Mark Galeotti - Wojny Putina - recenzja

by - 17:46:00

Imperium Rosyjskie – nazwa, która u sąsiadów kolosa budzi jak najgorsze skojarzenia, zaś w narodach, które położone są w bezpiecznej odległości – nieutuloną tęsknotę za mistyczną duszą jego mieszkańców. Czy się to podoba, czy nie – istnieje i stanowi zadziwiające zjawisko, jakiego nie było w historii świata. Od czasu podboju Syberii dokonanego w zasadniczej części w XVI stuleciu, Rosję co prawda można pobić, jednak nie da się jej opanować. Mądre głowy określają to mianem „głębi strategicznej”, która powoduje, że ewentualny przeciwnik, nawet cały czas zwycięski, zostanie prędzej czy później pożarty przez przestrzeń. Nie ma bowiem armii, która byłaby w stanie opanować trwale tak gigantyczny obszar. Bardzo boleśnie przekonał się o tym sam Bóg Wojny - Napoleon oraz niedościgły okaz nordyckiej urody, jakim był Hitler.  

Nawet ci, którzy nienawidzą Rosji z całego serca, nie mogą bez wielkiej dozy uznania myśleć o żelaznej konsekwencji, z jaką poszczególni carowie budowali swoje państwo i jego potęgę. Niewielkie księstwo, którego panowanie w XIV wieku ograniczało się do Moskwy i jej okolic, w ciągu czterech stuleci rozrosło się do niebotycznych rozmiarów, obejmując w 1866 roku blisko 24 miliony km² i pożerając po drodze wielką, bo liczącą blisko milion km² Rzeczpospolitą, obecne państwa bałtyckie, a nawet Finlandię, nie licząc ogromnej rzeszy innych podbitych narodów i ludów. Wydawało się, że wraz z bolszewicką rewolucją 1917 roku nastanie kres mastodonta, jednak szybko okazało się, że to próżne nadzieje. Z chaosu wychynął jeszcze większy potwór, który pod rządami Stalina rozciągnął swoją władzę na całą Europę wschodnią i południową z NRD, PRL, Czechosłowacją, Węgrami, Bułgarią, Rumunią, Jugosławią i Albanią włącznie. I gotował się do kolejnego skoku, chcąc dotrzeć nie tylko do Atlantyku, ale nawet objąć cały ziemski glob.  

Na szczęście załamał się pod własnym ciężarem i w 1989 roku nastała nowa „wiosna ludów”, przynosząca wolność poddanym ZSRR. W 1991 roku zawarto układ w Białowieży, na mocy którego powstała Wspólnota Niepodległych Państw, obejmująca teoretycznie całkowicie niezależne od siebie republiki. Trzonem nowego tworu była Federacja Rosyjska, „skurczona” do 17 100 000 km², jednak cały czas stanowiąca największe państwo na kuli ziemskiej z ludnością wynoszącą blisko 150 milionów mieszkańców. Na mocy tego paktu niepodległość, przynajmniej teoretycznie, uzyskały między innymi: Białoruś, Ukraina, Litwa, Łotwa, Estonia, Gruzja i wiele innych państw. Po raz kolejny wydawało się, że nadszedł definitywny kres dawnego Imperium carów; wielu nawet prorokowało jego rychły, całkowity rozpad. Największe nadzieje na taki rozwój wypadków budził ówczesny prezydent Federacji – Borys Jelcyn, człowiek bez żadnej wizji, a do tego nałogowy pijak. Słynna jest anegdota, według której „urwał” się on swojej ochronie podczas oficjalnej wizyty w Waszyngtonie i nad ranem został odnaleziony przez agentów Secret Service, gdy kompletnie „zawiany”, w samej bieliźnie próbował kupić pizzę u ulicznego sprzedawcy, wściekając się, że ten nie rozumie jego bełkotliwych słów, wypowiadanych w języku rosyjskim i nie chce przyjąć w rozliczeniu rubli i kopiejek. Ale to jeszcze nic... Jelcyn w drodze powrotnej miał odbyć oficjalną wizytę w Irlandii. Jak nakazują zasady protokołu dyplomatycznego, na lotnisku rozwinięto czerwony dywan, a na jego płycie pojawili się przedstawiciele rządu z samym premierem na czele, kompania honorowa wojska oraz orkiestra. Samolot z prezydentem Rosji wylądował punktualnie, otworzyły się drzwi luku wyjściowego, zagrały werble, wszyscy zamarli i… na tym się skończyło. Przez następne pół godziny oficjele wpatrywali się w maszynę, która po upływie tego czasu po prostu odkołowała i wzbiła się w powietrze. Jak się okazało, Jelcyn był tak pijany, że nie można go było dobudzić, tak samo zresztą jak wszystkich pozostałych członków delegacji, nie wyłączając doradców i ochroniarzy. Na pokładzie trzeźwy był tylko pilot, choć złośliwa plotka niesie, że też nie do końca.  

