Małgorzata Starosta - Zaklęte miasteczko - recenzja

by - 18:51:00

Jako dziecko byłam zafascynowana Baśniami braci Grimm, których jedne z adaptacji na kasetach WHS oglądałam dopóty, dopóki te całkowicie się nie zniszczyły. Wielokrotnie zastanawiałam się, co byłoby, gdyby ta lub inna historia zyskała zupełnie inne postaci, alternatywne zakończenie albo co stałoby się, jakby fabuła przebiegała w całkowicie odmienny sposób. O rozważaniach tych zapomniałam na wiele lat, podobnie zresztą jak zarzuciłam pisanie własnych baśni (z serii: czego jeszcze o mnie nie wiesz) - wszak w szarej codzienności, niebędącej światem rodem z bajek, próżno szukać miejsca na tak magiczną dawkę finezjo-fantazji. Sięgając po “Zaklęte miasteczko”, będące kontynuacją “Godziny czarów” Małgorzaty Starosty, absolutnie nie spodziewałam się, że to właśnie ta propozycja czytelnicza na powrót przeniesie mnie w rzeczywistość stworzoną na podstawie podań, wierzeń i bajań przez Jacoba Ludwiga oraz Wilhelma Karla Grimm, odpowiedzialnych za zredagowanie, opracowanie literackie i opublikowanie znanych i kochanych, choć niepozbawionych mroku Baśni. 

(...) wszystko, co wydaje się niemożliwe, staje się realne, jeśli jest się gotowym, by to ujrzeć.  

Wykreowane przez Małgorzatę Starostę ze swadą, ogromną dozą dobrego humoru i językową biegłością, uśmiechającymi także starszego czytelnika, “Zaklęte miasteczko” dedykowane jest przede wszystkim dzieciom w wieku 9-12 lat. Przyznam jednak, że jako miłośniczka zaczarowanych historii z nutami ciemności i niepewności, doskonale bawiłam się podczas lektury - pełnej przygód, zabawnych sytuacji i nieszablonowo wykreowanych bohaterów. To idealna propozycja na zbliżające się Halloween, ale także świetny pomysł na prezent pod choinkę. Jestem pewna, że ta nietuzinkowa opowieść sprawi frajdę nie tylko małoletniemu, ale także czytającemu dziecku rodzicowi i... wszystkim kociarzom, jako że w tym Miasteczku ważną rolę odgrywa pewien zaczarowany futrzak. 😉  

Jak wyglądał ten inny świat?” 

Nie, z całą pewnością nie mogło być mowy o żadnych przypadkach. Nie, kiedy w grę wchodziły magia i sekrety tej dziwacznej rodziny.” 

Dawno, dawno temu – a może wcale nie tak dawno, tylko chwilę temu lub kiedyś w przyszłości, za kilkoma górami albo w samym środku lasu, stał sobie Hebanowy Dworek, w którym mieszkała nader barwna gromadka osób. Nie to jednak wyróżniało go spośród innych posiadłości; nie był to też nawet fakt, że skrywał on w sobie ogromną, pełną starych ksiąg, bibliotekę, na widok której każdy miłośnik książek poczułby szybsze drżenie serca. Rzeczą, która była w nim najbardziej magiczna, żeby nie rzec – na wskroś, niewyobrażalnie zaczarowana – okazał się stary zegar, który co roku o dokładnie tej samej porze odpowiadał za wybicie “Godziny czarów”, umożlwiającej przedostanie się przez portal do innego świata. Próżne Twe nadzieje, jeśli właśnie pomyślałeś sobie, że chciałbyś taki przedmiot posiadać i podróżować co trzysta sześćdziesiąt pięć dni pomiędzy wymiarami, jako że korzystać mogły z niego jedynie dzieci, z której to opcji skorzystały skwapliwie podczas ostatniej wyjątkowej daty dwie będące siostrami mieszkanki dworku. Zapewne teraz ogrzewałyby się przy kominku i raczyły dyniowymi babeczkami przygotowanymi specjalnie na Halloween, gdyby nie pewien znaczący fakt: od czasu powrotu z innej rzeczywistości, jedenastoletnia Nina śni nieprzerwanym, kamiennym snem - zupełnie jak Śpiąca Królewna. Choć starsza z dziewczynekBianka - robi wszystko, aby przywrócić siostrę prawdziwemu światu, każda z jej prób kończy się niepowodzeniem... Czyżby młodsza siostra utknęła w bliżej nieokreślonej przestrzeni między wymiarami albo zapadła w powtarzający się koszmar, który przerwać może... No właśnie: co takiego? Wysiłki podjęte w celu odczynienia ewentualnej klątwy, wspomagane w dodatku przez mówiącą (owszem!) kotkę Amber, której kocio-ludzki język rozumieją jedynie wybrańcy, przerywa... magiczna materializacja dziewczynki wyglądającej dokładnie tak jak Nina w nieco starszej wersji i utrzymującej, że... właśnie uwolniła się z portalu po ponad stu sześćdziesięciu latach. Och. Jest duże podobieństwo, że mama się jednak pogniewa. 

