• Strona główna
  • O mnie
  • Współpraca

Opowiadam historie o historiach. Recenzuję literaturę - bo życie jest sztuką.

Co stałoby się, gdyby świat, który do tej pory znałeś, nagle przestał istnieć? Tego rodzaju rozważania często stają się punktem wyjścia do stworzenia unikatowych fabuł postapokaliptycznych powieści fantasy. Jedne z nich kreują rzeczywistości kompletnie odmienne od realiów będących naszą codziennością, podczas gdy inne prezentują środowiska podobne naszym, jednak naznaczone tą lub inną tragedią. Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że trzeba mieć nie lada wyobraźnię, aby stworzyć książkę z oryginalnym wszechświatem po przewrocie czy katastrofie, który wyróżni się spośród tak wielu bliźniaczych propozycji wydawniczych. Rafał Jakub Pastwa, poznany przeze mnie za sprawą „Nadchodzi nic”, zdecydowanie taką właśnie finezją połączoną z fantazją się cechuje. Nie jest to jednak jedyna zaleta Jego pisarskiego kunsztu. Oprócz nietypowej i dobrej językowo opowieści, zaprezentował on bowiem w swojej historii… cały wachlarz rozważań egzystencjalnych. Najnowsze dzieło Autora być może nie jest lekką wakacyjną lekturą, ani taką na jeden raz, lecz za to z  pewnością skłania do refleksji. Wiem, że czekasz na wiele – i do mnóstwa dążysz, a o jeszcze znaczniejszej liczbie ziszczonych pragnień skrycie śnisz, ale… cóż. Czasem, niekiedy, a właściwie to stosunkowo często – „Nadchodzi nic”.

01:18:00 No comments

Teleportacja, zdolność zatrzymywania czasu i nieumiejętność mówienia nieprawdy… każda z tych trzech rzeczy może być zarówno niezwykłą mocą, pożądanym na dłuższą lub krótszą chwilę darem albo przekleństwem. Ekspresowe przemieszczanie się z jednego miejsca do drugiego zapewne pomogłaby w uniknięciu wielu kłótni – tych małżeńskich i przyjacielskich, kiedy to w słyszysz przez telefon, że druga osoba zjawi się „już za pięć minut”, najczęściej magicznie zmieniających się w trzydzieści lub pełną godzinę. Gdybyś jednak był przerzucany z jednej lokalizacji w inną bez uprzedzenia, stałoby się to kłopotliwe i dla Ciebie, i dla otoczenia. Nawet przypadkowe spowodowanie u kogoś zawału byłoby raczej surowo osądzone. Wciskanie zaczarowanych przycisków „stop” i „play” w wybranych przez siebie momentach brzmi wprost cudownie. Sama z przyjemnością bym z nich skorzystała, zerując swoje stosy hańby… które ewoluowały w zasadzie w całe regały. Zawładnięcie upływem czasu umożliwiłoby również niezliczone psikusy, znalezienie chwil na czekające w kolejce pasje czy… właściwie wszystko, co tylko sobie zamarzysz – zakładając, że inne wybrane osoby posiadłyby tę samą umiejętność. Gdyby jednak zegar stawał i ruszał w losowych porach, przysporzyłoby to więcej szkody niż pożytku. Tak samo wygląda sytuacja z kłamstwami – choć najczęściej są one naganne, niekiedy przemilczenie części rzeczywistości jest tak zwanym mniejszym złem. Gdybyś zawsze mógł mówić tylko prawdę, pewnie niejednokrotnie znalazłbyś się w tarapatach. Wszystko to udowadnia, że każdy medal ma dwie strony, awers i rewers; negatyw i pozytyw… dobro i zło. Doskonale unaocznia to „Opowieść” – debiutancka propozycja Agaty Cieszyńskiej z pogranicza fantasy, science fiction oraz ciepłej, rodzinnej historii obyczajowej. To przewrotna – nomen omen – opowieść, której magia na drugie imię. Magia w wersji slow…

20:25:00 No comments

Jaki jest mój modus operandi, zapewne chciałbyś zapytać. Czy w ogóle jakikolwiek posiadam, zachowuję się w charakterystyczny sposób, naznaczając swoje przestępstwa swego rodzaju podpisem? Czy popełnione przeze mnie zbrodnie ukształtowały indywidualne cechy charakteru i posiadane możliwości? Nie mogę Ci tego zdradzić. Tak, nawet Tobie. Obciążenie siebie samej wskazywałoby na to, że brak mi sprytu i inteligencji; dobry złoczyńca nigdy nie pogrąży się samodzielnie. Będzie robił wszystko, aby uniknąć kary – i odpowiedzialności deliktowej. Ex delicto, z czynu zabronionego – skutek tego, co niedozwolone albo konsekwencja przestępstwa. Jak daleko sięgnie w tym przypadku? Jak wiele tragedii uczyni? Jeszcze tego nie wiem. Nie zaplanowałam też zakończenia naszej niebezpiecznej przygody. Tej, która absolutnie nie miała prawa zaistnieć, zmaterializowanej przez wszechświat przed naszymi oczami w tak nieprzewidywalny sposób. Naszkicowałam wszystkie swoje ucieczki. Zmiany tożsamości. Ścieżkę zawodową, którą od lat dzielnie podążam, realizując obecnie studia podyplomowe na szwajcarskim uniwersytecie w Bazylei. Dopiero co skończyłam psychologię i niewiele brakowało, bym została profilerem kryminalnym, skupiającym się tylko na wykonywanej pracy – bez żadnych uczuć. W swoich przewidywaniach nie uwzględniłam jednak Ciebie… Jedynej osoby, przed którą próbuję zbiec od tak wielu lat. Dlaczego świat sprawił, że przeszłość dogoniła mnie akurat teraz?

„I nawet gdy już poznam Twoją tajemnicę, nie będzie mi łatwo o Tobie zapomnieć.”

Tak mogłaby swoją historię przedstawić pokrótce Lena – główna bohaterka „Modus operandi”, której motywy działania… nie są jeszcze do końca znane nawet jej samej. Znajdująca się za piękną okładką fabuła snuta przez Anne Marie, okazała się wciągającą opowieścią o świetnej dynamice, gwarantującej doskonałą rozrywkę miłośnikom obyczajówek, kryminałów i… prawniczego świata, w którym sędzią tym razem będzie sam czytelnik. Czy takie połączenie może się udać?

