Weronika Jaczewska - Na zawsze Paryż - recenzja
RECENZJA PATRONACKA 🗼
Wykreowanie banalnej historii o miłości jest proste i niewymagające. Właściwie można stworzyć ją w kilka chwil, równocześnie prezentując w praktyce pojęcie synkretyzmu czynności. Oglądasz film, słuchasz muzyki, rozmawiasz z towarzyszącą Ci osobą, a w tym samym czasie wystukujesz na klawiaturze kolejne układające się w zdania litery, które łączą się w opowieść o wiecznie nieuśmiechniętym brunecie bez serca, będącym przesadnie ostrym, kpiącym i nadto inteligentnym łamaczem niewieścich postanowień. W przeciwwadze do niego znaleźć musi się wówczas myszowłosa kobieta o krystalicznych intencjach, która będzie raz za razem uderzać w magiczny, mesjanistyczny przycisk z napisem “zmienię go!”. Ona się zakochuje, chociaż wcale tego nie chce. On widzi coraz więcej i w końcu - mimo, że mu się to nie podoba - odkrywa, że potrafi odczuwać coś poza pogardą i rozmiarem swoich cojones w markowych rurkach. Standardowe czterysta stron albo i sześćset, jeśli męska materia w przemianie jest zbyt oporna, można napisać w trzy weekendy, zakładając, że w dalszym ciągu jest się zajętym czymś innym poza tworzeniem nieoryginalności. Czytelnik zaś nawet nie musi czytać zakończenia, aby wiedzieć, że dojdzie do magicznego przewartościowania świata złoczyńcy, zbudowania uroczego domku z ogrodem i białym płotkiem oraz wystawnego wesela, poprzedzonego cringe’owym wyznaniem miłości, od jakiego zaskrzypią nie tylko zawiasy we wcześniej wspomnianym, ale i zeszłoroczne opady śniegu. Nawet, jeśli go nie było. Cóż – oto większość romantycznych historii w pigułce.
Ale wiesz co?
To nie jest taka opowieść. To pełen wartości, ciepła i zawirowań romans, od którego nie można się oderwać. Narracja o wytrwałości w dążeniu do celu, bezgranicznych uczuciach i często wiążącej się z wyrzeczeniami opiece nad kochanymi. O tym, że czasem WSZYSTKO WARTO, a odpowiedniość chwili w końcu zaistnieje.
PS Idealny kandydat na Walentynki - wyjątek, jakiego otoczenie patronatem medialnym to czysta przyjemność.
“Ale tutaj nie chodzi o wykształcenie czy kompetencje. W tym całym chaosie jesteś dla mnie jak przebłysk normalności. Tego będzie mi najbardziej brakować.”
Niewiele brakuje Ci do trzydziestu lat, w związku z czym większość stwierdziłaby, iż już dawno powinnaś mieć odpowiednio ułożone życie. Narzeczony czy mąż - może nawet więcej niż jedno dziecko. Właściwie duży i bezpieczny samochód a do tego budynek z podjazdem, wzięty na kredyt na co najmniej ćwierćwiecze. Opcjonalnie, jeżeli miałabyś odmienne życzenia niż realizacja planów rodzinnych, zapewne pięłabyś się po szczeblach kariery, zmierzając coraz bardziej udanie ku temu kierowniczemu. Przecież masz adekwatne wykształcenie, cechujesz się ponadprzeciętną inteligencją i zaliczasz do tej garstki osób, które są zawsze zdeterminowane, nastawione na cel oraz niezwykle pracowite. Gdybyś poprosiła nieznajomą osobę o odgadnięcie, czym się zajmujesz – zapewne każda z nich by poległa. Otóż, w związku z zaczątkiem całej opowieści jeszcze w trakcie studiów, od ładnych kilku lat każdego dnia wykonujesz niemalże to samo, z nieznacznymi tylko różnicami. Jesteś sekretarką w prestiżowej wrocławskiej firmie i asystentką najbardziej irytującego szefa, jaki mógłby chodzić po tej planecie. Kawa, raport, analiza, prezentacja, spotkanie, dokumentacja, szczegółowe sprawozdanie finansowe... Robisz o wiele więcej niż jakakolwiek inna osoba na podobnym stanowisku, a przy tym jeszcze ani razu w życiu nie zostałaś doceniona. O żadnym awansie nie możesz nawet pomarzyć - każde podanie, które próbowałaś złożyć na wyższy wakat, zostawało natychmiastowo storpedowane. Godziny Twojej pracy nie mieszczą się w nijakich ramach – wszak telefon w sobotę o dwudziestej pierwszej także jest dla szefa w porządku, jeśli uzna, że znowu wykonałaś cokolwiek źle. A myśli takie bezzasadnie nachodzą go niestety wyjątkowo często. Co więc jeszcze tutaj robisz? Oprócz spłacania kredytu za mieszkanie, coś niesamowicie istotnego: udowadniasz sobie wartość. Jesteś konsekwentnie uparta, diabolicznie ukierunkowana i wiesz, że pewnego dnia otrzymasz wszystko, na co zasługujesz. Zarówno Los, jak i Twój szef mają dla Ciebie jednak zgoła inne plany. Pora na przenosiny do... Paryża.
