Caroline Elkins - Dziedzictwo przemocy. Historia imperium brytyjskiego - recenzja

by - 15:43:00

Imperium Brytyjskie to pierwsze na świecie prawdziwe supermocarstwo. Jako jedyne w historii rozciągało się na sześciu kontynentach, obejmując w końcu XIX wieku około 36 milionów km2 zamieszkałych przez 1/4 ludności globu. 

„Pod koniec panowania królowa Wiktoria sprawowała władzę nad ponad czterystu pięćdziesięcioma sześcioma milionami poddanych na całym świecie. Wielka Brytania rościła sobie prawo do oszałamiającej liczby podmiotów politycznych, które obejmowały kolonie, protektoraty, zwierzchnictwa, strefy wpływów porty traktatowe, konsulaty, bazy wojskowe i księstwa. Imperium (…) było ogromne i zróżnicowane.” 

W jego skład, by wymienić tylko te najważniejsze, wchodziły obszary: Kanady, Australii, Nowej Zelandii, Egiptu, Sudanu, Nigerii, Birmy oraz perły w koronie – Indii. Wydawało się, że nie tylko, jak głosiło popularne hasło - „słońce nad nim nie zachodzi”, ale także, iż nigdy nie zajdzie. A jednak szybko i dość gwałtownie zapadła nad nim nieprzenikniona noc. Jedynie wnikliwi obserwatorzy dostrzegli dużo wcześniej symptomy upadku, swoiste nasiona, które powoli, lecz nieuchronnie wypuszczały pędy i wyrastały na potężne rośliny, powodując w końcu ruinę imponującego gmachu, nieposiadającego odpowiednio mocnych fundamentów. Pierwsze poważne rysy ukazały się już u schyłku XIX stulecia, choć wtedy jeszcze niewielu zdawało sobie z tego sprawę. Jego ostatnie lata to prawdziwy czas „pary i żelaza”, przynoszący ówczesnym ludziom i systemom władzy rewolucyjne zmiany. Nie inaczej było z Imperium Brytyjskim. Poszczególne i często od siebie odległe terytoria mocarstwa zostały połączone w spójną całość przy pomocy kolei, telegrafu oraz podwodnych kabli, biegnących po dnach oceanów. Pojawił się również przekaz ideologiczny, uzasadniający ciągłą ekspansję i sprawowanie rządów nad ogromnym konglomeratem narodów i ludów, zjednoczonych w jednolitym organizmie państwowym.  

Był nim liberalny imperializm, oparty na zasadach dominacji własności prywatnej, indywidualizmu, wolnego rynku i handlu, oraz wierze w rozum, naukę i postęp jako wyznaczniki ludzkiego postępu. Jego główne założenia akcentowały konieczność niesienia oświecenia i cywilizacji „dzikusom” oraz „barbarzyńcom”, niezdolnym do samodzielnego istnienia bez opieki sprawowanej przez metropolię i jej zarządców. To, co święciło w niej triumfy, zupełnie inaczej było przyjmowane w prowincjach. Liberalizm imperialny jako ideologia „białego człowieka” zderzył się z budzącą się w coraz większym stopniu świadomością narodową, akcentującą i pobudzającą odrębność społeczeństw oraz ludów podlegających władzy królowej. I był przez nie odrzucany jako sztuczny twór, przeszczepiany na obcą glebę, co z kolei prowokowało represje. 

„W miarę jak imperium się rozszerzało i ujarzmiona ludność nie chciała się dostosować do brytyjskich koncepcji postępu i cywilizacyjnej szczodrości, liberalny imperializm (…) otworzył drogę do usprawiedliwiania przymusu jako instrumentu rządów kolonialnych.” 

Drogę do niego torowały regulacje prawne, zupełnie odmienne w koloniach niż w Londynie. Zapewniały możliwość natychmiastowego wprowadzania stanów wyjątkowych oraz wojennych - przy najmniejszych oznakach jakiegokolwiek zorganizowanego oporu. W ich ramach stosowano drakońskie kary i dopuszczano się prawdziwego ludobójstwa, oczywiście w rozumieniu dzisiejszych kryteriów. Gdy w 1857 roku Sipajowie z wojsk podległych Kompanii Wschodnioindyjskiej podnieśli bunt, pociągając ze sobą rdzenną ludność, reakcja metropolii była niezwykle ostra. Walki trwały ponad rok i odznaczały się straszliwą bezwzględnością. Jeden z oficerów wspominał, że: „Wydano rozkazy, by strzelać do każdego człowieka (…) To było w rzeczywistości mordowanie. (…) Wszystkie kobiety oszczędzono, ale ich krzyki na widok masakrowania mężów i synów były rozdzierające.” Pokłosiem tych wydarzeń stała się nowa ustawa przyjęta przez parlament 30 maja 1857 roku o nazwie State Offence Act. Pozawalała ona ogłaszać lokalnym urzędnikom w koloniach „stan rebelii” oraz przeprowadzać procesy podejrzanych bez udziału obrońców oraz prawa złożenia odwołania. Karami za wystąpienia przeciwko władzy były: śmierć, dożywotnie więzienie lub wygnanie oraz ciężkie roboty. Powstał więc swoisty dualizm prawny – inne przepisy obowiązywały londyńskich gentlemanów, a inne kolonialnych autochtonów. Jednocześnie nasilono akcję propagandową silnie wiążąc brytyjski patriotyzm z pojęciem Imperium.  

