Catherine Doyle, Katherine Webber - Bliźniacze korony - recenzja

by - 15:51:00

„- Na zawsze zaczyna się znów jutro.

- W takim razie do jutra. I wszystkich następnych dni.”     

Dawno, dawno temu, a może wcale nie tak dawno, w wieży z kości słoniowej żyła sobie piękna księżniczka o imieniu Rose. Całą swoją niespełna osiemnastoletnią egzystencję spędziła na przygotowaniu się do roli królowej, którą miała niebawem się stać. Spacery w ogrodzie różanym, naukę dworskiej etykiety i historii swojego przyszłego ludu, przeplatała jedynie z rzadka aranżowanymi spotkaniami z mężem, z którym planowała wziąć ślub w przeddzień koronacji. Małżeństwo z księciem Anselem, bratem króla Alarika, władającego gevrańskim państwem, do którego nigdy nie docierało słońce, miało zapewnić jej krajowi niezbędny sojusz. Do bólu nudny i przesłodzony, acz bezpieczny wybór – idealny dla księżniczki. Czy jednak na pewno? Wychowywana przez Willema po tym, jak jej rodzice zostali zamordowani przez czarownice, od zawsze wiedziała, że jej przeznaczeniem jest rządzić. Dorastająca wśród chmur, nie była jednak nijak świadoma tego, iż… całe jej życie to jedynie ułuda. Kłamstwo i przeinaczenia, wykreowane na własne potrzeby przez pozbawionego serca wuja. Jeśli jednak ktoś prezentuje Ci rzeczywistość tak, a nie inaczej wciąż i wciąż, po cóż miałbyś w nią kiedykolwiek zwątpić?

„Nieostrożna czarownica to martwa czarownica.”

Tymczasem gdzieś o wiele dalej, w dzikich jaskiniach wśród pustyni i wód, żyje sobie inna siedemnastolatka, imieniem Wren. Zamiast uczestniczyć w proszonych herbatkach, wspina się po skałach. Choć nie wie, w jaki sposób dyplomatycznie prowadzić rozmowę, doskonale zna się na fechtunku i rzucaniu zaklęć. Podobnie jak Rose, przez całe życie była przygotowywana do pewnej roli; wypełnienia misji, której powodzenie sprawi, że czarownice nie będą już dłużej prześladowane i zmuszane do życia poza królestwem. Z piękną księżniczką Wren łączy jeszcze jedno; a mianowicie wygląd. Niezupełnie podobny – bo identyczny. Dziewczyna jest jej siostrą bliźniaczką, z którą przeznaczenie spiskujące z szeroko zakrojoną intrygą rozdzieliło ją tuż po urodzeniu. Nadeszła najwyższa pora na to, aby Rose dowiedziała się o tym, że jest na tym świecie ktoś, czyjego istnienia nawet nie podejrzewała. Porzućmy jednak wszelkie konwenanse ze zwykłym siostrzanym przedstawieniem. Znacznie ciekawszym rozwiązaniem jest… zamiana ról.

„Ostatecznie nie mogą się oprzeć przyciąganiu własnej mrocznej magii. Zło wychodzi na jaw, prędzej czy później.”

Wszystko przebiega zgodnie z planem – cóż, przynajmniej tym, który wypędzone czarownice uknuły wraz z Wren i jej babką. Księżniczka Rose zostaje porwana przez przyjaciela Wren, Shena i w końcu ma okazję zobaczyć świat nie tylko z pałacowych okien. Zaznając po raz pierwszy przygód w otoczeniu dzikiej natury, szybko dochodzi do wniosku, że jej dotychczasowy żywot był… miałki i nijaki. O obiecanym jej księciu Anselu nie wspominając – dopiero zestawiając go z odważnym, żywiołowym Shenem, dziewczyna widzi, że uczucia żywione rzekomo do przyszłego małżonka, były jedynie bajkową mrzonką. Z kolei Wren, skutecznie podmieniona z uprowadzoną bliźniaczką, odgrywa rolę swojej delikatnej siostry w pałacu. Noszenie niewygodnych sukni i utemperowanie niewyparzonego języka to jednak niewielka cena za możliwość objęcia należnego jej tronu już za kilka chwil – i zemstę, z której realizacją dziewczyna i cały ród czarownic czekały przez długie siedemnaście lat… W misternie ozdobionym pałacowymi klejnotami planie znajduje się jednak pewna niewiadoma – odciągająca jej myśli od jego realizacji. Rycerz księcia Ansela, przystojny Tor, który wydaje się być nią nieprzyzwoicie jak na okoliczności zainteresowany. Kiedy zemsta, miłość i wojna nierozerwalnie się ze sobą splotą, może zrobić się… naprawdę gorąco.

„- Byłaś sam na sam z czarownikiem przez kilka ostatnich dni, pamiętasz?

- I zobacz, dokąd mnie to zaprowadziło.

- Do największej przygody Twojego życia?”

Sięgając po „Bliźniacze korony” w pięknej okładce, z pewnością nie spodziewałam się, że trafię na historię, która nie tylko pochłonie mnie bez reszty w swój oryginalny, baśniowy świat, ale i w ogromnym stopniu w sobie rozkocha. Wykreowana przez Autorki (będące, notabene, szwagierkami) fabuła już od pierwszych stron jawi się jako niepozbawiona uroku i naznaczona dużą ilością dobrego humoru. Nie zliczę, ile razy podczas czytania wręcz skręcałam się ze śmiechu – a wszystko to za sprawą biednego, poczciwego Ansela, który – zestawiony z mężnym Torem – staje się wręcz karykaturalny. Podczas gdy ten drugi trawiony jest siłą uczucia i odważnie staje w szranki z każdym zagrożeniem, przyszły mąż Rose… mdleje na widok trzmiela i przewraca się razem z krzesłem, słysząc o wielkim pająku w pomieszczeniu. Pomińmy już może jego ekscytację podczas układania puzzli i notoryczne zwracanie się do ukochanej mianem „kwiatuszka”, bo karuzela śmiechu może się zacząć kręcić zbyt szybko – a to spowoduje mdłości. Podobnie zabawnie odebrałam pomysł zamiany ról – jego realizacja wypadła wręcz przekomicznie. Eteryczna księżniczka nagle musi przedefiniować całe swoje baczenie na świat, zostawszy rzucona w wir niebezpiecznych przygód na pustyni. Z kolei ta nieokiełznana, zostaje zmuszona do przemienienia się w damę. Spodobał mi się również podwójny (sic!) motyw enemies to lovers, który w obu przypadkach obserwowałam z niemałym rozrzewnieniem… choć znacznie bardziej przypadła mi do gustu kreacja żarliwego, mrocznego Tora. Śmiałam się, wzruszałam i przeżywałam przygody – a tego właśnie oczekuję od dobrego fantasy, choć w tym przypadku raczej uwielbianego przeze mnie romantasy. Przewracając ostatnią stronę książki, w oczarowanej historią głowie pojawiła mi się tylko jedna myśl: KOLEJNY TOM POTRZEBNY NA JUŻ – tak nie wolno kończyć powieści! Choć mamy dopiero luty, „Bliźniacze korony” to bardzo mocny zawodnik do tegorocznego top 10, kończący z oceną 9.5/10.

Nawet, jeśli to nie jest świat baśni i bajki nie mają na nim racji bytu… miło jest choćby na chwilę znaleźć się pośród nich – chociażby w sferze marzeń.

„Najlepszym sposobem na zabicie wspomnień jest nie wypowiadać ich na głos.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)