Adrian Bednarek - Stella. Pragnienie wolności - recenzja
Dziś wyrzęzisz ostatni oddech. Jestem doskonałym taktykiem. Planuję. Analizuję. Zabijam. Choć to nie obrazuje pełni mojego artyzmu. Kiedy na Ciebie patrzę, nie widzę człowieka. Jesteś jak obrzydliwie czyste płótno, które mogę ukształtować według własnej koncepcji. Obrać ze skóry jak kwiat z opadających płatków. Rzeźbić rysy i pęknięcia, zlizać wirującą po nich krew... Przerzucam długie włosy w odcieniu lodowego błękitu na plecy i sprawnie wiążę je w schludny kok. Ty chcesz, abym pokazała Ci, co potrafię. Ja pragnę z kolei nie pozostawić po sobie choć jednego śladu, a fryzura w nęcącej czerwieni mi w tym nie pomoże. Poczekaj, musimy odpowiednio się przygotować. Obiecuję, że warto. Naciągam na szczupłe, zahartowane ciało kombinezon, na buty wzuwam ochraniacze. Przysłaniam piękną twarz, na jakiej niewinność tak wielu dało się nabrać, szczelną maską. Przestań się wiercić, jeszcze nie widziałeś najlepszego. Nie psuj mojego show; festiwalu zemsty, najważniejszego spektaklu, jaki zorganizowałam specjalnie dla Ciebie. Tak, możesz mi pomóc, jeżeli chcesz. Podaj mi leżący w kącie, nieprzemakalny worek. W środku są rzeczy, które już za chwilę będą nam potrzebne. Dziękuję - również za to, że tu jesteś. Tak długo na to czekałam... Postrzępionymi od szarpanin paznokciami rozsuwam zamek - spójrz, tym pomalujemy obraz. Widzę, jak nerwowo przełykasz ślinę; to zbędne. Pieszczę przedramię, przesuwając po nim leniwie ostrze drogiej brzytwy. Nie dociskam jej jednak do końca, to tylko przedsmak przyszłego przedstawienia. Tyle możliwości, kierunków pociągnięć, śmierci do sprawienia. Przerzucam metalową kochankę między palcami, leniwie kreśląc ósemki w powietrzu i łapiąc promienie słoneczne. Gotowy? Otwórz tamte drzwi. Wiesz, kto się za nimi znajduje?! Nieważne. Teraz Cię zwiążę...
Piękny sen, prawda? Dalej czuję tę metaliczną, niemożliwą do pomylenia z czymkolwiek innym woń; najlepsze perfumy. Dłoń - zamiast brzytwy – chwyta za bok metalowego łóżka. Owszem, dalej jestem w szpitalu psychiatrycznym. Ale już niedługo, przyrzekam...
“Nadal miała na to ochotę. Nienawiść telepała jej ciałem, wizje zniszczonej przyszłości kusiły do sięgnięcia po krwawy pędzel i naniesienia zmian w dramatycznym obrazie. Czuła się niczym malarz, którego dopadło natchnienie.”
W życiu każdego psychopaty jest ten jeden jedyny moment, w którym ten - najczęściej na skutek spotkania przeznaczonej mu, uosobionej przeciwwagi - może odmienić całe swoje życie (pamiętasz Dextera?). Skończyć z przeszłością, przestać zabijać, więcej nie... tworzyć. Za moment, dziełem przewrotnego przypadku, poznam własny, choć jeszcze o tym nie wiem. Zanim to nastąpi, muszę się stąd wydostać. Jak najszybciej, bo... oszaleję. Przestań się śmiać, nie ma w tym nic zabawnego. Fakt, że tkwię w uwięzieniu sądowego oddziału dla osób niekoniecznie posiadających pełnię władz umysłowych, wcale nie świadczy o moim zwichrowaniu. Tylko o tym, że jestem doskonałą aktorką. Lata przymusowej praktyki, mój Drogi, kiedy to w trakcie pracy musiałam wzdychać, ochać i achać, chociaż jedyne, o czym wówczas myślałam, to żeby jak najszybciej przeliczyć pieniądze a potem zdezynfekować się wódką i zapomnieć o tym czy innym brzydalu. Fuga, chwila zaczernienia obrazu, pozwoliła mi zasiać w nich wszystkich zwątpienie. Dobre sobie - że niby miałabym nie pamiętać popełnianych zbrodni. Wspominam z podnieceniem każdą ich sekundę. Zabiorę je do grobu, ale to kiedyś. Skupmy się na tym, kogo urobić wprost teatralnie, aby opuścić ten cuchnący łagier, w którym jako seryjna morderczyni jestem automatyczną królową z nienaruszalną pozycją. Słucham? Ale jak to, nie znasz mojej pełnej przeszłości? Ciężko mi w to wierzyć, wszak sama ją projektowałam. Okej, skoro chcesz. Oto, co musisz o mnie wiedzieć: “Masz ciągoty do manipulacji i robisz wszystko, żeby osiągnąć urojony cel.” - tak mówi o mnie obiekt, który upoluję, by wyjść na wolność i dokończyć dzieła. Ma rację. Dorzucę: “Wódka (...) z czasem stała się płynnym psychoanalitykiem. Gdy miała problem lub zrobiła coś impulsywnego, suszyła kolejne małpki, szukając rozwiązań.” No co?! Sam pytałeś.
