Jedersafe - Flame moon - recenzja
„Noc taka ciemniejsza bez Ciebie. Pusta. Jestem nieco bardziej wkurzony i smutny. Jestem tylko trochę bardziej wrażliwy. Jestem nie do zniesienia. Błagam, obudź się.”
Zamiast kojącego blasku dobrze znanych lamp, ostre światło jarzeniówek. Twardy materac, a nie ulubione, wygodne łoże. Do tego zupełnie obce dźwięki – maszyn, które dbają o monitorowanie Twojego stanu zdrowia. Boli Cię całe ciało, a coś w Twojej duszy umarło bezpowrotnie. A może postanowiło się dopiero narodzić? Nie wiesz, podobnie jak i wielu innych rzeczy, kiedy w końcu budzisz się w szpitalnej sali, ku ogromnej uciesze wszystkich tam zgromadzonych. Jeszcze więcej nie pamiętasz – zupełnie, jak gdyby ktoś odarł Cię z ogromnych fragmentów przeszłości, pozostawiając jedynie jej strzępki. Zapomniałaś, jaka jest pora roku i jak bardzo kochasz muzykę. Utonęły gdzieś wizje Twoich przyjaciół i minionych wakacji. Kiedy jednak tylko spoglądasz w róg pomieszczenia, jesteś pewna jednego: pamiętasz o tym, co najważniejsze. Bezcenne. Kiedy Twoje brązowe tęczówki napotykają jego ciemne uświadamiasz sobie, że nie musisz wiedzieć nic innego – poza tym, że Dominic wciąż jest tam, gdzie jego miejsce, przy Tobie.
„Wiesz, dlaczego ona Cię pamięta? Bo coś do Ciebie czuje. Takich silnych emocji się nie zapomina.”
Nareszcie możesz znowu chwycić jego dłoń i pozwolić mu na nowo przypomnieć sobie Was, siebie samą i cały świat. Minioną przeszłość i nadchodzącą przyszłość. Jeżeli jednak sądziłaś choć przez chwilę, że czeka Cię spokojna rekonwalescencja, byłaś w ogromnym błędzie. Ten, który nieomal pozbawił Cię życia, czeka przyczajony w mroku, aby zaatakować ponownie. Tym razem precyzyjniej i jeszcze bardziej boleśnie. Największy rywal Dominica nie ma zamiaru się poddać – a ma z Wami mnóstwo rachunków do wyrównania… Pokonany w nielegalnych wyścigach samochodowych, stracił ogromne pieniądze. Okradziony przez Twojego chłopaka, poczuł się jeszcze bardziej oszukany. Wreszcie jednak, straciwszy swoją ukochaną siostrę, nie ma już nic do stracenia. Jest zdeterminowany, bezlitosny i obarcza Was winą za wszelkie swoje życiowe porażki, co daje mu do ręki niezwykle silny oręż – beznamiętną zemstę.
„Nie możesz się bać. Musisz walczyć o siebie i o to, co czujesz. Bo za kilkanaście lat (…) nie będziesz pamiętała, kogo się bałaś. Dla Ciebie będzie się tylko liczyć to, co czujesz w tym momencie.”
Przed Tobą wiele trudnych misji. Musisz spróbować zrobić wszystko, aby urosnąć w siłę, nim rywal Twojego chłopaka zaatakuje Was ponownie. Oprócz tego, zadbać o powrót do zdrowia psychicznego i fizycznego, aby być podporą nie tylko sobie, ale i Dominicowi, który w dalszym ciągu nie wierzy w to, że jest wart miłości, po wszystkich wydarzeniach z przeszłości. Walczysz o siebie, o Was i Wasze uczucie. O teraźniejszość i przyszłość. O wszechświat, który jednak w pewien pokrętny sposób chyba robi wszystko, aby Wasze ścieżki stały się nierozłączne. Wśród każdego z tych zwichrowań znajdują się jeszcze Wasi przyjaciele. Ktoś spodziewa się dziecka. Inny walczy o uczuciową odwagę. Kolejny ratuje Cię z niespodziewanej opresji. Każdy z nich, niczym maleńki, jeszcze nieoszlifowany kryształek, tworzy jeden z elementów niepowtarzalnego naszyjnika, bez którego byłby on niekompletny. Bezwartościowy. Czy jednak delikatna biżuteria przetrwa, znalazłszy się w samym oku cyklonu?
„Nie znajdziesz go. To on zawsze znajduje innych. Nie będzie chciał Cię dziś zabić, to byłoby zbyt proste. Będzie się Tobą bawił.”
Napaść. Próba usiłowania zabójstwa. Nielegalne wyścigi samochodowe, w których stawką są nie tylko duże pieniądze, ale i honor. Porwanie. Podpalenie. Morderstwo. Wisienką na mrocznym torcie kontra - jedno uczucie, gotowe zwyciężyć cały wszechświat. Czy miłość wystarczy?
„- Jesteś mi niezbędna. Ogień bez wody jest tylko zwykłym zniszczeniem. Ty
mnie uspokajasz. Ty nadajesz mi czegoś, co jest nadzwyczajne i niemożliwe.
- Woda i ogień dają obsydian.”
Będąca drugim tomem trylogii Universe, powieść „Flame moon” o nader pięknej
okładce, stanowi bardzo udany związek licznych wątków kryminalnych i mafijnych;
tych rodem z romansu dla młodzieży oraz kilku przystających do dramatu obyczajowego.
Nie spodziewałam się, że w tej liczącej sobie 663 strony historii, spośród których
dokładnie 600 przeczytałam w trakcie jednego wczorajszego posiedzenia, odnajdę
całą kawalkadę najróżniejszych emocji. Choć liczący sobie od lat 17 do 24
główni bohaterowie są ode mnie – co przyznaję z pewnym rozrzewnieniem – nieco (łaskawie
rzecz ujmując) młodsi, w pewien magiczny sposób sprawili, iż zżyłam się z nimi
od pierwszych stron. Wespół z nimi walczyłam o prawdziwe uczucia i drżałam
przed złoczyńcami. Niepokoiłam się podczas wyścigów samochodowych i
zastanawiałam się, jak oswobodzić się podczas porwania. Z chęcią wymierzałam
karę, trzymając w obowiązkowo opazurzonej dłoni pistolet. Przede wszystkim
jednak, nie mogłam doczekać się przewrócenia kolejnej strony, aby dowiedzieć
się, jaką historię napisze dla nas życie. Odbiór wszystkich tych emocjonujących
przygód zakłóciły mi jedynie dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest zbyt duża liczba
przekleństw, które – choć najczęściej pasowały do sytuacji – były w równie
wielu przypadkach zbędne, podobnie jak manieryzm powtarzania co najmniej
kilkunastokrotnie (albo i więcej, sic!), jaki główna bohaterka ma kolor oczu.
Drugim minusem jest fakt, iż niektóre z atrakcji rozgrywały się zbyt wolno. Myślę,
że dynamika „Flame moon” byłaby jeszcze lepsza, gdyby skrócić powieść o mniej
więcej jedną trzecią objętości i przyspieszyć niektóre ze scen, co byłoby w
pełni wykonalne. Wziąwszy jednak pod uwagę fakt, jak wielką i wciągającą
rozrywkę zafundowała mi Jedersafe swoją książką, czego zupełnie się nie
spodziewałam, są to właściwie zupełnie nieznaczne niuanse. Dla miłośników
mocnych wrażeń, wirażu marzeń ze złem i walki o przeznaczenie z pewnością
będzie to nie lada gratka. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu. 7.5/10
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)