18:20:00 No comments

W pobliżu australijskiej plaży stoi mały domek, który wiele lat temu został z miłością przyozdobiony elementami nadającymi mu charakter i odciskającymi na nim niezatarte piękno wspomnień przeszłych lat. Za koronkową, nieco poszarzałą firanką, okalającą frontowe okno, stoi starszy pan.  Jego poznaczoną zmarszczkami, osiemdziesięcioletnią twarz rozświetla uśmiech – taki, jaki może widnieć tylko na buzi dobrego człowieka, który zaznał w swoim długim życiu wiele szczęścia. Gordon spogląda na zadbany ogródek; miejsce tak kochane przez jego wspaniałą żonę, i przez chwilę obserwuje ptaki, posilające się jak zawsze w karmniku, stworzonym przez niego samego. Od dawna uwielbiał się przyglądać tym małym, pierzastym wojenkom o najlepsze spośród ziaren. Było w tym coś kojącego; kotwiczącego w teraźniejszości. Mężczyzna już chce zawołać Florę, aby wspólnie podziwiali ten pełen treli wielobarwny spektakl, ale wtedy dociera do niego, że znowu o czymś zapomniał. Nie pamięta o czymś istotnym kolejny raz. Jego coraz gorzej działająca pamięć potrafi przywołać skomplikowane terminy, którymi dzielił się z uczniami jako nauczyciel geografii przez tyle czasu, a bywa zawodna, jeśli chodzi o teraźniejszość. Flory już nie ma i nigdy nie będzie, choć… przecież była tu jeszcze przed chwilą. Będzie o tym codziennie zapominał i przypominał sobie od nowa. Został sam. Chociaż nie! Skup się, Gordonie. Przecież jego dorosły syn Malcolm, z którego jest niesamowicie dumny, obiecał, że niedługo go odwiedzi, przywożąc ze sobą małą Del, własną córkę. Czy to nie miało być dzisiaj? Starszy pan powoli, ciągnąc nogę za nogą, przemieszcza się w kierunku lodówki, do której przyczepia wielobarwne karteczki z nabazgranymi drżącą ręką ważnymi informacjami. Nie zwariował. Jeszcze dwa dni i będzie tutaj jego syn. „Dlaczego stoję przy lodówce? Czyżbym miał przygotować sobie posiłek? To nie było to. Miałem zrobić coś o wiele ważniejszego. Tylko co to było? Czy zamknąłem furtkę za domem?” – myśli. Nie pamięta. Tak wiele już nie pamięta. Nagle jego wzrok pada na ślubne zdjęcie, które z uczuciem i pieczołowitością przeciera z kurzu co tydzień. Tak, zapewne tym właśnie miał się teraz zająć. Po chwili uwagę Gordona przykuwa coś zupełnie innego. Z sąsiedniego domu wybiega kobieta, ciągnąc za sobą kilkuletniego chłopczyka. Wydawało mu się, czy przed chwilą z tego budynku wybrzmiał krzyk? Kim są ci ludzie? Ponownie patrzy na lodówkę. To Elizabeth i jej przybrany synek, Joe – letnicy, wynajmujący chatkę naprzeciwko. Nagle w głowie staruszka miga wielki neon z napisem „policja”. Dlaczego? Czyżby kontaktował się z nią w ich sprawie? Z jakiego powodu? Chyba znowu nie zamknął furtki za domem. Nieważne. Jutro przyjedzie Malcolm, a teraz trzeba otworzyć tej kobiecie drzwi i ją ugościć, w czym zapewne pomoże mu Flora. Wspólnie podadzą im gorącą czekoladę z lodem i ustalą, czy przyjezdni nie potrzebują pomocy. Pośpiesznie poprawia kapeć, który znowu niesfornie zsunął się ze stopy. Drzwi. Czekolada. Rozmowa. Ratunek. Furtka! Przecież Gordon ze wszystkim radzi sobie dobrze i tylko czasem powtarza to samo zdanie raz albo trzy. Wszystko po to, aby pamiętać. Trzeba pamiętać. A skoro już o tym mowa, czy o czymś nie zapomniał?

17:48:00 No comments

Jako dziecko nie byłam zakochana w Kici Koci, Teletubisiach czy (o zgrozo!) Lippy & Messy. Można stwierdzić z pełną mocą, że już od najmłodszych lat gardziłam zarówno telewizją, jak i popularnymi książkami. Zamiast tego zaczytywałam się w wierszach Brzechwy i Mitologii Parandowskiego, której wielką fanką jestem do dziś. Starożytny świat z legend mamił mnie odkąd tylko pamiętam. Nie bez powodu po wielu latach zdecydowałam się na naniesienie tuszem na ciało skrzydła Nike z Samotraki, a w chwilach zadumy z przyjemnością przenoszę się w mityczne kręgi Hadesa, Zeusa, Apolla czy Persefony. Mitologie: grecka, rzymska i egipska są fascynujące – po prostu trzeba przyznać temu rację. Właśnie dlatego w ostatnim czasie stały się inspiracją dla rozlicznych książkowych retellingów, czyli historii z przeszłości, opowiedzianych w mniej lub bardziej odmienny sposób. Jedne z nich są udane, inne – niekoniecznie. Do której z kategorii zalicza się powieść „Hades – Król podziemia”, wydana niedawno przez MM Suchar, cenionej przeze mnie za nietuzinkowe poczucie humoru (które doskonale objawia się chociażby w „Sercach ze śniegu i płomieni”, nie tak dawno ocenionych przeze mnie na mocne 8/10)? Sprawdź. Zanim to zrobisz, zdradzę Ci jednak, że jest to pierwsza pozycja czytelnicza, opublikowana przez Autorkę z ramienia własnego wydawnictwa, za co należą jej się wielkie brawa! Zasługuje na nie również samo wydanie – barwione brzegi i przystająca do nich okładka (w idealnym świecie nie byłaby matowa, ale jak wiemy – perfekcyjne nie istnieje). A teraz opowiem Ci, co stanie się, kiedy… mitologiczne realia zostaną przeniesione do współczesności!

13:58:00 No comments

Próżno szukać bardziej klimatycznej scenerii dla powieści kryminalnej od owianych mgłą ulic w dziewiętnastowiecznym Londynie. To właśnie tam w roku 1417 powstały pierwsze latarnie. Bijące z nich światło oświetliło szersze i węższe ścieżki, nadając nocom zupełnie innego charakteru. Ich wynalezienie z pewnością było jednym z „małych kroków dla człowieka, ale wielkich skoków dla ludzkości”. Nietrudno wyobrazić sobie tych wszystkich elegancko odzianych gentlemanów, którzy przemierzali stolicę Anglii w jedną i drugą stronę w chwili, w której rozgrywa się najnowsza powieść Heather Redmond, będąca drugą częścią cyklu „Charles Dickens na tropie”, czyli w roku 1835. Być może któryś z nich przywdział dziś elegancki frak w barwie najgłębszej nocy – bo właśnie spieszy na spotkanie ze swoją młodziutką narzeczoną. Na głowie ma odświętny cylinder, a całości stylizacji dopełniają pieczołowicie ułożona poszetka, wyglancowane buty i elegancka laska, którą dobrze zapowiadający się młodzieniec powinien nosić chociażby dla podkreślenia swego statusu. Cóż… nad tym ostatnim jeszcze pracujesz i to w pocie czoła – lub raczej atramentu na stronach – ale o wygląd na wizytę u przyszłej małżonką trzeba się postarać. I nie byłoby nic niezwykłego w tej londyńskiej nocy, gdyby nie fakt, że przed drzwiami mieszkania czeka na Ciebie coś, czego zdecydowanie nie spodziewałeś się tam zobaczyć. Czyżby Charles Dickens o budzącej podziw umiejętności łączenia wątków i doskonałym nosem, zdolnym uchwycić trop, prowadzący do rozwiązania zagadkowego zabójstwa, znów był potrzebny? Och, ukochana, chyba musisz jeszcze moment poczekać, nim przyjdzie nam dzielić kolejne krotochwile. Obowiązki wzywają!

