Miłosz Horodyski - Bezgłowy kurczak i wyczekiwana apokalipsa - recenzja

by - 17:01:00

Live like you’re going to die… because you are. Niepozbawiony cenionego przeze mnie czarnego humoru, jeden z moich ulubionych nadruków z niezmiennie czarnych koszulek, zdecydowanie pasuje mi jako tekst otwierający recenzję „Bezgłowego kurczaka i wyczekiwanej apokalipsy” – książki o niepozornej okładce, za którą znalazła się nader zwichrowana historia, która spowodowała… że jakieś kilkadziesiąt razy literalnie umierałam ze śmiechu. A to – jak już zapewne doskonale wiesz – przy całym moim mrocznym jestestwie, jest praktycznie niespotykane. 😉

„Ta historia jest mniej więcej o tym, jak różnica poglądów może wywołać apokalipsę i czym może się skończyć wyprawa przez ciemny las w poszukiwaniu egzorcysty. Zwłaszcza kiedy nie wierzy się w duchy.”

Niedziela. Dzień święty, który – jak wiadomo – należy święcić. W praktycznie każdym bogobojnym gospodarstwie domowym tego dnia na stół wjeżdża z impetem ogromna misa rosołu (którego to resztki już jutro przekształcą się w osławioną pewną niewartą uwagi piosenką pomidorową). Nie inaczej jest w Wielogłowach. Ażeby jednak znana zupa mogła powstać, najpierw trzeba nabyć niezbędne do jej wykonania składniki. O ile makaron najprościej jest kupić w pobliskim sklepie, koniecznie próbując dorwać cienkie nitki, zamiast świderków, o tyle mięso można już schwytać we własnym zakresie – oczywiście pod warunkiem, że dobrze zaopatrzony kurnik znajduje się na stanie ziemskich dóbr posiadanych. Chłopek roztropek Olsen, udając się bohatersko po kurczaka, którego w związku z planowanym daniem czeka rychła dekapitacja, z pewnością nie spodziewa się jednak, że… za chwilę przyjdzie mu stoczyć bój na śmierć i życie – z zadziornym kurczakiem o morderczych zapędach, którego w dodatku ktoś postanowił pozbawić ozdobionej grzebieniem głowy znacznie wcześniej. Chyba że pozbawił się jej sam i nawet tego nie zauważył; wątpliwe. Możliwe jednak, że bezgłowe zwierzę, odzwierciedlające nadużywane powiedzonko Olsena, traktujące o tym, że wszyscy inni zachowują się gorzej od niego, a więc bezgłowo, postanowiło mu zagrać na nosie – i to nawet nie posiadając własnego – i stać się symbolem… zapowiadanej od dawna przez miejscowego księdza apokalipsy. Nierealne, choć realistyczne, bowiem w powiecie szybko zaczynają się dziać inne niepokojące rzeczy…

„Drobna rzecz zmienia bieg wydarzeń, które od lat niezmiennie następują po sobie dzień po dniu. Ludzie nie lubią zmian, ale się z nimi oswajają i kiedy je już zaakceptują, tłumaczą sobie, że tak właśnie miało być.”

Po nader walecznym, choć w praktycznym ujęciu bardzo zdekapitowanym, kurczaku w Wielogłowach dziwy pojawiają się wręcz kaskadowo. Cielę bez głowy i takiż sam kot. Krwistoczerwona krowa. Trąba powietrzna. Wszechogarniająca, lepiąca się ciemność. Duch księdza, który zdecydowanie nie może pogodzić się z tym, że opuścił ziemski padół akurat wtedy, kiedy nastała apokalipsa, będąca jego ulubionym straszakiem dla wszystkich, słuchających jego kazań. Zaginiona Isla, której na ratunek chętnie spieszy Rycynus – jeden z urzędników, od lat wzdychający do sąsiadki z ukrycia, co rusz dzięki mrzonkom odganiając zdecydowanie niemiłe myśli o wykonywanej pracy, polegającej właściwie na odprawianiu wszelkich petentów z przysłowiowym kwitkiem. Dwaj pijaczkowie, usiłujący ukulać słynnego grosika na kolejną butelkę podłego trunku w miejscowym wyszynku, omijanym przez każdego, kto ma choć trochę oleju w głowie i nie chce zostać powalony wysokoprocentowymi oparami, unoszącymi się na dziesiątki metrów w jego pobliżu. Wreszcie: Kreator, Demiurg i bardzo zbuntowany Archont, którzy to nader namieszali w zaświatach, uwalniając z nich wespół potwora…

„Nie ulegało wątpliwości, że ma tak samo perfekcyjne wyczucie kierunku jak gołąb po kolizji z oknem. Ale nie było odwrotu. Przeznaczenie samo wyrysowało mu mapę.”

Kiedyś na początku było pewne słowo. Dawniej i teraz także stało się ciałem – tylko tym razem rodem z koszmarów, w postaci przerażającej bestii. To jednak właśnie słowo może powstrzymać nadciągającą ze wszystkich stron apokalipsę. Czy mieszkańcy Wielogłowów ze wciąż mieszkającym z mamusią, pomimo słusznego wieku trzydziestu sześciu lat, urzędnikiem Rycynusem na czele, sprostają jednak tak ważkiemu zadaniu i ocalą chwiejący się w posadach świat?

„(…) szafa nie zawsze musi być szafą. Przy odrobinie szczęścia może stać się bramą do innego świata.”

Choć jeden z książkowych bohaterów mówi w książce, że „jakoś to bez głowy wszystko wyszło”, zdecydowanie nie można stwierdzić tego samego o wyjątkowej lekturze, stworzonej przez Pana Miłosza. Rzekłszy szczerze, przywiódł mnie do niej przede wszystkim nietypowy tytuł oraz okładka – zupełnie inna niż wszystkie. I nie żałuję! Abstrakcyjność całej opowieści i barwny miraż pomieszania z poplątaniem wciągają i porywają bez reszty, zabierając czytelnika tam, gdzie nigdy nie spodziewał się znaleźć. Za ogromny plus poczytuję fakt, że Autor z niesamowitą zręcznością bawi się słowem, przy okazji przekazując czytającym krytykę obecnych absurdów, otoczonych jednak woalem tej ekstrawaganckiej historii. Przede wszystkim: niesamowicie się ubawiłam! Mam dość wysublimowane, mroczne i wymagające poczucie humoru, a czytając o losach mieszkańców Wielogłowów, kilkunastokrotnie dosłownie zwijałam się ze śmiechu w kułak – szczególnie w trakcie pierwszej połowy książki. Niemałą trudność nastręczyłoby mi określenie dokładnego gatunku „Kurczaka”; gdybym musiała, stwierdziłabym zapewne, że to apokaliptyczna komedia, w której wątki kryminalne i obyczajowe mieszają się z naznaczoną humorem fantastyką. Doskonały język i smaczne żarty, które okalają całość, gwarantują rozrywkę na najwyższym poziomie. Podobnie zresztą jak oryginalna realizacja motywu domina czy trzepotu skrzydeł motyla. Jeśli poszukujesz lektury, sprawiającej, iż oderwiesz się od rzeczywistości i setnie ubawisz – to jest to najlepszy możliwy wybór. 😉 8/10

„(…) pewnym historiom nie jest pisane, by tkwić na zakurzonej półce. Czekają, aż zapomnisz o nich, a potem pukają do drzwi w najmniej odpowiednim momencie, aby przypomnieć, że twardy grunt pod stopami jest, w najlepszym przypadku, tymczasowy.”

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)