Stefania Krzysztofowicz-Kozakowska - Grzeszni dekadenci / Grzeszna cyganeria - recenzja

by - 14:00:00


„Skandal” to słowo, które rozgrzewa człowieczą wyobraźnię i budzi niezdrowe zaciekawienie. Wielki Słownik Języka Polskiego definiuje je jako „ujawniony fakt, który oburza lub zawstydza”. Immanentnie można powiązać je ze sztuką, gdyż niewątpliwie wpisane jest w samą jej istotę. Wniosek taki wysnuć trzeba chociażby z banalnego stwierdzenia, że każdy kolejny kierunek artystyczny posługiwał się w odmienny sposób przyjętymi środkami wyrazu lub stosował zupełnie inne, co często doprowadzało do białej gorączki zarówno publikę, jak i poprzedników, którzy osiedli już w błogim samozadowoleniu na szczycie Parnasu. Wszyscy oni niejednokrotnie grzmieli, że nowy nurt jest „czystym skandalem”, odmawiając mu jakiejkolwiek wartości, a przede wszystkim legitymizacji. Zresztą często sami artyści chcieli wstrząsać „strasznymi mieszczanami”, prowokując awantury modernistycznymi dziełami. Jednak najbardziej barwnym źródłem wszelakich afer był sposób prowadzenia się osób, które można zaliczyć do tak zwanego środowiska artystycznego. Nic w tym dziwnego - od kiedy tylko sztuka zaczęła rozpalać ludzkie umysły, nie mniej zajmowały je pikantne szczegóły wzięte z życia jej twórców. Najbardziej wdzięcznym i najgłośniejszym źródłem różnorakich drak było uniwersum cyganerii, z francuska zwanej dźwięcznie bohemą. Pierwotne znaczenie tego słowa odnosiło się do wędrownych cyganów, znanych z wolnego i niezależnego sposobu życia. W XIX wieku termin ten zaczęto stosować do opisywania kół artystów, którzy tak jak oni funkcjonowali na marginesie społeczeństwa, demonstrując pogardę dla powszechnie przyjętych zasad, konwenansów oraz materialistycznej strony bytu. Pierwsza taka grupa powstała we Francji około 1830 roku – należeli do niej między innymi uznani pisarze: Victor Hugo oraz Théophile Gautier. Jednak synonimem cyganerii stało się środowisko malarzy impresjonistów.

Któż nie zna nazwisk takich gigantów jak Claude Monet, Auguste Renoir, Edgar Degas czy Henri de Toulouse-Lautrec (postimpresjonista) – słynnych nie tylko ze swoich przepięknych dzieł, ale także ekscentrycznego sposobu bycia. Nad Wisłą cyganeria zadomowiła się bardzo wcześnie, bo już w 1840 roku, ale prawdziwy rozgłos zyskała dopiero w okresie Młodej Polski, który datuje się na lata 1890 – 1918. Swoją ugruntowaną już opinię kontynuowała w czasie dwudziestolecia międzywojennego. I ten właśnie czas jest przedmiotem rozważań Autorki recenzowanej książki. 

„Na skandale szczególnie narażone jest środowisko artystyczne, które – z racji wykonywanego zawodu i wpisanej weń popularności – cieszy się wyjątkowym zainteresowaniem odbiorców, wcale nierzadko budując swoją pozycję na mniej lub bardziej wyreżyserowanych zachowaniach.” 

