Janusz Muzyczyszyn - Szklany sufit - recenzja

by - 14:33:00

O przebijaniu głową szklanych sufitów mogłabym napisać własną powieść. Zarysuję krótko: one nie istnieją, jeśli tylko tego chcesz. A teraz historia o historii Janusza Muzyczyszyna.  

Wraz ze śmiercią ojca skończył się bezpowrotnie istotny etap w Twoim życiu. Straciłeś filar, który podtrzymywał je w chwilach zwątpienia. Zawsze mogłeś liczyć na jego pomocną dłoń i rozsądną radę. Doświadczenie i mądrość taty pomogły Ci wyjść obronną ręką z niejednej opresji. Gdyby nie on, nie stałaby obok Ciebie Majka – kobieta, na jaką czekałeś całe życie, czego w swojej głupocie nawet nie dostrzegałeś. To ojciec przekonał Cię, żebyś skorzystał z szansy, którą dał Ci los i czym prędzej się z nią ożenił. Przemówił Ci do rozumu, za co zawsze będziesz mu wdzięczny. Zresztą nie tylko Ty. Ostatni rok życia osiemdziesięcioletni Jan Marczak spędził w domu opieki. Ujmował wszystkich otwartością, przyjaznym zachowaniem i skłonnością do udzielania pomocy. Dzięki niemu parę osób wyszło z kryzysowych sytuacji. Jednak starszy pan ostatnie chwile spędził na uporządkowywaniu nie tylko losu innych, ale także swojego. Przeprowadzał z nim swoisty rozrachunek, rozpamiętując blaski i cienie.    

„Kolejny raz analizował minione, mniej czy bardziej udane związki z kobietami, spowiadał się sam przed sobą nie tylko z błędów młodości, lecz także z tych które popełnił jako mocno dojrzały człowiek. Wiedział, że odchodzi, i chciał to zrobić pogodzony ze sobą i światem.” 

Zdawałeś sobie sprawę z jego stanu zdrowia – byłeś w stałym kontakcie z lekarzami, którzy nie pozostawiali wątpliwości, że Wasz czas się kończy. Wiedziałeś więc, że nieuchronnie zbliża się chwila ostatecznego rozstania i nawet często w myślach wyobrażałeś sobie, jak będzie przebiegała. Gdy jednak siedząc przy łóżku, puściłeś bezwładną dłoń ojca, okazało się, że zupełnie nie jesteś na to gotowy. Ogarnął Cię bezbrzeżny smutek - zrozumiałeś, jak wiele straciłeś. Pojawił się nad Tobą szklany sufit rozpaczy... 

Jeśli nie masz się w niej pogrążyć, będziesz musiał go przebić jednym, silnym ciosem. Zrobić to dla siebie i ojca. Pogodzić się z jego śmiercią i nauczyć się bez niego żyć. Tego w końcu by sobie życzył i tego Cię uczył. Zawsze chciał, byś był szczęśliwy i zmierzał do wyznaczonych celów bez oglądania się za siebie. Ściskasz w ręku małą, drewnianą figurkę słonia, jaką dostałeś od niego krótko przed śmiercią. Wręczając ją powiedział: „To dla Twojego dziecka, na szczęście”. Teraz rozumiesz, co chciał Ci uzmysłowić tym podarunkiem – masz skupić się na przyszłości, a nie rozpamiętywać dawne momenty i zamykać się w kokonie żalu. Bardzo pomogło Ci to w pogodzeniu się z sytuacją, choć pojawia się dręcząca myśl, że ojciec nie doczekał chwili, w której będzie mógł zobaczyć wnuczkę. Po pogrzebie patrzysz z czułością i dumą na żonę. Chociaż jest już w siódmym miesiącu ciąży, świetnie daje sobie radę. Nie widać po niej zmęczenia ani zniechęcenia. Zachowuje się, jakby jej organizm nie musiał sobie radzić z tak wielkim obciążeniem. Nadal pisze pracę doktorską i odnosi sukcesy na uczelni – Uniwersytecie Katowickim. Jest tam bardzo ceniona i ma szeroko otwartą drogę do dalszej kariery. Z Tobą jest gorzej. Jesteś początkującym aktorem i na razie zarabiasz niewiele - tak naprawdę najczęściej nic. Dyrektor teatru podpisuje z Tobą jedynie umowy o dzieło i raczej w najbliższej przyszłości nie ma szans na jakąkolwiek zmianę w tym przedmiocie. Pewnym światełkiem w tunelu jest nowa rola – pana A.A. w „Emigrantach” Mrożka. Wiążesz z nią dużą nadzieję – jeśli wypadniesz dobrze, może zdołasz przekonać szefa, żeby zatrudnił Cię na stałe. Jak na razie żyjecie w istocie z jednej pensji, co niezbyt korzystnie działa na Twoją psychikę. Ta zresztą nigdy nie była zbyt mocna.    

„(...) on sam jakoś nie umiał okazywać (…) zdecydowania, szczególnie w sprawach zawodowych. Byle drobiazg, byle przeszkoda wybijały go z rytmu i zbyt łatwo i zbyt często się poddawał.” 