Takie zachowanie budziło grozę nie tylko w „wydelikaconych” państwach Zachodu, ale nawet w samej Rosji. Nie trzeba więc było długo czekać, żeby doszło do zmiany władzy, tym razem ujętej w ręce przez przedstawicieli tzw. siłowników, jak się określa ludzi mających związek z wojskiem i służbami specjalnymi. W zamian za gwarancje bezpieczeństwa, Jelcyn zrzekł się władzy i ogłosił powszechne wybory, które gładko wygrał mało znany wówczas Władimir Putin, dawny funkcjonariusz KGB, dotychczas pełniący obowiązki premiera. Objął stery rządów w 1994 roku i pewnie dzierży je do aż teraz. Szybko wyszło na jaw, że filozofia ich sprawowania prezentowana przez „nowego cara” jest zupełnie inna. Rosja zaczęła się zbroić i ponownie przystąpiła do mozolnego „zbierania ziem ruskich”. Szybko zaczęły się wojny, których celem było opanowanie państw, jakie w 1991 roku wybiły się na niezależność. Pierwsza ofiarą nowego kursu padła Czeczenia, niewielkie państwo położone na Kaukazie. Dumni górale, którzy nigdy do końca nie poddali się Rosji, a nawet wygrali z nią wojnę w latach 1994 – 1996, w końcu musieli ulec pod naporem olbrzymiej armii swojego sąsiada. Republika została włączona do Rosji, a jej ludność zdziesiątkowana – szacuje się, że zginęła 1/4 mieszkańców – około 300 000 ludzi, w tym ponad 40 000 dzieci. Stolica – Grozny zamieniła się w morze ruin. Następna była Gruzja. W 2008 roku, kiedy jej prezydent próbował siłą odzyskać terytorium Abchazji – popieranej przez Rosję zbuntowanej prowincji, ta udzieliła jej „bratniej pomocy”. Tym razem starcie Dawida z Goliatem nie przebiegło według scenariusza biblijnej opowieści. Gdyby nie interwencja ówczesnego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego, czołgi rosyjskie wjechałyby do stołecznego Tbilisi. Gruzja musiała przyjąć narzucony upokarzający pokój, który ostatecznie rozwiał sen jej elit o integracji z Zachodem i pełnej niepodległości. Obecnie Abchazja jest krajem całkowicie kontrolowanym przez Putina, a w samej Gruzji rządzą ludzie należący do całkowicie prorosyjskiej frakcji.  

Putin nie odpuścił też Białorusi. Na przestrzeni lat, ten graniczący z Polską kraj stał się de facto rosyjską kolonią, całkowicie uzależnioną od Moskwy pod względem gospodarczym i wojskowym. Wielu geopolityków prorokuje, że w niedługim czasie odrzucone zostaną wszelkie pozory i Białoruś po prostu zostanie włączona do Rosji, stając się jej integralną częścią.  

Kolejnym krajem, gdzie rozgościli się Rosjanie była Syria. W 2015 roku, na prośbę jej dyktatora, prowadzącego bezwzględną wojnę z własnym narodem, Putin wysłał parotysięczny kontyngent wojskowy, który szybko przechylił szalę konfliktu na jego korzyść. Symbolem stało się Aleppo, zdobyte po paroletnim oblężeniu, w czasie którego rosyjskie lotnictwo okładało bombami dzielnice zamieszkane przez cywilów. Obecnie sytuacja radykalnie się zmieniła – Syria została w całości opanowana przez rebeliantów, a Rosjanie w zasadzie wyrzuceni ze swoich baz. Te jednak, jak na to wszystko wskazuje, zostaną przeniesione do afrykańskiej Libii.  

Największe przerażenie świata wywołała jednak inna wojna Putina – 22 lutego 2022 roku wojska rosyjskie zaatakowały Ukrainę. Konflikt z tym państwem tlił się od 2014 roku, kiedy to zmieniło ono kurs na prozachodni. Rosjanie najpierw „po cichu” popierali ruchy separatystyczne w Donbasie i innych regionach granicznych z przewagą ludności mówiącej w ich języku, a w końcu zdecydowali się na pełnoskalową inwazję. I jak wszystko na to wskazuje, po początkowych, dotkliwych porażkach i tę wojnę wygrają, przy bierności krajów Zachodu. Pamiętać przy tym trzeba, że przed atakiem Putin wystosował ultimatum, żądając wycofania wojsk NATO za Ren i utworzenia w Polsce szerokiej strefy zdemilitaryzowanej, a więc de facto eksterytorialnej. I do teraz je podtrzymuje. 

