K. N. Haner - Odkupienie - recenzja

by - 00:13:00

 Dla Ciebie podpaliłbym cały świat... Jedno z najpiękniejszych wyznań miłosnych, które można usłyszeć. Jednak czy ktoś zastanowił się, co tak naprawdę ono oznacza i jak wielką ilość obietnic w sobie zawiera? Mógłbym dla Ciebie zabić; ochronić Cię przed całym złem tego świata i skrzywdzić wszystkich, którzy zadali Ci ból. Obróciłbym wniwecz każdy powód smutku, zmienił troski w nadzieje, przeobraził marzenia we wspomnienia. Odrzucił absolut i stworzył nową rzeczywistość - wspólną. Albo, jak śpiewała Sinnead O’Connor: “I’d kill a dragon for you.” Mroczny stoik, umiarkowany optymista, zadeklarowany samotnik, stroniący od towarzystwa mruk... Wszyscy, absolutnie wszyscy, niezależnie od stopnia wypierania tego faktu ze świadomości, marzyli kiedyś o takim uczuciu. Tak obezwładniającym, że aż spalającym wszechświat i spopielającym wszystko poza nim. Właśnie o takiej miłości opowiada w dynamiczny sposób “Odkupienie” - pełen emocji finałowy tom najnowszej trylogii cenionej słusznie w świecie romansów K.N. Haner. 

“Uciekalibyśmy do końca życia i ukrywali się przed całym światem. A nawet jakby nas schwytali, to zginęlibyśmy razem. W jednej chwili.” 

To wszystko nie miało być tak... Mężczyzna, który według Twojego serca jest Ci przeznaczony, to najbardziej poszukiwana osoba w kraju za odebranie życia gubernatorowi. Musi kontynuować życie przestępcy, pozostając w ukryciu i za nic nie dając się złapać, jako że wisi nad nim kara dożywotniego pozbawienia wolności lub śmierci. Powinnaś już dawno pogodzić się z tym, że z Wami koniec – gdyby się z Tobą skontaktował, tym samym podpisałby na siebie wyrok. A jednak... obiecałaś i sobie, i jemu, że nigdy nie stracisz nadziei. Trwasz w tym postanowieniu, choć z każdą chwilą wymaga to od Ciebie więcej wysiłku. Nic w tym dziwnego – aby dopełnić umowy, już wkrótce będziesz musiała bowiem udawać żonę majętnego DeRossy, zamierzającego ubiegać się o urząd w nadchodzących wyborach. 

“Już od tygodnia jestem księżniczką zamkniętą w wieży złego czarnoksiężnika. I to wcale nie jest bajka (...).” 

Choć ślub zbliża się wielkimi krokami, daleko Ci do panny młodej przejętej przygotowaniami. Wybór dekoracji do ogromnej sali balowej, sukien skrzących się milionem diamentów czy strojów druhen bynajmniej nie jest Ci w głowie. I to całkiem naturalne, jako że cała szeroko zakrojona intryga jest jedynie grą dla publiczności. Przedstawieniem, które musisz odegrać, aby Luca DeRosso zjednał sobie jak największą część społeczeństwa i objął stołek gubernatora. Nie masz innego wyjścia, jak wznieść się na wyżyny swoich umiejętności aktorskich i sprostać zadaniu – wszystko przez układ, który kiedyś zawarła bliska Ci osoba. Momentami sama sobie wyrzucasz, że odgrywanie całego tego teatrzyku nie jest dla Ciebie aż tak uciążliwe jak powinno, choć to naturalne. Kto narzekałby na żywot pozostającej pod ścisłą ochroną księżniczki, mogącej sobie pozwolić na każdy luksus i czasem tylko towarzyszącej przystojnemu mężczyźnie w ustawionej kolacji czy spotkaniu biznesowym? Luca zresztą traktuje Cię może nie jak przyjaciółkę, ale z pewnością jako istotną, chwilami prawie że równorzędną stronę porozumienia, konieczną do chociażby minimalnego polubienia, aby osiągnąć swój cel. Wściekasz się na siebie za to, że wciąż tkwisz w tym bagnie – ale przecież nie masz innego wyboru. I, co w tym wszystkim dla własnej uczciwości najistotniejsze: przecież nie zapomniałaś. Nigdy nie przestałaś kochać Gabriela, wierzyć w to, że jeszcze jest Wam pisany jakikolwiek wspólny koniec, choć dla wszystkich dookoła szanse na to są nikłe. Skoro jednak tak wiele razy zaryzykował wszystko i dosłownie podpalił cały świat, nie tracisz nadziei, miłości i wiary. Wróci, powtarzasz sobie zamknięta w kolejnym luksusowym hotelu, wróci po Ciebie i już nigdy nie wypuści Cię z rąk. Póki tak się nie stanie, nakładasz na twarz skrzętnie przygotowaną maskę i odgrywasz narzeczoną przyszłego polityka. Mały krok, a za nim kolejny. Jeszcze tylko jeden dzień, kolejny i następny. A potem, pewnego dnia... Musisz tylko bardzo w to uwierzyć, a na pewno się ziści. 

