Freida McFadden - Nauczyciele - recenzja

by - 00:25:00

W każdej szkole są drapieżnicy i manipulatorzy. Niektórzy wykładają angielski, noszą wyprasowane koszule z dopasowanymi krawatami i patrzą Ci w oczy, kiedy recytują wiersze Shakespeare’a - a Ty czujesz się tak, jakbyście byli sami na świecie. Inni, bardziej niebezpieczni, bo kto posądziłby o inteligentnie niecne czyny nauczyciela wychowania fizycznego, proszą o przyniesienie piłek do koszykówki, podczas gdy sami lustrują Twoje nogi w krótkich spodenkach. Rzucają żartami, niby powiązanymi z zajęciami albo przysiadają się do Ciebie, kiedy jesteś zwolniona z zajęć i wdają w przyjacielską pogawędkę. Udają równych, doskonale Cię rozumieją - a jeśli połkniesz haczyk i się zwierzysz, wkrótce będą się zdawać Twoim jedynym remedium na każdy kłopot. Są starsi, doświadczeni, mają odpowiedź na wszystko, chociaż z pewnością przed chwilą ją wymyślili, ale jeśli jesteś już zaczarowana, nie dostrzeżesz tego, nim będzie za późno. Już jesteś ofiarą, lecz o tym nie wiesz. Oni szukają słabych jednostek - lub takimi je czynią. 

Wydaje Ci się to takie wyjątkowe, że ze wszystkich uczennic TEN belfer wybrał właśnie Ciebie. Starasz się nie rzucać w oczy, jesteś nijaka, nikt nawet z Tobą nie rozmawia. A do niego wzdychają... Owszem jednak, Ciebie wybrał. Wybierał wnikliwie. Zatrzymywał uśmiechające się fałszywie zmarszczkami w kącikach oczy na każdej dziewczynie, aż jego wzrok spoczął na Tobie. Bingo. Szukał łatwego łupu - kogoś odrzuconego przez rówieśników, znajdującego się w najtrudniejszym momencie życia, z niepełnej rodziny czy zostawionej przez chłopaka. Najłatwiej zmanipulować osobę dotkniętą tragedią, towarzyskiego pariasa. Nikt z Tobą nie przestaje - i oto on Ciebie rozumie. Wysłucha. Doradzi. I choć niektórzy w Twoim wieku mają jeszcze łóżko z różowym baldachimem i rządek misiów z dzieciństwa w pokoju, przecież Ty jesteś dojrzała. Przeżywasz pierwszą miłość swojego życia... Nie. 

Nie. Jesteś ofiarą drapieżnej, skalkulowanej na zimno manipulacji. Przez tę relację - jeszcze większą wyklętą w szkole niż wcześniej... ale on Ci pozostał. Tak...  

Tylko że miał być Twoim nauczycielem! A Ty dziewczynką. Uczennicą. 

To ona. To Addie Severson. Wiesz, co zrobiła, co nie? To ta, która... Uch, to jest nie do zniesienia. Straszne. Niemal mi się udało. Prawie dotarłam do szkoły bez żadnego incydentu. (...) mamroczę jakieś przeprosiny i usuwam się ze schodów. (...) Bo prawda jest taka, że teraz jest źle, ale zawsze może być gorzej. 

