Dorota Bartnikowska - Siostra - recenzja
Pozwólmy dzieciom być dziećmi... Tak powinien brzmieć wniosek po lekturze “Siostry” Doroty Bartnikowskiej. Niby to zdanie całkowicie oczywiste w czasach, w których tak wiele mówi się na temat ochrony tych najmłodszych, poprawy ich komfortu życia i przygotowywania do drogi w dorosłość w odpowiedni sposób. Niestety, wciąż istnieją narracje, jakie traktują pociechy jak osoby dorosłe a ich jaźnie przedstawiają zupełnie, jak gdyby były ukierunkowane na jedno: seksualność. Pod tym względem książka Pisarki jest wręcz szokująca, choć nie tylko ta kwestia rozszerzała moje oczy w zdumieniu z każdą kolejną przeczytaną stroną. Kocham opowieści tragiczne - wszystkie te, w jakich próżno szukać jakiegokolwiek promyka nadziei, a smutne historie bohaterów zachowują się niczym zmierzające wprost w odmęty bezdennej czerni domino. Opadające na czytelnika mgłą przygnębienia, która unosi się nad nim jeszcze przez kilka dni po lekturze. Całość ta musi natomiast pozostawać przynajmniej odrobinę realistyczna i pojawiać się w powieści nie bez przyczyny. Szokowanie dla szokowania nie jest moją bajką. Oblepianie odbiorcy brudem zła bez konkretnego powodu - również. A to właśnie czyni Autorka - i to na skalę, która w obrębie losów właściwie jednej rodziny nie ma prawa zaistnieć. W “Siostrze” nie ma ani jednego pozytywnego aspektu - a jak już pojedynczy się pojawia, zostaje szybko ukrócony. Bohaterom dotkniętym przerażającymi przeżyciami, czyli... WSZYSTKIM, zdarzało mi się współczuć. Ich oprawcy to zaś takie kreatury, które nie powinny chodzić po tej Ziemi. Nie tylko to czynią, lecz i mają się doskonale, co Bartnikowska akcentuje na każdym kroku. I byłaby to doskonała przestroga dla rodziców i starszego rodzeństwa, gdyby to, co przydarzyło się postaciom w obrębie pojedynczej rodziny, wypadło choć trochę prawdziwie. Choć jestem kiepskim matematykiem, jakie jest bowiem prawdopodobieństwo, że wszystkich z czwórki rodzeństwa i dwójkę jego przyjaciół dotknie inny, skrajny odcień zła? Mam wrażenie, że ten debiut zwyczajnie nim emanuje...
“Zawsze go zadziwiało, jak bardzo ta sześciolatka zdawała się wszystkich i wszystko rozumieć. Była nad wyraz empatyczna i dojrzała jak na swój wiek. Zupełnie, jakby miała starą duszę.”
Nie uczynię Cię dzisiaj bohaterem charakterystycznych dla mnie opowieści. Nie potrafię bowiem sama wczuć się w historię żadnego dziecka, które pojawiło się na kartach “Siostry” - zatem nie potrafiłabym przelać emocji na Ciebie, jak to od lat staram się czynić w recenzjach. Tym razem przybliżę Ci sylwetkę każdej z postaci i przejdę do oceny książki. Przyznaję już teraz, że od dawna nie miałam tak dużego problemu z notą punktową, bo treść przytłoczyła mnie we wprost ogromnym stopniu... Na początek ważna informacja: akcja powieści obejmuje kilkanaście lat. Kiedy się rozpoczyna, najmłodszy bohater (Paweł) właśnie się rodzi a Michał (czyli w istocie: Ania) ma około 8 (!!!) lat. Zapamiętaj, jeszcze do tego wrócę.
Frankowscy to niewyobrażalnie bogata rodzina potentatów, mieszkająca w budynku przypominającym dworek. Do wspólnych śniadań, przygotowywanych przez służbę, zasiadają odświętnie ubrani o tej samej godzinie. Zabawy dzieci w ogrodzie byłyby tragedią, gdyby te poniszczyły lakierki albo zdobną odzież. Od rana do nocy uczęszczają na zajęcia dodatkowe, jak chociażby francuski i gra na skrzypcach. Dodatkowo szkolą się w sporcie i mogą osiągać we wszystkim tylko najlepsze wyniki. Tomasz, Filip, Sara i Paweł - przy czym ten ostatni chwilę temu przyszedł na świat, pierwsi chłopcy uczęszczają do klasy sportowej prywatnej szkoły, a dziewczynka - baletowej. W tym przypadku w grę wchodzą jeszcze wyczerpujące próby taneczne i udział w rozlicznych konkursach oraz przedstawieniach. Pora przyjrzeć się ich sylwetkom i temu, co zdecydowała się uczynić postaciom Autorka.
“Na chwilę zapomniałam, że spokój jest ułudą, preludium do czegoś, co ostatecznie zmiecie mnie z powierzchni ziemi.”
PS Poniższe przedstawienie książkowych charakterów może zawierać spojlery. Większość informacji znajduje się jednak w opisie, a ja czuję się w obowiązku je przybliżyć, jako że są konieczne dla rzeczowej oceny treści powieści i jej całościowego zrozumienia.