„Imperializm staje się z dnia na dzień (…) coraz bardziej wiarą narodu”. 

Podjęto wysiłki, aby zbudować „religię obywatelską (…) i zbliżyć do siebie państwo, naród i społeczeństwo.” I udało się to znakomicie. Najbardziej znanym piewcą takiego zespolenia stał się słynny pisarz Rudyard Kipling. W jego optyce Wielka Brytania była nowym Imperium Romanum, zaprowadzającym i utrzymującym porządek oraz spokój, znoszącym niewolnictwo, ograniczającym głód i biedę, wprowadzającym edukację oraz kładącym podwaliny pod cywilizację na całym świecie. Emanacją tej wiary był wiersz „Brzemię białego człowieka” z bardzo wymownymi strofami: „Podnieście brzemię białego człowieka/ Ślijcie kwiat swoich młodzieńców (…) Niech służą gnąc karki w mozole i trudzie / Tym trwożnym i dzikim plemionom / Tym zniewolonym, niechętnym wam ludziom / Pół dzieciom, a pół demonom.” Symbolem owego prometeizmu stał się wzór urzędnika kolonialnego – postawnego, eleganckiego, wykształconego i niosącego miejscowym pochodnię postępu. Jeśli trzeba, przy pomocy armat, szabel i bagnetów. Szybko okazało się, że tych wszystkich narzędzi trzeba było używać coraz częściej i z coraz większą brutalnością. 

Już we wrześniu 1897 roku brytyjska armia musiała przeprowadzić ekspedycję karną w dolinie Mamundów na Północno–Zachodnim pograniczu Indii. Brał w niej udział sam Winston Churchill, posługując się zarówno piórem, jak i karabinem. Wojsko otrzymało rozkaz bezwzględnej pacyfikacji buntującego się ludu Patanów, którzy dokonali masakry urzędników kolonialnych. Jak wspominał przyszły premier: „Zabraliśmy się do rzeczy metodycznie, wioska po wiosce burzyliśmy domy, wypełnialiśmy studnie (…) paliliśmy plony (…) wszędzie siejąc zniszczenie. (…) Tak czy owak po dwóch tygodniach dolina zamieniła się w pustynię i wymogom honoru stało się zadość.” (sic!). 

Wszystko to jednak było igraszką w porównaniu z bramami piekła, jakie otwarły się na całą szerokość podczas tak zwanych wojen burskich. W 1880 roku Brytyjczycy próbowali zawładnąć położonymi w dzisiejszej Afryce Południowej republikami burskimi Transwalu i Oranii, pełnymi wielkich pokładów złota oraz diamentów i założonymi przez potomków holenderskich osadników. Ci postanowili stawić zbrojny opór i ku zdumieniu całego świata pobili najeźdźców. W 1881 roku zawarto pokój, przyznający jedynie formalną zwierzchność Anglii nad tymi prowincjami. Była to jednak tylko cisza przed burzą. Brytyjczycy przygotowywali się pełną parą do kolejnego starcia, do którego zabrali się znacznie bardziej przemyślanie i metodycznie. II wojna burska trwałą trzy lata – od 1899 do 1902 roku i odznaczała się wyjątkowym bestialstwem. Przez rok obrońcy odnosili sukcesy, kilkakrotnie pokonując wojska przeciwnika. Wszystko zmieniło się, gdy Anglicy zgromadzili 50–tysięczną armię pod dowództwem wsławionego spacyfikowaniem powstania Mahdiego lorda Kitchenera. Afrykanerzy zostali pobici w polu, więc uciekli się do walki partyzanckiej, do której przeciwnik nie był zupełnie przygotowany. Ponieważ Brytyjczycy ponosili coraz większe straty, nie mogąc stłumić rebelii, sięgnęli po zbrodnicze metody walki i utworzyli pierwsze w historii świata obozy koncentracyjne. Założono ich aż 45, dalsze 64 przeznaczono dla afrykańskiej ludności. Zgodnie z założeniami, mieli do nich trafić wszyscy Burowie, nie wyłączając dzieci, kobiet oraz starców.  

