Simon Sebag Montefiore - Romanowowie 1613-1918 - recenzja

by - 19:23:00

Romanowowie w końcu znowu będą razem.  

Długo zastanawiałam się, jak rozpocząć historię o najlepiej skonstruowanej propozycji literackiej, jaką miałam okazję poznać w życiu. W dodatku przedstawiającej tak ważką dla mnie tematykę. Czytanej powoli, uważnie, z szacunkiem. Kres rozważaniom przyniosło powyższe zdanie; przysłowiowa kropka nad i, zamykająca ostatni akt sztuki teatralnej stworzonej przez Montefiore. Tak jak jego dzieło nie jest bowiem zwyczajną książką, a artem podzielonym na sceny, tak Romanowowie nigdy nie zaliczali się do ordynaryjnych osób. Dopiero w 2015 roku, a więc niemalże wiek po najmroczniejszym wydarzeniu ogólnoświatowej przeszłości, czyli bestialskiej egzekucji osiemnastu członków rodziny carskiej, zostało wznowione śledztwo, pozwalające rozliczyć ten przerażający rozdział dawności i oddać należną cześć zmarłym, próbując złożyć ich kości obok siebie. Nigdy nierozdzieleni za życia, do jednakiej jedności mieli prawo po okrutnej śmierci. Romanowowie w końcu znowu będą razem. A ja, samomianowany opowiadacz historii o historiach, przybliżę Ci kolejną z nich. Tą z dziejami wieków w tle, a jednak zawsze, po pierwsze, na wieczność i przede wszystkim – o ludziach. Bo o nich traktuje pełnowartościowo wielowymiarowa, każdopłaszczyznowo kompletna kronika Montefiore. 

O koronowanych wbrew woli i przyjmujących czapkę Monomacha z obowiązku. Przyuczanych do roli władcy od urodzenia oraz noszących klejnoty jak brzemię. Odbierających je poprzednikom; zaślepionych żądzą. Rządzących jak ślepcy lub wizjonerzy. Wyprzedzających epokę albo cofających się o dwie. Wypełniających wysłannictwo Boże czy kalających Cerkiew. Pretendujących i pretendowanych. Przeklętych i przeklinających. Kochających, nienawidzących, tworzących, rujnujących... zdradzonych o świcie. Sprzeniewierzonych, kiedy los Romanowów zatoczył przerażające koło - na carze Michale I się zacząwszy a Michale II skończywszy. Oto historia dynastii, której burzliwe losy przeżyły ją samą, czyniąc nieśmiertelną. Ku przestrodze, podziwowi i pamięci. иногда любовь бессмертна - как и семья. 

“Jak obliczono, po objęciu tronu przez Romanowów w 1613 roku imperium rosyjskie powiększało się o 142 kilometry kwadratowe dziennie, to jest o ponad 50 tysięcy kilometrów kwadratowych rocznie. Pod koniec XIX wieku władało ono jedną szóstą powierzchni Ziemi lądowej i ciągle się rozszerzało. Romanowowie mieli we krwi budowanie imperium.” 

Słowem wstępu całkowicie zbieżnego z moimi poglądami: “Cokolwiek się sądzi na temat Rosji, jej kultura, dusza, istota zawsze były wyjątkowe, a wyjątkowość tę starała się uosabiać jedna rodzina.” 

Niełatwo zapanować nad niewielkim państewkiem - nawet takim, które w znacznej mierze jest zurbanizowane, a jego mieszkańcy to kulturalny i spokojny lud, jakiego tożsamość społeczna wykształciła się wiele wieków temu. Konkretyzacja ogólnych pragnień, nienasączona wojnami i poddaństwem historia, prostość terenów geograficznych i układność osobowościowa. Wielobarwna stolica, dookoła jakiej mnożą się mieściny o brukowanych uliczkach, okolone niekiedy tylko parkiem o przystrzyżonych drzewach. A teraz wyobraź sobie, że pewnego dnia otworzyłeś rozpadające się drzwi chaty i usłyszałeś, że jesteś carem Rosji. Zgromadzeni wysłannicy padają przed Tobą na kolana, ktoś zaczyna błagać, inny się modli. Masz dopiero szesnaście lat, a właśnie proszą Cię, byś zapanował nad skrajnie podzielonym, nieopisanie dzikim i przerażająco ogromnym państwem, którego powierzchni nawet nie potrafisz sobie wyobrazić. Właśnie taki los stał się udziałem pierwszego władcy Rosji z dynastii Romanowów - Michała I, jaki stanął na wysokości szokującego zadania i rządził przez 32 lata. Rzeczywistość, w której znalazł się ten przecież młodziutki chłopak, przytłoczyłaby zapewne dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa - jeśli nie więcej. Dopiero w roku 1380 Rosja rozpoczęła mozolny proces uwalniania się spod tatarskiego jarzma, próbując stworzyć własne, unikatowe i w pełni niezależne państwo. Jeśli sądzisz, że car Michał I zastał swój kraj we względnym ładzie po ponad 230 latach, muszę Cię rozczarować. To opowieść na inną historię, jednak powinieneś wiedzieć, że kraina ta nigdy wcześniej, ani nigdy później nie była podzielona tak bardzo jak w roku 1613.  Wciąż targana Wielką Smutą, czyli tragicznym dla społeczeństwa czasem między śmiercią ostatniego władcy z uprzedniej dynastii Rurykowiczów a stabilizacją, którą po części zapewnił dopiero Michał I, właściwie znajdowała się w stanie gospodarczej wojny domowej. Będący rosyjską szlachtą feudalną bojarzy nie mogli dojść do porozumienia z frakcjami kościelnymi, również niechcącymi ustąpić na żadnym polu, a najniższe warstwy ludności pragnęły zyskać choć nieco swobód - lub mieć możliwość poprawy swojej bytności. Język składał się jeszcze w dużej mierze z zachodnich zapożyczeń, kary cielesne nawet w domach prywatnych przypominały wczesne średniowiecze, a o jakiejkolwiek duszy rosyjskiej słyszał może pop w Cerkwi. Czy przed szesnastoletnim Michałem I zmaterializowało się proste zadanie? Łatwo dziś oceniać jego niepewność, przekazywanie władzy co rusz innym doradcom czy niektóre zaskakujące decyzje, a nawet zarzucaną marionetkowość. Prosto jednak piętnuje się historię z perspektywy teraźniejszości, o mnóstwie aspektów nie mając pojęcia. A jednak to właśnie Michał I zakończył wojnę szwedzką, wyniósł dynastię Romanowów na tron i stworzył podwaliny do stworzenia wielkiego, jednorodnego państwa rosyjskiego, mającego stać się ogólnoświatową potęgą po czasy współczesne. 