Jestem najbardziej ekstrawagancką kobietą, jaką poznałeś? On też tak mówił, ale długo... Nie, nic. Słuchaj dalej, teraz będzie o Tobie: “W nim tkwił klucz do skutecznej ucieczki. Żeby go zdobyć, potrzebowała brzytwy.” Dlaczego się szamoczesz? Siadaj, jeszcze nie skończyłam. Zapomniałam, że i tak nie możesz wstać, więc przestań się rzucać i mnie rozpraszać; mam nadzieję, że nie użyłam taśmy zbyt mocno. Jeśli tak, bardzo mi z tego powodu wszystko jedno. To profetycznie: “Ciemne włosy z czarnymi ciuchami czyniły ją intrygująco tajemniczą (...)” - bo tak sobie myślę, że jak tylko opuszczę to miejsce, zacznę od zmiany image’u. Przestań patrzeć na moje dłonie, brzytwą zatańczę za chwilę. Najpierw dokończę opowieść, a pocieranie śródręczy mnie uspokaja. “To banknoty każda profesjonalistka stawia na pierwszym miejscu.” Owszem, to Twoje słowa. Chociaż częściowo trafna psychoanaliza, naiwny doktorku; łasy na żeńską urodę, tendencyjny mężczyzno. Albo na moją. Faktycznie, tej nikt się nie oprze. Nie jesteś taki wyjątkowy i odporny jak sądziłeś, prawda? Mądry facet po... I tak dalej. Przypomnę Ci jeszcze to o mojej zbrodni: “Robiąc z niej sitko, Stella nie zmazywała przeszłości ani nie malowała przyszłości, tylko dawała upust zawiści.” Hej, a może to dopiero się wydarzy? Ano i to, bo uważam, że brzmi po prostu świetnie, nie sądzisz? “Szukam pozytywów (...). Miejsce kradzieży zmieniło się w miejsce zbrodni, ale to nie koniec świata.” Cóż, przecież to Ty powtarzałeś, aby w każdej sytuacji patrzeć na jasną stronę rzeczywistości. Jakbym kiedykolwiek jakąś miała - komiczne. Pewnego dnia, czuję, iż już całkiem niedługo, skręcę w ulicę Legnicką i uśmiechnę się makiawelicznie, szepcząc pod nosem: “skończysz na dnie”. Tak, to jest dopiero stosowny bon mot! Nie, nie martw się. To nie o Tobie. Twoją skromną osobę zajmę się za... TERAZ.
Ale jeszcze najważniejsze pytanie. Jak sądzisz, uda mi się uciec z tego szpitala i zmaterializować wizualizację najważniejszego majstersztyku? Szkoda, że nie będziesz miał okazji podziwiać mojej sztuki... No to cześć!
Od bohaterki będącej pysznie psychopatyczną zabójczynią lepszy jest tylko taniec godowy, odgrywany na scenie powieści przez dwójkę ścierających się szaleńców o ponadprzeciętnej inteligencji. Mrrrrr, jakże przyjemnie obserwuje się to zmysłowe tango! Dorzuć do tego szpital psychiatryczny, ale w wersji zwichrowanie nietuzinkowej, bo od Bednarkowej strony, nasiąkające krwią przemyślenia wykolejonych postaci i szeroko zakrojone intrygi o przebiegu nie do przewidzenia oraz niezwykłą dbałość o kreacje miejsc zbrodni - otrzymasz sztandarowo nieodkładalną, otulająco mroczną książkę Pisarza. Ucieczka z uwięzienia - ale czy udana? Dokonanie odwetu, jednak czy tym razem możliwe do zrealizowania? Odpowiedziami zdradziłabym zbyt wiele, więc od nich odstąpię. Zakończenie trylogii jest zaś dokładnie takie, jakiego oczekiwałam i rozciąga usta w niepoczytalnym uśmiechu. Choć przewidziane – zasmuca, bo dawno nie zżyłam się tak z żadną bohaterką (abstrahując od jej płatnej profesji). Jej tok rozumowania, zwyczaje czy cechy charakteru oraz skrajna upartość w dążeniu do wyznaczonego zbyt wysoko celu są mi doskonale znane. Czytanie ludzi, polowanie na sukcesy i naznaczanie wykwintnie realizowaną, przez wiele lat planowaną zemstą - również. Autor pozostaje moim prywatnym mistrzem kreowania wielowymiarowych sylwetek psychopatów - dosłownie nikt nie robi tego bardziej autentycznie. Ja zaś jeszcze nigdy nie czytałam trylogii, jakiej każdy tom byłby na tak równie wysokim poziomie. Niewystępująca w naturze, bo jednostajna amplituda kunsztownych doznań. 10/10
I wierzę, że gdzieś tam jeszcze, kiedyś się spotkamy. Będę tęsknić.
PS Jestem artystą i dosłowną rzeźbiarką wspomnień. Nie myśl, że tak szybko uda Ci się o mnie zapomnieć. Wypatruj brzytwy...
“Zachowanie chłodnej obojętności (...) i swobodne życie stanowiły najlepszą odmianę zemsty.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)