wybuchają one w zupełnie innym kształcie, składającym się w kompletnie niespodziewanie odmienną całość. Podejrzewane na początku rozwiązania okazują się niemożliwe - w głowie czytającego rodzą się więc kolejne, które... też nie do końca pasują. Sarah w sposób mistrzowski gubi i myli kolejne tropy, na domiar wspaniałego szokując jeszcze samym finałem. Prosty w początkowych rozdziałach język zyskuje tajemniczej, mrocznej i poetyckiej barwy, oplatającej dusznymi mackami. Teoretycznie klarowna narracja ewoluuje z kolei w tragiczny teatr cieni. Sztukę życia, przetrwania i umierania, w jakiej próżno szukać szczęśliwych zakończeń. A może przeciwnie - tę, w której każdy dostanie to, na co zasłużył. Tylko względem kogo: pana czerni czy bieli?
Pasowałby tu Shakespeare: “Świat jest teatrem – aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają” - właśnie w tym przekładzie, który jako pierwszy zwrócił moją uwagę nad polonistyczną salą gimnazjalną, na zawsze zapisując się w żyłach.
Z całą mocą podtrzymuję: Sarah Pinborough jest mistrzem thrillerów. Niedoścignionym literackim wzorem mrocznych kreacji i tworzenia pełnych suspensu, widowiskowych fabuł. Mogłabym wręcz pokusić się o hasło: chcesz napisać thriller doskonały - zrób to jak Pinborough. 10/10
“Muszę się wziąć w garść. Ja nie popełniam błędów. Jestem i zawsze byłam precyzyjna. Jestem strategiem.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)