Niewątpliwie w pełni uprawniona jest konstatacja, że według współczesnego rozumienia artysta tylko wtedy jest kompletny, kiedy jest „skończony”. A takim może być tylko ten, który budzi zainteresowanie nie tylko tworzonymi dziełami, ale także zachowaniem. Innymi słowy, charakteryzować musi go zarówno kunszt umiejętności czysto plastycznych, jak i ściśle im odpowiadająca maestria życia. A nic lepiej tych przymiotów nie wyraża niż wywoływanie skandali, przyśpieszających rytm bicia serca maluczkich i gwarantujących niesłabnące zainteresowanie opinii publicznej. Rezultatem jest rozgłos – przemożna siła, dzięki której niejednokrotnie sztuka jak na skrzydłach zwycięskiej Nike trafiała z przytupem pod prozaiczne strzechy domowe, ciesząc się zainteresowaniem nawet skrajnych filistrów. W okresie międzywojnia skandali artystycznych było bez liku – stanowiły swoistą pieczęć jakości, gwarantującą pochodzenie dzieła od prawdziwego, a nie pozorowanego sztukmistrza. Bystry obserwator może wysnuć wniosek, że uznanie dla poszczególnych twórców rosło wprost proporcjonalnie do ilości plotek na temat ich życia osobistego a oni sami postępowali według zasady: im ich więcej, tym lepiej. Inna sprawa, że to, co szokowało ludzi w pierwszych dziesięcioleciach dwudziestego wieku, dzisiaj nie wzbudziłoby najmniejszego zainteresowania nawet wśród z pozoru niewinnej dziatwy przedszkolnej. Signum temporis – niestety kiedyś było łatwiej! 😉  

Szczególną rolę w kreowaniu skandali jako sposobu bycia wszelakiej maści ulubieńców Apollina odgrywały kawiarnie artystyczne. Rozmnożyły się szczególnie w okresie Młodej Polski, dzielnie trwając na mapie artystycznej polskich miast także w latach, jakie nastąpiły bezpośrednio po niej aż do wybuchu II wojny światowej. Najsłynniejszą była krakowska cukiernia, zwana pomysłowo od nazwiska właściciela „Jamą Michalikową”. W niej właśnie w 1905 roku narodził się kabaret literacki „Zielony Balonik”. Będąca miejscem spotkań artystów, dziennikarzy, aktorów i innych błękitnych ptaków, którzy jak wiadomo do szczególnie grzecznych nie należą i za kołnierz nie wylewają, cieszyła się w lokalnej społeczności i nie tylko wyjątkowo złą sławą - jako źródło niemoralnych, oburzających ekscesów. Złe języki szerzyły stugębne plotki o odbywających się tam orgiach seksualnych i płomiennych tańcach bez grama odzienia z udziałem obojga płci (wtedy jeszcze nie było ich 56😉). Oczywiście jednym skutkiem tego rodzaju wieści była niebywała popularność lokalu - ciekawscy przybywali nawet ze Lwowa i Wiednia, aby zaznać smaku zakazanego owocu. Jednak największą sensacją miasta smoka wawelskiego był Stanisław Przybyszewski – zbratany z cyganerią filozof, pisarz i domorosły okultysta oraz demonolog. Autor „Synagogi Szatana” oraz „Dzieci Szatana”, o którym napisać, że prowadził kontrowersyjny styl życia, to zdecydowanie zbyt mało. Sformułował własną „metafizykę płci”, a szczególny rozgłos zdobyło twierdzenie, że „kobieta jest złem, namiętnością, niepokojem, matką herezji, czarownicą, sabbathem (…) wcielonym szatanem, a mężczyzna skazany jest przez los, ażeby kobietę kochać i dlatego musi być nieszczęśliwy”. Po głębszym zastanowieniu się i konsultacjach z Mężem, muszę stwierdzić, że tkwi w tym spore ziarno prawdy. 😉 W 1919 roku w Krakowie zagnieździli się futuryści, odrzucający tradycyjne formy artystyczne i wielbiący nowoczesność, technikę oraz dynamikę, czemu dawali wyraz nie tylko w swoich dziełach, ale także postępowaniu. Dwa lata później przeprowadzili swoisty manifest artystyczny, w czasie którego „na Rynek Główny wjechał ciągnięty przez ósemkę półnagich mężczyzn wózek, na którym stało pianino a przy nim (na plecach kolegi) siedział muzyk, zaś pozostali uczestnicy rozrzucali manifesty poetyckie, na przykład Nuż w brzuchu”. No cóż - szokować ze smakiem – trzeba umieć! 😉  

