Magdalena Kordel - Słowo się rzekło, Madame - recenzja
W ciągu jednego dnia wywróciło się całe Twoje życie. A co najgorsze, jak zresztą zwykle to bywa, zupełnie się tego nie spodziewałaś. Oczywiście modus operandi losu było tradycyjne, jeden kamyczek pociągnął za sobą całą lawinę, która pogrzebała prowadzoną przez Ciebie ciepłą, spokojną egzystencję. Jak to się zaczęło? Pierwszy cios przyszedł ze strony zakłamanego pracodawcy. Jakiś czas temu obiecano Ci awans, jeśli poprowadzisz pewien projekt i sprawdzisz się w nowej roli. Po wszystkim miałaś dostać solidnego kopniaka w górę z prawem do własnej asystentki. Twoim zadaniem było nakłonienie kręcących nosem sponsorów do wyłożenia kasy na sfinansowanie kolejnych odcinków popularnego reality show. Poprzedniczka całkowicie zabałaganiła sprawę, a pozostawione przez nią papiery wyglądały jak istny Węzeł Gordyjski. Popsuła też stosunki z dotychczasowymi ofiarodawcami, którzy zaczęli się wycofywać. Włożyłaś mnóstwo pracy i cały urok, by to wszystko wyprostować i odniosłaś pełen sukces, więc pieniądze popłynęły szerokim strumieniem. Gdy dumna jak paw zameldowałaś wykonanie misji, dowiedziałaś się, że to wcale nie jest Twoja zasługa, lecz syna Prezesa, którego ani Ty, ani nikt inny nigdy nie widział przy jakiejkolwiek pracy. Gdy zaczęłaś protestować powiedziano Ci, że jesteś bezczelna i zbyt wymagająca a tego rodzaju gwałtowne awanse nie są w firmie praktykowane. Dorzucono jeszcze tekst, o pokornym cielęciu, co dwie matki ssie, sugerując oczekiwaną postawę. Słysząc to wszystko, w końcu nie zdzierżyłaś i puściły Ci nerwy. Twój speech z pewnością zostanie zapamiętany na długo. Wprawdzie Twój umysł zarejestrował z niego stosunkowo niewiele, ale nawet to, co w nim pozostało, z pewnością zrobiło wrażenie na przełożonych.
„(...) nie pamiętam wszystkiego, co padło z moich ust, ale część mi się utrwaliła. Na przykład to, że skoro używamy zwierzęcych porównań, to ja żadnych cieląt nie dostrzegam, a widzę jedynie świnie. (…) zagroziłam im (...) roztarciem na miazgę, stratowaniem i demolką przydomowych ogródków, zakopaniem w nich dzieci, żon i kochanek i wyciągnięciem na światło dzienne brudów...”
Wprawdzie masz chwilę satysfakcji, ale nikt nie docenia Twojej pomysłowości co do kształtu zemsty, jakiej masz zamiar się dopuścić. Rezultat więc jest tylko jeden -zostajesz w trybie natychmiastowym wyrzucona z pracy. Zbierasz rzeczy do kartonu i wściekła jedziesz do mieszkania wynajmowanego wraz z chłopakiem. Stefana na szczęście nie ma, więc masz okazję się wyżyć bez żadnych przeszkód, stawianych przez zdrowy rozsądek partnera. Dopadasz do szafy, gorączkowo przebierając w rzeczach z zamiarem wyrzucenia wszystkich tych, które kojarzą Ci się z niewdzięcznym miejscem zatrudnienia. Najbardziej w tej roli pożądana jest walizka, w którą zamierzałaś się spakować przed obiecaną Ci podróżą na rajską wyspę, na jakiej kręcono reality show. Ponieważ znajduje się w głębi mebla, zaczynasz wyrzucać ubrania Stefana, aby do niej dotrzeć. Wyfruwają na podłogę jego starannie złożone swetry, koszule oraz uprasowane skrzętnie z dwóch stron gacie. Stefan panicznie boi się bowiem bakterii, a patrząc na jakikolwiek przedmiot, widzi przede wszystkim rojące się na nim, śmiertelnie niebezpieczne, straszliwe mikroby. Prasowanie majtek z obydwu stron ma je wyeliminować, by nie miały szans dotrzeć do tak cennych, strategicznych rejonów jego ciała. I właśnie w tym momencie otwierają się drzwi wejściowe a Stefan dumnie wkracza do mieszkania, czego oczywiście zupełnie nie zauważasz. Nie jest to trudne, gdyż najpierw kamienieje, ze zdumieniem wpatrując się w ciszy w Twoje poczynania i przypominając żonę biblijnego Lota. Szybko jednak przytomnieje i rzuca się do ratowania garderoby przed inwazją triumfującej armii bakcyli, która właśnie gotowała się do skoku na jego wykwintne slipki. Gdy już chroni je przed najgorszym, łapie Cię za rękę i pośpiesznie zaczyna zapewniać, iż wszystko, co o nim usłyszałaś, to nieprawda. Biedak wziął Twoje zabiegi za pierwszy etap wyrzucania go ze wspólnego domostwa. Wyjaśnia, że dopuszczał się pewnych, hmm... czynności dla żartu. Gdy pytasz, co ma na myśli, zdradza, że podjął się wyzwania, polegającego na sypianiu z kim popadnie, w krzyżowych układach, z kobietami oraz mężczyznami jednocześnie. Twoje milczenie bierze za wybaczenie, więc natychmiast, męskim zwyczajem utrwalonym przez wieki doświadczeń, zebranych wskutek kontaktów z płcią piękną, przechodzi do ofensywy.
