Daniel Sweren-Becker - Kill show - recenzja
Nastała epoka medialna i chyba nikt nie ma co do tego żadnej wątpliwości. Trudny do ogarnięcia jeszcze do niedawna świat skurczył się do rozmiarów niewielkiego ekranu telewizora. Choć może to niezbyt trafne określenie, zważywszy na 100-calowe potwory, którymi chwalą się sieci sklepów z elektroniką. Tak czy inaczej, telewizyjne kamery docierają niemal wszędzie. Są obecne przy nagrywanych na żywo zgonach, porodach, dramatach rodzinnych czy operacjach plastycznych. Wpychają się w ludzkie życie bez pardonu, choć bardzo często są zapraszane z własnej i nieprzymuszonej woli przez tych, dla których sprzedaż własnej prywatności, a także poczucia smaku i godności, nie stanowią żadnego problemu. Dla chwili niezwykle ułudnej sławy i pewnej sumy pieniędzy gotowi są wystawić na publiczny widok wszystko to, co powinno pozostać poufną tajemnicą, niedostępną dla oczu osób trzecich. Szczególnie złą sławą w tym względzie cieszą się różnego rodzaju reality show, których bohaterowie sami odzierają się z własnej intymności, tworząc niesmaczne widowisko, często napawające niekłamanym obrzydzeniem. Wielką popularność zdobyły zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, gdzie wielomilionowe rzesze widzów z nieskrywaną ciekawością śledzą cudze życie, zapewne zajadając przy tym popcorn, chipsy i innego rodzaju „dietetyczne” wynalazki. Dużym powodzeniem cieszy się tam program „S*e*x box”. W każdym odcinku biorą udział trzy pary, których związki są bliskie rozpadu. Każda z nich po kolei, jest zapraszana do odbycia stosunku sek*sualnego w wielkim, stojącym na środku studia dźwiękoszczelnym pomieszczeniu o mlecznych ścianach. Po wszystkim wychodzą i zdają relacje ze swoich wrażeń, które oceniają publiczność i troje ekspertów. Pewnie w następnej edycji likwidacji ulegnie niepotrzebna zupełnie nikomu zasłona; w końcu po co odcinać widzów od tak intensywnych doznań. 😉
W programach Jerry’ego Springera uczestnicy opowiadali o swoich nawet najbardziej wynaturzonych dewiacjach seksualnych i osobistych dramatach przy głośnym aplauzie publiczności. Postęp dotarł też do Europy, która nie pozostała w tyle, a nawet wysunęła się na prowadzenie. W Holandii wyemitowano program, którego bohaterką była trzydziestosiedmioletnia kobieta umierająca na raka mózgu, jaka miała podjąć decyzję, komu odda nerkę do przeszczepu. Rywalizowało o nią dwadzieścia pięć chorych osób. Kryterium wyboru, którego dokonywali widzowie za pomocą SMS–ów były wygląd oraz usposobienie „kandydatów”. W Polsce również nie brakuje tego rodzaju „rozrywki”. „Magia nagości” z całą pewnością zasługuje na szczególne wyróżnienie. Reklamowana jako niezwykły show randkowy, polegała na wyborze przez jego uczestników kandydata lub kandydatki na spotkanie na podstawie widoku ich nagich ciał, a zwłaszcza narządów płciowych. Oczywiście wszystko to okraszone niewybrednymi komentarzami i dialogami, które nie miały nic wspólnego z naturalnym poczuciem wrodzonej skromności. Trzeba przyznać, że na wspomnienie wybryków niejakiej „Frytki” w programie Big Brother łezka się w oku kręci i zmusza do cmokania z uznaniem nad delikatnością i wysmakowaniem realizatorów. 😉 Wielką popularnością cieszą się też programy, które pokazują codzienne życie znanych osób. Do najchętniej oglądanych należą „Żony Hollywood”, gdzie swoją tandetną rzeczywistość prezentują Polki spełniające bardzo specyficzny sen o wystawnym życiu w USA. Swoje uznanie zdobył cykl „Jestem jaki jestem” z udziałem Michała Wiśniewskiego z zespołu Ich Troje, który pozwolił nagrywać na bieżąco wydarzenia dziejące się w posiadanym przez niego domu. Wkrótce potem artysta nagrał wyjątkowo obłudną piosenkę „Mam już dość”, w której uskarża się, że media nie dają mu spokoju i rejestrują każdy jego krok. Istotnie, niektórzy ludzie potrafią wznieść się na istne Himalaje hipokryzji...
