James Islington - Wola wielu - recenzja

by - 18:48:00

Choć z całych sił bronisz się przed wspomnieniami, one cały czas napływają nieprzerwanymi falami a ich spienione grzbiety z siłą powodzi zalewają najgłębsze zakamarki Twojego umysłu. W takich chwilach nie czujesz nic poza tępym bólem. Oraz nienawiścią do oprawców i systemu, który przyniósł zagładę Twojemu dawnemu światu a Ciebie skazał na tułaczkę i życie w ciągłym lęku. 

„Wydaje mi się, że po Suus jakaś cząstka mojego serca została zahartowana niczym stal. Myślę, że jakaś część mnie wie dokładnie, jak odgrodzić się od wspomnień, które w przeciwnym razie rozerwałyby mnie na strzępy. (…) Budzę się zlany zimnym potem, roztrzęsiony. Niekiedy też płaczę w ciemności.” 

Co pamiętasz? Piękną wyspę – Suus, kwitnącą oraz zamieszkałą przez dumny i niezależny lud. Swojego ojca, urodzonego władcę. Mądrego, sprawiedliwego, a przede wszystkim ludzkiego dla swoich poddanych. Troskliwą i piękną matkę. Siostry – dwie pokrewne dusze, towarzyszki zabaw, z którymi byłeś niezwykle mocno związany. I siebie – lekkomyślnego, trzynastoletniego chłopca, jaki od pierwszych chwil był przygotowywany do roli panującego. Otoczonego preceptorami, ślęczącego nad uczonymi księgami, rozbijającego kolana wśród ciągłych lekcji szermierki i gimnastyki. A także wymykającego się na plażę, by bez cienia strachu skakać z 15-metrowego klifu i walczyć z silnymi prądami morskimi, które w każdej chwili mogły pociągnąć śmiałka w błękitną czeluść. Pamiętasz też majestatyczny pałac – widomy znak potęgi Twojego rodu i jego wielowiekowego znaczenia. To pod nim przewidujący ojciec kazał wykuć sieć tajemnych, podziemnych chodników, które uratowały Ci życie, gdy wojska Republiki Cateńskiej wlały się do niego przez strzaskaną w końcu bramę. Uciekłeś nimi wraz z najmłodszą siostrą, której jednak nie mogłeś już pomóc, więc martwą oddałeś morzu. Oczami wyobraźni nadal widzisz wszystkich bliskich kołyszących się przez wiele dni na szubienicznych sznurach w upiornym spektaklu w imię sprawiedliwości Republiki, która nie przebacza nieposłuszeństwa i choć przebłysku myśli o stawianiu jakiegokolwiek oporu. Napędzana bezbrzeżną chciwością, jest jak wiecznie nienasycony potwór, pożerający kolejne krainy i zakuwający w kajdany niewoli zamieszkujące je ludy. Wszystko po to, by na trupach i nieszczęściu wznosić krwawy pomnik swojej chwały – piramidę zła. Jej podstawę stanowią Octavusowie. To oni oddają połowę siły żywotnej osobom stojącym oczko wyżej w hierarchii społecznej – Septimusom. Ci z kolei żywią nią tych, którzy plasują się ponad nimi, aż po samego władcę - Princepsa. Nazywa się to Cedowaniem Woli i jest dokonywane za pomocą specjalnych urządzeń Aurora Columnaejakie pochodzą jeszcze sprzed czasów Kataklizmu. Ten zdarzył się trzy wieki temu i był ogólnoświatową katastrofą, która pochłonęła życie 95% procent ludzkości. Jej resztki zbudowały Republikę, jaka rozpoczęła ekspansję, opanowując cały znany świat.   

„(...) każdy septimus ma pod sobą ośmiu octavusów, z których każdy ceduje na niego połowę własnej Woli, a każdy sextus pobiera od siedmiu septimusów. Podobnie rzecz wygląda na wyższych szczeblach piramidy, które zajmują kolejno osoby w randze quintusa, quartusa, tertiusa, dimidiusa i ostatecznie princepsa. Każdy kolejny poziom zapewnia większą moc.” 

Im wyższe miejsce w Hierarchii tym potężniejsze zdolności – sami Septimusowie dysponują siłą fizyczną pięciu ludzi. Ale to nie wszystko. 

„Prawdziwe źródło potęgi Hierarchii tkwi w zdolności do nasycania wolą przedmiotów nieożywionych – a następnie kontrolowania ich za pomocą duchowego wysiłku. To zjawisko wykładniczo zwiększa wydajność czysto fizycznej energii ludzi, którzy potrafią z niego korzystać”. 