Kontynuatorem misji zjednoczenia Wszechrusi i nadania jej świetności był drugi z carów - Aleksy, do którego niebezzasadnie przylgnął przydomek “Najcichszy”. Ten inteligent od lat przygotowany do objęcia roli cara, panował przez 31 lat. Nie znosił głupców, posługiwał się ostrym jak brzytwa językiem, pisywał wiersze i często zamykał się w swoich komnatach, by rozmyślać nad kolejnymi reformami. W 1648 przyczynił się do wdrożenia w życie nowego zbioru praw, jaki nareszcie opanował szlachtę i jej krwiożercze zapędy, a przy tym obowiązywał aż do 1861 roku (!). Rządził ręką nieznaną dotychczas temu w dalszym ciągu dzikiemu państwu - rozumiejąc, że jednocześnie z pozoru musi budzić trwogę, przybierając coraz to inne maski, a wewnętrznie zastanawiać się, w jaki sposób załagodzić nastroje społeczne i zadbać o intelektualno-formalną kondycję kraju.  

Jego następca, Fiodor III w chwili objęcia tronu był czternastoletnim astmatykiem, który nie odznaczył się niczym szczególnym. Sześcioletnie panowanie władcy składało się głównie z chorowania i zostało przerwane przez naturalną śmierć. Teoretyczne władanie objęło niemowlę - Iwan V, w którego imieniu rządzić miała regentka Zofia. A potem nastał czas świetności, zmyślnego szaleństwa, kreacji, siły, zmyślności, prawdziwego wodzostwa i wizjonerstwa – czyli okres panowania Piotra I Wielkiego, jaki stuprocentowo słusznie został obdarzony właśnie takim przydomkiem. To mój ulubiony z carów. 

“Nagrody były olśniewające, kariery zawrotne, upadki nagłe, a koniec często tragiczny.” 

Piotr I Wielki rządził Rosją przez 43 (!) lata, na zawsze zapisując się na kartach historii swoją charyzmatyczną wyjątkowością. Choć początkowo nie budził sympatii, kojarzony przede wszystkim z wiecznie towarzyszącym mu wszechpijanym synodem, składającym się z trupy teatralnej, karłów i różnych dziwów, wkrótce pokazał, w jaki sposób car powinien zarządzać krajem tak wielkim i dzikim jak Rosja. Był samodzierżawcą stworzonym do tej roli, emanującym siłą, witalnością, posłuchem i... pewną dozą szaleństwa. Prowadził ze stuprocentową pasją wyniszczającą misję modernizacji Rosji, znajdował stronników odpowiednich do powierzanych im zadań, rozbudowywał siły zbrojne i dopasowywał elity do własnej wizji – miast czynić je elementem krajobrazu. Za jego panowania powstały pierwsza rosyjska flota, baza morska, a armia nareszcie była bytem z prawdziwego zdarzenia. Dla Piotra I Wielkiego wojna była środowiskiem naturalnym. Starczy nadmienić, że prowadzona wówczas ze Szwecją potrwała 18 lat i została rozstrzygnięta na korzyść Romanowów. Za sprawą najbardziej przeze mnie podziwianego spośród carów powstały także Twierdza Pietropawłowska i najpiękniejsze miasto świata, czyli Petersburg, jaki w założeniu Gosudara miał być pomnikiem zwycięstw zmodernizowanej Rosji. Nieszablonowe jest nie tylko Piotrowe władztwo skrojone na miarę dla ówczesnych czasów, ale także jego relacja z żoną - Katarzyną, która drogę do carowej przeszła od... praczki. Miłość szokująca, wyniszczająca, niekiedy pozbawiająca zahamowań i nie zawsze wierna, a jednak nade wszystko wielka. Temu inspirującemu przywódcy zawdzięcza się istnienie dzieł architektury – Pałacu Zimowego, Pałacu Letniego i Carskiego Sioła, ale także rzeczy przyziemnych... takich jak korespondencja z wielbioną Katarzyną, mogąca co wrażliwszych epistolografów przyprawić o mnogość wzruszeń. Podczas gdy wielonarodowe zespoły architektów pracowały nad kolejnym etapem modernizacji miast, tabela rang oferowała zaszczyty zasłużonym, a kodeks wojskowy swoją drakońskością zmilitaryzował kraj, Piotr stał się imperatorem, który wciąż pisał do Katarzyny o nieskończonej miłości. Zapewne dlatego, kiedy ucztował na nowo zwodowanej fregacie, troszcząc się o jego coraz wątlejsze zdrowie, ta płynęła obok małą łódką i nawoływała: “czas do domu, Staruszku.” Wkrótce usłuchał, pozostawiając nieutulony w żalu kraj i kobietę, dla jakiej być może uczynił Rosję wielką, zgodnie z własnym przydomkiem. Na krótko, bo zaledwie dwa lata, władza nad krajem w niemalże idealnym stanie spoczęła w rękach pierwszej imperatorowej, czyli Katarzyny I.