Socjologowie kultury od długiego czasu próbują przeanalizować to zjawisko i wytłumaczyć, skąd bierze się niezwykła popularność tego rodzaju programów. Większość z nich wskazuje na immanentne ułomności ludzkiej natury: skłonność do podglądactwa i szukania taniej sensacji, która kiedyś skłaniała bywalców cyrków do chciwego przyglądania się prezentowanym karłom czy przysłowiowym „babom z brodą”. Inni przywołują charakterystyczny dla niewyrobionej publiczności brak podstawowego smaku artystycznego i związaną tym skłonność do oglądania niewyszukanych widowisk o miałkiej treści. Tak czy inaczej, w tej dziedzinie telewizyjnej twórczości, jak chyba nigdzie, sprawdza się stare rzymskie powiedzenie: „vox populi, vox Dei”, więc dopóki będzie popyt, dopóty wielkie sieci TV zapewnią odpowiednią podaż. Ku zgrozie wszystkich tych, którzy roją sobie coś o nadal obowiązujących cnotach poczucia smaku i elementarnego wstydu.
Wyobraź sobie niewielkie miasteczko Frederick w stanie Maryland w USA. Jedno z tych, którego społeczność tworzy zamknięty krąg – bardziej wielką rodzinę, niż tylko żyjących obok siebie sąsiadów. Jej członkowie są nieufni wobec obcych, jednak wzajemnie znają się doskonale i wszystko o sobie wiedzą. Zamieszkują małe, schludne domki z obowiązkowymi trawnikami przed progiem, a sama miejscowość funkcjonuje w sennym półuśpieniu, bez wielkich wydarzeń i emocji. W jednym z nich Janette Parcell przygotowała właśnie śniadanie dla członków swojej rodziny – męża Dave’a, jedenastoletniego syna Jacka oraz szesnastoletniej córki Sary. Dziewczyna jest przedmiotem wielkiej dumy mamy i taty – uczy się świetnie, nie sprawia żadnych kłopotów wychowawczych i posiada rzadko spotykany talent – pięknie gra na skrzypcach.
„Sara była dzieckiem doskonałym. Wszystko robiła dobrze, miała wspaniały talent i nie marzyła o niczym innym, jak tylko o tym, by go rozwijać. (…) Powstrzymywały ją tylko pieniądze.”
Jej umiejętności są na tyle duże, że nauczycielka muzyki naciska, by nastolatka wzięła udział w letnim programie edukacyjnym dla wyjątkowo uzdolnionych uczniów szkół średnich w najlepszej na świecie wyższej szkole muzycznej Juillard w Nowym Jorku. I to już za sześć tygodni. Niestety czesne wynosi aż dwanaście tysięcy dolarów i z uwagi na charakter kursu nie można liczyć na żadne stypendium czy pomoc od państwa. Tymczasem sytuacja finansowa rodziny jest tragiczna, gdyż ojciec bardzo poważnie ją zadłużył. Do tego stopnia, że komornik od dwudziestu lat ściąga każdą kwotę oszczędności, jaka pojawi się na koncie. Katastrofę spowodowało bankructwo firmy dekarskiej Dave’a, połączone z wypowiedzeniem przez banki zaciągniętych wcześniej pożyczek. Od tego czasu pracuje w sklepie teścia, gdzie zarobki nie są oszałamiające i do tego stanowią jedyny dochód Parcellów, nie licząc niewielkich sum, jakie Sara otrzymuje za sezonową pracę w miejscowej lodziarni. Nic dziwnego, że ledwo wiążą koniec z końcem. To zaś oznacza, że perspektywa wyjazdu córki do Nowego Jorku oddala się w szybkim tempie.