17:14:00 No comments

„Tragedia zawsze będzie ciekawsza od komedii. (…) Nie musisz być tylko bohaterką mojej historii. Napisz własną, jesteś do tego zdolna. Komedia czy tragedia, wybór należy do Ciebie.”

Angielski dramatopisarz i poeta William Congreve utrzymywał, iż piekło nie zna furii takiej jak kobieta wzgardzona – w twierdzeniu tym zawierając sto procent prawdy. Znajdujące się wśród pragnień, lecz z wielu powodów niezdobyte, zawsze będzie pociągało; odrzucone – mamiło wizją odwrócenia losu lub naprawienia przeszłych błędów. Choć niekiedy prędzej piekło zamarznie, niźli karta przeznaczenia się odmieni, czasem… wizja pogoni za nieosiągalnym okaże się nagrodą samą w sobie, a i – w rzadszych przypadkach – skończy się zwyciężeniem nierealnego. Między innymi o tym traktuje pierwsza książka M.W. Jasińskiej… choć po jej przeczytaniu niezwykle trudno mi uwierzyć, że to debiut. Podczas gdy większość z nich cechuje się błędami, które są w pełni zrozumiałe i naturalne – „W pełni rozkwitających drzew” to propozycja czytelnicza, będąca ich pozbawiona. Ta dzika, mroczna i magiczna opowieść, będąca udanym połączeniem gotyckiej powieści grozy, thrillera, fantasy i baśniowego romansu o najpiękniejszej tegorocznej okładce jest… praktycznie perfekcyjna. A teraz rozsiądź się wygodnie i przeczytaj moją historię o historii uosobionego diabła o tragicznej przeszłości; nieumarłego, którego pokochała pewna piękna czarownica, wyruszając w bój z przeznaczeniem i połową świata. Zbliż się jeszcze odrobinę, a może szepnę Ci na ucho kilka zdań o zaczarowanym (a może przeklętym?) zamczysku, otoczonym mającymi magiczną moc kwiatami magnolii. I zapamiętaj, koniecznie zapamiętaj, że choć świat ten nie jest miejscem baśni; baśnie nie mają na nim racji bytu, to na krótkie mgnienie oka możesz go takim uczynić – właśnie za sprawą książek rozkwitających… podczas pełni, a może wśród czarownych drzew.

18:54:00 No comments

Znajdując się w stanie upojenia alkoholowego, spowodowanym dość hucznym jak na introwertyczkę obchodzeniem dwudziestych siódmych urodzin, można zrobić wiele mniej lub bardziej szalonych rzeczy, które – kiedy już rozwieje się poranna, procentowa mgła – przyprawią o szybsze bicie serca, rumieniec wstydu albo… kompletną panikę. Niektóre z nich da się odwrócić; inne – wręcz przeciwnie. Pierwsze są standardowe. SMS do byłego, który jeszcze kilka godzin temu wydawał się doskonałym pomysłem. Wiadomość do niedoszłego, mogąca przynieść dalekosiężne skutki. Ale przecież, hipotetycznie, jej adresatem mógł być ktoś inny, prawda? Chociażby Damon Salvatore albo Jon Snow, w ewentualności Pan Darcy. Do drugich „pijackich” wyczynów z pewnością zalicza się kupno gigantycznego, szkolnego autobusu, mającego stać się w przyszłości nowoczesnym domem na kółkach, gwarantującym niczym nieograniczoną niezależność oraz całkowitą wolność. O. Mój. Boże. Czyżbyś właśnie wydała znaczną część swojego spadku po tacie na spontaniczne (Ty – spontaniczne?!) nabycie potwora na kółkach? Gosh. Nigdy, nigdy więcej soku z gumijagód w tak nierozważnej ilości. W dodatku wielosiedzeniowiec jest w stanie niewskazującym na spożycie trunków dla dorosłych, a zdecydowanie nadającym się do remontu. Cóż… w tym może pomóc Ci Twój przystojny, postawny, uczynny, życzliwy i na wskroś dobry PRZYJACIEL o apetycznej budowie ciała. Przecież bliscy koledzy wyświadczają sobie przysługi, prawda? Wystarczy, że – zgodnie ze złożoną sobie obietnicą – nigdy się w nim nie zakochasz, trwając w przeświadczeniu o tym, iż musisz pokutować za dawne grzechy, tkwiąc w pieczołowicie składanej bańce nieszczęścia. To proste. Najzupełniej, nawet jeśli tyłek Mattheusa jest najzgrabniejszy na świecie. Czy Ty naprawdę to pomyślałaś?! Trzeźwiej, mózgu! Szybciej, zanim… zrobisz coś jeszcze bardziej szalonego, o ile w ogóle jest to możliwe.

18:04:00 No comments

Postawiłem miłości do Ciebie przepiękny petersburski pałac; pomnik trwalszy niż ze spiżu. Jego neogotyckiej oprawy dopełniły niepowtarzalna zastawa z najszczerszego srebra oraz яйца Фаберже, Jaja Fabergé, małe dzieła sztuki, wykonane przez mistrza złotnictwa. Choć wszystko to blednie przy Twoim pięknie, zasługujesz tylko na to, co najwspanialsze. Spójrz, Barbaro, rozejrzyj się dobrze – złoto, srebro, kamienie szlachetne i słoniowe kości… niech zdobią ten pałac, z Tobą na czele, perłą w koronie. Niechże nigdy więcej nie będzie pusty; w tle Taniejew już cicho nam gra. Jeżeli tylko zechcesz, gwiazdę z nieba również Ci dam – tylko bądź. Może kiedyś, w przyszłości, Konstantin Simonow o naszym uczuciu najwznioślejszy stworzy wiersz. „Жди меня, и я вернусь, / Не желай добра / Всем, кто знает наизусть, / Что забыть пора.” (Czekaj mnie, ja wrócę, / I nie pytaj gwiazd, / I nie słuchaj trzeźwych słów, / Że zapomnieć czas.) Tylko… tylko bądź.

„Małżeństwo Kelchów odcisnęło swoje romantyczne piętno na dziejach carskiego imperium. Aleksander Kelch kochał Barbarę de domo Bazanow do szaleństwa i temu zauroczeniu świat zawdzięczał najwspanialszą srebrną zastawę w dziejach.”

18:14:00 No comments

„Czasem chodzi o kwadrans. Przeszłość ma znaczenie.”