„Brytyjscy żołnierze ścierali (…) z powierzchni ziemi farmy, zatruwali studnie i zapędzali do obozów koncentracyjnych afrykanerskie kobiety i dzieci oraz afrykańskich robotników.” 

Ostatecznie zgromadzono w miejscach odosobnienia 117 tysięcy ludzi, a więc prawie połowę populacji. Panowały w nich katastrofalne warunki higieniczne oraz żywieniowe. W efekcie zmarło 28 tysięcy więźniów, w tym aż 22 tysiące dzieci. 30 kolejnych tysięcy zostało deportowanych w odległe zakątki Imperium.  

Niewiele większą litością wykazali się Anglicy podczas tłumienia wspomnianego powstania Mahdiego, będącego buntem Sudańczyków w latach 1881–1899 i mającego charakter rewolucji islamskiej. Tu również wojska kolonialne wykazywały się często skrajnym okrucieństwem. W walce z rebelią, jak wiadomo pomagali także Staś i Nell Tarkowscy, czego dowodzi Sienkiewiczowskie „W pustyni i puszczy”. 😉  

Spirala przemocy w Imperium rozkręcała się z coraz większą szybkością - w miarę jak mieszkańcy kolonii ze wzrastającym uporem próbowali zrzucać narzucone im jarzma. Była ona zresztą wpisana w samą naturę jego systemu. 

„Imperium miało jednak niezwykłą zdolność do niszczenia przy zachowaniu pozorów reform. Interesy gospodarcze i polityczne łączyły się z kiplingowskimi koncepcjami cywilizacji, napędzając brytyjski proces decyzyjny, co prowadziło do przymusowej zależności gospodarczej, zubożenia na wsi, zamieszek w miastach, głodu, konfliktów społecznych i skutkowało brakiem odpowiedzialności wobec poddanych.” 

Metropolia posiadała ograniczone środki, zaś konflikty były coraz częstsze i droższe.  

„Aneksje (…) były kosztowne. Część tych kosztów stanowiła przemoc potrzebna, by przejąć i utrzymać nad nimi kontrolę. W XIX wieku doszło (…) do ponad dwustu pięćdziesięciu odrębnych konfliktów zbrojnych i w każdym roku zdarzał się co najmniej jeden. (...) Stały się częścią życia w imperium, zużywając brytyjskie rezerwy ludzkie i fundusz podatników, pozbawiając Brytyjczyków życia i równocześnie wyniszczając lokalną ludność.”  

Wszystko to podkopywało siły Imperium, jednak prawdziwym wstrząsem były zmagania na frontach I wojny światowej. Wielka Brytania wyszła z niej jako bankrut gospodarczy, finansowy oraz społeczny, ponosząc bezprecedensowe straty ludzkie. W 1919 roku dodatkowo uwikłała się dodatkowo w wyczerpującą wojnę partyzancką w Irlandii. Jednocześnie coraz silniejsze stawały się ruchy niepodległościowe w Palestynie, Egipcie oraz Indiach. Imperium dotrwało z trudem do wybuchu drugiego globalnego konfliktu, po zakończeniu którego rozpoczął się błyskawiczny proces jego dekompozycji. Dziś Wielka Brytania jest tak naprawdę mało znaczącym europejskim krajem, niezdolnym do samodzielnego przesuwania figur na światowej szachownicy, choć mogącym z rozrzewnieniem wspominać chwile dawno minionej chwały. 

„Imperium brytyjskie zrodziło się z konfliktu i podobnie rzecz się ma z dochodzeniem do ładu z jego historią. Studiować ją to otwierać bramy pamięci przy użyciu klucza historycznych dociekań. (…) Opowieść, która rozwija się na stronach tej książki, nie jest całą opowieścią o przemocy w imperium. Przedstawienie jej w jednym opisie byłoby niemożliwe.”  

Pokrótce zarysowałam Ci historię Imperium brytyjskiego w XIX i XX wieku. Więcej informacji znajdziesz w recenzowanej propozycji literackiej. 

