Mizuki Tsujimura - Prześladowcy - recenzja
Najbardziej oryginalna książka, jaką miałam okazję przeczytać w ostatnim czasie równocześnie jest tą najpiękniej wydaną w mojej biblioteczce – perfect match! Za przyciągającą uwagę mrokiem oraz niepokojem obwolutą skrywa się twarda oprawa, na której grzbiecie nazwisko autorki i tytuł nadrukowano srebrzystymi literami. Nie sposób nie wyróżnić też barwionych brzegów, pomalowanych starannie nęcącymi odcieniami szarości i czerni. Z przysłowiową świecą szukać można tak dopracowanych projektów - pod każdym aspektem! Przód i tył okładki ozdobiony jest dodatkowo tłoczonymi kawałkami bambusa. Bardzo symbolicznie, bowiem to właśnie on odegra istotną rolę w “Prześladowcach” - unikatowej historii, w jakiej młodzieżowa opowieść skrzyżuje się z wątkami rodem z thrillera i przystającymi do fantasy spod ciemnej gwiazdy oraz wstawkami, których nie powstydziłby się dobry, bo grający na emocjach horror. Mizuki Tsujimura nie stworzyła jednak narracji, jakiej celem jest wzbudzenie strachu. Pisarka zwichrowanie porywającą kreacją fabularną udowadnia, że w otoczeniu każdego człowieka, nawet pozornie układnego, japońskiego nastolatka, jest ktoś, kto samą obecnością wysysa z pomieszczenia całe powietrze. Wampir energetyczny, persona żywiąca się obawami, sztucznie dmuchająca własne ego przez żerowanie na słabszych i pochłanianie wymuszonych komplementów, przytłaczająca zwierzeniami czy nakłaniająca do tego, czego tak naprawdę wcale nie chciałbyś uczynić. Każdy zna człowieka, który wytwarza mrok (albo sam jest mrokiem?) - i pochłania nim absolutnie wszystko w zasięgu. Przytłacza, wyniszcza, tłamsi szarzyzną. Nagina rzeczywistość do swojej wizji, bo przecież zawsze wie najlepiej. Obleka zło w ciało.
Każdy, absolutnie każdy ma własnego prześladowcę. Ponieważ “yami-harasumento” - prześladowanie ciemnością, jest wszechobecne. Również wtedy, kiedy odwrócisz wzrok, a może szczególnie wówczas.
“Zawsze istnieli ludzie, którzy bez żadnego szczególnego celu rozsiewali wokół siebie zło, nękali innych swoją nikczemnością. Przez wieki albo i tysiąclecia włączali w swoje szeregi innych, wykorzystując ich wiedzę do zadawania otoczeniu jeszcze większego bólu.”
Nowy uczeń w klasie zawsze wywołuje poruszenie. Przysłaniane schludnymi dłońmi szepty, rzucane ukradkowo spojrzenia oraz kaskady domysłów: da się z nim zaprzyjaźnić, pomoże w nauce, podciągnie klasę w ogólnym rankingu czy raczej będzie łaszącym się pupilkiem nauczycieli lub kulą u nogi? Wszedłszy do sali, przedstawiony pokrótce przez belfra, zmierza pewnym krokiem na przydzielone mu miejsce, choć... jako jedyny ma staroświecki mundurek ze stójką, których nie widywano w placówkach edukacyjnych od wielu lat. Idzie wyprostowany niczym struna, jak gdyby wszystko mu się należało. Nie krzyżuje z nikim wzroku, a i tak wydaje się zawłaszczać przestrzeń. Myślisz, że zamiast kreować pełną wyższości pozę, powinien zadbać o wymagany w Waszej prywatnej szkole strój; ten nakazany przez regulamin i respektowany przez wszystkich wychowanków. Kiedy nowy siada, nagle reszta kolegów spogląda wprost na Ciebie, a siedzące najbliżej przyjaciółki chichoczą. Podnosisz wzrok zza kurtyny włosów, zaś Twoje oczy jak po nitce do kłębka, prowadzone jakimś niewyjaśnialnym przyciąganiem, wiodą wprost do świeżego klasowego nabytku, czyli Shiraishiego. Przeszywa Cię ciemnością, jakby wszystko dookoła przestało istnieć. Jesteś jak zamrożona w lodzie, kiedy koleżanki śmieją się, że zakochał się od pierwszego wejrzenia, nawet Cię nie znając. Ogarnia Cię paraliż, gdy nauczyciel prosi, byś oprowadziła świeżaka po szkole. A potem przerażenie - w chwili, w jakiej chłopak pyta czy może... tego popołudnia odwiedzić Cię w domu. Uciekasz, porażona impertynencją i poruszasz się odtąd po holach z obstawą, spodziewając się zagrożenia. Wielki błąd, że postanowiłaś próbować się ochronić nie przed tym, przed kim powinnaś. Nie zawsze da się jednak dostrzec mrok i skryć przed nim, zanim będzie za późno...