Często piszę, że życie jest sztuką – a ta składa się przecież z wielu różnych dzieł. Napawających grozą (pozdrawiam wszystkie moje mroczne duszki!), wprawiających w zachwyt lub zdumienie, konsternujących, wzruszających czy uśmiechających i podnoszących na duchu. Świat tworzą właśnie te mniej albo bardziej wzniosłe skrawki obrazów, dźwięków i liter, które – złożone przez artystę w jedną całość – nadają im niepowtarzalnego charakteru. Każdy z przykładów takich kunsztownych rarytasów można jednak skopiować czy… skraść. Między innymi o tym traktuje najnowsza powieść Małgorzaty Rogali, będąca idealnym dowodem na to, że połączenie gatunków literackich, choć jest mieszanką iście wybuchową, często gwarantuje doskonałą rozrywkę na najwyższym poziomie; grę szeregu intelektualnych łamigłówek, których rozwiązanie okaże się nader satysfakcjonujące. „Kopia doskonała”, przywodząca mi na myśl „White Collar”, jeden z moich ulubionych seriali, to crossover ciepłej historii obyczajowej z kryminałem oraz komedią – a wszystko to w idealnie wyważonych proporcjach… niczym u najlepszego fałszerza sztuki.

18:33:00 No comments

Istnieję od zarania dziejów. Pojawiłem się w chwili, w której ludzie poznali smak władzy, bogactwa, nienawiści oraz zazdrości. Torowałem drogę do upadku nieutulonym w żalu żonom i dzieciom. Umożliwiałem ominięcie kolejki do dziedziczenia władzy i tytułu królewskiego. Wymierzałem karę zdradzieckim współmałżonkom, nieuczciwym kontrahentom i fałszywym przyjaciołom. Na ogół ginę w pomroce dziejów, gdyż ci, którzy mnie używali, nie uznali za stosowane przyznać, że korzystali z moich szerokich i unikalnych umiejętności. Ja, cień historii, dostrzegalny tylko przez tych, którzy albo dysponują odpowiednią intuicją i sokolim wzrokiem, albo są na tyle cierpliwi, aby w zwojach opisujących dzieje człowiecze zauważyć moją oniryczną postać skrywającą się za mrowiskiem ludzkich czynów. Jestem prawie nieuchwytny, choć zawsze znaczę swoją drogę trupami tych, którzy mieli nieszczęście się ze mną zetknąć... Wielu nie chce zaakceptować mojego istnienia, tkwiąc w przekonaniu, że ludzie są z natury dobrzy i zdolni tylko do dobrych i szlachetnych czynów... Cóż, złudzenia są często silniejsze niż otaczająca rzeczywistość. Kim jestem? Jestem przeznaczeniem, którego bardzo trudno uniknąć. Tym, którego imię wywołuje chłód w sercu. Jestem… trucicielem!

18:30:00 No comments

Czym różni się thriller od kryminału? Otóż… odpowiedź na to pytanie nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Co gorsza, w obu gatunkach występują elementy suspensu! Jako miłośniczka mroku i mocnych wrażeń, mająca za sobą poznanie tysięcy przedstawicieli obu gatunków, przybywam z postem, który raz na zawsze rozwieje wątpliwości. Co ciekawe, zauważyłam, że nawet wydawnictwa czy księgarnie określają czasem książki… niepoprawnie. Choć kontrast pomiędzy thrillerem a kryminałem jest subtelny – każda osoba zakochana w ciemności powinna go dostrzegać. Gotowi na dawkę przystępnie podanej wiedzy? Choć w tym momencie mój Mąż stwierdziłby, że na mnie nigdy nie jest się przygotowanym… zacznijmy! 😉

Na początku zaznaczę – kryminał i thriller to dwa zupełnie różne gatunki literatury, ale mogą się wzajemnie przenikać, tworząc iście wybuchową mieszankę. Tego rodzaju połączenie nazywam crossoverem, krzyżówką thrillera i kryminału.

11:03:00 No comments

Zapraszam do obejrzenia trailera książkowego, który przygotowałam dla opisywanego poniżej „Dziennika amerykańskiego egzorcysty”, stworzonego przez księdza Stephena Rossetti, od wielu lat zajmującego się wypędzaniem demonów. Znajdziesz go tutaj: (KLIK). Zanim jednak przedstawię Ci swoją opinię na temat tej wyjątkowej propozycji czytelniczej, chciałabym zaznaczyć, że mój zwiastun utrzymany jest w innej – o wiele mroczniejszej❗ – konwencji niż ona sama. Kiedy bowiem widzę słowo „egzorcyzmy”, od razu przychodzą mi na myśl popularne, budzące grozę (przynajmniej u niektórych) filmy oraz powieści. Tymczasem swój „Dziennik…” ksiądz wykreował… zwracając się przede wszystkim do czytelników wierzących w Boga. Nic w tym zresztą dziwnego; skoro istnieje Szatan, musi występować także jego przeciwwaga - zdaniem katolickiego Duchownego, nawet i silniejsza od Króla zła…, która, jeżeli tylko odpowiednio mocno jej zaufasz, pomoże Ci pozostać po tej dobrej, świetlistej stronie. Jeśli zaś opęta Cię byt spod ciemnej gwiazdy, z którym nie będziesz mógł sobie poradzić – no cóż, tutaj właśnie zaczyna się misja egzorcysty

➡ Jeżeli fascynuje Cię temat egzorcyzmów, przedstawiony w sposób stawiający na ciele wszystkie włoski – NIE jest to propozycja dla Ciebie. Próżno szukać w stworzonym przez Księdza „Dzienniku…” scen mrożących krew w żyłach i wykrzywiających twarz w grymasie przerażenia.  (Skoro kłujących igiełek strachu zabrakło w samej książce, postanowiłam zagwarantować Ci je trailerem – nie martw się, wiem, jak za nimi przepadasz i życzę Ci bardzo kolorowych snów! 😉) Jeśli jednak chcesz dowiedzieć się więcej o życiu egzorcysty, a także o przypadkach, z którymi w roli wyspecjalizowanego duchownego walczył ksiądz Rossetti, „Dziennik…” zdecydowanie Ci się spodoba. Co więcej, książkę POLECAM JEDYNIE wierzącym i praktykującym katolikom. Dlaczego? Sprawdźmy. Możesz nawet zostawić światło zgaszone… chyba, że planujesz później wrócić do samej rolki –z dźwiękiem! – wtedy to już inna kwestia. 😉

18:50:00 No comments

„Musi zapamiętać jak najwięcej szczegółów, przećwiczyć je w środku nocy, a potem sprawdzić gdzieś, gdzie nikt nie będzie go podglądał. A gdy będzie gotowy… Tak, w ten sposób osiągnie doskonałość.”

Niezmiennie dziwi mnie fakt, że na polskim rynku książki wciąż tak często można zaobserwować niepoprawną klasyfikację powieści. Kryminały mianowane są thrillerami i odwrotnie – choć, wbrew pozorom, gatunki te są odmienne i determinują je zupełnie różne czynniki. W związku z tym, już teraz chciałabym zapowiedzieć, że w niedzielę stworzę obiecany niedawno post, który raz na zawsze rozwieje wątpliwości i podpowie, kiedy możesz nazwać opowieść thrillerem, a kiedy kryminałem; pojawi się w niedzielne przedpołudnie na Instagramie! 🔥

Najnowsza historia stworzona przez Ludwika Lunara, mająca absolutnie zjawiskową i przyciągającą wzrok okładkę, co zresztą u mojego ulubionego wydawnictwa Filia Mroczna Strona bynajmniej nie dziwi, jest – dla kontrastu – poprawnie mianowanym, pełnoprawnym i pełnokrwistym kryminałem. „Tańcząc na prochach zmarłych” to przedstawiciel tego gatunku w absolutnie każdym znaczeniu. Można by stwierdzić, że z krwi i kości… choć może raczej ze sproszkowanego szkieletu. Licząca sobie ponad sześćset stron opowieść była moim pierwszym spotkaniem z twórczością Autora. Czy udanym?

