Marek Stelar - Kątnik - recenzja

by - 18:57:00

Polska Rzeczpospolita Ludowa. Kraj pysznych wędlin, wspominanych z rozrzewnieniem wakacji nad morzem, saturatorów oraz śmigających po drogach małych fiatów. I sprawiedliwości społecznej, dzięki której wszyscy obywatele mieli tyle samo. Czyli nic. Niestety coraz mniej osób pamięta jak przygnębiającym miejscem było to rzekome państwo robotników i chłopów. Powszechna szarzyzna, brud oraz brak podstawowych artykułów. Możliwości tej, jak twierdziły czynniki rządowe, dziesiątej potęgi gospodarczej świata zdecydowanie przewyższały odpowiednio duże produkcje żyletek, papieru toaletowego, a nawet sznurka do snopowiązałek. Zdobycie choć kawałka porządnej wędliny wymagało wielodniowych polowań - za to nigdy nie brakowało octu i wódki. W zamian osiągano wyżyny w wytwarzaniu lokomotyw oraz czołgów. Wszędzie panowała bieda, a pensje nie starczały nawet na te nędzne ochłapy, które można było kupić w wiecznie pustych sklepach. Kraj był jedną wielką klatką – żeby wydostać się na Zachód, trzeba było wypełnić podanie i udać się do biura paszportowego w lokalnej komendzie Milicji Obywatelskiej. Po przyjeździe należało zwrócić dokument. Cały proces nadzorowany był przez Służbę Bezpieczeństwa, której funkcjonariusze niejednokrotnie zmuszali osoby chcące wyjechać przy użyciu siły lub szantażu do donoszenia na opozycjonistów i polskie środowiska, znajdujące się poza żelazną kurtyną. Bez wahania tłumiono przy pomocy wojska oraz milicji wystąpienia głodnych pracowników, często posuwając się do użycia broni. Na Wybrzeżu w 1970 roku zginęło 45 osób, a rannych zostało 1165 - z tego 154 w wyniku postrzałów. Liczbę ofiar Stanu Wojennego, kiedy to PZPR wypowiedziało wojnę własnemu narodowi, szacuje się na ponad sto. Aparat represji był bezwzględny oraz wszechwładny. Szczególnie złą sławą cieszyła się Służba Bezpieczeństwa. W ramach SB działał Departament IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który został powołany do walki z niepokornymi kapłanami przy użyciu wszelkich środków, włącznie z zabójstwami. To właśnie z niego wywodzili się oprawcy księdza Jerzego Popiełuszki. Co najbardziej wstrząsające, trzech duchownych, jak wszystko na to wskazuje, zostało zamordowanych już po upadku PRL – SB miało długie ręce i nigdy nie zapominało. Ze zgrozą trzeba więc odnotować, że PRL coraz częściej przedstawiany jest jako kolorowy slajd i budząca rzewne wspomnienia kraina szczęśliwego dzieciństwa. Staje się błyszczącym brandem, a na ulicach miast pojawiają się lokale z wymownymi nawami typu: „Jak w PRL”. Nie brakuje także artykułów spożywczych z takimi hasłami. Wszystkim tym, którzy temu przyklaskują lub ochoczo z nich korzystają, pozostaje przypomnieć, że trawa dopiero co porosła na grobach tych, którzy ośmielili się mieć w państwie własne zdanie; ono samo było bezlitosną dyktaturą i miejscem bezprecedensowej katastrofy gospodarczej oraz społecznej. I trzeba o tym pamiętać, aby nigdy już do tego nie doszło. 

„Nie ma wokół siebie żadnej dobrej duszy, nikogo, kto wytłumaczyłby mu, dlaczego w świecie dorosłych nie ma miejsca dla dzieci i wszyscy czekają tylko, aż one też dorosną i staną się takie jak oni. Wtedy będą mogli pić z nimi wódkę.” 

Pierwsze wspomnienie? Oczy matki. Jak dwa kawałki kolorowego szkła, parzące przez Ciebie na wylot, nieruchome, zimne i bez wyrazu. Przez nie Twój dziecięcy świat rozpadł się na kawałki, a Ty sam zanurzyłeś w otchłani zła, któremu przecież nie byłeś winny. Ale takie jest życie. Gdy pielęgniarze w białych kitlach już ją zabrali, zostałeś sam ze skrajną biedą, ojcem i nieodłącznie towarzyszącą mu wódką. Oraz pasem, którym tłukł Cię bez pamięci za najmniejsze przewinienie. „Śmierdziuch”, „Syn wariatki” - do dziś docinki szkolnych rówieśników rezonują Ci w pamięci. Odpowiadałeś na nie w sposób, którego zostałeś nauczony – pięścią. To powodowało skargi nauczycieli, więc chodziłeś coraz bardziej posiniaczony po kolejnych wymierzanych Ci przez ojca karach. W końcu pojawiła się pani z opieki społecznej, zabierając ze sobą. Ostatnią rzeczą, jaką dostrzegłeś, był błysk zadowolenia w źrenicach rodziciela, który po prostu odwrócił się na pięcie. Trafiłeś do domu dziecka w Gorzowie, skąd po dwóch miesiącach odebrała Cię siostra mamy. Nie miałeś pojęcia, jakiego piekła dostąpisz. Zamieszkałeś w melinie, w której nieustannie panowały: alkohol, brud, smród wymiocin, głód oraz wiecznie zmieniający się mężczyźni, bez najmniejszego wstydu robiący „to” z ciotką na Twoich oczach. Jedynym schronieniem była stara szafa, w której zamykałeś się, zasłaniając uszy, żeby nie słyszeć odgłosu uderzających o siebie ciał oraz spazmatycznych oddechów, przepojonych odorem spirytusu.  