„Dziedzictwo przemocy. Historia Imperium brytyjskiego” Caroline Elkins jest historycznym esejem, przedstawiającym pokrótce losy tego supermocarstwa od końca XIX do XX wieku włącznie. Warto wspomnieć, że podtytuł został nadany tej pracy nieco na wyrost. Autorka bowiem zupełnie nie przedstawia dziejów mozolnej budowy Imperium od jego zarania, sięgających przecież XVI wieku - z wieloma burzliwymi wydarzeniami, takimi choćby jak rywalizacja o kolonie z Hiszpanią i Holandią czy wojny napoleońskie. Niewątpliwie bardzo zubaża to spojrzenie czytelnika na całość tego historycznego fenomenu. Podkreślić również trzeba, że nie jest to książka historyczna sensu stricto. Lwią część tekstu zajmują dywagacje na temat istoty sprawowania kolonialnych rządów, mechanizmów jakie nimi poruszały oraz ideologii, która stanowiła ich podbudowę. Odbiorca nie znajdzie tu więc dokładnych opisów konfliktów zbrojnych, tłumienia ruchów niepodległościowych czy przemian polityczno–militarnych na obszarach Imperium. Wszyscy, którzy spodziewali się chronologicznego i wnikliwego przedstawienia dziejów brytyjskiej wspólnoty narodów będą rozczarowani. Przedmiotem pracy jest tytułowa „przemoc” i w znacznym stopniu do niej właśnie Autorka ogranicza swoje dywagacje. Co więcej, czyni to w sposób ahistoryczny, nakładając optykę współczesnej wrażliwości na wydarzenia sprzed prawie dwóch wieków. Co gorsze, miesza do tego lewicową ideologię, przez co niektóre jej teksty wyglądają jakby zostały napisane przez niesławnej pamięci Longina Pastusiaka, tworzącego za komuny dytyramby na temat nieuchronnej śmierci rasistowskiego, zgniłego do szpiku kości Zachodu. Przykłady? 

„Liberalny imperializm miał być mechanizmem narzucania zachodnich wartości osobliwym populacjom z ich dziwnymi kulturami i odmiennymi kolorami skóry.” 

„(...) poderwane zaufanie uwypukliło bankructwo moralne kapitalistycznej, uprzemysłowionej Europy (…) domagając się uznania przysługujących z urodzenia rasowych praw za postępowe (...)”   

I mój ulubiony, jakby wyjęty wprost z podręcznika kom*unistycznego agitatora: „(...) pokolenie humanistów i działaczy zaczęło krytykować europejską wyższość (…) Tworzyli międzykulturowy dyskurs, który miał zagrozić imperialnej dominacji Europy i w kolejnych dekadach zyskać akceptację zwykłych chłopów i robotników.” 

Tego rodzaju kwiatków jest niestety bez liku, przez co nader często czytający ma wrażenie obcowania z socrealistycznym dyskursem, z którego nic nie wynika i jakiego nie sposób zrozumieć. Sama książka rozpoczyna się opisem demonstracji ruchu Black Lives Matter, z którym Autorka wyraźnie sympatyzuje. W Wielkiej Brytanii jego niedouczeni przedstawiciele wsławili się „bohaterskim” obalaniem pomników Winstona Churchilla, który ocalił Anglię i w pewnym sensie cały wolny świat w 1940 roku przed niemieckim nazizmem. Zaiste doborowe towarzystwo dla historyka. Zaznaczyć też trzeba, że w opasłym przecież tomie próżno szukać jakichkolwiek słów pochwały wobec Imperium i jego twórców, jak choćby wprowadzenia powszechnych szczepień, budowy dróg i kolei, zakazu uprawiania niewolnictwa, prób upowszechnienia edukacji oraz uprzemysłowienia, cywilizowania często niezwykle okrutnych miejscowych zwyczajów czy wreszcie choćby „prozaicznego” wybudowania Kanału Sueskiego, który zrewolucjonizował międzynarodową wymianę handlową. Autorka ma nawet pretensje do Wielkiej Brytanii za „bestialskie” bombardowanie Niemiec w II wojnie światowej. Jednym słowem – żadnych plusów, same minusy. W przyjętym, jednostronnym ujęciu Imperium brytyjskie to jedynie wstyd i hańba dla białego, rasistowskiego człowieka. Taka postawa jest nie tylko skrajnie nieuczciwa, ale przede wszystkim nie ma nic wspólnego z wyważoną, jaka powinna charakteryzować każdego, kto uważa się za dziejopisarza. Na uwagę zasługuje natomiast bardzo staranne wydanie tej propozycji literackiej - zwłaszcza twarda, przykuwająca uwagę oprawa, liczne zdjęcia, indeks nazwisk czy obszerna bibliografia. 5/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)