Za króla polskich skandalistów okresu międzywojnia uznaje się jednoznacznie Stanisława Ignacego Witkiewicza - i całkowicie słusznie. Do legendy przeszły draki, w jakich brał udział, na czele z wręcz ostentacyjnym stosowaniem tak cennych dla niego wspomagaczy pracy artystycznej jak nar*kotyki. Prowadził nawet niezwykle szczegółowe dzienniki, w których odnotowywał, jakie substancje zażywa i jaki wywierają one wpływ na stan jego jaźni. Szczególnie głośny i budzący powszechne potępienie był jego romans z o 10 lat starszą Ireną Solską. Gdy doszło do jego zakończenia, był bliski samobójstwa i posunął się do rzeczy, której wydźwięk jest wyjątkowo tragiczny. Zaręczył się z Jadwigą Janczewską, młodą poetką, której zatruwał życie opowieściami o swojej depresji oraz autodestrukcyjnych planach. A także urządzał sceny zazdrości, zwłaszcza o kompozytora Karola Szymanowskiego. Gdy po jednej z awantur poszedł w góry i kilka dni nie wracał, 25 letnia dziewczyna sięgnęła po jego rewolwer i zastrzeliła się w Dolinie Kościeliskiej. Zresztą skandali z kobiecymi aktorami w roli głównej miał Witkacy bez liku, wdając się w ciągłe romanse. Żonie Ninie tłumaczył: „Ty mi się dostatecznie nie podobasz, muszę mieć inne kobiety”. Swoim piórem smagał kołtunów i przywary narodowe, do tego stopnia, że niektórzy zarzucali mu kompletny brak patriotyzmu. Jednoznaczną odpowiedź na te oszczerstwa artysta znalazł 18 września 1939 we wsi Jeziory na Polesiu, gdzie na wieść o wkroczeniu do Polski sowietów, odebrał sobie życie. Nawet po śmierci kochał szokować. Jego ostatnim występem w niezwykłym teatrze życiowym była afera związana z wydobyciem zwłok, które sprowadzono i uroczyście pochowano w Zakopanem, tylko po to, aby okazało się, że należą do kogo innego... Skandalistą był także Brunon Schultz – żydowski pisarz oraz rysownik. Największe oburzenie budziła jego teka graficzna „Xięga bałwochwalcza” pełna erotycznych odniesień. Została dedykowana „zmysłowej, perwersyjnej, wulgarnej kobiecie – istocie wyższej, władczej, wyniosłej, pięknej predestynowanej do odbioru bałwochwalczych hołdów od istot niższych, podrzędnych, skarlałych, ułomnych, brzydkich, czyli mężczyzn, czołgających się u jej stóp niczym psy.” Dzisiejszy odbiorca nie dostrzeże w nich niczego, co mogłoby wprawić go w konfuzję, ale cóż, żyjemy w czasach, w których ekscesy z udziałem Miley Cyrus uchodzą za rzecz normalną... 

Można by napisać, że to, co przystoi panom, nie powinno być udziałem pań. Nic bardziej mylnego! Kobiety międzywojnia również potrafiły wprawić bliźnich w skrajne zgorszenie. Przykładem może być Zofia Stryjeńska, w 1924 roku okrzyknięta przez Wiadomości Literackie „księżniczką malarstwa polskiego”. Na Akademię Krakowską, która wówczas była szczelnie zamknięta przed niewieścim rodem, dostała się w 1911 roku jako... Tadeusz von Grzymała. Rok później zakochała się w Aleksandrze Sacharaowie, więc wszystko się wydało; cały teatrzyk trafił szlag i jak niepyszna musiała opuścić mury uczelni. W 1916 roku wyszła za Karola Stryjeńskiego i zaczął się skandaliczny, miłosny kontredans. Małżeństwo nie było udane – tlił się w nim ciągły konflikt, szczególnie na tle innych kobiet. Doszło do tego, że mąż kazał zamknąć swoją połowicę w psychuszce, skąd została uwolniona dopiero pod silnym naciskiem opinii publicznej. Ale faktem pozostaje, że jej zachowanie dawało podstawy do daleko idących przypuszczeń co do jakości stanu psychicznego.  

