Anna Wilson - Paddington w Peru - opowieść filmowa - recenzja
Oryginalni w swej nieidealności, niebanalni poczuciem humoru, urzekający uczuciowością i... uroczy dzięki ładowaniu się z podniesioną wysoko głową w co rusz to nowe tarapaty – tacy bohaterowie książkowi oraz filmowi z pewnością zbierają największe rzesze fanów. I to wcale nie tylko tych najmłodszych. Częściej niż można by pomyśleć wyjście do kina czy po książkę do księgarni z dzieckiem kończy się tym, że do poznania kolejnej części przygód danej postaci to rodzic namawia pociechę, a nie odwrotnie. Niewiele w tym zaskoczenia – w końcu, zdaniem niektórych, każdy ma w sobie wewnętrznego kilkulatka, o którego warto dbać... a dobrze wykreowana bajka potrafi porwać całe pokolenia.
Pełne ciepła, przesłodkie misie od zawsze cieszyły się ogromnym powodzeniem, nierzadko stając się fenomenem na wiele lat. Wystarczy wspomnieć Uszatka (choć bez mojej ulubionej, wyciętej, niemającej się w nim znaleźć sceny, zaczynającej się od słów: “a teraz drogie dzieci...”), Colargola czy Puchatka i od razu całym tłumom wyrwie się chóralne “ooooch”. Na sławę misiów z dużą dozą prawdopodobieństwa wpływ miał też Brzechwa: “Proszę Państwa, oto miś / Miś jest bardzo grzeczny dziś / Chętnie Państwu łapę poda / Nie chce podać? / A to szkoda!”
Niedźwiadki mają w sobie niezaprzeczalny powab – a na ich scenie od wielu lat króluje niepodzielnie bohater dzisiejszej recenzji, czyli zauważony przez pewną angielską rodzinę na słynnym dworcu przed biurem rzeczy znalezionych, przemoczony i wówczas niesamowicie zrozpaczony, Miś Paddington. Tym razem uroczą fajtłapę o dystyngowanych manierach i dojrzałej osobowości ukrytej w kudłatym futrze czekają bardzo egzotyczne przygody! Adoptowany przez Brownów niedźwiedź, wskutek zwichrowań losu, jakie tylko jemu mogą się przydarzyć, wybiera się bowiem do dalekiego Peru, gdzie spotka go całe mnóstwo niebezpiecznych zdarzeń. A takie właśnie lubimy najbardziej! Tfu, chciałam napisać: a takie właśnie każde dziecko lubi najbardziej.
W jakie tarapaty mógłbyś władować się tym razem? Choć już od dawna jesteś misiem bardziej miejskim niż tamtym narwańcem z dżungli, w wielu kwestiach wciąż brakuje Ci ogłady. Mając maniery staruszka i artykułując zdania do innych niczym angielski landlord, czasami zapominasz o najważniejszym: kłopoty to Twoja specjalność, niezależnie od tego, jak wiele razy przestrzegali Cię przed niebezpiecznymi sytuacjami przyszywani rodzice i rodzeństwo. Chowając pod kapeluszem kolejną kanapkę z Twoim znakiem rozpoznawczym w postaci wielbionej marmolady, mógłbyś właściwie nucić: ahoj, kolejna wyprawo życia, gdzie się teraz skrywasz? Przecież i tak Cię znajdę... Oj, znajdziesz. Tylko że tym razem postanowisz wyruszyć z misją ocalenia kogoś, kto kiedyś uratował Ciebie – starej niedźwiedzicy Lucy, przebywającej obecnie w peruwiańskim Domu Emerytowanych Niedźwiedzi. Dzięki ciągłej wymianie korespondencji z dawną wybawicielką ustalasz, że ostatnio coś zmieniło się w jej zachowaniu, które staje się coraz bardziej niepokojące. Jako że właśnie uzyskałeś paszport, a Twoja ludzka rodzina zawsze jest pierwsza do pomocy, cała Wasza zgraja pakuje manatki i postanawia przy okazji wakacji zrealizować ekspedycję ratunkową dla cioci Lucy. Żadne z Was nie wietrzy podstępu, ani nie przewiduje, że już za chwilę Brownowie z misiem na czele będą poszukiwać mitycznego El Dorado, gonić za zagubionym złotym skarbem i... ścierać się z szeregiem egzotycznych niebezpieczeństw dżungli oraz złowrogimi duchami przodków pewnego kapitana statku. Czy połączenie sił ludzkich i niedźwiedzich stworzy drużynę nie do pokonania? Jak bardzo niepoliczalna ilość przygód może czekać Was na drodze do odkrycia, że... czasem bogactwem, za jakim gonimy, nie jest wcale to, co za nie uważamy?
PS Bez marmolady nie da rady!
“Panie Brown, niedźwiedzia można wyjąć z dżungli, ale dżungli nie da się wyjąć z niedźwiedzia.”
“Miś Paddington w Peru. Opowieść filmowa” to oficjalna historia, która powstała na kanwie produkcji kinowej, jaka miała premierę w bieżącym roku. Ta licząca sobie nieco ponad 150 stron książeczka będzie idealnym dopełnieniem filmu – lub odwrotnie; razem tworzą bardzo udany zestaw dla całej familii. Moim nieskromnym zdaniem propozycja literacka Anny Wilson będzie świetnym wyborem dla każdego dziecka w wieku 5+ - fana przygód, które poszerzają wyobraźnię i uroczych bohaterów. Warto jednak zauważyć, że nie jest to tylko historyjka dla rozrywki – a niosąca za sobą ważne przesłania. Puenty pokazują bowiem, że nie zawsze to prawdziwa rodzina jest tą, która faktycznie miała wpływ na stworzenie człowieka (lub misia) takim, jakim obecnie jest. Czasem to ta przybrana jest wartością nadrzędną, a dom to nie tylko miejsce zamieszkani... a prawdziwy byt, stworzony z osób. Poza tym “Miś...” obnaża negatywy chciwości i udowadnia, że niekiedy warto zaryzykować i obrać inny kurs. Tego rodzaju morały mogą okazać się świetnym punktem wyjścia do dyskusji z dzieckiem i przekazaniu mu kilku ważnych prawd.
Opisowa adaptacja filmu stworzona przez Wilson jest po prostu zgrabną historią z mnóstwem dynamicznej akcji. Myślę jednak, że jej wykreowanie to też... dość sprytny pomysł na to, jak zachęcić nieczytające, ale lubiące produkcje kinowe, dziecko do pokochania literek! Który syn czy córka, nawet stroniąc od lektur, nie chciałby bowiem poznać jeszcze większej ilości przygód uroczego miśka z ekranu? No właśnie. 😉 8/10
PS Choć scenki humorystyczne są tu kreowane głównie dla dzieci, kilka z nich uśmiechnie także dorosłych! Ta, w której dorosły mężczyzna zgłasza zaginięcie niedźwiedzia w środku dżungli była naprawdę niezła.
“Jeśli kiedyś znów się zgubisz, po prostu ryknij, a ja Ci odryknę. I zawsze Cię usłyszę, niezależnie od tego, jak daleko zawędrujesz.”
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)