„Mirek ma nadzieję, że ciotka zapomni o nim, że zapomną o nim wszyscy (…). Marzy o tym, że gdy wyjdzie ze swojego gniazda, za drzwiami szafy nie będzie ani obskurnego mieszkania, ani ciotki i jej fagasów, ani wódki, tylko cudowna kraina (…). Naje się do syta.”    

W końcu nie wytrzymałeś i wieku dziewięciu lat po raz pierwszy uciekłeś - nie tylko z tego ohydnego domu, ale przede wszystkim przed dorosłymi, którzy zgotowali Ci tak straszny los. Nie potrafiłeś objąć dziecięcym umysłem, dlaczego tak się dzieje, byłeś przecież tylko malcem, wymagającym trochę opieki i miłości. A oni zawiedli nawet tak niewielkie nadzieje... Już wiesz, że opowieści o szczęśliwym świecie to wymysł, powtarzany dzieciom tylko po to, aby je oszukać. W ich rzeczywistości nie ma dla Ciebie miejsca, tak jak nie ma miejsca na miłość, czystość a nawet porządne jedzenie. W mgnieniu oka stajesz się dorosły; musisz takim być, jeśli chcesz przeżyć. Ujmujesz w dłonie lustro Twojego życia, by spróbować poskładać je w całość z rozbitych kawałków. Ale ulica ma swoje prawa, także te bezwzględne. Do pewnego momentu dajesz sobie radę; w końcu zostałeś odpowiednio wyszkolony przez los. Gdy jednak wdajesz się w bójkę z trzema wyrostkami i zwyciężasz, powodując śmierć jednego z nich - musisz za to zapłacić. Jeszcze nie wiesz, że rozróba, w której brałeś udział, była zaaranżowana przez Służbę Bezpieczeństwa, szukającej bezwzględnych zabijaków, aby wcielić ich w swoje szeregi. Lądujesz w Jarmolinie – zakładzie poprawczym dla chłopców o zaostrzonym rygorze. Miejsce owiane jest złą sławą, na porządku dziennym bicie przez wychowawców czy gwałty dokonywane przez starszych rówieśników. Nikt nie wychodzi stamtąd lepszy - wręcz przeciwnie. Niejednokrotnie przydają Ci się twarde pięści i zimna głowa, zatem zdobywasz uznanie i szacunek. Pewnego dnia odwiedza Cię kapitan Rajmund Sawczuk – esbek będący oficerem IV Departamentu MSW - i proponuje współpracę, na którą zgadzasz się bez wahania. Zostaje Twoim opiekunem oraz dowódcą – w myślach nazywasz go Tatą. Przechodzisz szkolenie, na którym nabywasz umiejętności profesjonalnego zabójcy. Wkrótce masz okazję je sprawdzić – wraz z grupą podobnych Ci funkcjonariuszy dostajecie zadanie: zabić księdza. Pod pozorem kontroli drogowej zatrzymujecie jego samochód, odurzacie, po czym pozorujecie wypadek, oddając ciało na pastwę płomieni. Po wszystkim przechodzisz „Chrzest” zorganizowany przez Twoich towarzyszy. 

„Odkręca nakrętkę pierwszej flaszki i nalewa wódki do jednego z kieliszków, potem moczy w nim palce i strząsa krople alkoholu na głowę (…) Ja Ciebie chrzczę w imię Polski Ludowej i nadaję Ci imię Misza – robi w powietrzu obrazoburczy znak krzyża. - Amen.” 

Odtąd nie jesteś już znany jako Mirosław Jacoń - Twój pseudonim przylgnął do Ciebie na stałe. W końcu znalazłeś dom, którego tak długo szukałeś i to taki zapewniający Ci zupełną bezkarność. I pozwalający robić to, co lubisz najbardziej – krzywdzić innych. Korzystasz więc z tego w pełni – jak w kalejdoskopie przewijają się kolejne trupy tych, którzy podnieśli rękę na PRL oraz katowane ciała osób odmawiających współpracy i donoszenia. Nie budzi to jednak w Tobie wyrzutów sumienia, co więcej – w zadawaniu bólu odnajdujesz prawdziwą przyjemność. Takim uczynił Cię świat, więc oddajesz mu tylko to, co jego. Obrałeś drogę bez powrotu i zamierzasz posuwać się nią tak długo, jak będzie można i trzeba. Wiesz, że kiedyś znajdziesz koniec, ale zanim to nastąpi, zabierzesz ze sobą jak najwięcej dusz, by mogły pławić się w piekle, którego jesteś nieodłączną częścią.  