“Gram swoją rolę, jestem w tym dobra, a jednocześnie w głowie, w snach i myślach żyję już tym życiem, które sobie wymarzyłam. I będę za wszelką cenę dążyć do tego, by to się spełniło.” 

Mawiają, że niekiedy spełniają się najskrytsze sny - jeśli tylko położy się w nich odpowiednią dozę nadziei. Czy i tak będzie w Twoim przypadku? Czy przeznaczenie w końcu odnajdzie drogę do Ciebie i Gabriela? Tak musi być, prawda? Po co, w innym przypadku, byłoby to wszystko, co już się wydarzyło? I kiedy pewnego dnia widzisz w swoim pokoju peonie; te piękne i majestatyczne kwiaty, które kupował Ci tylko on, już wiesz: Twój mężczyzna nie tylko żyje i ma się dobrze, ale i z pewnością ułożył już odpowiednio wyrafinowany plan działania, skoro zaryzykował tyle, by zbliżyć się do Twojej twierdzy. Uciekając przed zemstą i wymiarem sprawiedliwości, bynajmniej o Tobie nie zapomniał. Przypominają Ci o tym aksamitne bordowe, białe, fioletowe i różowe płatki, których mozaika zdobi Twoją sypialnię. Jeszcze tylko jedno przedstawienie, księżniczko zamknięta w wieży złego czarnoksiężnika, ostatni akt teatralnej sztuki, a potem na pewno zamiast furkotu niezliczonej liczby niebezpieczeństw, w tle da się posłyszeć marsza Mendelsona – tym razem tego prawdziwego. Para, która wspólnie podłożyła lont pod życie, musi przecież zasłużyć na swój happy end, prawda? Uwierz, uwierz w ducha; kiedyś na pewno. 

“I choć będziemy musieli uciekać przed rzeczywistością, to nie ma znaczenia.” 

Nie jestem już romantyczką. Przeciwnie - lubię powtarzać: mistyk wystygł. Wynik? Cynik. Pomimo tego, z pewną nostalgią za dawnymi skrawkami kochającej poezję duszy, wciąż lubię spróbować wzruszyć głaz dobrym romansem. Nie zdarza się to często; wszak więcej makiawelicznej przyjemności przynosi mi poznawanie opisów tortur, planowania zagadkowych zbrodni czy czynienia inteligentnego zła. Kiedy jednak zaistnieje – to porywa mnie na całego i sprawia, że - tak jak to miało miejsce w przypadku “Odkupienia” - nie odkładam powieści przed poznaniem zakończenia. Jakże widowiskowego w tym przypadku; takiego, które aż chciałoby się zobaczyć w nasączonym historią wielkiej miłości filmie akcji.  

Finałowy tom najnowszej trylogii Haner trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, gwarantując cały sztafaż emocji. Ba, lubiąca pędzącą jak rollercoaster akcję ja, momentami miałam wrażenie, iż ta galopuje w tempie Pendolino, nie pozostawiając chwili na oddech. Kiedy przewróciłam ostatnią kartkę, nie udało mi się powstrzymać westchnienia, tego doskonale znanego wszystkim emocjonującym się fabułą czytelnikom: ale jak to, to już; to wszystko? Wcale nie obraziłabym się, gdyby książka zyskała dodatkowe kilkaset stron, które mogłyby uczynić lekturę jeszcze barwniejszą. Napisawszy wiele powieści dla kobiet, Kasia wciąż wie, jak zaszachować odbiorców w wielkim, bardzo dynamicznym stylu. Jej najnowszą trylogię mogłabym podsumować krótko: romanse, od których się nie oderwiesz. Pasowałoby jednak także: bajka, którą każdy chciałby kiedyś przeżyć. Zawsze jednak można o niej śnić. 8/10 

You May Also Like

0 comments

Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)