Max Czornyj - Ed Gein - recenzja

by - 21:39:00

Czyż nie potrzeba geniuszu, aby podsumować zwichrowany sposób postrzegania otoczenia przez oderwanego od rzeczywistości psychopatę jednym celnym zdaniem: “Kiedy ma się prawie trzydzieści lat, nie zna się świata, lecz wierzy w bezgraniczne dobro rodziców, do głowy przychodzą dziwne pytania”? Potrzeba. Alternatywnie można też nazywać się Max Czornyj, być literackim Maestro zbrodni i zaproponować wymagającym czytelnikom, przepadającym za lekturami spod ciemnej gwiazdy, kolejną mrożącą krew w żyłach i dopracowaną w każdym najmniejszym detalu propozycję, stanowiącą udaną próbę wniknięcia w umysł mordercy... a może tylko kogoś, kto widział teraźniejszość w zupełnie innych barwach niż wszyscy. Gdzie przebiega granica między szaleństwem a istotą zła? Co stanie się, jeśli ścieżki tych dwóch niematerialnych bytów przetną się w tym samym punkcie, nomen omen, materializując się w jednej makabresce – lub ich szeregu? Na te pytania odpowiedzi próbuje udzielić Mistrz mroku w swojej najnowszej, opartej na faktach książce, zatytułowanej prosto i przerażająco: “Ed Gein”. Gdyby to imię i nazwisko występowały oddzielnie, z pewnością nie budziłyby grozy ani negatywnych skojarzeń. Postawione obok siebie, równie dobrze mogłyby zostać zastąpione dwoma innymi wyrazami: DIABELSKI KRAWIEC. 

- Niczego o mnie nie wiecie - szepczę.” 

Pochodzisz z religijnej rodziny, która w kościele bywa kilka razy w tygodniu. Pracującemu w sklepie ojcu, nocami dorabiającemu jako grabarz, zdarza się zgrzeszyć - napatrzywszy się na różne dziwy, czasem zagląda do kieliszka. Matka jawi Ci się zaś jako istota święta, wiodąca w domu prym i zarządzająca familią. To ona od najmłodszych lat wpaja Ci, by nigdy nikomu nie ufać, jako że w ludziach tkwi zło. Dzięki niej wiesz, że najgorsze są kobiety; ladacznice, wodzące mężczyzn na pokuszenie. Robisz wszystko, by przypodobać się jej i Bogu - przecież tak trzeba.

“Baw się dobrze, Nelson. Ja tylko na chwilę przymknę oczy.” 

Niekiedy niepokoi Cię, że Twój starszy brat spogląda na dziewczyny... bo co, jeżeli przez to nie trafi do nieba? Masz nadzieję, że i jego matka poprowadzi ku zbawieniu. Czy jako kilkulatek niemający przyjaciół czujesz się samotny? Niekoniecznie. Jeszcze nie teraz. Wszak po tym, jak tata zamknął Cię w grobie, testując Twoją męskość, nie jesteś już sam. Od tamtej chwili co jakiś czas materializuje się przy Tobie Nelson. Jedyny prawdziwy druh, partner in crime, choć... nie widzi go nikt poza Tobą. A szkoda - przecież to on namawia Cię do złego, a niekiedy popełnia występki za Ciebie! Chwilę później przeprowadzacie się na farmę, która pozwoli Wam na samowystarczalność - jeżeli poświęcicie jej odpowiednio dużo pracy. Wszystko do zrobienia; wysiłek poniesiony dla większego dobra z pewnością spodoba się Bogu. Każdy dzień mija w otoczce biblijnych słów głoszonych przez mamę, która... nagina je do własnego postrzegania rzeczywistości. Skąd jednak miałbyś o tym wiedzieć? Nie grzeszysz. Jesteś posłuszny. Dobry. Tak trzeba. Aż nagle umiera ojciec i zostajecie we troje. A potem pojawia się punkt zapalny, który zdeterminuje całe Twoje życie - nie ma już Twojego brata. Mama i Ty. Ty i mama. Nareszcie jest idealnie. Wolne chwile spędzasz na pracach dorywczych, zlecanych przez ludzi z miasteczka – tyle dobrego, bo na co dzień traktują Cię jako odludka. Zaczytujesz się w opowiadaniach Poego, ale... wkrótce przestają Ci one wystarczać. Potrzebujesz mocniejszych bodźców. Ciemniejszej czerni. Ohydniejszego diabła. I tak pojawia się fascynacja Ilse Koch, która z uwielbieniem opisywała przyozdabianie pomieszczeń częściami ludzkich ciał. Jakież inspirujące... Ale to przecież nie Ty. Bezgranicznie kochasz swoją oddaną Bogu matkę, więc nie popełniasz niegodnych uczynków. A skoro darzysz ją tak gorącym uczuciem... jesteś zdolny do najpiękniejszego uczucia; miłości. Mgnienie oka później zostajesz sam w Waszym dwuosobowym świecie. Dlaczego mnie opuściłaś, mamo?!  