W ten sposób przemieszczane są na ogromne odległości wielkie ciężary, budowane całe miasta, napędzane okręty, a nawet statki powietrzne – transwekty. Republikę, ze stolicą w Caten, zamieszkują 24 miliony ludzi i każdy z nich poddany jest regułom Hierarchii. Wszyscy ci, którzy się na to nie godzą, są skazywani na Płyty. To urządzenia, do jakich są przykuwani, by czerpać z nich Wolę bez ustanku, aż do zupełnego wycieńczenia i śmierci. Jak na razie udało Ci się tego uniknąć, jednak Twoje szczęście nie będzie przecież trwało bez ustanku. 

Po masakrze w pałacu ojca przedostałeś się na stały ląd i zamieniłeś w bezimiennego młodocianego żebraka w Letens – jednym z miast Republiki. W końcu dostałeś się do sierocińca, w którym nikt nie zna Twojej prawdziwej tożsamości i gdzie pokryto Ci plecy strasznymi bliznami od razów zadawanych zawsze, gdy stanowczo odmawiałeś poddania się Cedowaniu. Poprzysiągłeś sobie, że nie poddasz się systemowi, jakiego nienawidzisz z całego serca i kiedyś pomścisz śmierć najbliższych. Śmieszne, nierealne marzenie, które jednak daje Ci siłę, aby przetrwać kolejne tygodnie, miesiące i lata udręki. Jako najstarszy pensjonariusz w przytułku odpowiadasz za jego sprawne funkcjonowanie. Poza tym walczysz na arenie w nielegalnych zakładach. I jesteś w tym naprawdę dobry, więc uzyskujesz z tego źródła spory dochód. Nie przegrałeś żadnego starcia, a żeby zobaczyć Cię w akcji przybywają całe tłumy. Stałeś się więc na swój sposób popularny w pewnych kręgach. Gdy jednak pokonałeś samego Septimusa i prawie go zabiłeś w amoku, zabroniono Ci pokazywania się na arenie. Na szczęście masz też zgodę na wykonywanie pracy w pobliskim więzieniu, w którym trzyma się nieszczęśników poddanych karze Płyt. Kiedy pewnego dnia do jednego z nich przybywa Sextus Hospius, nie zwracasz na to większej uwagi i spokojnie oprowadzasz go po przybytku. Następnego dnia widzisz go sierocińcu i ogarnia Cię niepokój. Tym razem przedstawia się jako stojący jeszcze wyżej w Hierarchii – Quintus – Ulciscor Telimus, więc zastanawia Cię, dlaczego poprzednio podał fałszywe dane. Oficjalnie przybył, żeby dokonać adopcji, a więc przybrać do swojego potężnego rodu męskiego potomka. To dość częsta praktyka – w ten sposób bezdzietni patrycjusze mają szansę wychować chłopca od najmłodszych lat na swój obraz i podobieństwo. W osłupienie wprawia Cię wieść, że chodzi właśnie o Ciebie. Zostajesz poddany istnej lawinie pytań, z której jednak wychodzisz obronną ręką. Z ulgą konstatujesz, że wymyślone bajki o Twoim pochodzeniu w zasadzie nie mają złych stron, skoro sam Quintus nie był w stanie ich obalić. Gdy zabiera Cię ze sobą, czujesz na sobie wzrok zawiedzionych dzieciaków liczących, że tym razem padnie na nie. Szybko dowiadujesz się, w czym leży tajemnica. Ulciscor wyjaśnia Ci, że w łonie władzy rywalizują ze sobą trzy potężne frakcje – Armia, Rząd oraz Religia. On sam należy do tej pierwszej. Jego zadaniem jest znalezienie człowieka, który będzie w stanie przeniknąć do Akademii Cateńskiej, położonej na odciętej od świata wyspie Solivagus. Zarządzają nią osoby wywodzące się z Religii a dostać się tam można tylko wtedy, gdy należy się do elitarnych rodów, właśnie takich jak Telimusowie. Dlatego konieczna była Twoja adopcja. Quintus zaznacza, że będziesz musiał dokonać dwóch rzeczy: zbadać starożytne ruiny znajdujące się na wyspie, w których, jak podejrzewa Armia, przedstawiciele Religii poszukują potężnej broni, jaka pozwoli im objąć pełnię rządów oraz wyjaśnić sprawę śmierci jego brata, zmarłego jako student Akademii w niewyjaśnionych okolicznościach. W zamian, będąc jego synem, zapewnisz sobie świetlaną przyszłość oraz unikniesz poddawania się Cedowaniu. Przystajesz na taki układ, a w głębi serca przysięgasz sobie, że doprowadzisz do upadku Republiki. Już jako jej potężny przedstawiciel, którym niechybnie zostaniesz po ukończeniu uczelni... jeśli cała misja się powiedzie. 