Myślę, że niektóre pary nie potrafią żyć bez siebie na tym czy innym świecie - po tym, jak dołączyła do tego, przy którym trwała całe życie, stery przeszły w dłonie jedenastoletniego Piotra II, już wówczas ceniącego umiar, sławetną rosyjskość i... bierność, zapewne w kontrze do poprzednika, z którego cienia nie dało się nijak wystąpić. W latach 1730-1740 koronę przejęła imperatorowa Anna, która posiadała świtę przyboczną tak jak jej wielki Poprzednik – jednak miast się z nią bawić, nawiązując przyjaźnie, a za dnia zmieniając świat, słynęła z jej dręczenia. Próżna, okrutna i występująca o pokój, gdzie tylko się dało, roztrwoniła wiele zdobyczy Piotra I. Następnie przez rok na scenie znalazł się Ivan VI - choć lepiej byłoby stwierdzić, iż leżał w kołysce, bo w chwili zostania carem miał 6 tygodni. Panowanie regentki Anny Brunszwickiej nie potrwało długo, przechodząc we władztwo kolejnej z kobiet - Elżbiety. Morderczyni męża, dla której rzekomo wielu poddanych dałoby się wychłostać knutem, potrafiła stworzyć grono najbliższych doradców z osób, które słynęły z zadaniowości i tańczyły dokładnie tak, jak imperatorowa im zagra.  W trakcie jej zarządzania Rosją powstały zalążek Ermitażu, Uniwersytet Moskiewski czy Akademia Sztuk Pięknych. W roku 1761 przez rok władał Piotr III, nie naznaczając kart rosyjskiej historii czymkolwiek widowiskowym. Po nim jednak nastało 35 (!)-letnie panowanie kobiety, która pozostała nieśmiertelna. Zmarłszy w wieku lat 68, przez całe życie szukając tylko tego jednego, wielkiego uczucia, jakie nigdy nie nadchodziło mimo niezliczonych zakochań, opuściła nieutulone w smutku państwo, rzesze rozpaczających adoratorów i... taką kolekcję sukien, że z pewnością niejedna dama planowała zamach na jej garderoby - często zresztą bardziej okazalsze od sypialni. Pewnym jest, że w historii mojego ukochanego kraju nigdy wcześniej ani nigdy później nie zaistniała tak ikoniczna kobieta. W każdym tego słowa znaczeniu.  

“Wszelkie rangi zostają za drzwiami razem ze szpadami i kapeluszami. Zaściankowość i ambicje także powinny pozostać za drzwiami. (...) Nie należy publicznie prać brudów i wtykać nosa w nie swoje sprawy, dopóki się nie wyjdzie.” 

Katarzyna II Wielka zarządzała wielką Rosją w modelu, który można by określić mianem oświeconego despotyzmu. Długie panowanie rozpoczęła od przemiany zasad spotkań towarzyskich, próby zrównania warstw społecznych oraz zreformowania sądownictwa. W 1767 powołała do życia Komisję Prawodawczą, której przyświecać miały sprawiedliwość, porządek i rozum. Odziedziczywszy po poprzednikach zmodernizowane, wierne oraz zmotywowane wojsko, chętnie posyłała je do walki. Mawiała, że jej żołnierze walczyć z Turkami idą w nastroju weselnym, a poza tym twierdziła, iż podczas gdy przeciwnicy padają jak kręgle - jej wojacy “stoją twardo, chociaż bez głów.” Nie wszyscy przepadali za carycą, umiejącą jednak doskonale w gry salonowe. Jej przyboczny hrabia Grigorij Orłow udanie łagodził polityczne nastroje. Zapewne Katarzyna II Wielka byłaby idealną osobą na tronie, gdyby nie fakt, iż nie cała jej uwaga koncentrowała się na zawiadywaniu wielomilionowym imperium. Znaczną część kierowała ku coraz to innym kochankom. Nieustraszony polowator w codziennie innej sukni, zwyczajnie musiał wciąż mieć cel w spodniach do zdobycia. Po nim najczęściej carowa traciła zainteresowanie i odsyłała kochanka bogatszego o nowy majątek i wypłacaną pensję. Jednym z takich utrzymanków stał się zresztą najgorszy spośród królów polskich, czyli Stanisław August Poniatowski. Oddelegowywani od czczenia stóp carycy płakali, błagali i rozpaczali, ale kobieta pozostawała nieugięta. Gdzie bowiem element zabawy w próbie ustrzelenia elementu, jaki ustrzelił się sam? Pora na kolejną ekscytującą podróż w nieznane... Jedna z nich przywiodła przed podziwiany przez wielu majestat carycy sławetnego Potiomkina. I tu znowuż miłośnicy epistolografii, ze mną na przedzie, mają dwa skrzące się diamentami serca w oczach zamiast źrenic, bo prowadzona między tą dwójką korespondencja listowna przywodzi na myśl tę toczoną wiele lat później w Polsce pomiędzy Przyborą a Osiecką. Płomienny romans, miecz obosieczny, ze sobą źle - bez siebie znacznie gorzej, przyjaciele z korzyściami, wierni doradcy, zabawni koledzy; bez wątpienia jedna z najciekawszych historii miłosnych wszechczasów. Potiomkin nie zasłynął jednak tylko ze wzniosłych słów, a współrządził z Katarzyną Wielką. Zawdzięcza się mu utworzenie portu w Chersoniu, flotę Sewastopola czy tę zgromadzoną w Odessie. Wytrawny militaryk, razem z zawsze swoją carycą pewnie zawojowałby świat. Być może, gdyby nie fakt, że: “Wrogowie danego kraju mnożą się proporcjonalnie do odnoszonych przez niego sukcesów.” Rosji groziła potrójna wojna, państwowe samodzierżawie było atakowane przez rozprzestrzeniających się frankofili, a najdroższy sercu Katarzyny Potiomkin, największy z ministrów służących Romanowom, zmarł wracając z podróży - prosząc swoją “mateczkę” o przebaczenie, że ją opuszcza. Pięć lat później (można zauważyć, że rosyjska historia tej dynastii już bliźniaczą sytuację widziała) do Najwyższego zawędrowała również Katarzyna Wielka. Ostatnie lata panowania zapisały się w pamięci otoczenia jako intensywna degrengolada - bezskładna i bezładna. Być może wieczny drapieżnik; poszukiwacz miłości w jej osobie zrozumiał wówczas, że kiedyś znalazł już tę jedyną i musi za nią podążyć. W innej wersji, wyniszczona kobieta padła ofiarą spisku, choć wolę wierzyć w pierwszą.  