„Gdy nie została zaproszona na bankiet do Krakowa wspólnie z Karolem, wycięła w jego fraku kilkadziesiąt małych dziurek (…) W Paryżu (…) dopadła (…) Karola, kiedy jadł śniadanie w bistro, zaczęła wymachiwać rewolwerem, a potem goniła go po bulwarach Montparnasse (…).” 

Cóż, nieszczęśliwa kobieta zdolna jest do rzeczy, o jakich nie śniło się nie tylko filozofom. 😉 Ekscentryczne zachowanie odkupiła u potomności swoimi urzekającymi obrazami, na czele z cudownymi „Zalotami” (niestety w książce nie ma ich reprodukcji), w których dynamicznie przedstawione ciała „mających się ku sobie” splecione są w łuku przypominającym pełną wigoru, płynącą figurę taneczną w otoczeniu wspaniałej gry świateł i niezwykle nasyconych kolorów. Chapeau Bas! 😉  

I wreszcie cesarzowa skandali – Tamara Łempicka – wybitna malarka. Trzeba przyznać, że zaczęła z przytupem – mieszkając jeszcze w Petersburgu „przebrana za chłopkę, wkroczyła na salę balową w towarzystwie wrzaskliwych gęgających gęsi (...)”. Można sobie wyobrazić, jakie wrażenie wywarła na zgromadzonej tam tłumnie carskiej elicie. Zresztą nie tylko na niej – swoim zachowaniem zwróciła uwagę bogatego polskiego prawnika Tadeusza Łempickiego, za którego ekspresowo wyszła za mąż, wskutek jego żarliwych nalegań.  Biedak bardzo szybko pożałował pochopnego kroku. Po wybuchu rewolucji małżeństwo wyjechało do Paryża, który stał się dla niego istną uczuciową Golgotą, a dla jego wybranki źródłem niestających szaleństw i miłosnych przygód. „(...) dla bezpruderyjnej, biseksualnej Tamary zwanej la belle Polonaise szalone lata dwudzieste stały się odkryciem życia towarzyskiego, bywania w klubach nocnych, przygodnych i kontrowersyjnych romansów, kokainy i alkoholu.” Szybko zdobyła uznanie i bogactwo, prowadząc styl życia budzący niekłamane oburzenie. Kochanków i kochanki zmieniała jak rękawiczki, nie stroniąc nawet od prostytutek, których ciała uwieczniała na obrazach. Wszystko to nie tylko nie hamowało, ale wręcz sprzyjało rozwojowi kariery - jej prace były po prostu rozchwytywane. W 1934 roku po kolejnym małżonku została nawet baronową, do końca życia opływając w dostatki. Z reprodukowanych w książce fotografii oraz słynnego „Autoportretu w zielonym bugatti” wyziera postać pewnej siebie, dystyngowanej pożeraczki serc, pięknej femme fatale, której bliskość wprawdzie gwarantuje całopalenie każdemu śmiałkowi, jaki się na to odważył, jednak poprzedza je istna lawina oszałamiających wrażeń, niewątpliwie wartych takiego poświęcenia. Prawdziwa kobieta z wręcz oszałamiającą klasą, jaką niezwykle trudno dostrzec u współczesnych gwiazd i gwiazdeczek, będących nimi na ogół tylko z nazwy i słynnych głównie z obnażania cielesnych walorów. I to także jest smutnym, a wręcz przejmującym znakiem czasu... 