„Kątnik” Marka Stelara to brawurowy kryminał, będący trzecią częścią cyklu: “Heinrich Vogel”. Akcja rozgrywa się w 2023 roku i rozpoczyna śledztwem wdrożonym z powodu podłożenia w jednym ze szczecińskich sklepów słoiczków z żywnością dla dzieci, która została zatruta rtęcią. Sprawca nie stawia żadnych żądań, jednak przesyła do komendy policji pocisk z pozdrowieniami dla Henryka Vogla. Wkrótce wychodzi na jaw, że to „Misza” - jego współwięzień, były funkcjonariusz SB oraz niedoszły zabójca. Postrzelony – zniknął, a teraz ponownie zaprasza do piekielnej gry, na której szali zostanie położone życie jednego z nich. Książka Stelara, poza niebanalną i porywającą warstwą kryminalną, zawiera w sobie dużo więcej. To przede wszystkim wstrząsająca opowieść o niszczeniu dziecięcych marzeń, które rozpadają się w piekle życia, jakie zgotowali dorośli tym, którzy są całkowicie bezbronni i wymagają opieki oraz odrobiny miłości i uwagi. Przyznam, że dawno nie spotkałam się z tak plastycznym i dosłownym przedstawieniem dziecięcej gehenny, całkowicie niezawinionej i spowodowanej przez bliskich niepomnych swoich obowiązków, a wręcz pozbawionych nawet odrobiny człowieczeństwa. Językiem, jakiemu nie można niczego zarzucić, Autor prezentuje drogę przebytą przez Mirosława Jaconia - osobę skrzywdzoną w młodych latach, która sama umie tylko jedno: zadawać ból innym. Zimny, pozbawiony empatii oraz uczuć, staje się idealnym materiałem na funkcjonariusza SB, którego zadaniem jest dokonywanie zabójstw opozycjonistów, w tym księży, a także werbowanie przy użyciu siły oraz szantażu nowych współpracowników. Czyni to bez jakichkolwiek wahań oraz wyrzutów sumienia. I choć czytający może do niego czuć jedynie odrazę, nie sposób uciec od refleksji, że ten bohater jest dziełem świata, w jakim się wychował. Co oczywiście nie zdejmuje z niego odium winy, a tym bardziej nie usprawiedliwia służb PRL, które tego rodzaju ludzi umiały wykorzystać i zaprząc do działalności przeciw własnym obywatelom. 

W tym kontekście wielkie ukłony należą się Pisarzowi za przypomnienie, czym były Polska Ludowa i jej aparat ucisku wymierzony we współrodaków. I z jakich metod korzystały, by utrzymać u władzy partyjnych aparatczyków, zainstalowanych na rosyjskich czołgach. Niezapomniane wrażenie robi scena, w której Jacoń, w czasach już nam współczesnych, posługując się zachowanymi przezornie tajnymi materiałami, zmusza do posłuszeństwa znanego lekarza, który w latach osiemdziesiątych XX wieku, chcąc wyjechać do USA, aby doskonalić swoje umiejętności, musiał pójść na współpracę z SB. Bity i szantażowany, zgodził się na rzecz z pozoru niewinną – dosypał swojemu przyjacielowi, będącemu nieuchwytnym działaczem opozycyjnego podziemia, środek nasenny. Dzięki temu podrzucono mu materiały z pornografią dziecięcą i zniszczono życie. Zmarł szybko, poddany ostracyzmowi społecznemu, skazany na długoletnie więzienie oraz opuszczony przez żonę i dzieci. Tylko zniszczone archiwa SB wiedzą, jak wiele było takich historii. Przyznam, że rozmowa pomiędzy nim a dawnym esbekiem należy do tych literackich fragmentów, które na długo pozostają w pamięci. Jak i wiele innych obrazów z tej książki. Niewątpliwie to jedna z najmocniejszych propozycji, z jakimi miałam ostatnio do czynienia. I najważniejszych w swojej wymowie. Nieodparcie przywodzi na myśl film „Psy”, w którym reżyser dobitnie pokazał butę i bezwzględność funkcjonariuszy SB, pewnych swojej bezkarności i drwiących z ofiar w alkoholowym amoku. Taki właśnie świat przywołuje Autor i czyni to bez żadnych upiększeń. Ani złudzeń, czym było życie w podobno kolorowym PRL–u i jak bardzo przekłada się ono na obecne dzieje. Mocne i w pełni zasadne 9/10. Gorąco polecam. 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)