Pierwszy dzień szkoły. Inni szesnastolatkowie cieszą się, bo znowu zobaczą przyjaciół po wakacyjnej przerwie. Usiądą razem przy śniadaniu, ustalą taktykę przetrwania na najbliższe miesiące, zaoferują nawzajem pomoc w uczeniu się i wymienią najświeższymi plotkami. Starasz się do nich nie zbliżać, ubrałaś się bezkształtnie i bezbarwnie, masz na twarzy śladowe ilości makijażu - ledwie, by maskował rumieńce. Nie przyłączysz się do czynionej właśnie teatralnym szeptem wymiany najnowszych informacji - jesteś bohaterką każdej z nich. Udajesz, że nie słyszysz, ale to trudne, a nie zawsze możesz mieć w uszach słuchawki z będącą ucieczką muzyką. Zawsze doleci Cię strzępek obelżywych słów - wymierzonych akurat tak, by zanotowali go wszyscy dookoła z Tobą na czele. Właśnie dowiadujesz się, kim jesteś i co zrobiłaś - tak, jak gdyby kiedykolwiek pozwolono Ci o tym zapomnieć. Choć na sekundę. Idziesz dalej korytarzem, omijasz podstawione nogi, niby to nie zauważając nieprzypadkowych szturchnięć. Uznajesz za niesamowicie ciekawy wzór na wytartym podłożu. Nie odrywaj od niego wzroku. Jeśli tylko przypadkowo uniesiesz go na któregokolwiek z uczniów, dostrzeżesz lekceważenie, morze pogardy i nieuzasadnioną nienawiść. Do końca roku szkolnego, a przecież to tylko pierwszy dzień, zdążysz policzyć wszystkie kropki na zniszczonej kamiennej posadzce. A mimo tego niejednokrotnie nie ominiesz strzały; na chwilę stracisz uwagę i spojrzysz w czyjeś oczy. Pożałujesz po milisekundzie, lecz tego, co zobaczone, nie da się już zapomnieć. Tak jak szafki szkolnej całej w piance, ubrań na zmianę skradzionych po zajęciach WF czy skrawków inwektyw. Będą się odbijać w Twojej głowie, niczym zapętlona płyta, nawet poza terenem liceum. Pięć dni w tygodniu po siedem, osiem, dziewięć lekcji. Dwadzieścia kilka w miesiącu. Ile w roku szkolnym? Jesteś kiepska z matematyki. I nie broni Cię żaden nauczyciel. Wszyscy głuchną, niemieją i ślepną. A potem pojawia się ON - przystojny nauczyciel angielskiego. I właśnie chwali Twój wiersz; lirykę społecznego odszczepieńca. 

Jak to jest bzykać się z Panem Tuttle? To wydaje się takie obrzydliwe. (...) On jest taki stary. (...) Musi mieć z pięćdziesiąt lat, jak nie więcej! Wygląda jak Święty Mikołaj! Nie mogę uwierzyć, że to z nim robiłaś. Serio, jak było?” 

Nathaniel Bennett wydaje się ignorować wszystko, co musiał o Tobie słyszeć na szkolnych korytarzach. Z pewnością mógłby wybierać spośród setek ordynarnych określeń - ale oto jako pierwszy patrzy nie przez Ciebie czy z obrzydzeniem, a na Ciebie... z fascynacją. Nie może wiedzieć, że pan Tuttle, poprzedni wykładowca matematyki, został wydalony ze szkoły całkowicie niesłusznie - i tylko nieszczęśliwym złożeniem wydarzeń obwiniono o to Ciebie i Wasz rzekomy romans. Dlaczego zatem Nate, prawie czterdziestoletni mężczyzna patrzy na szesnastoletnią Ciebie jak na najpiękniejszą kobietę na tej planecie? Przecież nie jesteś nawet ładna. Wyglądasz jak spłoszona mysz, bo się o to postarałaś - choć szukanie rozsądku ukojenia w zimnych ścianach na niewiele się zdało; ataków tłumu w końcu mającego ofiarę; ulubioną zabawkę do codziennego wyżycia się i znęcania nie powstrzyma nic. Może tylko niewzruszone trwanie rozjuszy... Co on, ten przystojny poeta, mógłby w Tobie dostrzec? Czyżby nie wiedział, że jesteś tylko ; tą, która; kimś, kto drugie śniadanie zjada zamknięty w toalecie z gniewnym rapem w uszach? Tą; tą, która wyczerpała już cały katalog przekleństw rówieśników - a ci, och ci, są nader kreatywni w tej kwestii? Tą, z którą nikt nie podzieli się opłatkiem w klasową wigilię. Jeśli nie ze źrenicami zawieszonymi na podłożu, to w książce. Tą, która zrobiła coś, czego nie zrobiła. Choć nawet, gdyby zrobiła - czy to byłoby winą szesnastolatki, naprawdę? A teraz on uśmiecha się do Ciebie (każda ze szkolnych lalek nienawidzi Cię jeszcze bardziej), zaprasza do przyłączenia do koła magazynu lirycznego (spojrzenia Barbie miotają ogień), zawsze każe Ci zostać po zajęciach, by omówić tę czy inną kwestię (niedługo nie przejdziesz bez uszczerbku psychicznego żadnym korytarzem, nawet tym ustronnym), chwali Cię, podnosi na duchu, zaczepia na przerwie przy byle okazji i... Boże, czy Ty naprawdę zakochałaś się w nauczycielu?... Nie. Masz szesnaście lat. On za chwilę skończy czterdzieści. Jesteś zahipnotyzowaną bezwolnie, zaprojektowaną przez zegarmistrza manipulacji ofiarą drapieżnej bestii. Bestii w eleganckiej, przystojnej skórze drapieżnika, która miała być Twoim nauczycielem. Nauczyciel. To brzmi dumnie. Ockniesz się, nim będzie zbyt późno? To ta, która... Nie. To TEN, który. 