W 1796 rządy objął Paweł I. Choć jego panowanie potrwało zaledwie pięć lat, zdobył się na czyn z pewnością porządkujący obejmowanie władzy w Rosji. Wprowadziwszy zasadę męskiej primogenitury, ustanowił dziedziczenie tronu w niechaotyczny sposób. Wcześniej cesarz mógł mianować następcą właściwie dowolną osobę (inną kwestią pozostawało czy będzie faktycznie carować choć dzień) - od teraz dziedziczyć miał najstarszy męski potomek rodu. Pawła w społeczeństwie darzono ogromną niechęcią, czemu trudno jakkolwiek się dziwić. Fanatyk niemieckich porządków, próbował zabić wszelką rosyjskość i barwność, wprowadzając niemalże pruskie panowanie i zgermanizować swoich rodaków. Żołnierze byli wtrącani do aresztów za zbyt krótki warkocz na zachodnią modłę, tak samo postępowano z cywilami na ulicach, którzy nie maszerowali niczym w garnizonie. Wszystko, co słowiańskie, nie przedstawiało dla cara absolutnie żadnej wartości. Poza słusznie powziętą zasadą primogenitury, w naturze pojawiła się przeciwwaga – po śmierci Paweł I również okazał się bezwartościowy. Jednostka mająca rygorystyczno-psychopatyczne, pruskie skłonności i manię własnej wielkości nigdy nie będzie odpowiednią na rosyjski tron. Na szczęście historia nie wybacza ani nie zapomina. 

Następcą Pawła został Aleksander I, który na nowo rozbudził nadzieję państwa z uwagi na swoje dość liberalne poglądy i nieprzeniknione usposobienie. Pod jego ręką generał Arakczejew stawiał czoła niekwestionowanemu Bogowi Wojny, czyli samemu Napoleonowi Bonaparte. Drugim z najbliższych carowi ludzi, wspomagającym w tym najtrudniejszym militarnie czasie stał się Kutuzow - generał żyjący i zawiadujący armiami, choć... z odstępem 14 lat dwukrotnie postrzelony w prawy oczodół (!). Aleksander I bez wątpienia odznaczał się dużą dozą majestatu, co przyznawał sam Bonaparte, wielokrotnie spotykający się z carem również na stopie towarzyskiej. Ba, francuski Mistrz konfliktów zbrojnych sam przyznawał, że gdyby aktualny władca Rosji był kobietą, zostałby jego kochanką. Bitwa pod Borodino, wielki pożar Moskwy zrodzony z demonicznych iskier i w końcu... wkroczenie do Paryża w szampańskim, bo zwycięskim nastroju. Choć nie można powiedzieć, by Aleksander I rządził w czasach spokojnych, bo było wręcz przeciwnie, ten genialny taktyk otoczony odpowiednimi ludźmi, nie tylko jako jedyny pokonał Napoleona Bonaparte (do końca w pewien sposób podziwiając go i żywiąc doń sympatię - obustronną), ale i zajął stolicę Francji. Sprawdziło się tu powiedzenie, iż Rosji nigdy i nijak nie da się pokonać. Kongres wiedeński, nadanie Polakom konstytucji, utworzenie Placu Teatralnego, Czerwonego, Teatru Wielkiego... tak wiele sukcesów i osiągnięć. Zwieńczonych zasłużenie przez bardzo zagadkową śmierć. W wersji oficjalnej, wielki car zmarł chwilę po posmakowaniu słodyczy upragnionego związku. W innej, ustępując miejsca młodszemu, sfingował swoją śmierć, dokładnie tak jak na mistyka przystało i stał się wędrownym pustelnikiem. Czy serce rusofila rwie się ku tej drugiej? Oczywiście. Wiele dowodów zresztą na nią wskazuje.  