“Od najmłodszych lat miałem świadomość, że otacza mnie piekło. Zanurzałem się w nim z pełną świadomością. W końcu ponad piekłem czekał raj.” 

Skoro Bóg odebrał Ci jedyną ważną osobę - postanawiasz zacząć żyć na własnych zasadach. Samotność... w końcu tak dotkliwie odczuwasz samotność; to przerażające uczucie, które nie opuszcza Cię ani na chwilę, odkąd mamy zabrakło. Topisz się w odmętach eskalującego szaleństwa, przemierzając okalające Waszą farmę ścieżki, ścieląc łóżko rodzicielki i przygotowując makiaweliczne party for one. W końcu wpadasz na pomysł... sprowadzenia matki z powrotem. Jesteś pewien, że wystarczy tylko, że odtworzysz jej ciało - a wówczas zjawi się tu jako żywa. Porozmawia. Doradzi. Przytuli. Pomodli się. Przemieniasz się z Dr Jekylla w Mr Hyde’a, coraz mniej kontrolując swoje uczynki. Ty nie popełniasz tych złych; to wszystko Nelson. Tracisz poczucie czasu. Widzisz jedynie stop-klatki rzeczywistości, w których to Ty panujesz nad swoją osobą. Z upływem piasku w klepsydrze jest ich coraz mniej. Krawiec z piekła rodem, bezczeszczący zwłoki, aby pobrać z nich właściwe fragmenty ciał; te piękne, pasujące do skóry Twojej matki. Najpierw maska, a potem coraz większe części kostiumu. Musisz ukończyć dzieło. Najważniejsze, życiowe, zbliżające do matki – a więc boskości. Projektujesz “skórę”, materializujesz mamę na nowo. Już niebawem. Jeśli przymierzysz “ciało” przed lustrem i odtańczysz chocholi taniec, znowu będziecie mogli być razem. Na zawsze. Nikt Was nie rozdzieli. Jeszcze tylko jedna zbrodnia. I kolejna. Następna. Jakie przestępstwo; przecież liczą się chęci - a Twoje zawsze były jak najlepsze. A poza tym to nie Ty zabijałeś, tylko Nelson, który coraz częściej towarzyszy Ci podczas popełniania występków. Wróć; on przejmuje na Tobą kontrolę. To nie Ty. Dlaczego mnie zostawiłaś, mamo?! Jestem taki... samotny. 

“Choć miał kilka naprawdę dobrych pomysłów i poruszył wiele mocnych zagadnień, zrobił to zbyt łagodnie. Dlaczego?” 

Powyższymi słowami zacytowanymi z książki zdecydowanie nie można by określić ani “Eda Geina”, ani całej Czornyjowej twórczości. Najnowsza propozycja literacka Autora, pomimo braku epatowania obrzydliwymi szczegółami, mrozi krew w żyłach - i to nie tylko dlatego, że jest wzorowana na faktach (a prawda, jak wiemy od Pisarza, jest bardziej przerażająca od każdej, nawet najbardziej twórczej fikcji), a z zupełnie innego powodu. Jakiego? Pierwszoosobowa, niezwykle realistyczna narracja pozwala czytelnikowi spojrzeć na świat oczami Eda... nie z jednej, a z wielu perspektyw. Czytający najpierw jest dzieckiem karconym za najmniejsze przewiny i straszonym ogniami piekielnymi. Chwilę później przepoczwarza się w nastolatka, któremu zabrania się mieć szkolnych przyjaciół czy spoglądać na kobiety. Potem staje się mężczyzną, dla jakiego cały świat koncentruje się w jednej osobie: matki. Świętej i niemożliwej do zastąpienia, zatem kiedy jej braknie, czytelnik wespół z Edem nurza się w szaleństwie, kaleczy, kala i skaża nim coraz bardziej, by finalnie... “wpełznąć” w ciało rodzicielki. To niepowtarzalne przeżycie, które swoim ostrym jak brzytwa słowem Czornyj po raz kolejny gwarantuje czytelnikowi – zamiast przytaczania suchych faktów o zbrodniarzu, przedstawiając jego sylwetkę w trójwymiarowy sposób. Próżno szukać w “Edzie Geinie” szkodzącego true crime wartościowania. I doskonale: ponoć zwycięzca zawsze jest sam, ale sam jest także z przemyśleniami czytelnik po lekturze książki o zbrodniarzu... a może po staniu się nim na ulotny moment; niepowtarzalnie trwożący... i właśnie z tego powodu tak nęcący. 

PS Naczelna psychofanka odkłania się psychofanowi psychofanek po kolejnej uczcie w pięciu smakach, dziękując za “do stołu podano”. 

PS2 Dla fanów czarnego humoru, żart: Dlaczego Edowi Geinowi nie wyłączają ogrzewania? Bo jego meble dostałyby gęsiej skórki. 🤐 

“Gna mnie przeznaczenie. Nie mam tylko pojęcia dokąd. Ty też nie.” 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)