“W tej chwili mam gdzieś, że cała szkoła mnie nienawidzi. Mam gdzieś, że nikt nie chciał siedzieć ze mną w stołówce. Mam gdzieś, że mam jakąś porąbaną liczbę zadań z matmy (...). Ponieważ mój nauczyciel angielskiego kocha Poego tak samo jak ja. I puścił do mnie oko.” 

Po lekturze “Nauczycieli” rozumiem doskonale, skąd fenomen popularności Freidy McFadden i wysokie oceny jej powieści. Mogłabym bowiem napisać, że to doskonały thriller z zemstą dla literata w stylu Lady Makbet, od którego nie można się oderwać i byłoby to prawdą. Dodać, iż zwrot akcji na ostatniej stronie (!!!) książki był tak fenomenalnie niespodziewany, że przez około kwadrans miotałam przekleństwa - bo to się nie godzi, by tak mistrzowsko zszokować czytającego - i to także pozostałoby faktem. Nadmienić, że ta propozycja literacka znajdzie się w moim tegorocznym TOP 10 - owszem. Nie to jest jednak najważniejszą kwestią, która w trakcie lektury wielokrotnie zatrzymywała mnie w czasie... a może właśnie przenosiła w nim wstecz. Nareszcie bowiem, w erze niezrozumiałego trendu produkowania przez dorosłe, często mające rodziny autorki jakże uroczych fabuł o bajkowej miłości czternasto-, piętnasto-, szesnastoletnich uczennic z czterdziesto- czy pięćdziesięcioletnimi nauczycielami; nareszcie pojawia się Pisarka, która przedstawia taką relację w realistyczny sposób. Jako rażące nadużycie. Dominację dorosłego, doświadczonego mężczyzny nad - wciąż - dziewczynką. McFadden mistrzowsko uwypukla naiwność w części narracyjnej, którą prowadzi Adeline (za drugą odpowiedzialna jest uzależniona od kupowania butów, odreagowująca w ten sposób małżeńskie problemy nauczycielka matematyki - Eve, będąca jednocześnie żoną anglisty, również przejmującego miejscami ster opowieści). Jej typowo szczenięce zauroczenie znajduje uwypuklenie w czynionych wierszach, rozważaniach o wspólnej przyszłości czy całkowicie zaślepionym postrzeganiu świata. Czy jednak tej wyszydzanej, niszczonej na wszelkie sposoby, petowanej, odrzucanej, wyzywanej przez wszystkich rówieśników i lekceważonej przez nauczycieli dziewczynie można się dziwić podziwowi, jaki wzbudziło w niej zainteresowanie przystojnego niespełna czterdziestolatka? Poety. Przyjaciela. Jedynego sojusznika w całej placówce edukacyjnej... którym uczynił się sam. 

