Graham Masterton - Dom much - recenzja

by - 01:20:00

Uwierz w ducha. Poświęć myśl temu, co paranormalne i w co nie uwierzyłbyś w żadnym innym przypadku... Gdyby ktoś opowiedział Ci o tym, co zobaczyłeś; jeśli nie byłbyś tego świadkiem, z pewnością jedynie uczyniłbyś wymowny gest stuknięcia palcem w czoło a potem zadzwoniłbyś po panów z przygotowanymi naprędce, białymi kaftanami... Muchy to bowiem skrajnie irytujące owady, przenoszące do tego mnóstwo zarazków, ale przecież - zgodnie z dostępną wiedzą - nie mają nadnaturalnych mocy. Nie działają na czyjekolwiek skinienie, niczym odpowiednio zaprogramowane ani zespołowo w liczbie kilkunastu tysięcy, przenosząc ciała zmarłych. Nie zasłaniają kamer miejskiego monitoringu, kiedy zbrodniarz chce ukryć przed nim niecne czyny. Nie pisząc już o tym, że nie pomagają martwym powstać z grobów bez zostawienia jakichkolwiek śladów - niczym w jakąś koszmarną, nieomal filmową noc żywych trupów. Prawda? Cóż... Jeśliby nie znać mistrzowskiego pióra Grahama Mastertona, który z pozornie niewiarygodnej fabuły potrafi złożyć trzymający w napięciu horror z rozlicznymi wątkami kryminalnymi - zapewne można by stwierdzić, że to prawda. Tymczasem po lekturze nieodkładalnego “Domu much” należałoby przeprosić za tego rodzaju stwierdzenie niewątpliwego rewolucjonistę w kwestii tego, co może być prawdziwe (i przy tym stać się główną osią fabularną opowieści z dreszczykiem, jakich wśród propozycji literackich zdecydowanie jest zbyt mało), a co zdecydowanie takim nie jest. Sama w swej czarnej, szarzejącej i cienistej personie kajam się zresztą, że początkowo uważałam fabułę za przystającą raczej do kinowego scenariusza klasy B. Tymczasem ta spowodowała u mnie mile widziane ciarki, odpowiednią dozę zwątpienia w otaczającą rzeczywistość oraz niemałe zaniepokojenie. Co tchórzliwszych z pewnością narracja odrobinę przestraszy - mogę powiedzieć, że od dawna poszukiwałam podobnych odczuć wśród posiadanych książek. Ja zaś boję się już tylko tego, że umrę, zostawiwszy jakąś powieść nieprzeczytaną - i na domiar złego ta okaże się tak dobra jak recenzowany muszy dom. 😉  

“(...) podobno tkwią w zawieszeniu pomiędzy życiem i śmiercią, a jedynym sposobem na uwolnienie ich z tej pułapki jest zorganizowanie ceremonii pogrzebowej.”                                                                          

Mógłbyś stwierdzić, że jako jeden z detektywów londyńskiej policji w swojej pracy na przestrzeni minionych lat zetknąłeś się już z absolutnie wszystkim, ale unikasz tego rodzaju sformułowań. Najczęściej działasz bowiem w duecie z Dżamilą i zajmujesz się przypadkami, od których stroni cała reszta posterunku. Nie bez powodu nazywają Was pogromcami duchów - wszak jakoś tak się dzieje, że na Wasze biurka trafiają najczęściej przestępstwa, jakich zaistnienie trudno byłoby wytłumaczyć skrajnym realistom. Nadnaturalności, przenikanie się światów i świadomości, przypadki ciężkie do rozwikłania bez dania wiary temu, co zazwyczaj wcale nie miałoby prawa się wydarzyć... Jeśli nie cechowałbyś się skrajną upartością w dążeniu do sukcesu, być może tym razem przyjąłbyś, że oto misja, która może majestatem i stopniem skomplikowania przerosnąć Was oboje. Brak wytchnienia między kolejnymi morderstwami - właściwie jedno dzieje się zaraz po drugim, coraz brutalniejsze i na większą skalę. Naciski szefostwa - już na najwyższych szczeblach -aby jak najszybciej uchwycić winnego. Brak snu, niemożność jedzenia po oględzinach miejscach kaźni i porozumienia się z bliskimi, z którymi dopiero co zaczęło się Wam umiarkowanie układać. Furgonetki stacji telewizyjnych, jakie podążają za Wami wszędzie. Zdrady, kiedy nie wiadomo już, komu można zaufać, a od kogo należy stronić. Ciągle otaczające Was parawany, technicy, patolodzy i uczestnictwo w mnożących się sekcjach zwłok. Nic to - do tego przywykliście; normalna praca detektywów. Co nadzwyczajne... tym razem poszlaki wskazują na dwie możliwości. Albo za pozbawienie życia kolejnych ofiar odpowiadają zmartwychwstałe zwłoki osób, które magicznie odkopały się z pochówków... albo obecne w ekstraordynaryjnej liczbie muchy trumienne, jakich wcale nie powinno być wśród świeżych ciał - a wyłaniają się z nich każdą możliwą drogą. Jeszcze nigdy nie widziałeś tak przerażających miejsc zbrodni - pełnych bzyczących niczym setki pił łańcuchowych, tysięcy czarnych, lepkich owadów. Bzzz, to znaczy: brr... 