Z niepokojem myślisz o wyzwaniach, jakie przed Wami stoją. Przychodzące na świat dziecko wymaga sporych wydatków. Trzeba kupić wyprawkę i odnowić pokój, w którym ma stać łóżeczko. Nie wiesz, jak się ułożą Wasze sprawy zawodowe – jeśli będziecie nimi bardzo zajęci, trzeba będzie zdecydować się na opiekunkę. Nie masz też pojęcia, jak wywiążesz się z roli ojca. Masz więc nad czym dumać i o co martwić. Do tego zaczynasz odczuwać dolegliwości zdrowotne. Czasami dziwnie drętwieje Ci noga - do tego stopnia, że lekko nią powłóczysz. Lekceważysz te objawy, w końcu masz dopiero 40 lat, więc sądzisz, że to nie może być nic poważnego. Czas pokaże, że nader się mylisz a dręczące Cię problemy okażą się zupełnie niewinne wobec wzburzonych fal, jakie za chwilę zaleją Twoje życie. Tym razem szklane sufity będą znacznie bardziej mocne...  

„Kobieta, która w domu była taka ciepła, kochająca i wyrozumiała – no, prawie anioł – w pracy okazywała się twarda, zdecydowana i świadomie dążąca do wyznaczonego celu.” 

Gdy dowiedziałaś się o śmierci teścia, bałaś się, jak Twój mąż Damian sobie z nią poradzi. Był bardzo związany z ojcem, którego zresztą pokochałaś od pierwszej chwili. Okazał się nad wyraz pogodnym, życzliwym człowiekiem. Przyjął Cię z otwartymi ramionami, ciesząc się, że jego syn znalazł wspaniałą kobietę. Marzyło Ci się, by ujrzał wnuczkę oraz Twój dyplom doktorski, na który tak ciężko pracowałaś. Niestety nie zdążył. Masz jednak nadzieję, że patrzy z góry na Waszą krzątaninę, kibicując jak zawsze, aby jej rezultaty były jak najlepsze. Na razie wszystko na to wskazuje. Twoja kariera naukowa wspaniale się rozwija. Od początku bieżącego roku akademickiego prowadzisz zajęcia ze studentami na Uniwersytecie Katowickim. Znalazłaś zatrudnienie w Instytucie Chemii Organicznej, a więc zajmujesz się ulubioną dziedziną nauki. Kończysz pisanie pracy doktorskiej i masz dobre stosunki z przełożonym, jaki zamierza przydzielić Ci po obronie etat odpowiadający nowemu tytułowi. Do tego prowadzisz racjonalizatorski projekt badawczy, na który uzyskałaś wsparcie z samego ministerstwa. Masz nadzieję, że zamkniesz to wszystko, zanim urodzisz córeczkę. Zostało mało czasu, gdyż to już siódmy miesiąc ciąży. Trzeba się na ten moment przygotować, a zwłaszcza odnowić pokój przeznaczony dla dziecka.  Z pieniędzmi nie jest tak źle, jednak żyjecie właściwie tylko z Twojej pensji. Damian dopiero rozpoczyna aktorską drogę i pracuje jedynie dorywczo. Widzisz, że z trudem znosi taką sytuację, więc co rusz dodajesz mu otuchy. Twojej uwadze nie uchodzą także jego problemy zdrowotne, choć próbuje je ukrywać. Jak trochę sytuacja się uspokoi, będziesz musiała wysłać go do lekarza. Na razie jednak masz nadzieję, że miną same i jak zwykle wszystko dobrze się zakończy. Nie przychodzi Ci do głowy, że nad Waszym życiem zbierają się ciemne chmury i jesteście o krok od uderzenia pioruna.

„- Córciu, będzie dobrze – szepnęła do śpiącego dziecka i przytuliła je. – Musi być. Dla Ciebie mama rozbije jeszcze niejeden szklany sufit.”   

„Szklany sufit” Janusza Muzyszczyna to pełna ciepła powieść obyczajowa. Stanowi kontynuację recenzowanej już przeze mnie powieści „Mój drugi brzeg”. Autor rozpoczyna narrację w momencie śmierci Jana Marczaka, z którą muszą sobie poradzić Damian oraz Maja, oczekujący na narodziny córki. Na te wyzwania nakładają się problemy zawodowe mężczyzny oraz pierwsze oznaki rozwijającej się choroby, jaka całkowicie wywróci ich życie do góry nogami i przewartościuje postrzeganie rzeczywistości. Pisarz prowadzi czytelnika po trudnym procesie godzenia się ze śmiercią bliskiej osoby, a także skomplikowanych relacjach uczuciowych, panujących pomiędzy bohaterami powieści. To także historia o miłości, dającej wewnętrzną siłę do trwania przy ukochanej osobie bez względu na przeciwności oraz sensie spełniania marzeń - także tych najskrytszych. I przebijaniu tytułowych szklanych sufitów. Choć niedostrzegalne, rozpościerają się co rusz nad głową, rzekomo ograniczając możliwości. Ich pokonanie wymaga dużej determinacji, którą jednak trzeba wykrzesać, aby móc pójść dalej wyznaczoną ścieżką, a nie tkwić w losowym marazmie. Postacie wykreowane przez Muzyczyszyna znajdują w sobie taką moc, co inspirujące. Silną stroną powieści są ich wielowymiarowo zarysowane charaktery, dzięki czemu czytający nie ma poczucia obcowania z papierowymi bytami. Książka napisana jest przystającym do obyczajówek językiem a konstrukcja fabuły nie wywołuje uczucia znudzenia perypetiami person przewijających się na jej kartach. Jeśli szukasz dobrej i otulającej powieści na zimowo-wiosenny wieczór – właśnie ją znalazłeś. 7/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)