Steve Cavanagh - Zarzut - recenzja

by - 16:56:00

W przeszłości oszust, dziś - genialny adwokat, dający na salach sądowych przedstawienia, jakich nie powstydziłby się serialowy Harvey Specter. Dwudziestokilkuletni twórca najbardziej dochodowej aplikacji społecznościowej w całej Ameryce. Tajemniczy mężczyzna z wytatuowanym obrazem Muncha na szyi i martwa blondynka, którą ktoś postrzelił kilkanaście razy w wartym fortunę apartamencie. Agencje FBI i CIA, oddelegowujący do rozwiązania zagadki kryminalnej funkcjonariuszy działających ponad prawem. Co łączy cały ten sztafaż wielobarwnych postaci? Każda z nich uczestniczy w będącym ucztą dla miłośników łamigłówek oraz pisarskiego kunsztu przedstawieniu, wykreowanym przez światowego arcymistrza thrillerów prawniczych Steve’a Cavanagh, czyli Autora, który od kilku lat dumnie dzierży złoto w rankingu moich ulubionych artystów pióra. Młodzież zapewne określiłaby to mniej wykwintnie – ja ograniczę się do stwierdzenia, że ten uczestniczący w głośnych procesach Prawnik, a jednocześnie Pisarz jest numerem pierwszym absolutnie nie do zdarcia za sprawą cyklu “Eddie Flynn”, nazwanym na cześć głównego bohatera. Każda z jego części to przejaw czystego geniuszu, absorbującego sto procent uwagi czytelnika dzięki pełnemu zagadek, dynamiki i znakomitego napięcia połączeniu thrillera, dramatu sądowego, kryminału oraz filmu akcji, których wybuchowa mieszanka mogłaby zostać przeniesiona na wielki ekran. Choć “Zarzut” jest drugim tomem serii, po jej poszczególne tomy można sięgać niezależnie od siebie. Zanim przejdę do własnej historii o tej emocjonującej historii, zaznaczę jednak, że zdecydowanie to odradzam. Pomijając jakąkolwiek książkę Cavanagh, stracisz bowiem niepowtarzalną literacką przygodę, która przeniesie Cię w świat konfliktów moralnych, walk z cieniem, stawania ponad zasadami, wielkich pieniędzy, śmiertelnych niebezpieczeństw i... na deski najzmyślniejszego teatru: życia. 

A teraz proszę wstać, Sąd idzie! 

“Ludzie wierzą w to, co mogą zobaczyć. Dopóki kontrolujesz, co widzą, kontrolujesz ich umysły.” 

Jeśli czasem tęsknisz za przeszłością, to tylko dlatego, że była o wiele prostsza. Genialny oszust, parający się zarówno drobnymi kradzieżami, jak i większymi przekrętami, nie miał wszak dylematów moralnych, ani obaw o swoje życie. Pewnego dnia stwierdziłeś jednak, że dosyć tego nie do końca dobrego, bo przecież w określonym wieku mężczyźnie wypada się ustatkować. Cóż... Chciałbyś, aby tak właśnie było - móc spokojnie i zwyczajnie dojrzeć, ale rzeczywistość przedstawia się nieco inaczej. Nie ma to jednak większego znaczenia. Po przebranżowieniu na przeciwną stronę litery prawa, a potem brzemiennej w skutki pomyłce, na powrót otworzyłeś własną kancelarię adwokacką. Na razie nie zarabiasz kokosów, ale jesteś szczęśliwy: w końcu nareszcie wychodzisz na prostą. Zakrapiana hektolitrami alkoholu degrengolada ustąpiła miejscu podlewanemu kawą rozwiązywaniu spraw pomniejszych klientów. W związku z tym, że biuro jest równocześnie Twoją sypialnią, nie możesz mówić o sukcesie, choć skrupulatnie do niego dążysz. Tak jak do tego, aby odzyskać żonę i dziesięcioletnią córkę, z którymi obecnie pozostajesz w separacji. Trudno dziwić się zaobrączkowanej, że nie wytrzymała presji - przecież nie obiecywała, że wytrwa przy pogrążającym się w wysokoprocentowych trunkach ryzykancie, spędzającym kilkanaście godzin w pracy, a kilka w domu, podczas jakich zresztą i tak odsypia wielodniowe przygotowywanie się do tej czy innej rozprawy lub chodzi z głową w chmurach, zastanawiając się, skąd wytrzasnąć nieistniejące dowody. Za punkt honoru stawiasz sobie odzyskanie zaślubionej i jedynego dziecka. Zamierzasz walczyć o nie tak jak o wygraną przed obliczem sądu - a zatem o wiele bardziej ostro i wytrwalej niż królujący na dzikim terenie lew. Inaczej aniżeli podczas bronienia klienta; na tym polu cieszysz się nawet z małych punktów, takich jak wspólna kolacja czy dzień spędzony na pikniku. Wszak nie od razu Rzym zbudowano – wszystko zmierza ku odpowiedniemu. Wtedy jednak w Twojej służącej za gabinet sypialni pojawia się nieproszony gość z przeszłości i składa Ci propozycję nie do odrzucenia... 

“Nie mogę ocalić obojga. Jeżeli nie skłonię swojego klienta do przyznania się do winy, prawdopodobnie i on, i moja żona spędzą resztę życia w więzieniu.” 

