Karolina Wilczyńska - Smak dojrzałych jabłek - recenzja

by - 19:47:00

Nieuchronnie nadchodzi jesień, oznaczająca wielkie zmiany dla przyrody, ale nie dla Twojego życia. Ono od wielu lat jest takie samo i nie polega żadnym fluktuacjom. Czasami masz wrażenie, że Twój los zaczyna przypominać nudny, szary film, w którym nie może wydarzyć się nic ciekawego czy pasjonującego. Każdy dzień jest identyczny, miałki i bez wyrazu, pełen mechanicznie wykonywanych czynności. Z goryczą zastanawiasz się, kiedy popadłaś w tego rodzaju marazm i nie możesz znaleźć na to pytanie precyzyjnej odpowiedzi. Po prostu upływ czasu spowodował, że z żywiołowej dziewczyny, pełnej entuzjazmu i szalonych pomysłów, pewnego dnia przeistoczyłaś się w domowego robota, którego funkcje ograniczają się do dbania o męża oraz ogarniania domu. Ten wprawdzie wygląda sterylnie jak sala operacyjna, jednak brak mu tego co najważniejsze - duszy.  Maciej już dawno przestał być Twoim partnerem, w rzeczywistości łączy Was tylko sakrament. Kochasz go, ale przestałaś rozpoznawać w nim tego człowieka, z którym tak bardzo chciałaś być do końca swoich dni. I również nie masz pojęcia, jak do tego doszło. Pewnego dnia zorientowałaś się, że się mijacie, a on traktuje wspólne gniazdo jak hotel, w którym zjawia się tylko po to, aby coś zjeść i się przespać w spokoju. Tego ostatniego nie brakuje, rozmowy są tak zdawkowe, że można uznać, iż w zasadzie nie prowadzicie żadnych dialogów. Gdy sięgasz pamięcią w przeszłość, przeszywa Cię poczucie goryczy. Pobraliście się jako bardzo młodzi ludzie, Maciej miał dwadzieścia trzy lata, a Ty dwadzieścia jeden i byłaś w ciąży. Był początkującym lekarzem, który jednak szybko piął się po szczeblach kariery, aż osiągnął status profesora i uznanego chirurga. Ty, po ukończeniu studiów, pozostałaś na uczelni, stając się popularnym wykładowcą. Gdy córka dorosła i wyjechała do Anglii, pozostaliście sami, a Ty ocknęłaś się z konstatacją, że stanowicie parę prawie obcych sobie ludzi. Masz nadzieję, że da się z tym coś zrobić, podejmiesz więc walkę, abyście na powrót stali się rodziną i odnaleźli dawnych siebie. Czy masz na to jakiekolwiek szanse?  

„Dziecko dorosło, wyfrunęło z gniazda, a Lidia została sama. Z kuchnią, książkami, pracą i tą wszechobecną świadomością, że choć wszystko jest niby dobrze, to jednak coś się bezpowrotnie zmieniło.  (…) Trawa była jeszcze zielona, ale leżały już na niej pierwsze rude liście. Taki był ich związek, pomyślała. Niby żywy, lecz już więdnący, schnący z upływem czasu jak opadły liść.” 

Ciężko pogodzić Ci się ze starością. Wiedziałaś, że kiedyś nadejdzie, ale nie przypuszczałaś, że zmieni aż tak wiele. Mniejsza o to co nieuchronne - bóle w stawach, łamanie w kościach czy pewien czas, jaki musi upłynąć nim zwleczesz się z łóżka. Z tym wszystkim już się pogodziłaś. Jednak nie jesteś w stanie zaakceptować samotności i stanu Twoich dłoni. Patrzysz na nie ze zgrozą - zupełnie nie przypominają tych, które towarzyszyły Ci przez całe życie. Obleka je skóra cienka jak pergamin, na jakiej wyraźnie widać siatkę rachitycznych żył. Palce wygięły się i zgrubiały w stawach, drżąc w niepowstrzymany sposób. Całe życie stanowiły Twój łącznik z klawiaturą fortepianu, wydobywając z niego najczystsze dźwięki, a teraz nie są w stanie nawet nadążyć za rytmem najprostszej melodii. Los odbiera Ci to, co najbardziej kochałaś - muzykę, którą grałaś nie ciałem, a sercem. Spoglądasz na zdjęcia wiszące na ścianach, w tym na to, które zrobiono Ci w Radomiu. Stoisz na nim przy instrumencie z wielkim bukietem czerwonych róż, bo właśnie wygrałaś prestiżowy konkurs. Cała promieniejesz, chciwie wsłuchując się w niekończące się owacje zachwyconej publiczności. Na innym pochylasz się z troską nad uczniem, który potem odniósł wielkie sukcesy. Nie przypuszczałaś wtedy, iż kiedykolwiek zaprzestaniesz grania, a oto stoisz właśnie u kresu tej drogi. Z zamyślenia wyrywa Cię dźwięk otwieranej furtki. To Karina, nastolatka, którą opłaca Twój siostrzeniec Witold, aby przynosiła Ci zakupy. On sam prowadzi firmę i zajmuje się rodziną, więc nie ma na to czasu. Czasami Cię odwiedza, ale czyni to rzadko i zawsze na krótko. Tak jak i dziewczyna, która wpada jak po ogień, bierze pieniądze i pędzi do sklepu. Masz nadzieję, że gdy wróci, utniesz z nią choć krótką pogawędkę, jednak jak zwykle nic z tego nie wychodzi. No tak - młodzi mają swoje pilne sprawy, nie zwracają uwagi na tych, którzy dla nich już schodzą z tego świata, nic nie rozumieją i wydaje się, że śmierdzą naftaliną. Myślą, że będą wiecznie promienni, a starości się po prostu brzydzą i stara nie dostrzegać. Cóż, pewnego dnia ockną się na Twoim miejscuteż będą pożądać kontaktu z drugim człowiekiem, by nie czuć się zupełnie opuszczonym.  