“Już sam nie wiem, co gorsze. Nie znać Cię czy nie móc przekroczyć tej granicy, którą tak bardzo chciałbym przekroczyć.”
Kiedy weszłaś do gabinetu szefa, spodziewałaś się wszystkiego - poza tym, co usłyszałaś. Francuska filia Waszej firmy potrzebuje rozbudowy, w związku z czym Bastien zostaje do niej oddelegowany. Zapewne ta informacja niemożliwie by Cię uradowała, gdyby nie oczekiwania mężczyzny, iż przeniesiesz się tam razem z nim. W pierwszej chwili bierzesz tę nowinę za mało zabawny żart. Rodzi on jednak w Twojej głowie poważne rozterki, kiedy zostaje okolony niezwykle lukratywną ofertą. Co prawda dalej pełniłabyś rolę asystentki wymagającego pracoholika – ale z funduszem na przeprowadzkę, umeblowanym mieszkaniem w stolicy miłości oraz kilkukrotnie wyższą pensją. W dodatku miałabyś okazję na jeszcze lepsze poznanie francuskiego, zwiedzanie wymarzonych miejsc i zyskanie mnóstwa nowych doświadczeń zawodowych. W Polsce zaś poza przyjacielem nic Cię obecnie nie trzyma, a lepiej pracować zbyt wiele godzin w wielobarwnie pięknym i zupełnie nieodkrytym miejscu niż małych i pustych czterech kątach. Kto zresztą wie, cóż zdarzyć się może w Paryżu? Może uda Ci się unormować czas pełnienia obowiązków choć w nieznacznym stopniu, znaleźć więcej pasji lub... nareszcie w kimś się zakochać? Po tym jak mózg stacza wojnę i bardzo burzliwą dyskusję z sercem, postanawiasz wyjechać - jednak na swoich warunkach. Podnosisz poprzeczkę podbijając stawkę i godzisz się na roczne zatrudnienie w mieście artystów. Ahoj, przygodo! I... szefie, który coraz częściej pokazuje zupełnie niespodziewaną twarz. Prędko bowiem wychodzi na jaw, że Bastien bynajmniej nie chciał transportować się z Tobą do Paryża tylko po to, by jeszcze bardziej obsypać złotem swoje konto bankowe. Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że pozory bywają niesamowicie mylące. Utkane z nich życie będzie zaś skrajnie rozczarowujące albo rozczulające przeciwnością negatywnie snutej bajki. Może nawet okaże się, że masz własną - i wciąż możesz wpleść do niej zmieniający sens wers.
“I choć pragnęłam tego jak niczego na świecie, zdawałam sobie sprawę, że nic nie trwa wiecznie.”
Rok w Paryżu może zmienić wszystko... albo ewoluować w: Paryż na zawsze. Mająca piękną okładkę książka o tym samym tytule – z pewnością dokonała rewolty w moim postrzeganiu romansów biurowych. W chwili otrzymania propozycji objęcia powieści Weroniki Jaczewskiej byłam skonfundowana. Miłosnej historii, której zaczątek wziął się w pracy, nie kojarzyłam bowiem absolutnie ze swoimi literackimi preferencjami. Cóż to za zmyślnie pozytywne rozczarowanie, o tym przekonałam się już po kilku przeczytanych rozdziałach. Poznawszy tego samego dnia ostatni, wiedziałam, że Adresat tej propozycji recenzenckiej nie pomylił się ani na jotę, wysyłając ją w moim kierunku. “Na zawsze Paryż” doskonale spełnia kryteria opowieści, którą docenię pod każdym względem. Z pozornie prostej narracji wyłaniają się wielowymiarowi bohaterowie - skrywający sekrety, jakie chowają przed światem z uwagi na skrzętnie budowaną pozę osób zawsze muszących poradzić sobie samodzielnie. Wartościowi i lojalni, którzy w imię najbliższych są w stanie wiele poświęcić. Inteligentni oraz budzący śmiech i uśmiech. Tacy, jakich lubię najbardziej. Poza Niną (jedyny minus książki jest taki, że imię to kojarzy mi się z zawiścią i fałszem) i Bastienem, uwagę zwraca również szukający miłości podczas gry do swojej bramki Michał. Posiadam dwójkę podobnych charakterologicznie przyjaciół, zatem ubawiłam się setnie. Kiedy z historii wyłonił się dodatkowo realistycznie, a przy tym budująco ujęty motyw samotnego ojca, krzyżując się z walką o swoje ponad wszystko, zakulisowymi intrygami oraz celowością poczynań, mających doprowadzić do przeznaczonego w życiu punktu, byłam już pewna: to naprawdę niezapomniana lektura. Francusko melodyjna, artystycznie miłosna, parysko urzekająca. Zupełnie jak flaga – granatowo trwożna i czerwieniejąca intensywnością, jednak przede wszystkim zawsze z królującą nad barwami koroną wartości. Pośrodku nich biel... karta życia, na jaką możesz nanieść własny tusz. 10/10 - patronat Thrillerly, gwarant najwyższej jakości.
“To przypominało oglądanie egzotycznego zwierzęcia z najdalszego zakątka świata. Pięknego, kolorowego i tak niedostępnego, że trzeba się uszczypnąć, by mieć pewność, że jest prawdziwy.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)