Dla wielu analityków, zwłaszcza zachodnich, pozostaje niezgłębioną tajemnicą, jakim cudem kraj tak biedny i zacofany jak Rosja może „rządzić i dzielić, stanowiąc światową potęgę. Wystarczy wspomnieć, że minimalne wynagrodzenie w tym państwie wynosi w przeliczeniu zaledwie 835 złotych, a na prowincji, obejmującej zdecydowaną większość jego terytorium, 69% ludności ma dostęp do instalacji wodnej, 11% do ciepłej wody, 25% do toalety, 21% - centralnego ogrzewania, a 60% może korzystać z wanny lub prysznica. Wychowani w cieplarnianych warunkach nie rozumieją, że w społeczeństwie żyjącym według prawie średniowiecznych zasad „próg bólu” jest niebotycznie większy niż u ich pobratymców. W każdym innym kraju, który nie jest w stanie zapewnić swoim obywatelom podstawowych wygód, „gniew ludu” zmiótłby już dawno każdą władzę, jednak Rosjanie to naród cierpliwy. Jeśli wannę mogą zamienić na czołg, bez mrugnięcia okiem przystaną na taką możliwość. Ich Gosudarstwo nie buduje dróg, mostów czy nowoczesnych mieszkań, za to przeznacza prawie 40% swoich wydatków na zbrojenia. I bardzo dobrze, gdyż dzięki temu Matuszka Rosija będzie wielka, budząc przerażenie u wszystkich, którzy ją otaczają... 

Napisane przez Marka Galeottiego „Wojny Putina” są geopolityczną analizą dziejów Rosji w latach 1989 – 2022. Brytyjski historyk i ekspert wojskowości wiedzie czytelnika przez proces odbudowywania pozycji tego państwa od momentu rozpadu ZSRR, kiedy radykalnie spadło jego znaczenie, wskutek panującego w nim chaosu, aż do ponownego zajęcia pozycji globalnego mocarstwa. Dokonało się to na naszych oczach w zaledwie 30 lat. Twórcą nowej potęgi Rosji stał się Władimir Putin, który silnie ujął ster rządów w 1994 roku i nie oddał go do dzisiaj. Analityk dokładnie opisuje wojny, których stroną stała się Federacja Rosyjska, szczegółowo tłumacząc ich przyczyny, przebieg oraz skutki. A tych jest doprawdy wiele – obiektem agresji stały się: Czeczenia, Gruzja, Syria i w końcu Ukraina, na której kończy się narracja książki. Nie ukrywa przy tym straszliwych konsekwencji, jakie niosły one ze sobą dla ponownie podbijanych narodów i stawia pytanie, jak daleko jeszcze jest w stanie posunąć się rosyjski przywódca. Niestety, to groźne zagadnienie pozostawia otwarte, niejako w złowieszczym zawieszeniu. Nic w tym dziwnego, w końcu sami wkrótce będziemy mogli sobie na nie odpowiedzieć. 

Propozycja czytelnicza stanowi niewątpliwą gratkę dla wszystkich miłośników wojskowości – jej znaczną część stanowi charakterystyka sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej – ich doktryny, struktury organizacyjnej oraz używanego sprzętu. Liczne mapy ułatwiają zrozumienie przebiegu militarnych rozstrzygnięć, a kolorowe wkładki pozwalają na zapoznanie się z wyglądem ekwipunku. Narracja książki jest prowadzona bardzo płynnie i zgodnie z chronologią wydarzeń, dzięki czemu czytelnik może z wielkim zaciekawieniem i bez znużenia towarzyszyć procesowi odbudowy Imperium i zapoznawać się z kolejnymi etapami jego umacniania. Sam język jest zrozumiały nawet dla laika. Na szczęście Autor nie nadużywa specjalistycznego słownictwa i nie przytłacza zbyt wielką ilością faktów oraz technicznych szczegółów, co bardzo ułatwia recepcję tekstu, który podzielony jest na przejrzyste i logicznie rozplanowane części oraz rozdziały. Niewątpliwie mocną stroną jest całościowe ujęcie tematu, zawierające także krótkie charakterystyki i życiorysy osób, które odgrywały największą rolę w opisywanych wydarzeniach. Dotyczy to zwłaszcza, obok samego Putina, poszczególnych Ministrów Obrony oraz dowódców, którzy wznieśli podwaliny pod budowę potęgi armii oraz przyczynili się do zwycięstw w prowadzonych wojnach. Na wyróżnienie zasługuje również estetyczne wydanie w błyszczącej obwolucie, pod którą znajduje się twarda okładka o takim samym wyglądzie. Co jednak najważniejsze, Autor zajmuje pozycję bezstronnego obserwatora, ograniczając się do przedstawienia faktów, a ocenę zaistniałych zdarzeń pozostawiając czytającemu. 9/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)