„Nie popełniłem błędu, odmawiając przez cały czas cedowania. Musiałem zachować tę jedną, świętą część samego siebie. Musiałem pozostać sobą.” 

„Wola wielu” Jamesa Islingtona jest niezwykłą powieścią fantasy. Uniwersum wykreowane przez Autora to efektowna mieszanka świata Imperium Romanum z elementami nadnaturalnymi, których emanacją jest używanie skondensowanej siły witalnej, określanej mianem Woli. Struktura społeczna i system polityczno–militarny Republiki do złudzenia przypomina starożytne mocarstwo. Najwyższą władzę sprawują Princeps oraz Senat, a jej podstawę stanowią Armia, Rząd oraz Religia, znajdujące się w konflikcie i starające objąć pełen ster rządów. Także jej agresywny etos, ideologicznie uzasadniający opanowanie całego znanego świata, jest identyczny. Główny bohater – Vis, a tak naprawdę Diago – były książę Suus, nieodparcie przywodzi mi na myśl Arminiusza – wodza germańskiego plemienia Cherusków. Wysłany do Rzymu jako zakładnik, został wychowany na prawego obywatela i ekwitę. Otrzymał dowództwo w armii, po czym porozumiał się z pobratymcami, wciągając 3 legiony (XVII, XVIII oraz XIX) w zasadzkę w Lesie Teutoburskim w 9 roku naszej ery. Zostały wycięte w pień – nie uratował się ani jeden świadek masakry. Klęska zaprzepaściła całkowicie plany cesarza Augusta opanowania Germanii i uczynienia z niej rzymskiej prowincji. Diago wkracza na podobną drogę. Dzięki studiom w Akademii ma szansę zostać nawet senatorem Republiki, posiadając przemożny wpływ na decyzje podejmowane u szczytów władzy. I zamierza to wykorzystać do destrukcji znienawidzonego Imperium, mszcząc się za śmierć członków rodziny i bezwzględny podbój swojej ojczyzny. Niewątpliwie wielbiciele Mickiewicza odnajdą w nim Konrada Wallenroda. Jego sylwetka jest zarysowana przez Pisarza w mistrzowski sposób - ze wszystkimi odcieniami charakteru, zarówno tymi niezbyt imponującymi, jak i budzącymi uznanie. Godny podkreślenia jest wątek zmagań moralnych, których doznaje Vis musząc podejmować decyzje. Wielokrotnie pada pytanie, czy wszystkie środki są usprawiedliwione dla osiągnięcia założonego celu. Islington świetnie przedstawił także wątek studiów w Akademii - zwłaszcza przyjaźni, jaka nawiązuje się pomiędzy Diago a dwoma innymi żakami. Fabułę Pisarz prowadzi w brawurowy sposób – czytający śledzi ją z rosnącym zainteresowaniem. Z każdą przewróconą stroną mnożą się kolejne wątki, sekrety i przeszkody do pokonania. Zakończenie książki przybiera zaś nader imponującą postać. Poza tym, znakomicie oddane zostały również motywy walki pomiędzy stronnictwami Republiki, w których miażdżące tryby dostaje się główny bohater. Pewien niedosyt pozostawia niewyjaśnienie do końca tajemnic związanych z Akademią, jest to jednak zrozumiałe, zważywszy, że to dopiero pierwszy tom cyklu. Język powieści jest wartki i bardzo przejrzysty. Nie występują powtórzenia, a styl Autora nie nuży czytającego, pomimo że stron jest naprawdę wiele – prawie 900! Akcja czasami rozwija się dość leniwie, jednak nieodmiennie prowadzi do zaskakujących plot twistów i porywającego przebiegu wydarzeń. Z całą pewnością mogę zaliczyć tę propozycję literacką do jednej z najbardziej oryginalnych, z jakimi miałam do czynienia. Jeśli poszukujesz lektury, która Cię pochłonie i zapadnie w pamięć na długo – oto i ona. PS Wydawnictwo Fabryka Słów po raz kolejny czaruje wydaniem - częściowo połyskująca, tajemnicza okładka i wstawki graficzne otwierające rozdziały... Tak to się robi. 😉 8/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)