Mikołaj I to trzy okrągłe dekady panowania, czemu trudno się dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę jego doskonałe przygotowanie do powierzonej roli. Świetny autokrata, wzorcowy przykład jedynowładcy, zdający sobie równocześnie sprawę z wad samodzierżawia. Próbę poprawienia losów wszechruskiego społeczeństwa rozpoczął od utworzenia Kancelarii Osobistej Jego Cesarskiej Mości, która składała się z pięciu oddziałów i w założeniu miała pełnić wszechstronne usługi zarządczo-doradcze. Pałac Zimowy, znany zresztą w obecnym kształcie, został wówczas rozbudowany do, bagatela, 1050 komnat i aż 177 klatek (!). Pomimo początkowego entuzjastycznego nastawienia społeczeństwa do nowego cara, karta szybko się odwróciła. Komórki kancelaryjne utworzone przez Mikołaja I zaczęły hulać jak dusza im zagra – i zajmować się wszystkim, poza dobrem obywateli. Car nie czuł się pewnie jako władca, owładnięty wspomnieniami o tragicznych losach poprzedników, w związku z czym wkrótce głównym zadaniem była skrajna cenzura. Nawet list nie mógł zostać przekazany bez ominięcia Kancelarii. Wszelacy twórcy byli z kolei temperowani podstępami z rodzaju fałszywych egzekucji za wiersze czy prozę przeciwko carowi - przykładem takiej padł chociażby cudem ułaskawiony Dostojewski. Z perspektywy czasu można rzec, że Mikołaj I miał predyspozycje oraz dobre intencje – to jednak nie wystarczyło, by stać się wspominanym z zadumą samodzierżcą tak jak Piotr Wielki. Chwalonym – owszem. Jednak definitywnie nie najlepszym. Zabrakło zdecydowania, zbyt wiele było z kolei rozmieniania zarządzania na drobne, przez co całość sprawiała rozproszone wrażenie, widoczne przede wszystkim w trakcie wojny krymskiej. Mikołaj umierał jednak otoczony estymą i najbliższymi, ostatnimi słowy twierdząc, iż zrobił wszystko, co mógł, by przekazać poprzednikowi możliwie uporządkowaną i szczęśliwą Rosję.  

Aleksander II wkroczył na scenę w kryzysowym dla kraju momencie, ale z ogromnym przytupem - wszakże jego ojciec od dawna dokładał starań, aby jego syn miał możliwość przemienić nadany mu kraj w stuprocentową potęgę. Zamiast podpalać, obrał drogę przeciwną - gasił. Na dzień dobry zawarł układ pokojowy z Francją; te zresztą przychodziły mu z łatwością. Maska miłego, kokietującego człowieka, który w rzeczywistości snuł zmyślne plany na przyszłość, przylgnęła do niego na stałe. W 1864 powołał do życia niezależne sądownictwo z ławą przysięgłych, doszło też dzięki niemu do emancypacji 20 milionów (!) chłopów. Szyki spokojnych rządów, do jakich dążył przez cały okres samodzierżawia, zepsuło mu polskie powstanie. Chwilę potem otoczył się na stałe przyboczną strażą. Tak chroniony, oddawał się reformowaniu korpusu żandarmerii, jednocześnie... codziennie spotykając się w ogrodach z młodą kochanką i tocząc długie dysputy o literaturze, w jakich wykazywał ogromną wrażliwość. Przystąpił do Sojuszu Trzech Cesarzy, cały czas dążąc przede wszystkim do pokoju. Czy tego pragnęli ówcześni Rosjanie? Przeciwnie. Podczas gdy car mógł nareszcie zwieńczyć prywatnym szczęściem wręcz niesłychaną, pełną wieloletniego oddania historię zakazanej miłości, w narodzie wrzało. Zwycięstwo nad Turcją motywowało, zostało jednak zaprzepaszczone podczas konferencji w Berlinie. Aleksander rządził zgodnie z sumieniem i bezpretensjonalnie, nie stawiając na pierwszym miejscu ni ekspansji, ni zwielokrotniania rosyjskiej potęgi, jak to sobie poczynali jego poprzednicy. Pomimo straży, car nie mógł czuć się bezpiecznie, o czym za chwilę, bynajmniej jednak o to nie dbał, uczestnicząc w każdym z publicznych wydarzeń. A może nie chciał lub nie dostrzegał zacieśniającego się zewsząd zagrożenia? W dzienniku pisał:  

“Gdybym był prawdziwym pisarzem, zacząłbym swój dziennik tak: cóż za piękny, majowy dzień w tym raju natury, ale cóż za piekło w mojej duszy.” 

I kreśląc te słowa, nie miał wcale zaogniającej się sytuacji w kraju, lecz chwilowe rozdzielenie z ukochaną. Cóż. Zgrabny poeta, przykładny człowiek, ale czy zmyślny przywódca, pozostaje kwestią otwartą. Po pięciu zamachach (!) na własne życie, postanowił w końcu zapanować nad Rosją, powierzając tę misję Michałowi Lorisowi Mielnikowi, mającemu być kimś w rodzaju dyktatora-ogarniacza. Nieszczególnie przysłużył się sprawie, jako że już wkrótce rosnące w siłę, antycarskie bojówki terrorystyczne dokonały siódmego (!) zamachu na życie cara. Wychodzi na to, że nie zawsze 7 jest szczęśliwą cyfrą. Aleksander II zmarł godnie – dowieziony do ukochanej rodziny, która pogrążyła się w szczerej rozpaczy. Po części zasłużony Gosudar - może tylko nieprzystający do czasów, w jakich władał.  

