Magdalena Witkiewicz - Szkoła żon / Pensjonat marzeń - recenzja

by - 17:00:00

Na wzór rosyjskich carów, opowiadaczem historii o historiach mianowałam się sama. Obiecałam wówczas, że autokratycznemu bajaniu na profilu Thrillerly, poza snuciem halucynacji semantycznych, czarowaniem wizualizacjami oraz promowaniem czytelnictwa poprzez nietypowe przedstawianie tych mniej i bardziej znanych propozycji literackich, przyświecać będzie ważki cel: jednocześnie nigdy nie skrzywdzić żadnej książki nadto subiektywną oceną, jak i nie sprzeniewierzyć się własnym wartościom, oceniając którąkolwiek z nich nieszczerze. Nie bez powodu tusz na lewej ręce głosi: “faithful to her beliefs”. Choć staram się analizować powieści możliwie najbardziej wszechstronnie, biorąc pod uwagę niezliczoną ilość aspektów, faktem pozostaje, że coś, w czym się zakocham, nie musi spodobać się innym czytelnikom. I odwrotnie - mój negatywny odbiór może okazać się szokujący dla pozostałych, którzy będą wychwalać daną propozycję jak tylko się da. Wiesz co? Właśnie z tego powodu uwielbiam to, co robię - i samą sztukę literacką. Ta wielowymiarowość okraszona sposobnością przenoszenia się zarówno w czasie, jak i przestrzeni jest absoltunie wspaniała. Co człowiek, to opinia. Dlaczego o tym piszę? Otóż recenzje “Szkoły żon” oraz “Pensjonatu marzeń”, które Magdalena Witkiewicz niedawno sprezentowała czytelnikom podczas miesiąca miłości w zupełnie nowej szacie graficznej, są skrajnie zróżnicowane. Ciekawostka: w posłowiu pierwszej z powieści sama Autorka zamieszcza informację, że duet ten... albo się kocha, albo nienawidzi. Jak było w moim przypadku? I o czym właściwie traktują te dwie czarujące wizualnie książki? Jakie wnętrze okraszone zostało barwionymi brzegami w stylu ombre (jednorodna, krwista lub miłosna czerwień przechodząca w fiolet) oraz atrakcyjnymi okładkami? Uplasowałam się po środku, dołączyłam do grona chwalących czy zostałam zmuszona do krytyki? 

SZKOŁA ŻON 

“Julia stała wprawdzie na balkonie, ale pod tymże balkonem nikt na nią nie czekał. Nie było Romea.” 

Rozwiedziona Julia, bynajmniej nie ta na wysokim balkonie zawisła. Szekspirowska? Odpowiedź również będzie przecząca. Świeżo upieczona rozwódka, której mąż uciekł w siną dal z firmową sekretarką. Historia stara jak świat i banalna jak samo życie. To tylko pierwsza z postaci. Tragicznych - oczywiście wskutek spotkania nieodpowiednich mężczyzn. Pięćdziesięciotrzyletnia Jadwiga, z niewiadomych przyczyn preferująca formę Jagoda, posiada nieco inny bagaż w postaci łysiejącego zaślubionego, który na ostatnie urodziny zafundował jej przykrą niespodziankę. Choć to za dużo napisane - zupełnie przypadkowo podarek ofiarowała sobie sama. Gdyby nie odebrała telefonu ślubnego, z pewnością nie dowiedziałaby się, że kolczyki, o jakich mówiła ekspedientka, wcale nie były przeznaczone dla niej... a młodszej sąsiadki. Sztafaż kobiet już niebawem zasili również dziewiętnastolatka Michalina, której karykaturalność postępowania mogłaby przyprawić o konsternację nawet człowieka wszędzie będącego i wszystko widzącego. Misia bowiem występuje tylko w pakiecie z Michałem, nazywanym naturalnie Misiem. Piękniejsza część tejże pluszowej pary nie zna innego życia poza obecnie wiedzionym, w jakim stanowi tylko upiększający element krajobrazu, stojący zawsze obok noszącego złoty łańcuch karka i istnieje jedynie w celu spełniania jego zachcianek.  jeszcze znudzona i zmęczona zajmowaniem się dziećmi i mężem kobieta czy taka, która pomimo znacznej nadwagi nie potrafi znaleźć motywacji do przemian. I o wiele więcej... Każdą z damskich historii splecie w jedną całość właścicielka nielubianego w okolicy, luksusowego ośrodka, określanego mianem Szkoły Żon. Jeśli sądzisz, że to placówka, w jakiej nauczysz się gotować domowe obiady, zarządzać gospodarstwem i spełniać życzenia męża, jesteś w ogromnym błędzie. Tutaj masz tylko jedno zadanie: odkrywając swoje piękno, nauczyć się, co robić, by osiągnąć każde z pragnień. Własnych i... przede wszystkim erotycznych. 

“Każda nauka wymaga spojrzenia w głąb siebie i odkrycia, w jaki sposób walczyć ze swoimi słabościami i jak uwypuklać zalety.” 

PENSJONAT MARZEŃ 

“Kiedy Ci się wydaje, że nie możesz, to chwilę jeszcze możesz.” 