„Może nie głodowaliśmy, ale mieliśmy zero oszczędności. Tego dnia nasze kłopoty finansowe po raz pierwszy dotknęły Sary. (…) po raz pierwszy musiała zmienić życiowe plany tylko dlatego, że jej rodzice byli spłukani. Nie zasługiwała na to.”
Dziewczyna wpada w rozpacz, a ojciec nie mogąc znieść zawodu dostrzeżonego w oczach dziecka, przyrzeka, że zrobi wszystko, aby zdobyć pieniądze.
„Wtedy zobaczyłem to spojrzenie po raz pierwszy. Oczywiście, to nie był pierwszy raz, kiedy nasza córeczka się popłakała, ale pierwszy raz, kiedy płakała, bo się na nas zawiodła.”
Na razie sprawa zawisła oczekiwaniu na zebranie odpowiedniej kwoty. Po zjedzeniu posiłku nastolatkowie idą na przystanek, aby wsiąść do autobusów wiozących ich do szkół. Sara jest w doskonałym humorze i przez całą drogę wygłupia się z najlepszymi przyjaciółkami – Nellie i Olivią. Po dotarciu na miejsce dziewczęta wysiadają, wchodzą do budynku placówki i zaczynają wkładać rzeczy do szafek. Nagle Sara informuje, że zapomniała wziąć plecak z pojazdu i musi po niego wrócić. Przekracza ponownie próg szkoły i … znika bez śladu. Nikt nie wie co się z nią stało.
Początkowo wszyscy sądzą, że zrobiła głupi dowcip lub wpadła na jakiś szalony pomysł i za chwile się odnajdzie. Gdy jednak mija parę godzin jej nieobecności, jasne jest, że doszło do nieszczęścia. Rodzice powiadamiają policję, a ta oddelegowuje do prowadzenia śledztwa detektywa Felixa Calderona. Ten na początku lekceważy problem - jest pewien, że ma do czynienia z jakże często występującym wybrykiem niezrównoważonej nastolatki, która zabalowała z jakimiś znajomymi lub postanowiła na krótko opuścić dom. Po upływie doby zaczyna jednak przeprowadzać rutynowe czynności. Przesłuchuje wszystkich uczniów z klasy Sary i interesuje się kierowcą autobusu, który wiózł ją do szkoły. Bardzo szybko w jego samochodzie znajduje się plecak dziewczyny. Jak się tłumaczy – zauważył go na siedzeniu pojazdu i miał zamiar zawieźć do biura rzeczy znalezionych. Natychmiast staje się głównym podejrzanym w sprawie i zostaje aresztowany. Wkrótce trzeba go wypuścić, gdyż nie ma żadnych dowodów, by miał coś wspólnego z zaginięciem. Sytuacja robi się coraz bardziej nerwowa. Aby zwiększyć pole poszukiwań, detektyw decyduje się na powiadomienie o wszystkim lokalnych mediów. Niemal natychmiast pod domem Parcellów pojawiają się cztery wozy transmisyjne, a tłum dziennikarzy oblega go dwadzieścia cztery godziny na dobę. Miasteczko jest zelektryzowane, wszyscy w pobliżu rzucają się do poszukiwań oraz urządzają wieczorne czuwania przy zdjęciu zaginionej. Niestety nie przynosi to żadnych namacalnych wyników. I wtedy dochodzi do sytuacji, która zmienia wszystko i pociąga za sobą lawinę wydarzeń. Jack z ukrycia nagrywa przytulających się i zrozpaczonych rodziców, po czym wrzuca filmik do sieci. Ten uzyskuje rekordową liczbę wyświetleń i dociera do Casey Hawthorne - producenta stacji telewizyjnej TNN. Ta od razu wyczuwa wielką szansę i proponuje zarządowi nakręcenie reality show w domu Parcellów.