Takim nie był również jego następca, Aleksander III, którego można by bez przesady określić najbardziej dobrotliwym z władców. Do imentu zakochany w żonie, nieposiadający kurtyzan, wolne chwile spędzający na zabawach z dziećmi, zamiast na pijatykach. To jemu świat zawdzięcza największe na świecie biżuteryjne dzieła sztuki, czyli jaja Fabergé, których stworzenie car zlecał... na najważniejsze święta, by były odpowiednio wyjątkowym prezentem dla carycy i ich potomków. Niesamowite jak na władcę Rosji relacje rodzinne, pełne szczerego oddania i niczym nieskażonej miłości, nie przełożyły się jednak na szczególnie jakościowe panowanie. Powstały czarne biura, cenzurujące już absolutnie wszystko, na co cesarz... reagował prostodusznie. Rządy tak naprawdę sprawowała nadużywająca władzy administracja. Sytuacja polityczna nie napawała optymizmem, w przeciwieństwie do gospodarczej. Aleksander III skupił się bowiem na owej dziedzinie, rozbudowując przemysł włókienniczy czy ropny, a przy tym finalizując coś ogromnego – Kolej Transsyberyjską. Być może władca dopiero “się rozkręcał” i za chwilę dzierżyłby berło wszechstronnie oraz przekuwał Rosję w potęgę także pod innymi względami. Dowiedziano by się tego, gdyby nie zapalenie nerek - śmiertelna choroba, w której towarzyszyła mu zapłakana rodzina. Jedne z ostatnich słów cara doskonale oddają jego charakter: “Jeszcze przed śmiercią poznałem anioła - ucałował jej rękę. Biedna kochana Minny.” Odmówiwszy modlitwę, odszedł jak żył - bez melodramatów, opuszczając głowę na pierś żony. Nie muszę dodawać, iż Aleksander III skradł moje serce. Przyszły i ostatni prawdziwy car Rosji zapisał wówczas w dzienniku: “To była śmierć świętego.”  

Jak wielki stanowiła kontrast i jak cerkiewnie święty spokój z niej emanował, o tym przekonają się ostatni Romanowowie. Mikołaj II w mojej osobistej opinii, jaką potwierdza zresztą znaczna część historyków, był najmniej przygotowanym do roli cara władcą, który trafił na absolutnie najgorsze czasy swojego państwa - pod każdym względem. To nie był samowładca przeznaczony na tak burzliwy okres dziejów. Śmiem wysunąć śmiałą tezę, iż dynastia Romanowów w dalszym ciągu święciłaby swoje triumfy, gdyby w roku 1894 koronowany został Piotr I Wielki. Mikołaj II nie wykazywał absolutnie żadnych emocji – zawsze poważny, spokojny i wiecznie milczący. Podejmowanie jakichkolwiek decyzji napawało go trwogą. Winy tego próżno jednak szukać w samym mężczyźnie; obarczając ją jego matkę, która jeszcze jako dwudziestolatka traktowała Mikołaja jak niedojrzałe dziecko – maminsynka, zwieszającego się z drabinek i bawiącego w berka. Obejmując tron, chciał wprowadzać zmiany powoli i z właściwym sobie spokojem, co było absolutnie niemożliwe, jeśli się spojrzy na ogień, powoli pochłaniający coraz większe połacie Rosji. Już sama naznaczona masakrą koronacja nie wróżyła w tym pełnym mistycyzmu państwie szczęścia. Choć za stratowanie się trzech tysięcy osób odpowiedzialny był stryj, prości chłopi wiedzieli swoje. Z jednej strony car żył na dworze z 500 dostojnikami, 15 tysiącami służących i 1300 urzędnikami dworu... wieczorami grając w karty i goniąc członków rodziny. Z drugiej mieszkańcom brakowało chleba, zawiązywały się groźne bojówki, a na scenę cały na czerwono wkroczył Lenin, oferując pożogę pod pozorem zmian losu tych podatnych na słuch najbiedniejszych - robotników, niemających za co utrzymać krewnych. Trwał srebrny wiek rosyjskiej sztuki i poezji - równorzędnie z bolszewickimi przemówieniami, pełnymi nierosyjskiego fanatyzmu, a jednak wsiąkającymi we właściwy grunt. A Nicky, jak nazywano cesarza, jak to Nicky. Niewiele mówiąc, ćmił papierosa, podczas spisu ludności, w fabryce “zawód” skromnie wpisując: “gospodarz ziemi rosyjskiej”. Jak się to miało do zbrodniczej agresji darzonego przeze mnie najszczerszą nienawiścią Lenina w kraju, w jakim niewiele się dzieje, a nie poprawia nic? Mikołaj niczego nie żądał i pozwalał rządzić swoim ludziom, którzy nie mieli żadnych predyspozycji do piastowanych stanowisk. Taki władca, osobowość tragicznie wyzuta z charakteru przez nadopiekuńczą matkę, z którą zresztą korespondował i prosił o radę aż do śmierci, stanęła naprzeciwko eserowskich bojówek oraz leninowskiej Socjaldemokratycznej Patrii Robotniczej Rosji. To nie mogło potoczyć się dobrze... Na domiar złego, pozycję Mikołaja wciąż osłabiał brak męskiego potomka rodu. Gdy po czterech córkach w końcu się narodził, cierpiał na skrywaną przed narodem hemofilię. Dziedzic był kochany, jak i cała rodzina – ale jednak nie poprawił carskiej sytuacji. Nie uczyniły tego także wojna z Japonią, bunty i robotnicze demonstracje, ani wysunięty przez władcę manifest październikowy. W końcu powstania pracujących krwawo stłumiono, zwiększając nienawiść ludu do samodzierżawcy. Czarnosecińcy faszyści szybko wzięli wet za wet, mordując niezliczoną ilość funkcjonariuszy państwowych. Mikołaj zaś dalej w listach do matki zaklinał rzeczywistość, prosząc, by nie doszło do wielkiej wojny. Samowładztwo bez samowładcy profetycznie podsumował pisarz Błok: “I widzę nad Rosją skroś nocy / Blask cichych, rozległych pożarów...” I tak nadeszła pierwsza wojna światowa. 