Tomasz - można uznać, że wycierpiał najmniej z całej zgrai, choć to jego, jako chyba jedynego bohatera książki, obdarzyłam odrobiną sympatii. Jako kilkulatek (!) został poinformowany przez ojca, że stanie na czele rodzinnego imperium, w związku z czym do jego obowiązków (aby pobiegać, wstaje przed szkołą o 4 nad ranem!) doszło jeszcze uczestniczenie w spotkaniach biznesowych, zapoznawanie z dokumentacją firmową i przygotowywanie się do ustalonej roli. Wyrzucił wówczas wszystkie wykonane makiety i modele, jako że marzył o innej przyszłości... Ale cóż, rodzina jest najważniejsza. Później padnie ofiarą starszej pani.
Filip - pewna nadzieja dla rodziny, choć naturalnie postrzegana przez nią jako czarna owca. Doza niepokorności i zbuntowania, charakterystyczna dla lekkoducha. Nieprzestrzeganie miliona zasad, ściśle określonych przez rodziców. Kocha sport, choć jego największym marzeniem jest zostanie gwiazdą zespołu rockowego. Uczy się zresztą gry na gitarze pod okiem uroczego starszego pana, poturbowanego przez życie. Iskierka gaśnie, kiedy w wieku nastoletnim... zakochuje się w chłopaku, tak naprawdę będącym dziewczyną, a później boryka się z używkami i innymi problemami.
Sara - początkowo jest małą perełką, jaka łagodzi obyczaje. Wspiera braci, rozmawia z nimi na każdy temat, a niekiedy psikusami rozjaśnia ich dni. Żałuję, że jej perspektywa jedynie otwiera części książki, niczym wstawki narratora-gawędziarza. Moim zdaniem zasługuje na większe miejsce i własny głos w tej powieści. Owa zawsze ukrywająca uczucia dziewczynka... od wielu lat jest wykorzystywana seksulanie przez dyrektora szkoły baletowej. Choć krótkie, sceny te budziły mój niesmak... Skrajny. Zawsze jednak może być gorzej, zatem - poznaj Pawła.
Pawełek jest oczkiem w głowie całej rodziny - wszak jest najmłodszy, a poza tym skrajnie naiwny. Uczynię tu wtrącenie, to właśnie ta dziecięca naiwność jest zaletą i czymś, co w dzieciach w tym uroczym znaczeniu trzeba chronić, a nie postponować. Chłopiec zwyczajnie wierzy w to, że ludzie są dobrzy - lecz niestety najbliższy przyjaciel ojca szybko wyprowadza go z błędu. Kiedy Paweł ma kilka lat, ów wujek obdarza go pełnią uwagi. W każdym tego słowa znaczeniu. I o ile poznając straszny los Sary, czułam duży niesmak, o tyle w trakcie lektury fragmentów dotyczących Pawła i jego oprawcy, opanowało mnie już obrzydzenie. Dziecko przez wiele lat jest gwałcone... a później jako kilkunastolatek wiąże się ze starszym mężczyzną, który się nad nim znęca. W każdy możliwy sposób. I o ile rozumiem fakt, że ofiary często zmierzają do autodestrukcji po okropnych przeżyciach, o tyle ta kreacja, jeśli się pozna całą, jest po prostu chora. Nierealna.
Piotrek - dla odmiany wychowuje się w biednej rodzinie. Jego matka w żadnej pracy nie zagrzewa dłużej miejsca i jest skrajnie rozczarowana prowadzonym życiem. Ojciec bierze jak najwięcej zmian w fabryce, byleby zapewnić im byt. Nie zmienia to faktu, że chłopiec jest pozostawiony sam sobie. Wykonuje wszystkie obowiązki w domu, nękany szykanami rodzicielki, a obiad z resztek zjada, gdy zrobi go samodzielnie. W dniu pierwszej komunii świętej, na którą udaje się sam, matka odchodzi z domu, a ojciec wpada w alkoholizm... Tak dziecko trafia pod opiekę babci, będącej służką w domu Frankowskich.
Jeśli myślisz, że to już każdy wstrząs, jaki zafundowała mi Autorka - niestety. Najgorsze dopiero nadchodzi.