Obosieczny miecz, dylemat wagonika, don Corleone, spoglądający na Ciebie wzrokiem pewnego odniesienia sukcesu szaleńca - wszystko w jednym. Tego zdecydowanie nie mogłeś się spodziewać, kiedy tego wieczoru otworzyłeś drzwi swojego biura, w jakich zdemontowana zasadzka zdradziła obecność kogoś obcego. Zamiast włamywacza, po krótkiej i rozstrzygniętej na Twoją korzyść bójce z dwoma przeszukującymi pomieszczenie typami, spoglądasz w oczy osoby niewidzianej od bardzo dawna. W dodatku stawiającej przed Tobą ultimatum czy raczej przedstawiającej szantaż. Zadanie wydaje się proste: masz sprawić, by pewien oskarżony o zamordowanie swojej dziewczyny młody mężczyzna zatrudnił Cię jako adwokata. Po tym, jak uda Ci się tego dokonać, w co nie wątpicie ani Ty sam, ani Twój rozmówca, musisz nakłonić Davida do przyjęcia oferowanej ugody. Jeśli na to nie przystaniesz, Twoja żona na wiele lat trafi do więzienia - i to, zważywszy na wyłożone Ci przed momentem dowody, najpewniej bez możliwości wcześniejszego zwolnienia warunkowego. W najgorszych koszmarach nie przewidywałeś, że wskutek spisku sprawy mogą przybrać aż tak drastyczny obrót. Odkąd jednak jesteś obrońcą, nigdy nie zdarzyło Ci się działać wbrew własnemu sumieniu, a tym bardziej na szkodę własnego klienta. Zatajając tę informację przed wysoko postawionym interlokutorem, postanawiasz zgodzić się na uczestnictwo w przedstawionej misji. Na własnych zasadach – ale o tym przecież nie może się dowiedzieć. Najpierw pora na wielkie przedstawienie w tymczasowym areszcie sądowym i sprawienie, że znany w całej Ameryce młody twórca aplikacji społecznościowej zostanie Twoim nowym klientem, choć przecież wcześniej zatrudnił już jedną z największych kancelarii prawnych w mieście. Potem zaś zrobisz wszystko, aby uzyskać odpowiedzi na najważniejsze pytania: “kto zabił, w jaki sposób i dlaczego?” - nie wierzysz bowiem, aby to chłopak był odpowiedzialny za najgorszą ze zbrodni. Igrając w ten sposób z CIA, sam wydałeś wyrok – ale na siebie samego. Pora na prawdziwy dramat sądowy i wyścig z czasem...  

“Jeżeli w procesie przy okazji wyjdzie na jaw prawda, to dobrze, ale prawda nie jest celem procesu. W procesie sądowym na prawdę nie ma miejsca, ponieważ nie jest przedmiotem zainteresowania ani obrony, ani oskarżenia, ani sędziego.” 

Były kanciarz, a obecnie błyskotliwy adwokat Eddie Flynn, potrafiący wydobyć spod ziemi lub zza światów dowody procesowe, ocalające skórę oskarżonego w ostatniej chwili, zdecydowanie jest moim ulubionym książkowym bohaterem. Podobnie jak nazywany na jego część cykl książek stanowi największe osobiste guilty pleasure. Jako prawniczy świr, mogłabym przeczytać związany z tą tematyką thriller, który liczyłby sobie pięć tysięcy stron – albo i więcej. Pod jednym warunkiem: aby bowiem nie okazał się nużący, autor musiałby nazywać się Steve Cavanagh. Pisarz ten potrafi niezwykle udanie zestawić klasyczny dramat sądowy z rozgrywkami kryminalnymi na najwyższym poziomie oraz dynamicznie wykreowanymi scenami sensacyjnymi, co daje przepis na thriller idealny. Wystąpienia na salach przed majestatem sędziego przypominają pełne zwrotów akcji sztuki teatralne, gonitwa z czasem przywodzi na myśl ucieczkę przed samym diabłem (zabieg odliczania – kocham!), a chwile grozy stawiają włoski na ciele. Wszystko to blednie jednak w obliczu podziwu dla zmyślności i inteligencji głównej postaci, jakiej można tylko zaklaskać z uznaniem. I to na stojąco. “Zarzut” to powieść pozbawiona wad. Krótkie rozdziały doskonale wpływają na odbiór i sprawiają, iż czytelnik każdą kolejną stronę przerzuca szybciej i szybciejaby dowiedzieć się, czym Cavanagh jeszcze zaskoczy. Warto zauważyć także, że Wydawnictwo Albatros pokusiło się o niezwykle estetyczną szatę graficzną całej serii i staranność w postaci braku chociażby jednej literówki w tekście. I to wcale nie tak, że jestem skończoną psychofanką niestety mało popularnej niszy w postaci thrillerów prawniczych i mogłabym czytać lub oglądać procesy sądowe z alter ego Harvey’a Spectera dniami oraz nocami, a lekturę kodeksów uznaję za fascynującą. (W końcu moja przyjaciółka twierdzi, że postąpiłam rozmyślnie, poślubiając radcę, bo kwestią czasu jest, kiedy z moim talentem trafię za kratki – a wówczas specjalistyczna pomoc może być na wagę złota. 😉) Steve Cavanagh po prostu jest niezaprzeczalnym mistrzem nieustająco porywających kreacji fabularnych, tak więc: 10/10! 

Klucz do rozwiązania sprawy leży często w szczegółach, drobnych niekonsekwencjach.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)