„Wiedziałam, że tego właśnie szukałam ja i tego właśnie szukał ten kraj. Rodzinka była jak z castingu. Flanelowe koszule, kiepskie fryzury, jeżdżą pikapem i mają bałagan w domu. (...) A potem ten prywatny moment należący tylko do męża i żony. Obejmują się i wspierają przez łzy. Każdego by to ruszyło!”
Pomysł zostaje błyskawicznie zaakceptowany i ekipa telewizyjna natychmiast wyrusza do Frederick. Rodzice początkowo stawiają opór, jednak ostatecznie przekonuje ich zapewnienie, że program pomoże w odlezieniu córki. Niebagatelną rolę odgrywa też honorarium w wysokości 50 tysięcy dolarów za każdy odcinek. W zamian filmowcy dostają wyłączną zgodę na nagrywanie wydarzeń w domu aż do czasu znalezienia Sary, przy czym zagwarantowane jest nakręcenie przynajmniej dziesięciu epizodów. Pierwszy z nich osiąga rekordową oglądalność i staje się popularny w całym kraju. Stacja zdobywa ogromny rozgłos, gromadząc przed telewizorami miliony oglądających. Wszystko zdaje się więc zmierzać w dobrym kierunku... Jak się jednak okaże, decyzja podjęta przez rodziców dziewczyny pogrzebie ich życie pod gruzami tragicznych wydarzeń...
„Kill Show” Daniela Swerena–Beckera jest propozycją literacką napisaną w stylu true crime. Autor zastosował ciekawy zabieg, polegający na zamieszczeniu wstawek zeznań dwudziestu sześciu osób, które brały udział w wydarzeniach związanych z zaginięciem Sary. Wypowiadają się w nich na temat całej afery, jej konsekwencji oraz wstrząsającego zakończenia. Poza tym książka pozbawiona jest jakiejkolwiek innej narracji. Dzięki temu czytelnik ma wrażenie uczestniczenia w przeglądaniu akt prowadzonego postępowania oraz realistycznego udziału w prowadzonych czynnościach. Może też zanurzyć się w odczuciach bohaterów tej historii, na bieżąco zapoznając się z ich opiniami i przemyśleniami w miarę rozwoju wypadków. Pomysł bez mała innowacyjny!
Niewątpliwie lektura zmusza czytelnika do zastanowienia, co pcha ludzi do wydawania zgody na filmowanie intymnych przeżyć, które powinny być zarezerwowane tylko dla nich lub osób najbliższych. Na publiczne pokazywanie wielomilionowej widowni łez, rozpaczy, strachu i gniewu z najmniejszej możliwej odległości - ze wszystkimi szczegółami. Na sprzedaż godności i poczucia wstydu. I z drugiej strony: czy istnieje granica, której nie przekroczą dziennikarskie hieny w swoim niepowstrzymanym pędzie do sławy i podbijania słupków oglądalności? Czytający nie ucieknie także od gorzkich refleksji na temat funkcjonowania rynku medialnego oraz jego wpływu na działania podejmowane przez służby wymiaru sprawiedliwości. Jak się bowiem okaże, zarówno policja, jak i miejscowa prokurator będą wykonywać czynności pod dyktando dziennikarzy oraz w celu zdobycia odpowiedniego rozgłosu, który tej ostatniej pomoże w reelekcji na zajmowane stanowisko. Z obrazu odmalowanego przez Pisarza wyłania się przygnębiający obraz wzajemnej symbiozy organów państwa, mediów oraz rodziców zaginionej dziewczyny, mającej na celu zdobycie przede wszystkim jak największej popularności. W jej cieniu ginie podstawowy cel, jakim jest odnalezienie Sary. I trzeba przyznać, że Autor robi to nad wyraz przekonująco, zostawiając w głowie podstawowe i jakże ważkie pytanie: czy warto zapłacić cenę, która z tego wynika?
Kill Show... czy i ze śmierci można uczynić przynoszące zyski przedstawienie? Definitywnie coś, co w literaturze nie było jeszcze grane. 8/10
0 comments
Serdecznie dziękuję za wszystkie opinie, wiadomości oraz czas poświęcony na czytanie mojej strony- tworzę ją dla Was! :-)