Carewiczowi Aleksowi nie można było odmówić pogody ducha, kiedy wizytował wojska wespół z ojcem – zawsze, gdy tylko stan zdrowia mu na to pozwalał. Często noszony na noszach, skrycie miał tylko jedno marzenie: rower, na jaki nigdy nie wsiądzie. Inteligentna carewna Aleksandra wykonała w lustrze pierwsze selfie. Caryca chorowała, próbując pod nieobecność męża mieszać się nieudanie w powierzone jej sprawy państwa, a Mikołaj nie chciał jeszcze wierzyć w rzeczywistość. Umawiał się z odwiedzanymi krewnymi na spotkania za kilka miesięcy. Te, do których nigdy nie doszło. W końcu, zbyt późno względem sytuacji, podjął decyzję o powszechnej mobilizacji Rosji, zbierając największą armię w historii dziejów - liczącą sobie w trakcie całej I wojny światowej 15 milionów ludzi (!), z czego 2 oddały życie. Sklecone naprędce wojsko nie radziło sobie najlepiej, w związku z czym Mikołaj II patriotycznie sam objął dowodzenie. Tymczasem niechęć względem rodziny Romanowów w kraju potęgowała wszechobecność przyklejonego do nich Rasputina, który uważał się za głosiciela prawd bożych, nałogowo omamiał niewieście umysły (by w końcu zawładnąć i tymi rodziny carskiej) i stał się kimś w rodzaju przywódcy niewielkiej i elitarnej sekty, cieszącej się decyzyjnością w państwie, nieuzasadnionymi wpływami oraz konszachtami. Niegodne człowieka usunięcie Rasputina ze świata niewiele zmieniło. Każdy obywatel Rosji miał przed oczyma niechlubną przeszłość. W końcu makiaweliczni bolszewicy ruszyli do boju i zwyciężyli, o czym zszokowany car dowiaduje się po fakcie. Podobnie jak o tym, że na jego i całą rodzinę został wydany wyrok. Wszak zagraża Matuszce Rosji... Zmuszony car abdykuje, uwalniając z obowiązku także cierpiącego na hemofilię syna. Ostatnim z rodu teoretycznie jest Michał II (jak tragicznie historia domyka swe koło!), który jednak oddaje władzę bolszewickiej zarazie po jednym dniu (!).  

Początkowe pozostawanie pod strażą ostatni Romanowowie znoszą dobrze. Mikołaj twierdzi nawet w zapiskach, że więźniem pozostawał przecież całe życie. Zwykła egzystencja – tyle że pod kolbą. Wkrótce jednak Lenin ponosi klęski i obawia się o stabilność swej władzy. Uwięzienie zmienia na nakaz egzekucji - utrzymując, że bez niej nie tworzy się Państwa. Służba Mikołaja II prosi tylko, by móc umrzeć ze swoim cesarzem. Życzenie się spełnia... Uralscy komisarze w porozumieniu z Leninem, po czym w papierach nie pozostanie nawet ślad, egzekwują postanowienie. Romanowowie z godnością i humorem przystępują do ostatniej w życiu mszy. Czy wiedzą, że to ich ostatnia modlitwa? Nic na to nie wskazuje. Wybudzeni przez strażników w ciągu nocy, mają szybko spakować najpotrzebniejsze rzeczy i się ubrać. Rzekomo ich życiu zagraża niebezpieczeństwo i nie mogą pozostawać już w Jekaterynburgu. Ostatnim więzieniu, w jakim zamalowano nawet okna, by nie przepuszczały radosnych promieni słonecznych. Tak, nocą - a żeby było w ścisłej tajemnicy, na ciężarówkę poczekają w piwnicy. Siedmiometrowym pomieszczeniu, oświetlonym zwisającą z sufitu żarówką. Obleczony w mundur car wnosi carewicza Aleksego. Sadza go na jednym z dwóch przyniesionych krzeseł i staje przed nim. Obok caryca i cztery carewnymłode, rozkwitające kobiety w kwiecie wieku – okoleni przez najwierniejszych służących. Ostatnia, zatrzymana na zawsze w czasie stopklatka...  