Najpierw zdradzę, dlaczego – moim skromnym zdaniem – jest to absolutnie standardowy polski kryminał. Podkreślam, iż nasz narodowy, bo elementów tych próżno szukać w większości bardzo dobrych kryminalnych powieści zagranicznych. Dodałabym, że na szczęście – choć jest to ocena subiektywna; wszak w czytelniczej pasji najpiękniejsze jest to, że każda osoba wytwór wyobraźni autorów odbiera inaczej; do czego też i w tym przypadku w pełni (mam nadzieję, iż również zgranymi z okładką zdjęciami) Cię zachęcam – sprawdź. 😉

18:24:00 No comments

„Kiedy już go nie będzie, będzie mi żal jednej rzeczy: że nie wszyscy go poznali. Jeżeli już go nie będzie, poszukam na ulicy Castagani jego cienia, tak jak on to robił. Jeżeli już go nie będzie, nauczę się na pamięć tytułów wszystkiego jego książek. Gdy już go nie będzie, obejmę każdą osobę, kimkolwiek by była, tak jak on to robił. Kiedy już go nie będzie, zatańczę z jego dinozaurami. I tam, w erze mezozoicznej, pomiędzy diplodokiem i T-Rexem, on będzie na mnie zawsze czekał. Mój brat, który ściga dinozaury.” 💔

Kiedy czytałam książkę „Mój brat ściga dinozaury”, moje oczy nie przeskakiwały po zwyczajnym tekście jednej z opowieści, jakich wiele – one chłonęły emocje. Poruszały się po literach, składających się na niesamowicie ciepłą, wzruszającą i wyjątkową historię, będącą jedną z najbardziej wartościowych lektur, z jakimi zetknęłam się w ostatnim czasie. Wyjątkowa narracja, prowadzona początkowo przez pięciolatka, a później coraz starszego, dojrzewającego chłopca, otula czytelnika niepowtarzalną warstwą uczuciową. Smuci, uśmiecha, zaskakuje, budzi podziw i… niekiedy udowadnia, że my, dorośli, moglibyśmy się od dzieci wiele nauczyć – lub przypomnieć sobie mnóstwo rzeczy, które gdzieś tam, z biegiem czasu, pokryły się kurzem, nieużywane od bardzo dawna. Patrzeć z ufnością, dostrzegać cenne drobiazgi, oczekiwać mniej – albo chociaż nie tylko najgorszego. Odkrywać nowe, czynić niezaplanowane oraz być kochać tak po prostu. Propozycja włoskiego autora Giacomo Mazziarola jest, najprościej i najprawdziwiej rzecz ujmując, po prostu piękna. Nostalgiczna i wzruszająca dla starszych czytelników, aktualna dla nastolatków i pouczająca oraz zajmująca dla dzieci w wieku powyżej dziesięciu lat. Chodź, opowiem Ci napisaną przez życie bajkę o kilkuletnim chłopcu, który pewnego dnia dowiedział się, że jego młodszy braciszek będzie ścigał dinozaury; o bezwarunkowej miłości i o tym, że nie każdy superbohater nosi pelerynę.

17:31:00 No comments

„Skoro wszystko o Jakobsleiter jest kłamstwem, to co jest prawdą z tego, czego nauczono mnie o mieście?”

Jakobsleiter oznacza dosłownie „drabinę Jakuba” – tę, którą według Biblii Jakub oglądał we śnie, spoglądając na przemieszczające się po niej anioły oraz stojącego na jej szczycie Boga. Jakobsleiter to także nazwa maleńkiej, zamkniętej osady, znajdującej się u stóp sięgających nieba gór, położonych dwa tysiące metrów nad poziomem morza. Jeśli w niej żyjesz, jeżeli chcesz do niej należeć, musisz przestrzegać szeregu zasad. Nigdy nie ufaj tym z miasta, nawet gdy udasz się do nich po konieczne sprawunki. Nie wolno Ci bratać się z obcymi, bo to w nich tkwi największe zło. Tragedie, przestępstwa i zaginięcia – to oni są za nie odpowiedzialni! Przecież nie Wy, nie bez powodu odseparowani od świata, mieszkańcy wspólnoty wybrańców. Nie rozmawiaj z nimi. A jeśli jest to niezbędne – nie mów im prawdy. Kłam, nie zdradzając nic o sobie. Tylko ściśle strzeżony, jakubowy świat jest w stanie Cię uchronić. Spójrz tylko, co spotkało matkę Jesse’go, która pewnego dnia postanowiła wyprawić się do mieścinki Almenen i do tej pory nie wróciła do siebie, wegetując bez świadomości! Zobacz tylko, co jej uczynili! Z nami będziesz bezpieczny. I pamiętaj, po pierwsze i najważniejsze: bądź cicho! Jeżeli nauczysz skradać się niczym mordujący pod odsłoną nocy kozy wilk, pozostaniesz niezauważony, a niewidoczny może wszystko. Zapewne już udało Ci się to pojąć – wszakże budzący postrach wieśniaków lupus jest Twoim przyjacielem; nieważne – przecież o tym nie wie nikt. Cóż, prawie nikt…

18:32:00 No comments

Trzeba się wykazać nie lada talentem, aby stworzyć dziesięć opowiadań grozy i w każdym z nich utrzymać tak samo mistrzowski poziom – a to właśnie uczynił nie bez powodu lubiany przez mroczne dusze Graham Masterton w zbiorze „Dni śmiertelnego strachu”, kojarzącym mi się… z serią „Szkoła przy cmentarzu”, tylko że w wydaniu dla dorosłych czytelników. Pozamiatane; lub może raczej – schowane w piwnicy czy ogródku! 😉 Najnowsza propozycja Autora bez dwóch zdań powinna pretendować do miana najbardziej przerażającego i pochłaniającego tomu historii, z jakim zetknęłam się nie tylko w tym roku – a i całym swym życiu spod ciemnej gwiazdy ogólnie. Mastertonowi należą się owacje na stojąco… uczynione nieco bezwładnymi, bo oszołomionymi i okolonymi gęsią skórką dłońmi; Wydawnictwu – brawa za adekwatne oznaczenie wiekowe i okładkę, a Tłumaczom - gratulacje za przełożenie oryginalnych tekstów z ujmującą wręcz sprawnością językową.

Zapraszam Cię na podróż przez dziesięć kartek z kalendarza – „Dni śmiertelnego strachu”, grozy, niepokoju, napięcia i… nęcącego przyciągania.