Postać niespokrewniona z powyższymi, czyli Michał, który... jest Anią. Anka to przywódca jednej z grup dzieci na osiedlu. Uwielbia wspinać się na drzewa, często planuje podchody i robi wszystko, by jej banda objęła dowodzenie nad okolicznym placem zabaw. Skrajnie denerwuje ją, że przywódca drugiego zespołu jest od niej jako chłopak silniejszy. Pewnego dnia wpada z tego powodu w furię. Goli głowę niemalże na łyso, przy jakim to uczynku zastaje ją matka. Gdy dołącza do nich ojciec, ośmioletnia (!!!) dziewczynka siada z rodzicami na kanapie i oświadcza im, że zawsze czuła się chłopcem. Od tej pory chce być nazywana Michałem. Co robią ojciec i matka? Chlipią chwilę, po czym oświadczają, że kochają swojego syna (!). Tata poszukuje nowej pracy, żeby przenieść dziecko do szkoły, w której będą szanować zaimki i jego inność (!). W obecnej placówce edukacyjnej Ania jest bowiem traktowana jak trędowata, jako że przedstawia się jako chłopiec. I zapewne przejęłaby mnie przemoc, która ją dotyka, ale... Pamiętam swoich równolatków, gdy sama przygotowałam się do pierwszej komunii świętej. Każde dziecko w tym wieku, usłyszawszy coś takiego, uzna to za dziwne i przyjmie obronną postawę prześmiewczą. To naturalne. Ojciec Ani znajduje zaś zajęcie w Warszawie i zapisuje dziewczynkę do męskiej klasy sportowej w nowej szkole. Równocześnie rodzice chodzą z ośmiolatkiem do seksuologa (!!!), aby omówić przyszły proces tranzycji... Rozpaczają, że ta może się zacząć hormonalnie dopiero w wieku lat 16, zgodnie z obowiązującym prawem. Zważywszy na fakt, że Ania uczy się w placówce sportowej, naturalnie musi brać po zajęciach prysznic z resztą chłopców. Moja tolerancja dla tej narracji zaczęła być ujemna, kiedy prowadząc swoją część opowieści, niespełna wówczas dziesięciolatka (!!!) przyznaje, że choć mama była zawstydzona, żeby sprawa niezgodnej płci nie wyszła na jaw podczas kąpieli, zgodziła się... kupić jej atrapę pen*isa (!!!). Kurtyna. Krew mi się wzburzyła, bo w tym wieku nie tylko wiedziałam, że kiedyś stanę się kobietą (choć wspinałam się po drzewa, a na bale przebierańców nosiłam strój żołnierza lub pirata, miast księżniczki), to i w ogóle nie miałam pojęcia, co znaczy termin seksualność, nie mówiąc o takich wymysłach jak powyższe. Nie będę kontynuować. Myślę, że fakty głoszą prawdę same za siebie, choć przykro mi, że ta część treści, będąca po prostu skrajną seksualizacją dzieci, przedstawiana jest jako wrażliwa opowieść o odrzuceniu, tolerancji i akceptacji. Zadam tylko pytanie: skoro tak, może zaczniemy akceptować dwulatków, mówiących, że są kobietami, a nie mężczyznami, na przykład. I jeszcze, dlaczego by nie akceptować ślubów z kilkulatkami, skoro szanujemy ich wybory? Z takich przekonań prosta już droga do tego, by nie widzieć niczego złego w tym, że ośmiolatkę właśnie gwałci sześćdziesięcioletni mężczyzna. Naprawdę tego chce się w istocie dla obecnych DZIECI?
Podsumowując, w treści “Siostry” na 453 stronach mamy do czynienia z: czwórką (!) pedofili, kilkoma homoseksualistami (w tym: DZIEĆMI!), ośmioletnią dziewczynką, która z poparciem rodziców przeobraża się w chłopca, paroma zabójstwami, trzema tragicznymi wypadkami, samobójstwem, narkotykami, przemocą fizyczną oraz psychiczną, wieloprzypadkowym nadużywaniem pozycji, depresją, porzuceniem, wykorzystywaniem seksualnym i niemalże każdym innym możliwym zboczeniem lub negatywnym zdarzeniem, jakie może zaistnieć w naturze. Owszem - niestety każde z nich dotyka niezliczoną rzeszę ludzi. Wciąż jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego Pisarka zdecydowała się na zesłanie tego rodzaju plag na tak wąski katalog osób. Jeżeli takie jest współczesne postrzeganie świata, dziękuję - postoję. Wolę się z niego wypisać i wykreować swój. Ten zaś powinien przestać istnieć. Nie znajduję żadnej wartości dla literatury w tej powieści, a wręcz czuję, że na swój sposób zostałam zbrukana jej treścią, choć do katalogu świętych mi daleko. Jeśli miała szokować złem, z pewnością się jej to udało. Na koniec podkreślę tylko jeszcze raz: pozwólmy dzieciom być dziećmi!!! Prowadzenie dorosłych narracji ich oczami (nawet język na to wskazuje) i postrzeganie ich jako osoby, obiekty seksualne to droga do piekła. Tak dla nich, jak i dla rodziców czy wszystkich, którzy mają na uwadze ich dobro. To ścieżka donikąd, z jakiej po lekturze “Siostry” niestety ciężko jest wyjść. Zostawiam tę historię bez oceny punktowej. Może warto ją poznać jako przestrogę przed tym, czego nie czynić - i w jaki sposób nie przedstawiać świata, mającego cechować się tylko dobrem, urokiem i niewinnością. A także naiwnością; pięknem, właściwym tylko dzieciom. Niech będą dziećmi, jak najdłużej... Ujemność, brak/10 - po prostu wstrząsające.
“W miłości jak w biznesie, potrzebne jest dobre przygotowanie i strategia (...).”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)