Trzynastu, a później tylko dziewięciu mężczyzn, każdy z wcześniej przydzieloną ofiarą, szykuje broń, odczytując budzący rozpacz wyrok egzekucyjny. Strzelają. Kilkudziesięciokrotnie. Stojąc naprzeciwko grupy; zapomniawszy, że to ludzie naprzeciwko ludzi, wystrzeliwują magazynki. Nie żyją Mikołaj II, Aleksandra i dwójka służących. Carewicz siedzi otępiały na krześle. Wielokrotnie raniony, wciąż żyje. Kilkudziesięciokrotnie dźgnięty bagnetem, zawodzi. Masakrujący nie wiedzą, że wszystkie dzieci wszyły w bieliznę klejnoty, mogące kiedyś przydać się do ucieczki. Posłużyły do niewyobrażalnego zwielokrotnienia cierpień. W końcu niedoszły car milknie po strzale w głowę. Cztery córki dalej żyją. Młode Rosjanki, dawniej żartujące z oficerami, akronim OTMA, pełgają po podłodze i... nie chcą dać się zabić. Osłaniane obszytą klejnotami bielizną, walczą w śmiertelnych pancerzach. Oprawcy wpadają w szał. Dźgają w zapamiętaniu. Skaczą po zwłokach, łamiąc kości. W końcu nie oddycha już nikt, a dumni twórcy najbardziej bezwzględnej, bezlitosnej, barbarzyńskiej, po prostu ***** niewyobrażalnej masakry, jaka do dzisiaj mrozi, łamie serce i wyciska łzy, dumnie chełpią się czynem, raportując, że w piwnicy było ślisko od krwi i mózgów jak na lodowisku... Zwłoki zostają zrabowane z kosztowności, a następnie bezimiennie pochowane – rozdzielone, poćwiartowane, oblane siarką, palone w leśnych grobach. W tym czasie innych pozostałych przy życiu członków rodziny stadnie rozstrzeliwują. Jak bydło. Choć może je traktuje się lepiej. (O zbrodni tej głośno opowie dopiero Jelcyn, mówiąc, iż wiele chwalebnych kart rosyjskiej historii wiąże się z historią Romanowów - jednak również ta najsmutniejsza. W 2000 roku, nareszcie, Mikołaj II wraz z całą rodziną zostanie kanonizowany. W 2015 komisja śledcza Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wznowi dochodzenie, próbując odnaleźć wszystkie szczątki rodziny Romanowów. Proces ten trwa do dziś.) Ella, siostra carycy zostają wraz ze stryjem cara i najbliższymi wrzuceni do wąskiego, wypełnionego wodą szybu. Nie utonęli, zatem zaczęto wrzucać do niego granaty. I to nic nie dawało, a z wewnątrz dochodził głośny śpiew, indagujący: “Boże, ocal Twój lud.” Ucichł dopiero, gdy podpalono go zebranymi gałęziami... Niezłomnie.

Taka to była dynastia. I moja o niej opowieść. I jedno pytanie na koniec. 

Jak wielkim rodem byli Romanowowie, że trzeba było tak wielu makabrycznych poczynań, aby spróbować wymazać ich z historii i... i tak ponieść klęskę?  

“(...) Romanowowie nie należą do odległego świata badań historycznych. W XXI wieku ich obecność pozostaje dojmująco realna, a wiedza o nich ma zasadnicze znaczenie dla rozumienia współczesnej Rosji oraz świata.” 

Jeśli myślisz, że moja historia o historii rodu Romanowów jest długa lub zdradza zbyt wiele – tkwisz w błędzie. To zaledwie zalążek i moja subiektywna opowieść, okraszona garścią faktów oraz ciekawostek, jakich niezliczoną ilość znajdziesz w propozycji literackiej Montefiore. To skończone dzieło stworzone ze starannością, ogromem wiedzy i pietyzmem, a przy tym ogromną zmyślnością. Miast przedstawiania po kolei sucho istotnych sylwetek Romanowów, Autor podzielił swoją sztukę na sceny i akty. Każde z nich rozpoczyna spis występujących postaci wraz z ułatwiającymi identyfikację przydomkami. Ubarwiony dialogami język kusi przystępnością, by poznać dzieje tych wielobarwnych władców, spośród których żadnego nie można ocenić jednoznacznie. Po cóż zresztą miano by to czynić tyle lat później - i z tak odmiennej, często zupełnie niezrozumiałej perspektywy? Te artystycznie przedstawione wycinki pasjonującej wschodniej historii chłonie się jak najlepszy serial. Przewróciwszy ostatnią stronę liczącej sobie ponad 700 stron propozycji, po raz pierwszy od dawna... poczułam się pusta; opuszczona przez opowieść. Znać Mistrza - zabawić się dziejami przeszłości tak, by otulić narracją czytelnika. Zaciekawić go, doinformować, rozbudzić pasję i cały sztafaż emocji. Bez przytłaczania faktami, bez dominowania nadmiarem wiedzy. Montefiore to kuszący gawędziarz, który na dodatek korzysta z mnóstwa wcześniej niepublikowanych źródeł - listów, fragmentów prasy, zapisków, dzienników oraz wielu innych, rzucających nowe światło na opisywane sprawy. Jeżeli to nie jest sztuką słowno-historyczną, nie mam pojęcia, cóż miałoby się nią stać. 10/10 - a gdyby nie formalności, moją ocenę okrasiłabym symbolem nieskończoności. To najlepsza książka popularnonaukowa, z jaką miałam do czynienia. Wydana solidnie, elegancko i z estymą, a przy tym pozwalająca zajrzeć za każdą z zakurzonych dziejami czasu kurtyn, odsłaniającą przeszłość państwa, którego być może jakaś przeszła ja była częścią. Choć już nie mistyk jak Aleksander i depresyjny poeta jak Mikołaj II, wciąż lubię wierzyć w baśnie. Uczestnictwo w koronacji w kapiącej złotem sali, szalony bal pod skrzącymi żyrandolami i wirowanie w tańcu w paradnej sukni. Ogrodowe spacery zimą, kaligrafowanie listów cyrylicą i śpiewanie pieśni w Cerkwi; pogrążona w szczerej i głębokiej wierze. Dotyk jajka Fabergé w dłoni, a może nawet własna komnata w Pałacu Zimowym. Kim byłam w istocie, nie wiem – wiem natomiast, kim marzyłabym być. Możesz nienawidzić swojej Rosji. Ja zawsze będę kochała swoją. 

A Romanowowie znowu będą razem. кто-то на небесах все еще танцует вальс 

“Postanowiłem sobie, że zawsze będę tak spokojny jak Dziadek.” 

You May Also Like

1 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)