18:45:00 No comments

„Sylurowie to lud wilka, łowcy tak zwierząt, jak i ludzi…”

Właśnie z nich się wywodzisz, jednak teraz żyjesz na krawędzi dwóch przeciwstawnych światów – tego cywilizowanego i tego, który, jeszcze na wpół dziki, uważany jest za prymitywny i z definicji gorszy… Pierwszy z nich to olbrzymie Imperium Romanum - Cesarstwo obejmujące prawie cały znany świat, z jego monumentalnymi budowlami, bitymi drogami, amfiteatrami, niezrównaną armią i całym tym sztafażem, którzy każe wierzyć współczesnym, że będzie trwało wiecznie, gdyż takie są prawidła historii… Nieprzemijające złudzenia aktualnych zwycięzców…Drugi, Twój rodzinny – związany z ludem zamieszkującym północną Brytanię, który, podbity przez Rzymian, ukorzył się, zapomniał o swojej dumie i ugiął kark, oddając Ciebie wraz z wieloma innymi jako zakładników gwarantujących posłuszeństwo. Ty – pół Rzymianin, pół Bryt – teraz Centurion, a więc oficer, który za nienaganną służbę niedawnemu wrogowi otrzymał obywatelstwo Wiecznego Miasta i nowe miano – Tytus Flawiusz Feroks. Centurion – cóż za zaszczyt! Tworzysz kręgosłup rzymskiej armii, jesteś najwierniejszym z wiernych, niezmiennie ceniony przez przełożonych i swoich podwładnych. Wraz z podobnymi sobie odbywasz służbę na krańcach rzymskiej Brytanii. Naprzeciw Twojej placówki w Vindolandzie rozciągają się ziemie północnego półwyspu – Kaledonii, gdzie mieszkają dzikie, wolne plemiona Brytów, żyjące tak jak niegdyś Twój lud, dopóki nie został wbrew swojej woli „ucywilizowany” przez rzymskich najeźdźców. To w jego obronie zginął człowiek, który dał Ci życie. Ojciec – odległe wspomnienie, któremu nie poświęcasz wielu myśli… Teraz jego miejsce zajął obowiązek wobec Imperium oraz Cesarz Trajan. Twoim towarzyszem niedoli jest Windeks – też Bryt w rzymskiej służbie. Łączy Was prawdziwa męska przyjaźń, podbudowana uczestnictwem w setkach potyczek, wzajemnym zaufaniem oraz gorzką wspólnotą losów…

 

18:32:00 No comments

„Był ze mną spleciony we śnie i na jawie, a ja byłam jego więźniem, niedokończoną historią.”

Sen. Jakże piękny miałam wczoraj sen; jak udanie zwizualizowała się w nim garść najskrytszych pragnień! Jak wiele zmaterializowało się detali ze zlepka mrzonek, jak dużo było magicznych elementów… Tak nieziemski, kiedy trwał – a kiedy trwał, istniała pewność, że sfera z marzeń przykryła zbyt wyblakłą rzeczywistość. Może przeniósł mnie w inny świat; świat z pogranicza jawy i snu, w którym każdy w końcu kiedyś się znajdzie? Mogłabym z taką właśnie myślą obudzić się o poranku, owiana rzednącą mgłą, utkaną z zanurzonych w feerii barw mar, albo i spać dalej – bo przecież myśli mają siłę sprawczą, prawda? Ty mógłbyś otworzyć oczy, mając na ustach zupełnie inną historię o historii: zamiast porywającej baśni – koszmar. Zapętlone odtwarzanie okrutnej, choć nierealnej rzeczywistości (czy na pewno?), zmieniło noc w piekło. Sen. Tak ważny nocny odpoczynek, przybierający u każdego zupełnie odmienną postać. Czasem baśniowy, lecz niekiedy ze zjaw i mar –tak jak w książce napisanej przez Katarzynę Kujawską oraz Aleksandrę Seligę; opowieści o zaczarowanym lesie, który może być tak napawający trwogą, jak i czarujący. Jednego zwiedzie na manowce, drugiego zaprowadzi na kwiecistą polanę. Część urzeknie wiktoriańską grozą i melodią składającą się z nut niepokoju, niektórym uwięzi oddech w płucach. Bez wątpienia jednak „Zjawy i mary” mają dużą szansę stać się najbardziej oryginalną książką, po którą sięgniesz w tym roku.

18:44:00 No comments

Podczas gdy polską młodzież krytykował Dezerter, intonując: „listy przebojów, fascynacja kiczem - oto polska młodzież, która jest niczym (…) kłótliwa i słaba (…) krzykliwa i głupawa (…) komercja, moda, pieniądze i zawiść”, nieco wcześniej w niemieckich szkołach dzieci rozwiązywały zadania matematyczne, których wynik już w tych najmłodszych latach miał im uświadamiać, jak bardzo zbędne dla jedynego społeczeństwa mającego rację bytu, czyli oczywiście hitlerowskiego, są jednostki słabe, chore i upośledzone. Treść jednego z nich przytacza w swoim wstrząsającym reportażu Jarosław Molenda:

„Budowa szpitala dla chorych psychicznie kosztuje 6 milionów marek. Ile domów mieszkalnych po 15 000 marek można by wybudować za tę kwotę?”

 

18:03:00 No comments

Dziś coś, czego jeszcze nie było – recenzja gościnna mojego szanownego Małżonka. 😉

Wszystkim wielbicielom epoki napoleońskiej zadrżało z radości serce na wieść, że Bellona w ramach serii Historyczne Bitwy opublikowała książkę „Pułtusk – Gołymin 1806” autorstwa Szymona Jagodzińskiego. W tym skromnym gronie znalazłem się i ja! Pozostało tylko przekonać się, czy oczekiwania odpowiadają często okrutnej rzeczywistości...

Po lekturze tego dzieła pozostaje tylko westchnąć z uznaniem – Autor z nawiązką spełnił pragnienia swoich spragnionych czytelników.

 

20:34:00 No comments

„Jak bowiem wiadomo, malujący się na każdej twarzy stoicki spokój to tylko maska, za którą ukrywa się Anglik niemogący się doczekać, aż będzie mógł dać upust swojemu oburzeniu w cztery oczy.”

Każdy anglofil i miłośnik monarchii brytyjskiej ma szansę zauroczyć się „Zbrodnią w Pałacu Buckingham”, będącą drugą częścią cyklu „Jej królewska mość prowadzi śledztwo”, w którym królowa Elżbieta II, oprócz zarządzania całym krajem, rozwiązuje zagadkę kryminalną; a będąc konkretnym - cały szereg łamigłówek. Szczerze powiedziawszy, nie zetknęłam się jeszcze z powieścią, której głównym bohaterem byłby panujący jeszcze chwilę temu władca. Pomysł bez mała innowacyjny, choć równie ryzykowny – wszakże czyniąc z byłej nestorki rodziny królewskiej centralną postać stylizowanego kryminału (a właściwie podgatunku cosy crime), niezwykle łatwo o potknięcia informacyjne i banalny odcień śmieszności – bo skąd Autorka miałaby wiedzieć, co w danej sytuacji myślałaby Elżbieta II, czy jak zachowałaby się w konkretnym przypadku? Przypomina to nieco znienawidzone w szkole średniej: „co Autor miał na myśli?”, będące nierozwiązywalną zagwozdką, jako że ten postanowił bezczelnie wyzionąć ducha kilka stuleci temu. 😉 Czy fabuła stworzona przez Sophię Bennett powoduje płynące z podobnych rozterek ciarki zażenowania, czy też przenosi czytelnika w świat doskonałej zabawy, zasługującej na tytuł szlachecki? Sprawdźmy!