Losy nie każdej z kobiet zostały zwieńczone mniej lub bardziej szczęśliwym zakończeniem, od których Witkiewicz jest przecież specjalistką. Posiadając tak ważkie dla części czytelników motto przewodnie, trzeba zamknąć resztę zaczętych gawęd. Tak robi wszak dobry opowiadacz treści, do jakich ceniona przez mnóstwo Polek Autorka bez dwóch zdań się zalicza. Wygrany lub wybrany trzytygodniowy pobyt w Szkole Żon zdążył już minąć, a uczestniczące w nim kobiety powróciły zupełnie odmienione. Niebędąca już naiwną Misią Michalina szuka prywatnego miejsca w świecie, znowu niesamotna Julia waży priorytety, Agnieszka podczas treningów myśli o pięciolatku, będącym całą jej rzeczywistością a Marta walczy z tuszą. Najwięcej zmian zaszło jednak w Jadwidze, której nie bolą obecnie zdrady męża. Przeciwnie – wszystko wskazuje na to, że dziełem przypadku poznała kogoś, kto może zawojować jej codzienność. Odrzuciwszy mit o tym, iż w pewnym wieku kobiecie nie wypada, tym razem postanawia zaryzykować. W tym czasie zmęczona zajmowaniem się domem matka dochodzi do wniosku, że czegoś jej w tych realiach brakuje. Psychiczna rewolta nie pozostaje niezauważona - ale przecież to tylko czepianie się męża, który nie jest już istotny. Jak pokazała żonina szkoła, pora na coś dla siebie. Czym ma to wydumane coś być, jeszcze się okaże. Właścicielka całej inicjatywy Ewelina przeżywa równocześnie prawdziwe oblężenie na prowadzoną działalność. Wszystko z powodu rozgłosu, jaki przyniósł jej reportaż jednej z klientek. Uprzednio goszczący w niej skład kobiet zdążył się zaprzyjaźnić, zatem wspólną decyzją zawiązanych koleżeństw i związków rozpoczynają się poszukiwania idealnej lokalizacji na siedzibę drugiego oddziału. Szumiące morze, szepczący odosobnieniem las, a może majestatycznie górskie szczyty? Zdania są podzielone. Podobnie jak losy wszystkich uczestników powieści, które splątują się w absolutnie najmniej spodziewany kształt... 

“Tylko pokonać siebie. Najtrudniej jest pokonać siebie.” 

“Gdyby mężczyźni wiedzieli, że kobiety wcale nie są tak trudne do zdobycia, jak to się wydaje, świat byłby piękniejszy. A może i bardziej zepsuty? Ale czy miłość może być zepsuta?” 

Pióro Magdaleny Witkiewicz poznałam za sprawą świetnej powieści historycznej “Jeszcze się kiedyś spotkamy”. Jako że szczerość niezmiennie pozostaje moją domeną, stwierdzę, iż “Szkoła żon” skonfundowała mnie do imentu. Reklamowana jako lektura idealna na Walentynki o feministycznym wydźwięku, zafrapowała mnie nie tyle tendencyjnością niektórych kreacji, co mnogością detalicznych scen przeznaczonych dla dorosłych czytelników. Myślę, że oznaczenie +18 powinno się znaleźć z tyłu okładki. Idąc za radą samej Autorki, postanowiłam pominąć część treści, co okazało się dobrym rozwiązaniem. Lubię, gdy na tego rodzaju “wtręty” w odpowiednich chwilach jest opuszczana kurtyna słów. Mój świat składa się z niedopowiedzeń i niedookreśleń - i na szczęście z większości takich składa się kontynuacja, czyli “Pensjonat marzeń”. Myślę, że gdyby obie opowieści podał w takiej formie pisarz-mężczyzna, spotkałby się z dużą dozą żeńskiej krytyki. Tytułowa placówka uczy bowiem chociażby sprawiania oralnych przyjemności panom (opisane jedynie w zarysie, odetchnęłam), doceniania własnego ciała (dość burzliwe psychologicznie) czy bezwstydności. Różnego rodzaju zabawy mają prowadzić do tak zwanego wyzwolenia i stawiania siebie na pierwszym miejscu, jednak nie odmówię im kontrowersyjności. Czyż nie ona jednak, prowokująca do rozlicznych dyskusji, jest jednym z celów literatury? Poza głównymi osiami narracji, czytelnik poznaje także zawiązujące się przyjaźnie, związki i znajomości, które wciągają złożonością zwichrowania jak niejedna telenowela. Często tragiczna przeszłość bohaterek porywa w swój świat - szalejący jak w kalejdoskopie i prowadzący do wielu wariacji na temat słowa: samoprzemiana. Kto stroni od ulepszeń, ten stoi w miejscu, zatem na koniec pozostaje mi stwierdzić, że była to intrygująca współczesnością wariacja na temat sztuki Molière “Szkoła żon”, w jakiej zazdrosny bohater zostaje zwiedziony na manowce przez zmyślną kobietę a dusza okazuje się mieć o wiele więcej barw niż początkowo można było zakładać. Jako że ten ożywczy i na wskroś zaskakujący powiew w literaturze przybliżam w jednej recenzji, odstąpię od oceny punktowej. Ciężko mi się o nią pokusić - pierwsza część subiektywnie zakrawa dla mnie o obrazoburczą, a druga jest lekką, relaksującą przyjemnością. Ciekawy zabieg wzbudzania emocji w czytelniku. Już nie mogę się doczekać, czym wielowymiarowa twórczość Magdaleny Witkiewicz zaskoczy nas kolejnym razem – z przyjemnością opowiem Ci o tym historię. 

(...) przenosiła się w świat fantazji. Razem z bohaterami przeżywała bajeczne życie, pełne marzeń, snów, radości i miłości...” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)