„Z potulnego i skruszonego Stefana zmienił się w Stefana oskarżycielskiego. Zanim się otrząsnęłam, usłyszałam, że właściwie to mogłam się tego spodziewać, bo ciągle nie ma mnie w domu (…) a on zdrowy, młody, swoje potrzeby ma! I że jego mamusia zawsze powtarzała, że jak faceta się w domu zaniedbuje, nie dopieszcza i nie karmi, to potem nie należy się dziwić, że takiemu wyposzczonemu spodnie u innych spadają.”
Dziwnym trafem, ani nie podzielasz jego zdania, ani też nie chcesz poznać innych mądrości przyszłej teściowej. Ponieważ ściska kurczowo Twoje dłonie, żądasz, aby natychmiast je puścił. Na nieszczęście nie stosuje się do jasnego przecież polecenia, wyzwalając całą furię, do jakiej jesteś zdolna. Idealnie zgrywa się ona z wieloletnimi treningami karate, skutkując jego błyskawicznym i wielce donośnym grzmotnięciem o pełną zarazków podłogę przy wtórze głośnych jęków, wydawanych bynajmniej nie z rozkoszy. Szybko zrozumiał tę subtelną aluzję, tym bardziej, że została wzmocniona błyskawicznym spakowaniem jego rzeczy w czarne worki. Myślę, że na ten widok nieco odetchnął, spodziewając się w pierwszej chwili, że zechcesz ich użyć w nieco innym celu. Tak, czy inaczej, szybko ulatnia się z mieszkania głosząc donośnie wszem i wobec, że jesteś paranoiczną wariatką, zacofaną i pruderyjną cnotką oraz dz...ką, nie zauważając, że ostatnie twierdzenie całkowicie zaprzecza poprzedniemu. Z bezpiecznej odległości odgraża się także, że to jeszcze nie koniec i znajdzie sposób, aby się z Tobą policzyć. Gdy nastaje błogosławiona cisza, zaczynasz się zastanawiać, co dalej. Widzisz tylko jedno wyjście - pojedziesz do urokliwego pensjonatu nad brzegiem morza, prowadzonego przez Twoich przyjaciół Klarę i Wacława, których znasz od wielu lat. Znacznie starsi od Ciebie i dobiegający sześćdziesiątki, stali się tak naprawdę Twoimi opiekunami, zastępując rodziców, którzy nigdy nie poświęcali zbyt wiele czasu na zajmowanie się córką. Tam będziesz mogła odpocząć i naładować wyczerpane ostatnimi przeżyciami akumulatory. Nie masz pojęcia, że noszą się z zamiarem sprzedania swojego przybytku i wyjazdu do Hiszpanii, gdzie mieszkają ich dzieci. Twoje pojawienie się zmieni całkowicie ich plany, a Ty sama zaczniesz nowy rozdział w życiu. Ten poskutkuje znalezieniem serdecznych przyjaciół oraz chłopaka o hipnotyzujących, błękitnych oczach, w których utoną cały Twój rozsądek i poczucie odpowiedzialności.
“Lecę się wybiegać a przy okazji przemyśleć to i owo. Jak zdobyć władzę nad światem i co uczynić, by na ziemi zapanował pokój, ot takie drobiazgi (...).”
„Słowo się rzekło Madame” Magdaleny Kordel to zabawna, napisana ze swadą komedia romantyczna. Już pierwsze sceny z życia głównej bohaterki zapowiadają trzęsienie ziemi, a potem jest tylko lepiej. Autorka brawurowo prowadzi narrację, nie dając czytelnikowi chwili wytchnienia i nie pozwalając na jakiekolwiek uczucie nudy czy znużenia. Wszystkie wykreowane postacie mają umiejętnie zarysowany charakter - daleki od miałkości czy braku wyrazu, co w komediach romantycznych nie jest takim częstym zjawiskiem. Perypetie Emilki opisane są w błyskotliwy sposób, pełen niebanalnego humoru - niejednokrotnie szczerze mnie uśmiechnęły. Jej kreacja to bardzo mocna strona książki. Żywiołowe i cechujące się dystansem do samej siebie oraz otaczającego ją świata, a także życiowych kataklizmów, usposobienie dziewczyny to przykład jak wychodzić z wszelkich opresji obronną ręką - bez psychicznych urazów i poczucia beznadziei. Fabuła, która z pozoru może wydawać się sztampowa, potrafi często zaskoczyć oryginalnym konceptem na rozwinięcie. Powieści nie brakuje przy tym uroku i swoistego ciepła, podanych w zgrabny i ujmujący sposób - a tego wszak szuka się w tego rodzaju narracjach. Jasnym punktem tej propozycji literackiej jest związek Klary i Wacława - oparty na miłości, wzajemnym zrozumieniu i głębokim przywiązaniu, pozbawionym jakiejkolwiek sztuczności. Dialogi pomiędzy tą parą pełne są erudycyjnych, dowcipnych wycieczek, co wzbogaca odbiór powieści. Ta zaś pełna jest efektownych wydarzeń, nie wyłączając ekspresyjnego starcia z miejscowymi gangsterami oraz oczywiście prącym do zemsty, pokrzywdzonym w swojej męskiej dumie Stefanem. Poza tym, można spotkać w niej duchy, a nawet „wiedźmę” -staruszkę, której umysł doznał uszczerbku, wskutek strasznych wydarzeń z młodości. Pisarka bardzo pomysłowo i nieszablonowo poprowadziła też wątek związku, jaki nawiązuje się pomiędzy główną bohaterką a charakternym Krzysztofem. 8/10 - idealna historia na zakończenie sezonu wakacyjnego, a przy tym świetnie podana komedia romantyczna. Bawi i czaruje!
“Wiesz, w końcu słowo się rzekło, Madame...”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)