 

17:30:00 No comments

„Mój Anioł Stróż, o ile istniał, musiał mieć zakurzone skrzydła, ciężkie od pyłu, bo nie zdołał mnie na nich unieść. Może był tak samo pechowy jak ja? Kiedyś bardzo w niego wierzyłam. Zbierałam małe puchate piórka i ani przez sekundę nie wątpiłam, kto je zgubił, bo dzięki temu nadal mogłam się łudzić, że on istnieje.”

Ważniejsze jest to, skąd pochodzisz, czy dokąd zmierzasz oraz kim aktualnie jesteś? I jeszcze moje ulubione: ile waży strata? Motyw rodziny, z którą – zgodnie z popularnym i mającym wiele wspólnego z rzeczywistością powiedzeniem – najlepiej wychodzi się na zdjęciach, stosunkowo często gości w mrocznych powieściach. Nie należy się temu dziwić, jako że familie z piekła rodem można przedstawić w milionie różnych odcieni, spośród których każdy będzie równie wstrząsający, szokujący i mrożący krew w żyłach… oczywiście pod warunkiem, że zostanie podany w oryginalny sposób i przeprowadzony w pełni poprawnie. Właśnie z takim przypadkiem mamy do czynienia w przypadku „Nie pytaj” – najnowszej, porywającej i wzruszającej propozycji czytelniczej Marii Biernackiej-Drabik, będącej udanym crossoverem thrillera, kryminału, dramatu rodzinnego oraz powieści obyczajowej, mającej znamiona tej szkatułkowej. Choć nie jest to „książka w książce”, Autorka zdecydowała się wpleść w główną oś fabuły spod ciemnej gwiazdy treść pamiętnika jednej z bohaterek, co uważam nie tylko za świetny zabieg literacki, ale i doskonały pomysł. To właśnie te kartki z ważkich i poruszających wspomnień okazały się dla mnie największą gratką; zasmucającym mirażem przeszłości, obrazującym, że każda z minionych tragedii naznacza nas bezpowrotnie i czyni tym, kim aktualnie jesteśmy oraz może okazać się kostką domina, z którego stworzona konstrukcja będzie się rozpadała przez wiele kolejnych lat. Czy jednak wieczna gonitwa za tym, co było, nieustanne roztrząsanie przeszłości i próba uchwycenia tego, co miało się stać, lecz nie zaistniało, nie sprawią, że teraźniejszość będzie jedynie teatrem? Wszak nie można znajdować się w dwóch rzeczywistościach jednocześnie.

14:44:00 No comments

„Musisz być gotowa na dowolną niespodziankę, na strzelaninę, albo na to, że zastaniesz dwie osoby tonące w miłosnym uścisku. Czasem nawet na jedno i drugie.”

Dziecięca zabawa w policjantów i złodziei czasami zmienia się w rzeczywistość. W szczenięcych latach obie role są zazwyczaj odgrywane naprzemiennie przez biorących w niej udział, bowiem mało który małoletni jest na tyle konkretny, by stwierdzić, że już zawsze chce być tym dobrym lub złym. Nieznaczny promil, wyjątki, crème de la crème, określają się tak, aby podążać nieprzerwanie jedną „stroną mocy”. Oto właśnie prowadząca najbardziej makabryczne śledztwa agentka FBI; wisienka na przestępczym torcie… Uparcie i wytrwale dążąc do sobie tylko znanych celów, często powtarzam, że „szklany sufit” nie istnieje – ogranicza nas jedynie poziom determinacji i zawziętości. Przykładem doskonale obrazującym moją tezę jest Jana Monroe, autorka „Serc ciemności”, będąca legendarną, bo pierwszą, agentką FBI, która pracowała w prestiżowej Jednostce Nauk Behawioralnych, założonej przez „Mindhuntera” – Johna Douglasa. Zanim jednak udało jej się osiągnąć to, o czym bynajmniej nie skrycie marzyła od dzieciństwa, musiała nie tylko niejednokrotnie udowodnić własną wartość i przydatność specjalistycznym służbom, ale i przebić ścianę głową. Nawet teraz, jeśli pomyślisz o agencie FBI, przed oczyma stanie Ci raczej postawny mężczyzna o kwadratowej szczęce i zaciętym wzroku, odziany w białą koszulę i dobrze skrojony garnitur, lub ewentualnie w charakterystyczną granatową kurtkę z trzema żółtymi literami z tyłu – a nie… drobna blondynka. Wyobraź sobie zdziwienie malujące się na twarzach Amerykanów w latach osiemdziesiątych, kiedy to wyglądająca nader kobieco, a przy tym siłowo niepozornie, Jana zjawiała się na miejscu zbrodni, zamiast rosłego policjanta. Śmieszki, uśmieszki i niewybredne teksty; na domiar złego nic w tym nienaturalnego. Pomimo tego – a może właśnie dlatego – Monroe wciąż doskonaliła się w byciu agentką FBI, by realizować się tak, jak zawsze pragnęła, przeprowadzając swego rodzaju rewolucję; dorzucając wcale nie łagodne damskie spojrzenie na zdominowany przez mężczyzn, kryminalny świat. Czy było prosto? Ani na jotę. Czy było warto? I to jeszcze jak!

19:32:00 No comments

„Musisz zrobić wszystko, co w Twojej mocy, by chronić swoje dzieci. (…) Naprawdę wziąłem sobie te słowa do serca i minie trochę czasu, zanim przestanę o nich myśleć. Jednak zanim to się stało, było już za późno, by cofnąć to, co zrobiłem.”

Ciężko stwierdzić, czy większą krzywdę są w stanie dziecku wyrządzić rodzice nadopiekuńczy, czy tacy, którzy w ogóle nie interesują się jego losem. Ci drudzy przez zaniedbania mogą doprowadzić do niezliczonej liczby tragedii. Pierwsi zaś - przytłoczyć dziecko, całkowicie stłumić jego osobowość i sprawić, że chwilę po „opuszczeniu gniazda” postanowi ono „odkuć się” za wszystkie ograniczenia, szalejąc bez umiaru i… kończąc równie źle. Zachowanie matki i ojca, traktujących swoją pociechę z przesadną ostrożnością i trzymających ją pod kloszem w niemalże każdym aspekcie życia, w języku angielskim zapewne określilibyśmy mianem „overreacting”… ale czy aby na pewno? Być może w niektórych sytuacjach o wiele lepszym rozwiązaniem jest przekroczenie miary, zamiast niezauważania, że takowa w ogóle istnieje.  Jeżeli przypuszczasz, że ktoś gnębi Twoje dziecko – powinieneś zrobić wszystko, aby ustalić, czy jest to prawdą czy jedynie pogłoską lub niedojrzałym wymysłem małoletniego, choć tu pojawia się inny istotny dylemat. Czy ingerencja dorosłych w sprawy nastolatków jest dobrym pomysłem? Kiedy stanowi niedopuszczalne przekroczenie pewnej cienkiej granicy? I wreszcie… Do czego jest w stanie posunąć się rodzic, jeśli dowie się, że ktoś krzywdzi jego ukochane dziecko? Przedstawiam Ci „Zemstę rodziców”, thriller domestic noir w formie instant, cechujący się doskonałą dynamiką, brakiem choćby jednego zbędnego słowa i absolutnie nieprzewidywalnym zakończeniem.