„(...) choć czuła starość w każdym ruchu, choć widziała jej ślad w każdym spojrzenie w lustro, nie bała się jej. Byłą pogodzona z czasem. Nauczyła się akceptacji (…).” 

Jak co dzień uczestniczysz w wyścigu do łazienki, a potem natychmiast wpadasz w wir porannego kieratu. Przy wtórze krzyku kłócących się zawzięcie dzieci - Julki oraz Janka, pomagasz im się ubrać, po czym schodzisz do kuchni i przygotowujesz dla wszystkich śniadanie. Musisz się śpieszyć - sprawy założonej przez Ciebie firmy transportowej nie poczekają, aż łaskawie się nimi zajmiesz. Masz w niej w bród roboty - faktury, klienci, sprawdzanie kondycji samochodów, stanu spedycji i logistyki oraz ciągłe reklamacje oraz opóźnienia. Czasami masz wrażenie, że nie dasz rady tego wszystkiego uporządkować. Tym bardziej, że Twoja żona Marta raczej nie służy Ci pomocą, zajmując się tylko swoim salonem masażu. Masz więc na głowie dodatkowo dom. Nie masz nawet czasu, aby odwiedzić ciotkę Bogumiłę, choć doskonale wiesz, jak bardzo staruszka czeka na Twoje przybycie. Kupiłeś jej specjalny telefon wielką klawiaturą, ale ciągle zapomina go odbierać, więc zamienił się w zbędny gadżet. Obiecałeś, że niedługo przyjedziesz, ale znowu nie dotrzymałeś słowa. Szczerze nad tym bolejesz, choć nic nie możesz poradzić na to, że praktycznie nie masz czasu oddychać. Czujesz, jak życie dosłownie rozłazi Ci się w rękach i przestaje mieć sens. Z Martą widzicie się tylko rano i wieczorem, zamieniając jedynie parę słów. Wasze życie intymne nie istnieje, żadne z Was nie ma na to ani siły, ani chęci. Stajesz się coraz bardziej zmęczony i nieszczęśliwy, więc jeśli czegoś nie zrobisz, nie zmienisz - czeka Cię jedynie gorzka świadomość przegranego losu... 

„Czuł się jak silnik wysokoprężny - potężny, niezawodny, ale już przytykający się od nadmiaru spalin. (…) Czasem miał wrażenie, że jego życie to tylko jeden wielki grafik zadań.” (Wybitnie rozbawiła mnie kreatywność Autorki co do metafory silnikowej! 😉) 

„Smak dojrzałych jabłek” Karoliny Wilczyńskiej to urocza (momentami aż nadto) i całkiem interesująca powieść obyczajowa. Jej bohaterami są trzy osoby - Lidia wykładowca i żona uznanego lekarza, Witold - przedsiębiorca i ojciec rodziny oraz Bogumiła - była pianistka. Wszyscy oni stanęli na życiowym rozdrożu, dostrzegając w pewnym momencie, że prowadzą egzystencję daleko przeciwną od tej, jaka niegdyś była przedmiotem ich marzeń. Lidia oraz Witold całkowicie podporządkowali los cudzym oczekiwaniom, gubiąc znaczną część własnego ja oraz żywionych aspiracji. Kobieta, której rola została ograniczona do wykonywania obowiązków związanych z pracą, tak domową, jak i zawodową, zaczyna odczuwać coraz większą pustkę, zwłaszcza uczuciową wobec zimnej i obojętnej postawy męża, który zawodzi ją na każdym kroku. Mężczyzna, zajmujący się nie tylko domem i dziećmi, ale także założonym przez siebie przedsiębiorstwem, ugina się pod natłokiem obowiązków, nie znajdując zrozumienia i czułości u żony, które nie dostrzega i nie docenia jego usilnych starań. Bogumiła, przytłoczona wiekiem oraz samotnością, rozpaczliwie próbuje nawiązać bliższy kontakt z Kariną - nastolatką robiącą jej zakupy oraz swoim siostrzeńcem Witoldem, którego wizyty są dla niej jedyną rozrywką. Wszystko to jednak z początku nie przynosi żadnych namacalnych efektów. Każdy z nich wskutek wzbierającej frustracji postanawia podjąć kroki zmierzające do zmiany tego stanu rzeczy i odnalezienia własnej drogi do szczęścia. Zdesperowana Bogumiła zamieszcza ogłoszenie o chęci przyjęcia pod swój dach bratniej duszy, z czego skwapliwie korzysta Lidia, rozgniewana kolejnym wyskokiem swojej drugiej połówki. Witold szuka ucieczki od zgiełku życia i staje się częstym gościem Bogumiły, co skutkuje poznaniem jej nowej lokatorki i nawiązaniem z nią więzi... Jaki finał otrzymają bohaterowie, tego dowiesz się z książki Wilczyńskiej. Uważam, że to całkiem przyjemna lektura na jeden wieczór, choć ilość urzekających, acz nieco nużących opisów przyrody przytłoczyłaby momentami nawet i ogrodnika. Lekko poetycka otoczka tego rodzaju jest cenna - nie w nadmiarze. Summa summarum, miło spędziłam ze “Smakiem...” czas i myślę, że podobne odczucia będzie miała większość fanów ciepłej literatury kobiecej. Wszak ta jesienią otula - 7/10 z minusami. 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)