(...) demony, które dokonują złych uczynków, wskrzeszając umarłych. Posługują się ludzkimi zwłokami, żeby dla nich kradły i mordowały, a kiedy takie zwłoki się gdzieś pojawią, prawie zawsze otaczają je muchy. Dlatego, że gniją i przyciągają owady.” 

Pierwszymi ofiarami nieuchwytnego zabójcy padają: anglikański pastor, zakonnica kościoła rzymskokatolickiego oraz żydowska dziewczyna, co przywodzi Ci na myśl motyw religijny, jakim mógłby kierować się owładnięty nim szaleniec. Tylko że ten nie istnieje... Z ciał, miast śladów, wylatują setki, tysiące, dziesiątki tysięcy much. Wplątują się we włosy, wchodzą do oczu, ust, uszu - aż trudno jest zapanować nad tym, by oględziny zwłok przebiegały prawidłowo. Próbujesz zmyć lepkie ślady ich odnóży jeszcze długo po tym jak wrócisz do domu na szybki prysznic. Owady wydają się być wszędzie - zupełnie jak zesłana przez Boga plaga. Pierwsze przeglądy zapisów z kamer miejskich przynoszą szokujące odkrycia. Na jednym zauważasz wydającego się jarzyć zieleniejącym odcieniem srebra mężczyznę, który porusza się tak szybko, jak gdyby biegł - choć nie porusza nogami. Na kolejnych widać tylko chmary much, które osłaniają obiektywy, zupełnie jakby zostały do tego wytresowane. Tymczasem ofiar złoczyńcy wcale nie ubywa - maleje tylko liczba pochowanych przed najczęściej rokiem na różnych cmentarzach ciał, które... znajdują się na kolejnych miejscach zbrodni. Czy to możliwe, by nieboszczyk po roku znudził się wylegiwaniem w ziemi i wybył na powierzchnię, by popełnić morderstwo? Szybko przechodzi Ci ochota na żarty, choć w Twojej profesji tylko one niekiedy pozwalają Ci nie zwariować. Co tak naprawdę się tutaj dzieje? Jak walczyć z przeciwnikiem, który może pochodzić nie z tego świata? Czyżby jego Stworzyciel w końcu tak zdenerwował się ludzką niedoskonałością i jej zmierzaniem donikąd, że postanowił ją zniszczyć, w dodatku metodą przystającą raczej do czasów Starego Testamentu? Zegar nigdy nie tykał szybciej. A spadające zewsząd razy, przypominające nieprzewidywalne kary są coraz dotkliwsze - i to na ogromniejącą z minuty na minutę skalę. Kim jest władca much i co się stało w jego domu? 

Być może ta miłość zrodziła się z sekretnej wiedzy, którą dzielili, świadomości tego, że oprócz naszego istnieją równe niezliczone inne światy - światy zwyczajne, światy pogodne i cudowne, ale i też pełne niezrozumiałych dla człowieka potworności.” 

Graham Masterton jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, a po przeczytaniu “Domu much” muszę stwierdzić, że pozostaje w doskonałej formie. W najnowszym tomie przygód detektywów Patel i Pardoe nie tylko nie zapomina bowiem o odpowiednim odmalowaniu ich skomplikowanej relacji zawodowej oraz osobistej, ale przy tym maluje słowami fabułę, która dosłownie jeży włosy na głowie. Coś, w co trudno byłoby uwierzyć osobom twardo stąpającym po ziemi, dzięki literackim machinacjom Autora nabiera nader realistycznych i realnych kształtów. Oczywiście do jego narracji należy podejść z otwartą głową, jako że świat prawdziwy przenika się udanie na niemalże każdej stronie z tym nadprzyrodzonym. Nadmienię jednak, że po tej książce już nigdy nie spojrzę tak samo na tytułowe złośliwe, czarne owady - za każdym razem (dziękuję, mój natychmiast materializujący fabułę wizualizacją mózgu!) przypominając sobie o tym, co przeczytałam. “Dom much” to bez dwóch zdań pełnokrwisty horror z rozlicznymi wątkami kryminalnymi (choć niepozbawiony humoru!). Taki, który kreuje atmosferę grozy nie wylewającymi się zewsząd hektolitrami krwi i lubianymi jump scare’ami, a skrzętnie budowanym napięciem, strachem przepływającym na czytelnika wprost z miejsc zbrodni czy prowokowaniem do rozmyślań, które aż nasuwają się same. Czy to możliwe? Co, jeśli sam znalazłbym się w podobnej sytuacji? Gdzie leży granica wyobraźni? Na to ostatnie odpowiem zgodnie z sobie znaną prawdą: nie istnieje. Nigdy nie wiesz... I może czasem zresztą nie chcesz wcale się dowiedzieć, bo podówczas świat nie byłby już tym samym uniwersum. Poproszę o więcej takich historii z dreszczem. PS Polecam czytać z latarką pod kołdrą albo przy świecy w ciemnym pomieszczeniu, najlepiej nocą. Jeśli masz równie artystyczny mózg jak ja, nie dziękuj - sprawdzi się moje ulubione: kolorowych koszmarów. 😉 8/10 

Czasami to nasi najgorsi wrogowie utrzymują nas przy życiu.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)