18:08:00 No comments
Nowsze posty
Strasze posty

O autorce

O autorce
Żona, kociara, maniaczka thrillerów, wielki ogarniacz życia. Recenzuję literaturę - bo życie jest sztuką. Opowiadam historie o historiach. Mail: kierownikoperacyjny.sp@gmail.com 💥

Kategorie

  • książki

Jestem tutaj

Statystyka odwiedzin

Stali czytelnicy

Archiwum

  • ►  2025 (156)
    • ►  cze (11)
    • ►  maj (38)
    • ►  kwi (24)
    • ►  mar (36)
    • ►  lut (24)
    • ►  sty (23)
  • ▼  2024 (292)
    • ►  gru (18)
    • ►  lis (30)
    • ►  paź (30)
    • ►  wrz (27)
    • ►  sie (28)
    • ▼  lip (25)
      • Rafał Jakub Pastwa - Nadchodzi nic - recenzja
      • Agata Cieszyńska - Opowieść - recenzja
      • Anne Marie - Modus operandi - recenzja
      • Nicole Trope - Rodzina zastępcza - recenzja
      • Monika Magoska-Suchar - Hades - recenzja
      • Heather Redmond - Płonne nadzieje - recenzja
      • M. W. Jasińska - W pełni rozkwitających drzew - re...
      • Hannah Bonam-Young - Zawsze tu będę - recenzja
      • Krzysztof Bochus - Boski znak - recenzja
      • Małgorzata Rogala - Kopia doskonała - recenzja
      • Ulf Ellervick - Herbata z Polonem - recenzja
      • Czym się różni thriller od kryminału? Różnica międ...
      • ks. Stephen J. Rossetti - Dziennik amerykańskiego ...
      • Ludwik Lunar - Tańcząc na prochach zmarłych - rece...
      • Giacomo Mazzariol - Mój brat ściga dinozaury - rec...
      • Vera Buck - Wilcze dzieci - recenzja
      • Graham Masterton - Dni śmiertelnego strachu - rece...
      • Adrian Goldsworthy - Złowrogie morze - recenzja
      • Katarzyna Kujawska i Aleksandra Seliga - Zjawy i m...
      • Jarosław Molenda - Zbrodnia w Kobierzynie - recenzja
      • Szymon Jagodziński - Pułtusk-Gołymin 1806 - recenzja
      • S.J.Bennett - Zbrodnia w Pałacu Buckingham - recenzja
      • Maria Biernacka-Drabik - Nie pytaj - recenzja
      • Jana Monroe - Serca ciemności - recenzja
      • Daniel Hurst - Zemsta rodziców - recenzja
    • ►  cze (20)
    • ►  maj (21)
    • ►  kwi (22)
    • ►  mar (24)
    • ►  lut (29)
    • ►  sty (18)
  • ►  2023 (143)
    • ►  gru (17)
    • ►  lis (20)
    • ►  paź (15)
    • ►  wrz (14)
    • ►  sie (14)
    • ►  lip (15)
    • ►  cze (8)
    • ►  maj (10)
    • ►  kwi (9)
    • ►  mar (9)
    • ►  lut (7)
    • ►  sty (5)
  • ►  2022 (31)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (2)
    • ►  wrz (2)
    • ►  sie (5)
    • ►  lip (2)
    • ►  cze (2)
    • ►  maj (2)
    • ►  kwi (3)
    • ►  mar (3)
    • ►  lut (4)
    • ►  sty (3)
  • ►  2021 (60)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (5)
    • ►  sie (5)
    • ►  lip (13)
    • ►  cze (9)
    • ►  maj (6)
    • ►  kwi (9)
    • ►  mar (4)
    • ►  lut (1)
  • ►  2020 (55)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (6)
    • ►  paź (5)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (3)
    • ►  lip (5)
    • ►  cze (6)
    • ►  maj (6)
    • ►  kwi (8)
    • ►  mar (6)
    • ►  lut (2)
    • ►  sty (4)
  • ►  2019 (40)
    • ►  gru (4)
    • ►  lis (4)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (4)
    • ►  lip (5)
    • ►  cze (1)
    • ►  maj (5)
    • ►  kwi (2)
    • ►  lut (7)
    • ►  sty (1)
  • ►  2018 (96)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (4)
    • ►  wrz (5)
    • ►  sie (8)
    • ►  cze (8)
    • ►  maj (12)
    • ►  kwi (11)
    • ►  mar (13)
    • ►  lut (14)
    • ►  sty (17)
  • ►  2017 (197)
    • ►  gru (6)
    • ►  lis (11)
    • ►  paź (9)
    • ►  wrz (16)
    • ►  sie (24)
    • ►  lip (20)
    • ►  cze (17)
    • ►  maj (19)
    • ►  kwi (16)
    • ►  mar (18)
    • ►  lut (8)
    • ►  sty (33)
  • ►  2016 (81)
    • ►  gru (15)
    • ►  lis (23)
    • ►  paź (17)
    • ►  wrz (11)
    • ►  sie (11)
    • ►  cze (2)
    • ►  lut (2)
  • ►  2015 (8)
    • ►  lis (1)
    • ►  cze (1)
    • ►  maj (1)
    • ►  mar (1)
    • ►  lut (2)
    • ►  sty (2)
  • ►  2014 (18)
    • ►  gru (1)
    • ►  lis (1)
    • ►  paź (1)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (1)
    • ►  kwi (4)
    • ►  mar (4)
    • ►  lut (1)
    • ►  sty (2)
  • ►  2013 (18)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (4)
    • ►  wrz (1)
    • ►  sie (2)
    • ►  lip (1)
    • ►  cze (3)
    • ►  lut (3)
    • ►  sty (2)
  • ►  2012 (14)
    • ►  gru (1)
    • ►  paź (5)
    • ►  cze (2)
    • ►  kwi (1)
    • ►  mar (3)
    • ►  lut (2)
  • ►  2011 (12)
    • ►  gru (2)
    • ►  lis (2)
    • ►  paź (2)
    • ►  wrz (3)
    • ►  sie (1)
    • ►  lip (1)
    • ►  mar (1)

Created with by ThemeXpose | Distributed By Gooyaabi Templates