Ten wieczór doprawdy nie mógłby być bardziej zaskakujący. Tak przynajmniej jej się wydawało do czasu, aż los postanowił udowodnić, że jest zgoła inaczej.” 

Kiedy niedająca wiary niczemu co nadprzyrodzone Ida i zawsze wierzący w pozytywną stronę medalu Artur wracają z halloweenowego przyjęcia, w Hebanowym Dworku sceny dzieją się już właściwie dantejskie. Stary ogrodnik podszeptuje po kątach z będącą z nim w komitywie kucharką. Nina leży w łóżku, majacząc coś o portalach i dziewczynce, którą trzeba uratować z innego świata. Przyjaciółka Niny Mila ukrywa pod łóżkiem prawie dwustulatkę, definitywnie na swój wiek niewyglądającą, która stanowczo odmawia powrotu do własnej krainy. Karol z kolei jak zawsze szuka rozwiązania problemów w starych księgach - i przy okazji próbuje uniknąć złości swojej przyszłej żony Bianki, definitywnie skłonnej do wybuchów złości, zazdrości i purpurowienia bez większej przyczyny. Istny galimatias! Wystarczyło zostawić całą tę zgraję na kilka godzin, aby w domu zapanował kompletny chaos. Taki, z którym nawet twardo stąpająca po ziemi księgowa sobie nie poradzi. I na domiar złego Amber kręci się koło łóżka Niny, jakby szaleju się najadła. Skaranie boskie – lub szatańskie! 

(...) ani trochę nie zdziwili się tym, że postać ze znanej bajki okazała się człowiekiem z krwi i kości. Czemu tu się dziwić?” 

Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy okazuje się, że metoda na obudzenie Niny ze snu rodem z bajek, jest... praktycznie niewykonalna. No chyba, że najmłodsi spośród wesołej gromady odważą się na przeżycie bohaterskiej przygody... kształtując świat Baśni braci Grimm, z którymi, jak się okazuje, część rodziny jest spokrewniona, na zupełnie inną modłę. Może nie okaże się to aż tak odległe, jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że w misji potowarzyszy dzieciom kot strażnik i... pewien przypominający gadającą baryłkę siedmioletni amant, do imentu zakochany w Mili, obiecujący uczynić wszystko, aby odczynić zły czar rzucony na jej przyjaciółkę. Witaj, przygodo! 

“(...) musielibyśmy zacząć wierzyć w bajki. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że zarówno o magicznych przejściach, jak i światach, do których prowadzą, można by powiedzieć to samo, powinniśmy się otworzyć na możliwości, o jakich nie śniło się filozofom.” 

Kilkuletnie dziecko potrafi uwierzyć w absolutnie wszystko. Właśnie z tego powodu tak ważne jest, aby podsuwać mu lektury, które będą miały ogromną moc sprawczą - i poszerzą jego wyobraźnię milionem najróżniejszych barw. Zaczarowany świat magicznych opowieści - niekoniecznie wesołych, często odrobinę mrocznych, jednak zawsze kończących się szczęśliwie - był właśnie tym, w którym najbardziej kochałam się znajdować. To on sprawiał, że zamiast stu pomysłów na minutę, miewałam ich tysiące (ok, nie oszukujmy się - dalej mam) i wyobrażałam sobie te wszystkie “what if...”. To dzięki niemu poszerzałam także słownictwo, bo jeżeli książka jest dobrze napisana – a ta Małgorzaty Starosty zdecydowanie jest! - można przy okazji w młodym wieku poznać kilka lub więcej nowych wyrazów. “Zaklęte miasteczko” to nie retelling, ale zahacza o rzeczywistość baśni podanych przez braci Grimm, co czyni ją jeszcze bardziej wyjątkową. Któż bowiem nie chciałby się znaleźć wespół z bohaterami powieści w samym środku jednej z nich? A może i, dzięki odrobinie zmyślności, stworzyć dla niej swój własny koniec; alternatywne zakończenie? Lubię powtarzać, że na tym świecie baśnie nie mają racji bytu – bo nie jest to świat baśni. Co jednak broni nam na chwilę; jeszcze krótkie mgnienie oka, właśnie takim go uczynić? Tylko my sami – i nasza wyobraźnia, niemająca końca właśnie dzięki takim historiom. 9/10 

“Książka to świat malowany słowami.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)