“Za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że przeżyłam najgorszy dzień w szkole, pojawia się nowy faworyt.” 

Aby nie zdradzić więcej ani nie podjąć zupełnie innej opowieści, pozwolę przemówić cytatom, z jakimi wyjątkowo dodaję dodatkowe grafiki. Oto prawdziwe oblicze bajkowego romansu z nauczycielem. Oto piekło. W elitarnym liceum. W tym najgorszym w mieście. Odnowionym lub z odrapanym tynkiem, choć w istocie gnijącym OD ŚRODKA. A książka McFadden otrzymuje ocenę 11/10 - zarówno jako thriller, jak i dramat społeczny, o którym powinno być BARDZO głośno - i jaki NIGDY nie powinien się wydarzyć naprawdę. Pamiętaj o tym, gdy powiesz następnym razem “to ta, która” albo odwrócisz od niej wzrok. 

Oddaję dowodzenie treści powieści - w kolejności od wcześniejszej do późniejszej. Niech krzyczy. Niech grzmią manipulacji kulisy; obnażają rzeczywistość. Choć fabularnie... 

DODATKOWE CYTATY (końcowe mogą zawierać spojlery względem zwrotów akcji): 

(...) katastrofą był brak jego przyjaźni. (...) Nie miałam nikogo. Więc kiedy pan (...) okazał mi życzliwość, co miałam zrobić? Odrzucić ją?” 

“Ależ jesteś poetką. (...) Nie mów, że nie jesteś, bo absolutnie jesteś. Bardziej niż większość dorosłych, którzy się za nich uważają.” 

“Wygląda na to, że systematycznie odpycham od siebie wszystkie osoby, które oferują mi pomoc.” 

(...) moja żona... Nie mamy już ze sobą nic wspólnego. Nic już do niej nie czuję. A kiedy Cię poznałem, to było jak... jakbym po raz pierwszy w życiu nawiązał z kimś prawdziwą więź.” 

“Nigdy wcześniej nie spotkałem nikogo, kto byłby dla mnie wyjątkowy. A teraz mam trzydzieści osiem lat i kiedy w końcu spotkałem moją bratnią duszę, okazuje się, że jest szesnastolatką. (...) Dlaczego wszechświat jest taki okrutny?” 

“(...) ona też na to nie zasługuje. Cokolwiek by o niej nie mówić, ma tylko szesnaście lat. Jest dzieckiem. To nie jej wina, że zakochała się w przystojnym nauczycielu angielskiego. To Nate był odpowiedzialny, by do tego nie dopuścić. (...) wykorzystał jej bezbronność. (...) niektóre dziewczęta są bardziej podatne na sugestie niż inne.” 

“(...) wierzy, że (...) będzie w porządku, nawet, jeśli nie kochasz swojej żony. Nawet jeśli zdradzasz ją z małą dziewczynką.” 

“Już raz przez to przeszła, a poza tym to nie jej wina. To wszystko przez Nate’a, który ją uwiódł. Który nie powiedział jej, że trzydziestoośmioletni mężczyzna nie powinien mieć żadnego interesu w całowaniu szesnastolatki.” 

“Mówi Ci, co chcesz usłyszeć. Mężczyzna w jego wieku nie jest w stanie żywić dorosłych uczuć do nastolatki, zwłaszcza do jednej ze swoich uczennic. On Tobą manipuluje.” 

“Powiedział mi, że jestem jego bratnią duszą. (...) Totalnie mu uwierzyłam. Byłam tak idiotycznie w nim zakochana. Zrobiłabym dla niego absolutnie wszystko. (...) Czuję się jak idiotka, że wierzyłam we wszystko, co mi mówił i pozwalałam mu robić te wszystkie rzeczy.” 

“To, co nam zrobił, jest naprawdę okropne. Niewyobrażalne.” 

Dziękuję za literacką prawdę, Freido McFadden. 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)