“Wykorzystujecie jednego z członków rodziny, by uzyskać do niej dostęp. Wkupujecie się w łaski i nie wiedzieć kiedy, stajecie się częścią bliskiego kręgu znajomych. Wtedy zaczynacie karmić ofiary swoimi wymysłami, przekonujecie, że postępują błędnie, bo tylko wy doskonale wiecie, co jest właściwe.”
Japońskie osiedle przerażających podobieństwem blokowisk. Już nie tak szare, bo unowocześnione przez słynne małżeństwo architektów, a jednak wciąż na swój sposób porażające bliźniaczością. Znalezienie wolnego lokum graniczy z cudem, a większość mieszkańców stanowią rodziny w postaci pracującego w tej czy innej fabryce ojca, zajmującej się domem matki oraz uczęszczającego do szkoły dziecka. Zamknięta społeczność skweru, w jakiej plotkujące żony spotykają się co kilka dni przy organicznych ciastkach i dobrej jakości herbacie, by udowodnić sobie, że wciąż są w tej czy odmiennej kwestii lepsze niż reszta. Mężowie rozgrywają własne życie w firmach – deptani przez szefów, nękani przez zatrudnionych na wyższych szczeblach czy zalewani żalami kolegów po fachu. Co do dzieci, jedno niebawem będzie uciekać przed uosobioną ciemnością, inne zostanie ochronione przez moc bambusa, a kolejne zniknie po to, by może nigdy nie dać się ponownie odnaleźć. Na dodatek mały chłopiec z tego samego osiedla – ten w klasie, w jakiej właśnie zawisła tablica osiągnięć. Nieszkodliwe, kolorowe kwiatki – ale ile jest w stanie zrobić podżegana do złego grupa, by finalnie stanąć nad inną? Czy skupisko budynków może być przeklęte? Chciałoby się napisać, że wcale nie krąży nad nim klątwa, a raczej zasila je złowrogi mrok, roztaczany nad mieszkańcami przez jedną z rodzin... Starszą niż sam świat. Żywiącą się władzą lub jej pozorami, karmiącą nieszczęściami, niosącą śmierć oraz zniszczenie. Niektórzy muszą być prześladowcami, aby istnieć, bo byliby bezwartościowi, nie mając z kogo czerpać mocy. Istny chaos. Gdyby stał się widzialny, być może dałoby się go powstrzymać. A przecież każdy ma własnego yami-hara...
“Czy taki styl życia im odpowiadał? Czy taka wieczna gra sprawiała im satysfakcję?”
Powieść “Prześladowcy” to ten rodzaj zaawansowanej sztuki, jaki trudno przyporządkować do konkretnej kategorii literackiej. W tym dziele nietuzinkowe jest wszystko. Zamiast standardowego podziału na rozdziały, książka rozparcelowana jest na pięć części, które... początkowo podejrzewałam o bycie niezależnymi opowiadaniami. Dopiero z kolejnymi przewracanymi stronami zrozumiałam, jak zmyślną kreację namalowała słowami autorka - splatając wszystkie luźne nici i wielu pozornie niepowiązanych bohaterów w jeden zaskakujący wzór; nietuzinkową układankę. Kierując się tokiem fabuły, spodziewałam się, że oto trzymam w rękach dość zwichrowaną, japońską młodzieżówkę. Tymczasem już chwilę później zastanawiałam się, czy właśnie bardziej naznaczył ją horrorowy pierwiastek nadnaturalności czy raczej szalone idee z umysłu fantasty. Wszystko to sprawia, że uważam “Prześladowców” za absolutnie nieodkładalną propozycję czytelniczą, którą pokocha każdy miłośnik thrillerów i opowieści, o jakich jeszcze długo, długo po poznaniu nie da się zapomnieć. Niemożliwa do sklasyfikowania, duszna, gęsta, oblepiająca odbiorcę smutkiem atmosfera wypala na skórze trwały ślad. Tak samo jak czynią to... prześladujący ciemnością. Wiem, że Ty również miałeś okazję ich spotkać - i dlatego powinieneś poznać tę historię.
Jeśli kiedykolwiek ktoś zalewał Cię żalami, by popsuć Twój humor. Robił wszystko, żebyś wypadł gorzej od niego. Oczerniał w oczach innych. Wykorzystywał, by osiągnąć sukces – lub po prostu, bo mógł. Przypisał sobie Twoje osiągnięcia. Dążył do bycia lepszym za wszelką cenę. Przechwalał się, ośmieszając Ciebie. Nadużywał pozycji. Sprowadził na Ciebie ciemność i próbował pochłonąć nią Twój blask.
Przeczytaj “Prześladowców”. Bo znasz swojego yami-hara. Ty przetrwasz bez niego, ale on nie przeżyje bez Ciebie. Solidne 8/10.
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)