„Grzeszna cyganeria” oraz “Grzeszni dekadenci” Stefanii Krzysztofowicz– Kozakowskiej to albumy niezwykłe w pełnym tego słowa znaczeniu. W obu Autorka wzięła sobie za ambicję opisania środowiska polskiej bohemy, skupiającej artystów z okresu międzywojennego (okładka biała) oraz młodopolskiego (wariant granatowy). I wywoływanych przez nich skandali, które niejako wpisane były w wykonywany „zawód” oraz stanowiły dopełnienie ściśle twórczych wysiłków. A także ich bardzo istotną część, zlewając się w zasadzie w jedno. Sposób bycia osób za świecznika krajowego Parnasu można opisać krótkim mickiewiczowskim: „śmieszył, tumanił, przestraszał”, budząc grozę ówczesnych filistrów. Liczne krwiste i niejednokrotnie krwawe historie miłosne, pojedynki na broń białą oraz palną, strzelaniny, trupy, pijaństwo, narkotyki, skandale towarzyskie, manifesty artystyczne przeprowadzane w, delikatnie to określając, „niestandardowy” sposób - aż proszą się o zadanie pytania, kiedy Ci pełni życia i skrajnych namiętności twórcy mieli czas na tworzenie dzieł, które niejednokrotnie zapierają dech w piersiach, a nawet powalają na kolana w uznaniu ich niewątpliwych walorów. Cóż, pozostaje skonstatować, że geniusz znajduje ujście na wiele możliwych sposobów a teatr życia jest równie istotny, co jego stricte artystyczny wyraz... Wszystko to, w znakomity sposób ujęła Autorka, kreśląc portrety dwóch pokoleń, przemawiające nie tylko do wyobraźni, ale także serca czytającego. Albumy  pełne barwnych historii - często o tragicznym wydźwięku. Nie brak jednak i tych, które mimowolnie wywołują uśmiech, a nawet rozbawiają do łez. Każda z nich jest żywa i kipi niekłamaną pasją oraz emocjami, jakie Pisarka przekazuje w znakomity sposób. Z książek wyłania się obrazy wprawdzie „grzesznej cyganerii” oraz “grzesznych dekadentów”, ale zarazem pięknych i tak bardzo ludzkich w swej małości, przywarach i wiedzionych z zacięciem swarach. Często wzniosłych w duchu i czynach. W większości nie zrozumianych i pochopnie potępianych. I nic dziwnego – czyż może istnieć prawdziwa sztuka bez grzechu, który wyzwala człowiecze pasje i niejednokrotnie w skrytości ducha jest bardziej pożądany niż dobre uczynki i przykładna, pozbawiona polotu egzystencja? Chyba każdy zna odpowiedź na tak zadane pytanie... Mocną stroną owych propozycji literackich jest ich holistyczny charakter. Autorka poruszyła temat absolutnie wszystkich środowisk artystycznych, które w tamtych czasach budziły namiętności w odbiorze społecznym. Z uwagą pochyliła się nad wywoływanymi przez nie skandalami, zawsze ukazując je w uwarunkowaniach epok i wyjaśniając przyczyny oraz skutki takich zachowań. Postaci, które rozpalały wyobraźnię jest w nich znacznie więcej niż tych opisanych powyżej. Tworzą niezwykle barwny w swoim wyrazie kalejdoskop, pełen krzyczących niuansów. Prace są podzielone na przejrzyste rozdziały, opisujące działalność poszczególnych obozów i nurtów. Wielki plus. Co ciekawe, zakończenie “Grzesznej cyganerii” przywołuje też „afery” z czasów współczesnych. Na szczególne podkreślenie zasługują piękne wydania książek. Twarda obwoluta, liczne i bardzo staranne, często całostronicowe reprodukcje dzieł oraz unikatowych zdjęć, początki rozdziałów z użyciem „artystycznej” czcionki i siły wyrazu – budzą niekłamane uznanie. Po zapoznaniu się z albumami, czytelnik aż chciałby przewrócić jeszcze więcej stron. Podsumowując krótko - dla miłośników artyzmu, artystów, grzesznych artefaktów i wszelkich skandali, pozycje obowiązkowe w biblioteczce! 10/10   

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)